Lata siedemdziesiąte. Małpa. Rozdział II.

Witek symulował samobójstwo na przepustce. Dostał pastylki od zaprzyjaźnionych hippisów i wtajemniczona była tylko jego siostra, która o określonej godzinie miała wezwać pogotowie. Jak potem opowiadała, była tak zdenerwowana, że zaczęła palić papierosy. Rodzice nic nie wiedzieli, co równocześnie podkopało stan zdrowotny całej rodziny Witka.
Kiedy odwiedziłam Witka w szpitalu, snuł się zrozpaczony po korytarzu w pasiastej piżamie prześladowany przez jakiegoś pacjenta, który chował wszystkim współwięźniom kapcie i szczoteczki do zębów. Na dodatek nic nie wskazywało na to, że go stamtąd wypuszczą. Jak go wreszcie wypuścili, to z powrotem do wojska.
Nikt z nas, dziewczyn nie wiedział jak jest w wojsku naprawdę. Krzyś opowiadał, że bili ich drugoroczni pasami, a jak on był już drugi rok, to sam bił, zamykali salę wypełnioną jednorocznymi i rozpinali skórzane pasy. Sprawiło im to, jak opowiadał z dumą, dużą przyjemność.
Brat, jak wrócił ze studium wojskowego – letniego obozu, który trwał tylko miesiąc, studenci odbywali je po drugim roku – był jak dzikie zwierzę. Nie mówił do nas w domu, tylko warczał.
Wiedziałam, że Małpa nie pisze mi wszystkiego i że jego listy są kreacją literacką, na dodatek – jak donosił – różewiczowską. Podtrzymywałam korespondencję jak mogłam, ale jak mogłam wygrać z całą armią.

Czołem Ewka!
Dzisiaj mamy wtorek. Wczoraj ledwo co wróciłem z poligonu. Dzisiaj otrzymałem Twój list. Na poligonie było strasznie – bez przerwy lało. Mieliśmy alarm nocny. Spaliśmy pod namiotami – jedliśmy z menażek, a kawę piliśmy z manierek. Las niezbyt ciekawy. Wszystko napięte, łącznie z atmosferą. Najpierw marsz około 35 km z całym oporządzeniem, które waży około 50 kg. Tak szliśmy też z powrotem tzn. po tygodniu. Czekały na mnie w ośrodku trzy listy.
Odnośnie Różewicza – Ewka, jak znajdziesz chwilę czasu i trochę pieniędzy u siebie to weź i kup wysyłając go do ośrodka na moje nazwisko – ja wtedy automatycznie przysyłam Tobie za niego pieniądze, których tutaj mam pod dostatkiem. Będę Tobie za to bardzo wdzięczny. Podtrzymywało by mnie to na duchu, dlatego, że jestem pesymistycznie nastawiony na świat.
Ewka, jeżeli ten Różewicz będzie kosztował około 300 czy 500 zł, jak to wyczytałem z Twego listu, to nie ma sensu, abyś go kupowała, lecz jeżeli będzie kosztował około 100 zł to proszę Cię bardzo.
Uratowałaś by przez to cześć mego zgniłego, spróchniałego życiorysu – to spowodowane jest moim “zaszczytnym obowiązkiem”, do spełnienia, którego, jak wiadomo już Tobie, zmuszono mnie.
Ewa, ale pierwsze są egzaminy, w których życzę raz jeszcze powodzenia Tobie i reszcie, a potem dopiero Tadziu Różewicz.
Dzisiaj dostałem trochę wiadomości od rodziny, co się nowego dzieje. Stwierdzam, że nic ciekawego – poza tym, że ogrodzenie (jak mi piszą) wokół domu zmienia oblicze.
Kłaniam się wszystkim w koło oraz Tobie. Ściskam Cię i całuję.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii lata siedemdziesiąte i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *