Lata siedemdziesiąte. Tania Rozdział V.

Kazimierz zapukał delikatnie raz przed pierwszymi dzwonami kościoła, miałam cztery minuty, by się ubrać i gdy zapukał drugi raz, wyszłam cicho z butami w rękach, by nie budzić Tani. Biegliśmy miedzą boso po trawie, robiliśmy skłony, rozrzucaliśmy ręce w powietrze, skręty tułowia i przysiady. Kazimierz przysuwał się, ja się odsuwałam. Niezrażony objął mnie ramieniem. Dłonie zaczęły szukać piersi i schodziły w dół. Odskoczyłam jak oparzona.
– Nie było tego w umowie – powiedziałam łagodnie nie chcąc go obrazić. – Jak ty sobie dajesz radę z licealistkami? – dodałam zakłopotana.
Nie chciał o tym mówić. Wracaliśmy milcząc. I nagle rozgadał się.
– Nie chcę się chwalić – opowiadał – ale rodzina mi się udała! – Trójka wykształconych dzieci i wspaniała żona.
W pokoju zastałam obrażoną Tanię leżącą w łóżku i udającą, że mnie nie zauważyła, jak weszłam. Wreszcie nie wytrzymała i rzuciła bezosobowe jak było.
– Fajnie. Ma troje dzieci i kochającą żonę – powiedziałam przebierając się do śniadania.
– Idziemy na śniadanie?
– Byłam już w stołówce napić się piwa. Wszystko wypili. Ja im tego nie podaruję!
Na śniadaniu rozszalała się burza, nikt nie przyznawał się, że pił piwo z beczki, natomiast wszyscy przyznali się, że dali dziesięć złotych, a piwa nie pili. Wojtkowi najbardziej zależało na tym, by zarządzić nową składkę na nową beczkę, bo był zaprzyjaźniony z właścicielem browaru, ale po zakrzyczeniu go wszyscy doszli do wniosku, że taniej im będzie przepłacać w wiejskim sklepie. Potem Wojtek przedstawił nam malarkę Hanię z Warszawy, która rano dojechała i której nazwisko wszyscy znali z telewizji.
Hania, kobieta w nieokreślonym wieku zainteresowała natychmiast cały stół swoim problemem: zapomniała z Warszawy zabrać pasteli. Czy ktoś wie, gdzie takie pastele olejne tutaj kupi? Jak daleko jest do miasta, w którym sprzedają pastele tylko tej, a nie innej holenderskiej marki, bo innymi ona nie pracuje?
Stół się rozgadał, sypały się rady, wymieniano przyległe wsi miasta, liczono kilometry i wątpiono, by w tej części Polski akurat tą firmą w sklepach dla plastyków handlowano. W rezultacie malarka postanowiła, że umyślny, mieszkający w Warszawie pociągiem pastele prześle w koszyczku tak jak były przygotowane do zabrania, a Wojtek je ze stacji jutro odbierze.
Wróciliśmy do pokoi. Tania oświadczyła, że nie będzie nigdzie wychodzić, będzie malować tylko w pokoju i musi być w trakcie malowania kompletnie sama. Wyniosłam stół, blejtram i farby na korytarz, gdzie usiadł zaraz przy mnie Piotruś z butelką piwa kupioną w sklepie i zapalił papierosa. Co chwilę wychodziła z pokoju Tania, zaniepokojona samotnością, ale ponieważ nie chciała, bym wiedziała, że jedyną jej malarską inspiracją jest album reprodukcji pejzaży Stanisławskiego, który po przyjeździe niezdarnie ukryła przede mną, musiała równocześnie pilnować swojej samotności i towarzyszyć mi w pracy. Po pokryciu płótna żółcią neapolitańską kładzioną grubymi impastami mającymi wyobrażać suche trawy i nałożeniu nieba, i białego obłoku, Tania przeznaczyła obraz do wyschnięcia i dosiadła się do nas na korytarzu. Tania popatrzyła łakomie na piwo Piotrusia i poszła po szklankę. Kiedy jej nalewał, patrzył na nas, jak siedzimy obok, ja nad blejtramem, Tania nad szklanką i powiedział: piękny widok! – Pasujecie do siebie i zarazem nie pasujecie! Zupełnie inne charaktery! Kiedy zaprzyjaźniłyście się ze sobą?
Popatrzyłyśmy na siebie znacząco i wyrecytowałyśmy: u Pijaka Intelektualisty!
– To ja ci zaproponowałam to mieszkanie – Tania mówiła, a ja jej ciągle przerywałam.
– Mieszkałam na Klecinie, godzina jazdy tramwajem codziennie i trzeba było palić w piecu, metr na metr pokój… Iwonka, z którą mieszkałam, dostała akademik, a mi nie przyznali…
– A mnie potrzebne było mieszkanie tylko na cztery dni w tygodniu, bo jeździłam do Starego. I właśnie takie jak trzeba znalazłam na Łaciarskiej, pięć minut na uczelnię i na dworzec..
– A mi na Klecinie się bardzo podobało, w powietrzu cały czas unosił się przyjemny zapach melasy… Mieszkałam na Buraczanej. Ale powiedziałaś, bym się przeniosła, zresztą, to już był listopad i nie potrafiłam tam palić w piecu… I tak daleko od uczelni…
– I wynajęła nam ten pokój w Rynku kobieta z dwójką małych dzieci. Wieczorem uciekała z tymi dziećmi do siostry, a nas wystawiała na pastwę swojego męża, który wracał w nocy z wrocławskiej restauracji pijany i się awanturował.
– Ale nikt nam nie powiedział o tym wcześniej…
– Na dodatek było tylko jedno łóżko, spałyśmy dwie w łóżku małżeńskim…
– Ewa smażyła na patelni w kuchni jajecznicę z ryżem, a tu nagle wtacza się Pijak…
– Szybko wyprowadziłyśmy się z tego mieszkania, ale co przeżyłyśmy…

Pijak się chyba przewrócił w łazience, przestraszyłam się, zgasiłam światło w pokoju. Teraz pewnie śpi, tylko nie wiem, gdzie śpi, bo w łazience się świeci. Mogłabym scharakteryzować tak Pijaka: jest nieskończenie inteligentny i nieskończenie chamski, nie wiadomo, co robić, gdy wlezie, a wyrzucić nie ma za co, bo jego chamstwo jest eleganckie i inteligentne, więc przyczepić się nie ma czego. Jego żona powiedziała, że wczoraj był bardzo pijany, bo jej na ulicy nie poznał, jak stała z dziećmi, a to poważna kobieta. Może po pijanemu ma rozświetlony umysł. Fakt, że nie mam do niego żadnych pretensji, bo zostałam zdyskwalifikowana zaraz na wstępie, gdy po przyniesieniu Mony Lisy, narysowanej po pijaku przez niego, pokazałam mu oryginał, czyli pocztówkę, a on mi na to, że to jest bardzo niskie posunięcie. Więc nie odzywałam się więcej, za to Tani dostało się za wszystkie czasy, bo ją dokładnie scharakteryzował, dodając na końcu, że ona może mieć tylko kilka samochodów jak zechce i nic więcej w życiu nie zdziała. Nie rozumiejąc aluzji Tania wypaliła, że pieniądze szczęścia nie dają, i wtedy Pijakowi Intelektualiście ręce opadły i wyszedł. A teraz, Boże, wszedł do mieszkania i już nie wiem, co robić. Poszłam więc przeczekać u „Barbary” na krem sułtański, ale ile w listopadzie można chodzić po ulicach. Tania wyjechała na wernisaż Starego od Rzeszowa. Miała pociąg o piątej, a wczorajsza wizyta Pijaka wytrąciła ją ze wszystkich planów i przyjedzie z jednodniowym opóźnieniem. Roztrzęsionej Tani potrafiłam mówić nawet dowcipy, co ją jeszcze bardziej denerwowało, a dziś czekam sama jak palec i czekam, kiedy wreszcie przyjdzie Pijak i się to wszystko stanie, co stać się ma i nie boję się niczego i nic mnie nie obchodzi, a jednak czekam. Obgadałyśmy z żoną Pijaka jej męża przed jej wyjściem z dziećmi, radziła mi robić to samo, ale tłumaczyłam jej, że ja mam naukę, egzaminy i pełno tego wszystkiego, a teraz nie robię nic i czekam. Pijak jak kropla z przeciekającego kranu, czekam na upiorne, kolejne wizyty.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *