Zupełnie niezrozumiałe są zarzuty recenzentów trzeciej książki islandzkiego emigranta.
Częstotliwość wydań, ich objętość i tematyka są akurat w wypadku tego twórcy zupełnie nieważnymi zarzutami, albo pochwałami, zależnie, kto o książce pisze.
Klimko – Dobrzaniecki bowiem pisze cały czas tak samo i to samo, a kolejne utwory są ciągami dalszymi wcześniejszych wydań i jak mantra w koło powtarzają zaistniałe już wątki.
Można bardzo dobrze czuć się w tym zawsze odjechanym świecie północy i depresji, a będzie to odjechanie geograficzne, a nie mentalne.
Sposób pisarski, będący specyfiką i osobowością artysty, a nie schematem i samopowieleniem, polega na notatce, na dzienniku, a nie kreacji artystycznej i przetworzeniu. Celne są portrety miejsc, kumpli, środowisk. Artystów uzależnionych nałogiem, bezgranicznie samotnych i wystawionych na kołysanie islandzkiego wygwizdowa, gdzie mieszkańcy nie mają zielonego pojęcia o sztuce, ponieważ, jak to Boro mawia, nie można w pięćdziesiąt lat przeskoczyć z lepianki na salony, z gwałtów na owcach przejść prostą i szybką drogą do wyszukanego seksu…
Z przyjemnością wchodzi się w te światy ludzi żyjących na marginesie, kreślone szarą, miękką kreską codzienności, borykania się z istnieniem, z materią życia stawiającą opór, w utracie energii, mocy życia, w zjawisku jesiennej depresji, na którą mieszańcy północy zapadają i kończą tę udrękę samobójstwami.
Mamy skrzypka, mamy mima, mamy wiolonczelistę, malarza i poetę, a te wszystkie artystyczne aktywności mieszają się i wymieniają.
Mimo, że artyści są profesjonalistami, absolwentami uczelni wyższych, to wszystko rozłazi się w chałturach, w nietrafieniu do odbiorcy, w wylatujących z ręki narzędziach.
Ten rytm twórczości pozornej – jak przytoczona w książce skrzynka na listy, która zawiera tylko śmieci, bo już nikt listów nie pisze, do której się schodzi i opróżnia jak biurowy kosz z papierów – niestety udziela się czytelnikowi. Po ukończeniu lektury pozostaje z tym światem powierzchni, szarości dnia, słoty i ulotnego lata, które swoim pięknem zawsze daje znać, że już mija.
Nie ma w tej prozie ani trzeciego, ani czwartego wymiaru, nie ma tajemnicy, ani obietnicy, że autor uchylił nam tylko jej rąbek, a resztę gromadzi w sobie, jako swój twórczy, potężny kapitał.
Ta proza jest bardziej filmowa niż literacka, złożona z kadrów dobrze zauważonych i wybranych, celnych i komunikatywnych. Nie mają one ambicji oceny świata, ani jego diagnozy, ani prognozy, ani też nie liczą na czytelnicze dopowiedzenie, które niejednokrotnie twórczo pojawia się zadumą między czytelnikiem a pisarzem.
I wątpię, by ten rodzaj pisarstwa, w moim pojęciu skończony i zdefiniowany, miał ewoluować w inne niż jest – regiony.
Cokolwiek Klimko – Dobrzaniecki napisze, czy zmieni miejsce zamieszkania, wiek i otoczenie, będzie profesjonalnie powoływał pisarskie światy, które się będzie bardzo dobrze czytało, ale nic więcej.
O Ewie
Ewa Bienczyckalistopad 2024 P W Ś C P S N 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 -
Ostatnie wpisy
Najnowsze komentarze
- czytelnik - Osip Mandelsztam “Aleksander Giercowicz” tłumaczyła z rosyjskiego Ewa Bieńczycka
- EWA BIEŃCZYCKA - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Filip Łobodziński - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Robert Mrówczyński - Dziennik katowicki (1)
- Ewa - 2022
Kategorie
Archiwa
- lipiec 2024
- luty 2023
- styczeń 2023
- sierpień 2022
- maj 2022
- kwiecień 2022
- marzec 2022
- styczeń 2022
- listopad 2021
- czerwiec 2021
- maj 2021
- kwiecień 2021
- marzec 2021
- luty 2021
- styczeń 2021
- grudzień 2020
- listopad 2020
- marzec 2020
- luty 2020
- styczeń 2020
- grudzień 2019
- listopad 2019
- październik 2019
- czerwiec 2019
- marzec 2019
- styczeń 2019
- grudzień 2018
- listopad 2018
- październik 2018
- wrzesień 2018
- lipiec 2018
- maj 2018
- kwiecień 2018
- marzec 2018
- luty 2018
- styczeń 2018
- grudzień 2017
- listopad 2017
- październik 2017
- wrzesień 2017
- sierpień 2017
- maj 2017
- kwiecień 2017
- marzec 2017
- luty 2017
- styczeń 2017
- grudzień 2016
- listopad 2016
- październik 2016
- wrzesień 2016
- sierpień 2016
- lipiec 2016
- czerwiec 2016
- maj 2016
- kwiecień 2016
- marzec 2016
- luty 2016
- styczeń 2016
- grudzień 2015
- listopad 2015
- październik 2015
- wrzesień 2015
- sierpień 2015
- lipiec 2015
- maj 2015
- kwiecień 2015
- marzec 2015
- luty 2015
- styczeń 2015
- grudzień 2014
- listopad 2014
- październik 2014
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
- styczeń 2012
- grudzień 2011
- listopad 2011
- październik 2011
- wrzesień 2011
- sierpień 2011
- lipiec 2011
- czerwiec 2011
- maj 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- marzec 2010
- luty 2010
- styczeń 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- maj 2009
- kwiecień 2009
- marzec 2009
- luty 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
- kwiecień 2008
- marzec 2008
- luty 2008
- styczeń 2008
- grudzień 2007
- listopad 2007
- październik 2007
- wrzesień 2007
- maj 2007
- kwiecień 2007
- marzec 2007
- luty 2007
- styczeń 2007
- grudzień 2006
- listopad 2006
- październik 2006
- wrzesień 2006
- sierpień 2006
- lipiec 2006
- czerwiec 2006
- maj 2006
- kwiecień 2006
- marzec 2006
- luty 2006
- styczeń 2006
- grudzień 2005
- listopad 2005
- październik 2005
- wrzesień 2005
linki
Była w GW recenzja z tej książki Dariusza Nowackiego i nie ma.
Tak jak recenzja z Gretkowskiej.
Znikają recenzje. Dlatego sprytnie dzisiaj skopiowałam dzisiejszą o Sieniewiczu, o jego najnowszej książce, o której będę pisać.
A mam nadległości, najnowszy Witkowski czeka w kolejce… Wszyscy piszą, a przede wszystkim wydają…
Przypomina to boom na malarstwo olejne stanu wojennego.
Malarze malowali po trzy obrazy dziennie. Nigdy w Historii Malarstwa Polskiego malarze nie byli tak przekonani finansowo o swoim talencie. Wskutek innej wartości pieniądza komunistycznego bloku i otwarcia granic, opłacało się dosłownie wszystko zamieniać na dolary. I obrazy, malowane bądź, co bądź, przez absolwentów wyższych uczelni, sprzedawane były na europejskich ulicach za niewielkie sumy, w Polsce pozwalały na kupno domu. Do dzisiaj malarze są przekonani, że kupowano ich z zachwytu.
Nie wiadomo, jak jest dzisiaj na literackim rynku, skąd te motywacje. Wszyscy pisarze tylko narzekają.