Po powrocie do ośrodka, gdzie mieliśmy stołówkę i gdzie przygotowywali kolację, obeszłyśmy z Tanią wszystkie pokoje witając się i oglądając przywiezione obrazy. Dojechało jeszcze oprócz Profesora ze studentką kilka młodych laureatek lokalnych konkursów plastycznych, dla których uczestniczenie w plenerze było nagrodą. I właśnie te ich obrazy – które w już zaawansowanym stanie zostały przywiezione na wypadek braku czasu, by wypaść jak najlepiej. Tania bez słowa, bezceremonialnie z widoczną dezaprobatą wyciągała je zza szafy.
– Beznadziejne – skwitowała po wyjściu z pokoju. Za co teraz dają nagrody! Wiesz, to, że teraz jest moda na dzikich, to przecież już było dawno, ja też ze Starym malowałam kiedyś w ten sposób.
Kowalscy okazali się miłym małżeństwem w naszym wieku, których pokój zawalony był obrazami olejnymi w tonacji perłowej pozbawionej całkowicie koloru, oprócz rozmaitej szarości na bazie bieli ołowianej z dodatkiem odrobiny sadzy i barwnego pigmentu. Dzięki tej prostej metodzie zawężenia środków artystycznych, Kowalscy, którzy malowali identycznie i wymiennie, pokazali liczne zamki i pałace rozsiane w terenie, gdzie odbywał się plener malarski tak, jakby były oglądane przez turystę nudnego i pozbawionego wrażliwości.
Kowalscy nawet w pierwszym dniu pleneru z dyskretnie włączonym w tle Radiem Maryja byli w ferworze pracy malarskiej, którą przerwali jedynie na krótką chwilę podając na przywitanie dłonie ubabrane farbą.
Kolacyjny stół scalił i zbliżył plenerowiczów jeszcze bardziej, dyskutowano, czy składka dziesięciozłotowa jest wystarczająca na beczkę piwa. Uzgodniono, że jak piwa zabraknie, złożą się na następną, gdyż wszystkim tak mała kwota za beczkę piwa wydawała się ceną korzystną. Odmówiłam dawania pieniędzy obiecując, że nikomu go nie wypiję, że do ust piwa nie wezmę, bo go nie znoszę i nikt nie zaprotestował. Wojtek przedzierał się przez tematy bieżące jak właściciel cyrkowej menażerii między klatkami, w której czyhały na niego groźnie zwierzęta różnej wielkości i których potrzeby codziennie musiał wypełniać, by stado będące w jego posiadaniu było mu użyteczne. Dlatego słonie, małpy, tygrysy i hieny wymagały zależnie od gatunku innego traktowania, co umiejętnie wykonywał. Na dodatek władze gminne finansujące plener były złożone z takich samych zwierząt, tylko pozbawionych klatek i niebędących w jego posiadaniu. Gra, między wnętrzem stworzonego sztucznie skupiska ludzkiego, a dybiącymi na niego dzikich zwierząt wsi, wymagała nieustanej czujności. Na dodatek Wojtek, mając wykształcenie techniczne i kończąc na uniwersytecie kulturoznawstwo, pisał wstępy do katalogu, malował obrazy i zachowywał się jak jeden z plenerowiczów automatycznie stając się jeszcze jedną klatką swojej menażerii. Ponieważ był tylko amatorem, nikt nie kwestionował jego artyzmu, ani lizusowsko afirmował, nikt się też nie dziwił jego obrazom. O wskazówki profesjonalistów, a szczególnie Profesora zabiegał nieustanie i których mu grzecznie udzielano bez żadnej nadziei na ich przydatność.
Wszyscy lubili Wojtka i ci wieloletni bywalcy pleneru, jak i ci nowi.
– Powiedz mi Wojtek – dlaczego te kafelki w ustępie położone są tak nierówno – zaczęła Wisia, która przyjechała aż ze Szczecina i która właśnie zrobiła na swojej uczelni doktorat.
– Po prostu nie lubię marnotrawstwa! Szkoda materiału i pracy, a tak niewiele potrzeba, by to wszystko jakoś wyglądało – mówiła Wojtkowi, a Wojtek czerwony ze wstydu za ekipę swoich kolegów, której dał to zlecenie tłumaczył się pośpiechem, że w ubiegłym roku nie było kafelków i bardzo chcieli z tym na nasz przyjazd zdążyć.
Największe kontrowersje jednak, oprócz braku lampek nocnych, które Wojtek przyrzekł donieść ze swojego domu stanowiły pory posiłków i to co każdy miał jadać. Wisia nie zgadzała się na żadne mięso, Marian przeciwnie, na jego brak. Zgłaszano uczulenie na paprykę, potrawy mleczne i przywoływano choroby wrzodowe, cukrzyce, jak i zwyczajne gusta i przyzwyczajenia. Najtrudniej było z ustaleniem pór posiłków, każdy inaczej pracował, jedni nie chcieli przerywać prac plenerowych, jak im się „dobrze malowało” na obiad, inni byli sowami, jeszcze inni skowronkami, a wszyscy pragnęli tutaj jednego: by się dobrze najeść. Było to też moim jedynym pragnieniem, byłam w stanie dostosować się do wszelkich dziwactw, byle dostać regularny posiłek. Od dawna miałam anemię i tylko plenery ratowały moje nieustanne niedożywienie, jedynie po to jeździłam i chłonęłam z niepokojem wszystkie niebezpieczne projekty mogące mi tę możliwość odebrać.
Potem wstał Kazimierz i ogłosił, że chce wprowadzić tutaj ducha sportowej higieny i czy jak ktoś chce z nim przed śniadaniem biegać, to on zaprasza. Jako jedyna zgłosiłam się, gdyż faktycznie była to okazja, by się zmobilizować do gimnastyki.
– Będę pukał do twoich drzwi o szóstej rano – powiedział zadowolony Kazimierz z tego, że przynajmniej znalazł jedną bratnią duszę.
W pokoju po kolacji kończyłam malować pocztówki na akcje mail artu, terminy kończących się światowych akcji sztuki poczty zazwyczaj kontestującej co się tylko da na Zachodzie, bo Wschodu jeszcze się nie kontestowało z przyzwyczajenia niekontestowania, kiedy zapukał Piotruś oburzony, że ja chcę z Kazimierzem biegać.
– Co ty z tym nauczycielem od plastyki w jego Kielcach prowincjonalnych chcesz wybiegać – powiedział niezadowolony. Jeszcze się rzuci na ciebie.
– Tak, tylko seks w głowie. Tak, jakbym dwóch tygodni nie wytrzymała bez współżycia seksualnego i musiała uprawiać seks w krzakach o szóstej rano na oczach wszystkich mieszkańców wsi z podstarzałym nauczycielem z Kielc! Opowiedz Piotrusiowi, jak to nam Mamak mierzył biusty na goło na zaliczenie – zwróciłam się do Tani, która postanowiła z nami zabrać się na spacer.
Tania zabrała szal i wyszliśmy na rozgwieżdżoną noc, stanowiącą jedyne źródło światła. Wieś była zupełnie czarna, niebieskie iskierki w oknach były mdłe i zimne.
-To ja pierwsza się sprzeciwiłam i poszłam do rektora na skargę! Beze mnie do dzisiaj Mamak by mierzył studentkom cycki na zaliczenie – Tania wzburzyła się na wspomnienie batalii, którą przed laty wygrała.
– Jak to – Piotruś nie mógł zrozumieć. I po co mierzył? Tak wszystkim dobrowolnie?
– Szło się do gabinetu po zaliczenie przedmiotu Wychowanie Fizyczne. Mamak zamykał drzwi. Mówił studentce, żeby zdjęła bluzkę. Studentka pytała, po co. Mamak wyjaśniał, że musi zmierzyć obwód na dowód, że właściwie się rozwijamy. Owijał metrem krawieckim, kazał zrobić wdech, zapisywał, potem wydech, też zapisywał i następna.
-To jakieś faszystowskie pomiary! – Piotruś nie mógł się powstrzymać od oburzenia.
– Właśnie! Dlatego się nie zgodziłam, wywiązała się piekielna kłótnia, po której natychmiast pobiegłam do rektora. I Mamaka usunęli ze szkoły! – zakończyła triumfalnie Tania.
– E tam, usunęli. Po prostu awansował. Przeniósł się na inną wrocławską uczelnię, gdzie tam takiej Tani nie było i mierzył cycki do emerytury. Przypadkowo widziałam jego zdjęcie na jakieś fecie jubileuszowej Wrocławskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Syn kolegi chodził na tę uczelnię i pokazywał mi album.
– Poważnie? – Tanię to wyraźnie zabolało.
– Mnie też usunęli z Liceum Plastycznego – powiedział Piotruś. Nic złego nie zrobiłem, ale zwierzyłem się dyrektorowi, że nie wytrzymuję codziennego oglądania pięknych dziewcząt w klasie. Radził mi się zwolnić, co uczyniłem.
Na drodze pojawiła się grupka plenerowiczów trzymająca beczkowe wino w kubkach i wchłonęła Piotrusia, a myśmy wróciły.
Tania postawiła na stoliku nocnym komórkę z ładowarką i różową golarkę do nóg kupioną we Francji.
– Owłosione nogi w Paryżu są nie do pomyślenia. Tylko w Polsce można zobaczyć kobiety włochate, mówiła Tania wyciągając z torby ogromną kosmetyczkę idąc z nią pod prysznic. Po powrocie zadzwoniła do Starego leżąc w łóżku i monotonnie z nim rozmawiała przez pół godziny.
– Opowiedz, dlaczego zdradziłaś kilka lat temu Starego z komisarzem pleneru Tadeuszem? – spytałam Tanię, kiedy zgasiłyśmy światło i leżałyśmy równolegle w łóżkach na przeciwko siebie.
– A skąd ty to wiesz? – Tania cedziła słowa, zastanawiając się, jak zareagować i to mielenie przeciwności było niemal słyszalne w ciszy nocnej.
– Sam mi to powiedział. Że wydawał mnóstwo pieniędzy na benzynę, wtedy była na kartki i musiał kupować na czarno, by do Ciebie jeździć przez pół Polski w stanie wojennym. – Ale bardzo żałował, że wróciłaś do Starego. Bardzo ciepło o Tobie mówił.
– A skąd wiesz, że opuściłam Starego? – dopytywała się Tania łagodniejszym tonem, a wieść o sympatii byłego kochanka wzmogła jej wzruszenie.
Renata mi opowiedziała. Przecież wszyscy o tym wiedzieli. Mówiła, że naopowiadał ci cuda o nowym domu, że przeniesiecie się do jego miasta, że specjalnie kupił dla was mieszkanie. I jak powiedziałaś o romansie staremu i definitywnie wyprowadziłaś się od niego do Tadeusza, okazało się, że to nie żadne mieszkanie, tylko małe pomieszczenie za zasłonką w mieszkaniu jego matki. Podobno widząc to, rzuciłaś się na niego z nożyczkami.
I Stary przyjął cię z powrotem.
– No wiesz – Tania nie zaprzeczyła – wiesz, jaki jest Stary. Tylko po bożemu, od zawsze jedna pozycja i już. Nie interesowało go wcale, co ja czuję, higieniczny stosunek przerywany, bo nigdy nie chciał mieć dzieci.
-Tak jak ten twój telefon przed chwilą do niego – zaśmiałam się na wspomnienie rozmowy Tani przez komórkę ze Starym.
– Ach, Tadeusz nauczył mnie wszystkich perwersji, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Miał fabrykę rzemiosła artystycznego i wydawało się, że ma kupę forsy. Wynajmowaliśmy pokoje hotelowe, to były piękne czasy, ale się skończyły. A Stary wiesz, po upadku komuny tylko pił, zapijał się na śmierć, dzięki tylko mojej opiece wyszedł z tego i przeżył. Ja miałam już wszystkiego dość.
– A ty, żyłaś z Robertem?
– Nie, nie żyłam. – odpowiedziałam ulegając tej nocy zwierzeń, która nas niespodziewanie zbliżyła.
– A to szkoda – odpowiedziała i zastanowiła się nad następnym pytaniem.
– A wiesz, z jakiego wspaniałego obrazu cię najbardziej zapamiętałam ze studiów? – powiedziała rozbawiona.
– Z jakiego? – szukałam w pamięci, jaki obraz olejny może Tania mieć na uwadze.
– Jak mieszkałyśmy wspólnie u Pijaka Intelektualisty i stoisz przy gazie, i robisz ryż z jajkami! Nie wiedziałam, że jajecznica z ryżem jest taka dobra! – zachichotała.
– Ach, myślałam, że masz na myśli mój obraz – powiedziałam ze smutkiem i obróciłam się do ściany.
O Ewie
Ewa Bienczyckalistopad 2024 P W Ś C P S N 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 -
Ostatnie wpisy
Najnowsze komentarze
- czytelnik - Osip Mandelsztam “Aleksander Giercowicz” tłumaczyła z rosyjskiego Ewa Bieńczycka
- EWA BIEŃCZYCKA - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Filip Łobodziński - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Robert Mrówczyński - Dziennik katowicki (1)
- Ewa - 2022
Kategorie
Archiwa
- lipiec 2024
- luty 2023
- styczeń 2023
- sierpień 2022
- maj 2022
- kwiecień 2022
- marzec 2022
- styczeń 2022
- listopad 2021
- czerwiec 2021
- maj 2021
- kwiecień 2021
- marzec 2021
- luty 2021
- styczeń 2021
- grudzień 2020
- listopad 2020
- marzec 2020
- luty 2020
- styczeń 2020
- grudzień 2019
- listopad 2019
- październik 2019
- czerwiec 2019
- marzec 2019
- styczeń 2019
- grudzień 2018
- listopad 2018
- październik 2018
- wrzesień 2018
- lipiec 2018
- maj 2018
- kwiecień 2018
- marzec 2018
- luty 2018
- styczeń 2018
- grudzień 2017
- listopad 2017
- październik 2017
- wrzesień 2017
- sierpień 2017
- maj 2017
- kwiecień 2017
- marzec 2017
- luty 2017
- styczeń 2017
- grudzień 2016
- listopad 2016
- październik 2016
- wrzesień 2016
- sierpień 2016
- lipiec 2016
- czerwiec 2016
- maj 2016
- kwiecień 2016
- marzec 2016
- luty 2016
- styczeń 2016
- grudzień 2015
- listopad 2015
- październik 2015
- wrzesień 2015
- sierpień 2015
- lipiec 2015
- maj 2015
- kwiecień 2015
- marzec 2015
- luty 2015
- styczeń 2015
- grudzień 2014
- listopad 2014
- październik 2014
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
- styczeń 2012
- grudzień 2011
- listopad 2011
- październik 2011
- wrzesień 2011
- sierpień 2011
- lipiec 2011
- czerwiec 2011
- maj 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- marzec 2010
- luty 2010
- styczeń 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- maj 2009
- kwiecień 2009
- marzec 2009
- luty 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
- kwiecień 2008
- marzec 2008
- luty 2008
- styczeń 2008
- grudzień 2007
- listopad 2007
- październik 2007
- wrzesień 2007
- maj 2007
- kwiecień 2007
- marzec 2007
- luty 2007
- styczeń 2007
- grudzień 2006
- listopad 2006
- październik 2006
- wrzesień 2006
- sierpień 2006
- lipiec 2006
- czerwiec 2006
- maj 2006
- kwiecień 2006
- marzec 2006
- luty 2006
- styczeń 2006
- grudzień 2005
- listopad 2005
- październik 2005
- wrzesień 2005
linki