WIERSZE KOŃCA ROKU (III)

Orgiastycznie błyszczą schody,
kopuł szklanych wiatr nie wznosi,
ciągom dźwiękoszczelne okna
zgiełkowi oddają podziw,
w ścianach zamków kryształowych
legło szczęście w dobrobycie,
nigdy dosyć, nigdy dosyć
świateł srebrnych na suficie
kiedy z góry pada jasność.

Runą na miasto iskier kule
przeszyją domy ostre race
zatrzęsie Pałacem Kultury,
lecz nie utraci ten w krawacie
nic z martwej bryły fizjonomii,
bo martwe już nie może martwiej
dać znać, że gardzi. Gardzę, gardzę,
wszystkim, co teraz jest otwarte!
Wszystko, co wolne, nic nie warte!

I kiedy się tak koniec roku
srebrzy i mości w miast brokacie
w moim laptopie jeszcze stoją
zeskanowane w plik postacie
podwójny czas służy nastrojom,
a więźniom służy uwiezienie,
niechaj tłum dusi się w krawacie
niech marynują się mu cienie
zanim wypuszczę, rangę zmienię.

Nikt noworocznie nie pije ginu?
Nie można kupić w hipermarkecie?
Skompresowany Dżinn jest naturą,
którą z laptopa uwolnię wcześniej
zanim mnie pożre rak sentymentu!
Komuny dziecię, komuny dziecię,
przypłyń w zeszycie z wojen okrętów,
wyleć jaskółką z teczek urzędów,
nie na Wesele, nie na Wyspiańskie,
nie na misterium, i nie na tańce.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2012, Nie daję ci czytać moich wierszy i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

29 odpowiedzi na WIERSZE KOŃCA ROKU (III)

  1. Ela Galoch pisze:

    Pani Ewo, mam dylemat, bo nie umiem ocenić Pani wiersza. Cokolwiek powiem, będzie niepełne i nie obejmie tego tekstu w całości. Gdybym napisała, ze jest zły, byłaby to pycha. Sama piszę od wielu lat i mam już wyrobiony pewien dystans do siebie, i innych. Pani propozycja literacka odbiega totalnie od mojej poetyki, więc nie mogę ocenić wiersza przez pryzmat własnego pióra. Inaczej buduję obrazy poetyckie.
    Nie będę się zajmowała warsztatem ani przesłaniem duchowym. Powiem tylko, co mi przeszkadza w tym tekście. Niepotrzebnie Pani komplikuje i wikła sprawy, które można podać w prostszy sposób. To czyni go mało przejrzystym i mniej zrozumiałym. Skoro to „Wiersze końca roku” – to jakieś rozliczenia i podsumowania. Przeszkadza mi, że od czasu do czasu pojawia się rym. Czy chce Pani z tego tekstu zrobić piosenkę? I chyba najważniejsze to obrazy, przenośnie czy metafory kłócące się z moim rozumieniem logiki. Jestem wzrokowcem, więc każdą metaforę i przenośnię muszę w swojej wyobraźni zobaczyć. Nie umiem wyobrazić sobie jak „orgiastycznie błyszczą schody”. Jedyne skojarzenie, które mi przychodzi na myśl, to orgia seksualna na tych schodach i gołymi pupami wypolerowane tworzywo, z którego zbudowano te schody. „W ścianach zamków kryształowych
    legło szczęście w dobrobycie” – to mi pachnie jakimś manifestem, a z drugiej strony patetyzmem. „Runą na miasto iskier kule przeszyją domy ostre race” – to z poezją rewolucji październikowej, co najmniej Majakowski. „Martwe już nie może martwiej
    dać znać, że gardzi” – a to chyba hołd dla poetyki romantyzmu. Można więcej podawać takich przykładów, dlatego nie podejmę się go podsumować. Tekst wywołuje we mnie mieszane uczucia i nie wiem, czy w pełni go rozumiem. Niech się wypowiedzą inni, mądrzejsi. Nie jest to na pewno tekst konkursowy. Nie wiem, czy w tej formie nadawałby się do publikacji? Jest chyba zbyt surrealistyczny. Może się Pani po prostu bawi czytelnikiem i jego ograniczonym pojmowaniem poezji?

  2. Ewa pisze:

    Nikt tu oprócz Pani się na temat mojego wiersza się najprawdopodobniej nie wypowie (Pan Gil już mam nadzieję dał sobie spokój, bo już powiedział, co wiedział) trzeba pójść na forum wróżkowe, tam wróżki dają swoje interpretacje, a po jakimś czasie wróżonemu rzeczywistość sama się objawiania i wskazuje, która z nich miała rację.
    Dlatego ja skoryguje interpretację, skoro wartość artystyczna leży.

    Tak jak Pani pisze, w „schodach” chodzi o seksualny orgazm wspomagający artystę w jego tworzeniu. Według post freudowskich teorii poeta ma kopulować, by coś z tego wyszło. Harold Bloom każe z Demonami kopulować, artyści wyznający filozofię Wilhelma Reicha zalecają np. przebiegnięcie się po mieście nago, albo onanizm w galerii sztuki przy ukryciu się artysty pod schodami, ale z nagłośnieniem swoich ochów i achów.
    Pierwsza zwrotka nakręca artystę do tworzenia, do tworzenia w czasach, kiedy są tzw. Galerie, Złote Tarasy, u nas Silesia City Center. Dla mnie jest to „Kryształowy Pałac”, symbol kapitalizmu, globalizacji wzięty z Dostojewskiego (zobaczył na wystawie światowej taką budowlę luksusową i się przeraził i potępił). Pierwsza zwrotka jest jednoznaczną ilustracją właśnie takiego wielkiego, szklanego centrum handlowego ze schodami ruchomymi wiodącymi na sam szczyt, zazwyczaj oszklonego, gdzie widać niebo.

    Druga zwrotka do opis miasta sylwetowego, noworocznego, gdzie miasto całe w brokacie obsypane zostaje ogniami sztucznymi i racami, błyszczy, lśni i wraz z lśniącym nowym, lśni Pałac Kultury, jądro i symbol tego, o czym będę pisać w nowym roku. O Bolszewii. Dlatego już wychylają się z laptopa komunistyczni malkontenci, ludzie z mojego pokolenia, którzy „gardzą”, martwe kreatury, którym w starym systemie żyło się dobrze, którzy wszystko krytykują, tęsknią za niewolą.
    Wie Pani, że w miesięczniku „Silesia”, w całości finansowanym przez ministerstwo, o którego istnienie senator Kutz walczył w Warszawie, bo tego tu nikt nie czyta i nie kupuje, przeczytałam, że dawniej, jak były komisje od tekstów, to była literatura! Nie to co teraz, kiedy każdy może sobie napisać co chce!

    Trzecia zwrotka to już inkubacja: w laptopie czeka mój materiał zeskanowany z dokumentów, z którego stworzę literaturę. Stworzę ją z fotografii, stąd te postacie ponurych urzędników, ponieważ mam też mnóstwo pocztówek, słanych w tym okresie z delegacji, sanatoriów i sympozjów ludzi pracy.

    Czwarta, to uwalnianie Demonów z laptopa. Nie wiem jak Pani, ale dla mnie są to rzeczy niesłychanie bolesne i niebezpieczne, bo ja się tych ludzi cały czas bałam, ale przecież, nie da się ich zutylizować, bo żyją skompresowane, nieśmiertelne, jak Dżinn w butelce z „Baśni z tysiąca i jednej nocy”. Chcę zaczarować, chcę wspomóc się alkoholem (gin), chcę pozamieniać, jak Skrobek w „O sierotce Marysi i krasnoludkach”, który wiózł na wozie całe bogactwo krasnoludków, szafiry, rubiny, perły i złoto, a to w rzeczywistości były śmieci, mech i słoma. Podobnie szkolna gra w okręty w zeszytach z matematyki ma tu przerodzić się w wehikuł czasu, jak i samoloty robione z kartek papieru, z dokumentów, których urzędnicze Państwo miało bez liku. Ma to wylecieć jaskółką, nie ptakiem, a szybowcem o nazwie jaskółka.

    Słowem, wiersz w dalszym ciągu, jak wszystkie w tym cyklu, rozgrzewa mnie do walki z moją literaturą.

  3. Ela Galoch pisze:

    Pani Ewo, takie mam dziwne wrażenie, że Pani komentarz jest najprawdziwszą poezją. Jak pięknie Pani w nim obrazuje, ile tu metafor, porównań. Może warto pójść tym tropem? Czy nie kusi, by ten komentarz zamienić (przez skrócenie i odrzucenie niektórych wypowiedzi) w niezwykły wiersz?

    Już wiem, dlaczego nie potrafię się odnaleźć w proponowanym wierszu! Mamy inne drogi tworzenia. Nie muszę biegać nago po mieście, przeżywać twórcze orgazmy, pić alkohol czy palić „ziółka”. Jest mi to obce. Nie chodzą za mną „demony”. To chyba dobrze, że się tak różnimy. Potwierdza się mój pogląd, ze każdy twórca to indywidualna, samotna wyspa. Niezależnie i w dziwny czasem sposób odkrywamy te same kontynenty.

    Pewnie ma Pani rację, że nikt się nie odważy napisać coś więcej. Są pewne odczucia, które trudno przelać w zdania. Czasem nie trzeba nic mówić – a wie się, ile jest wart wiersz.

  4. Ewa pisze:

    Mój przypadek (pewnie psychiatryczny) to nadmiar. Wiem, co chcę napisać i wiem, że muszę to napisać i że napiszę nawet, jak nie znajduję formy. W pewnym sensie jest to nawiedzenie, jak zwał tak zwał.

    Z dużym zainteresowaniem śledzę teraz dyskusję na Liternecie wszczętą przez Małgorzatę Köhler, o tym, czy wklejać czy nie wklejać wiersze niedopracowane. Założycielka wątku, Pani Małgosia słusznie próbuje zapobiec zaistnienia sytuacji takiej, jaka teraz jest na TRUMLU: rządzi tam permanentna szmira. I jak tak demokratycznie portalom się odpuści, to już odwrotu nie będzie. Z drugiej strony jest jeszcze ważny, poruszony tam aspekt psychoterapii i autoterapii.
    Oczywiście, żadna sztuka nie może powstawać tylko z takiego powodu, przykładem jest Hitler, który leczył swoją potrzebę artystyczną drugą wojną światową. Jednak, jeśli faktycznie portale literackie są wspomagane finansowo przez Państwo – a kto to tam wie, bo przecież transfer pieniędzy może odbywać się w różnych postaciach – to, skoro tam zazwyczaj nikt się do papierowego obiegu nie przedostaje i jest to raczej getto literackie, założeniem tych portali może jest taka właśnie społeczna funkcja łagodnej, cywilizowanej stymulacji wariatów.

    Wie Pani, Pani Elu, różnorodność jest pożądana, ale jeszcze jest coś takiego jak nerw czasu. Nieprawdą jest, że te wszystkie tomiki, które na moim blogu prezentowałam z polskiej poezji współczesnej z nienawiści, próby wykoszenia konkurencji itd. Ja naprawdę chciałam się dowiedzieć, o co w nich chodzi i tutaj na gorąco to relacjonowałam. To wielki wysiłek wejść w cudzą twórczość, w cudzą osobowość i próbować ją zrozumieć. Po tej pracy byłam tak skonana, jakbym przerzuciła kilka ton węgla. Jeśli torpedowana była tu moja praca przemilczeniem, bądź wzgardą, to dobrze, już tego więcej nie będę robić. Niech inni w Sieci wykonują tę pracę, bo o poezji trzeba w Sieci pisać, to jest dla tego oddolnego literackiego zainteresowania literaturą bardzo ważne. I na całym świecie, jak coś się wydaje, to na kilka dobrych czy bardzo dobrych recenzji kilka jest złych i nikt nie atakuje autora złych recenzji za to, że źle napisał. Ważna jest szczerość odbioru. Jak Pani mi pisze, że moje wiersze w Pani odbiorze nie rezonują, to dla mnie jest bardzo cenne. Pisarz musi dążyć do komunikacji z czytelnikiem i ma skorygować swój styl na czytelny. W prozie takim dla mnie ideałem czytelności jest Bułhakow, w poezji Mandelsztam. Ale to może dlatego, że mamy z języka rosyjskiego rewelacyjnych tłumaczy, a moje pokolenie jeszcze zna ten język bardzo dobrze i poezję to ja sobie czytam w oryginale.
    Pisać trzeba, jak żyć trzeba. I obie te rzeczy różnie wychodzą. Ale czy jest jakieś wyjście.

  5. Gil Gilling pisze:

    Ten szyk przestawny i wysilone rymowanie czynią z tego tekściku niemal wzorcową grafomanię. Teksty, które swojego czasu wklejała Pani w Nieszufladzie przynajmniej ocierały się o poezję – niektóre były nawet dobre.

  6. Ela Galoch pisze:

    Czy wklejać czy nie wklejać wiersze niedopracowane na portale literackie, każdy musi sobie odpowiedzieć sam. Mogę tylko napisać o własnych tekstach. Od wielu lat nie pokazuję niedopracowanych tekstów. To zbyt duże ryzyko. Nasze teksty są wizytówkami nas samych. „Internet” nie nauczył mnie być poetką, ale samodzielna praca i spotkania warsztatowe (na żywo z krytykami). Na takich warsztatach metody nauczania poezji były iście spartańskie. Wielokrotnie widziałam szlochających twórców, palących całą swoją poezję. Tam nikt z nikim się nie cackał, ale kto przetrwał taką brutalną szkołę pisania, na pewno nie wyjeżdżał z pustą głową. Ludzie byli „zajeżdżani” i krytykowani na wszelkie możliwe sposoby, ale czegoś się uczyli. W sieci jest niby to samo, ale zero nauki i zero wiedzy na temat własnych tekstów. Tutaj chodzi by tylko „dopieprzyć”, a pisanie nie ma żadnego znaczenia. Nie wiem, ile osób wie, że obecny poseł PO Rafał Grupiński to dobry poeta i w latach dziewięćdziesiątych często prowadził warsztaty poetyckie. Nie będę się tu wypowiadać na temat moich poglądów politycznych, ale o Panu Grupińskim, jako o krytyku mam bardzo dobre zdanie. To on zakwalifikował moje teksty do jednej z pierwszych moich publikacji w „Czasie Kultury”.
    Pani Ewo, pisze Pani o „nerwie czasu”. Tak, nic nie jest stałe, wszystko wciąż się zmienia. Zmienia się wciąż język i wartości. Wiersze pisane dziesięć, piętnaście lat wcześniej – dziś wydają się już infantylne. Mam świadomość tych zmian.
    Pani Ewo, myślę że sporo osób zagląda na Pani blog, a że nie biorą udziału w dyskusjach to inna sprawa. Może nie mają nic do powiedzenia? Może się boją albo wstydzą? Ocenianie cudzych tekstów to rzeczywiście katorżnicza praca.

  7. Marcin pisze:

    Fenomen zacierania przez poetów – czy w ogóle pisarzy – ich literackiej tożsamości to zjawisko, które dość często mnie uderza. Bez przerwy łapię się na tym, że ktoś, kogo znałem w przeszłości jako pisarza, objawia się w nowym publicznym wcieleniu w taki sposób, jakby chciał wyprzeć, wymazać wszelkie kojarzenie go z literaturą. Rafała Grupińskiego poznałem na studiach i do dziś nie bardzo mogę utożsamić go z polityką. Jarosław Lipszyc – teraz wojownik na niwie cyfrowej kultury – był poetą, który brał udział w inauguracji pisma “LiteRacje” na warszawskiej polonistyce. O antonim Pawlaku, Marku Kochanie, Rafale Ziemkiewiczu czy Tomaszu Jastrunie nawet nie wspomnę. Zwłaszcza o dwóch ostatnich, bo ich metamorfoza jest szczególnego rodzaju. Jastrun ciągle wydaje tomiki – jeden nawet niedawno oglądałem w empiku – i to jest tak, jakby się obcowało z dwoma zupełnie różnymi ludźmi. To poczucie dychotomii czasem naprawdę odbiera mi dech.

    @Ewa
    Czytając Twoje wiersze, na pierwszym planie odbieram ich warstwę impresyjną. Zalewają mnie potokiem zmysłowych odczuć. Dopiero potem – na ogół przy drugiej lekturze – przedzieram się do warstwy znaczeniowej. Przez to wydają mi się głęboko metaforyczne. Ten również. Ja tam w ogóle nie mogłem się dopatrzyć galerii handlowej, choć teraz, gdy to wyjaśniłaś, wydaje się takie oczywiste. Ja tam widziałem bardzo abstrakcyjną opowieść o tym, jak artysta szykuje się do rozliczenia z przeszłością. Ten laptop pojawił się tam nieomal jak czarna teczka pełna kwitów. No i też, w tym natłoku symboli, zgrzytał jednak jako coś zbyt konkretnego, zbyt obdartego z alegorycznej sukni spowijającej resztę tekstu.

  8. Ewa > Ela Galoch pisze:

    Ja tylko wiem, że gusta artystyczne zmieniają się o wiele szybciej, niż niektórzy podejrzewają. W czasie mojej studenckiej młodości nie wolno było malować figuratywnie, nie dostałoby się zaliczenia, malowało się tylko abstrakcję. Te obrazy teraz zalegają podziemia Zachęty, nikt nie wie, co z nimi zrobić, bo to prace konkursowe.
    Podobnie na turnieju jednego wiersza we wrocławskim „Pałacyku” dostałam nagrodę za biały wiersz, za rymowany nikt by mi jej nie dał. To, że Miłosz „rymuje”, dowiedzieliśmy się ze zdumieniem, jak dostał Nagrodę Nobla i było można sobie jego wiersze skserować (jedna strona kosztowała złotówkę) i się wreszcie przekonać. Słowem, jeśli Pani pan Grupiński powiedział, że rymów nie wolno stosować, to ja na to nic nie poradzę.
    Na portalach powinien być ferment i tygiel, a nie wystawa wierszy. Tak uważam. Mój blog też traktuję jak rtęć i nie boję się obciachu. Nigdy bym niczego tu nie opublikowała, mam masę domowych obowiązków i robię wszystko w biegu, takie jest moje życie i taka jest moja twórczość. Sztuka zawsze była luksusem. Portalowa plebejskość sztuki jest według mnie wartością.
    Ale wie Pani, ja byłam dobę na TRUMLU i próbowałam komentować te kicze. Mało mnie nie zlinczowali. Takie fajansiarstwo jest niesłychanie delikatne. Przykładów nie ma co daleko szukać, powiedzmy taki poeta Gil Gilling.

  9. Ewa > Marcin pisze:

    Na blogu kiedyś zjechałam tom wierszy Piotra Matywieckiego wydanego przez Biuro Literackie. Wcześniej, w osobnej notce bardzo pochwaliłam jego biografię „Twarz Tuwima”. Ale o to pierwsze rozpętała się wojna mailowa z autorem.

    Nie wszyscy są poetami, nie wszyscy się nimi urodzili. To, że środowisko wmówi im, że oni nimi są to nie znaczy, że uczynią ich poetami. Jarosław Lipszyc jest autorem sieciowego projektu „Wolne Lektury”. Czy nie warto być dumnym właśnie z tego, trzeba być jeszcze dodatkowo fałszywym poetą? Podobnie ci, których wymieniłeś. Ani Jastrun nigdy poetą nie był i nie będzie, a nawet jego ojciec nim nie był. Nikt przecież nie jest winien temu, że poetą nie jest. Ja nie mam pojęcia, kim jestem, ale wiersze pisać będę do śmierci lub do Alzhaimera, nikt mi tego nie zabroni. Przecież nie robię tego za pieniądze podatnika, więc co komu do tego. A jak ktoś chce mnie tutaj ośmieszyć, to proszę bardzo. Niczego nie moderuję.
    U mnie to jest tak, że jak ja spisuję swoją wizję, a jest to zazwyczaj obraz, np. widok hipermarketu, to staram się to robić wiernie. Ale co tu mówić o wierności, jak to czasami wiatr jest, albo sen. Nic dziwnego, że robi się rebus. Nic na to na razie nie mogę poradzić. Może się to wyklaruje, a może nie. Każdy sobie jakoś radzi. Innym podpowie Grupiński, ja wierzę jednak bardziej poetom, których kocham (Blake, Wordsworth, Yeats, Słowacki, Pessoa). W końcu u nich też nie wiadomo, o co biega. Poezja to nie matematyka. Poezję odbiera się innym zmysłem.

  10. Ela Galoch pisze:

    Pani Ewo ja nie napisałam, że R. Grupiński “powiedział, że rymów nie wolno stosować”, ale że przeszkadza mi, że od czasu do czasu pojawia się rym w tym konkretnym wierszu. Nigdy nie głosiłam poglądu, że wiersz powinien być wyłącznie biały. Zresztą wiersz biały też może mieć różne tonacje i swoistą rytmikę.

  11. Ewa > Ela Galoch pisze:

    Nie wiem, Pani Elu, co na takich warsztatach uczą, nie byłam, nie mam pojęcia. Wiem tylko, że malarze z mojego pokolenia, kiedy skończyły się już chałtury czerwone, kiedy upadł komunizm, porobili doktoraty (za jedyne sto tysięcy zarobione na tychże chałturach) i uczą na polskich uczelniach wyższych w całym kraju malowania, rysowania i historii sztuki, znam tych wszystkich przepitych artystów o zniszczonych mózgach zaniedbaniem i notorycznym łamaniem wszystkich przykazań boskich. Nie mam pojęcia, czego oni mogą nauczyć wstępujących artystów. Ale literatura, Pani Elu to coś, czego kompletnie nie znam. Więc wierzę Pani, że Rafał Grupiński nie zakazywał używania rymu w wierszach.

  12. Ela Galoch pisze:

    Pani Ewo, teraz krótko o warsztatach literackich. Byłam na kilku. Wtedy byłam pod wielkim wrażeniem tego, co się tam działo. Mam raczej dobre wspomnienia. Teraz też odbywają się warsztaty, ale różnią się od tamtych. Tam przyjeżdżały “nazwiska”, że człowiek nie wiedział jak oddychać… Dziś bywa z tym bardzo różnie.

  13. Małgorzata Köhler pisze:

    Pani Ewo, korzystam z opcji “A jak ktoś chce mnie tutaj ośmieszyć, to proszę bardzo. Niczego nie moderuję.”
    Przy czym najdalsza jestem od zamiaru ośmieszania. Pozwolę sobie napisac parę słów o wierszu – i również trochę o poezji, bo znów mnie Pani “wywołała” 🙂

    Niewątpliwie pełnią te rozliczeniowe wiersze rolę autoterapeutyczną 🙂 a nawet motywacyjną, jak sama Pani przyznaje. Są jednak niedopracowane. Zajmę się tylko tym jednym, bo mnie zainteresował. Nie będę czepiać się lekkich archaizmów i drobiazgów jak interpunkcja czy literówka, chodzi o poważniejszy problem.
    Podporządkowala Pani całkowicie przekazowi formę i to mam Pani za złe. Wtedy, gdy dokładnie wiemy, co chcemy napisać, jestesmy tak długo zobligowani do poszukiwania najtrafniejszej, najatrakcyjniejszej i bezbłędnej formy, aż będzie godna reprezentować przekaz. Im ważniejszy, tym bardziej musimy szukać perfekcji.
    Brzydka jest średniówka w drugiej zwrotce, (“zatrzęsie Pałacem Kultury” można było przecież zmienić na “Pałacem Kultury wstrząśnie”, i później zadbać o melodię, płynność frazy. Najbardziej żal mi trzeciej strofy, bo ma świetne, ostre i dynamiczne zakończenie, które – gdyby się Pani utrzymała w tempie początkowej frazy – byłoby ładnym, buńczucznym zakończeniem – przesłaniem. Proszę zerknąć na propozycję poprawek tej strofy (to tylko kierunek):

    “Nikt w Nowy Rok nie pije ginu?
    Nie kupisz go w hipermarkecie?
    Skompresowany Dżinn naturą,
    z laptopa go uwolnię wcześniej,
    nim pożre mnie rak sentymentu!
    Komuny dziecię, wojna! przypłyń
    w zeszycie z grą okrętów, wznieś się
    jaskółką z teczek urzędniczych,
    nie na Wesele, nie Wyspiańskie,
    nie na misterium, nie na tańce!”

    Widząc wiersze, które zaskakują mnie żle oprawionymi frazami – perłami jak ta:

    “bo martwe już nie może martwiej
    dać znać, że gardzi.”

    pcham palce między drzwi, nie mogę się powstrzymać od odruchowego nawyku uładzania lub wzburzania fraz, prób lepszego ich wyeksponowania. Mam przez to tylu wrogów, tzn. oni mnie mają 🙂 bo ja nieraz nawet nie wiem o ich istnieniu, że od dawna przestałam ich liczyć, stram się tylko omijać zadeklarowanych.

    Wyraziła Pani kiedyś zdziwienie, że sceptycznie podchodzę do odwiedzania blogów i wypowiadania się tam. Otóż pisząc na portalu, np. na liternecie, do tzw. wszystkich, nie muszę tlumaczyć się każdemu z osobna z nieporozumień, zarzutów prywatnych, czy nadinterpretacji mojego przekazu, nie powielam się dziesięciokrotnie i nie ryzykuję, że naruszę “spokój domu”, bo portal jest domem o naturze publicznej.

    Miło mi, że zauważa Pani moje wypowiedzi. Byłam zła kiedyś na Panią za nazwanie mnie “aktywistką” – to, obu nam dobrze znane określenie, dotyczy pewnej epoki i oznacza osoby zindoktrynowane, często na usługach danego systemu.
    Jestem osobą z wielką potrzebą prywatności, wypowiadającą się prywatnie, w niczyim imieniu, po “niczyjej stronie”, i starającą się nawet ukrócać moje ego, gdy podejrzewam je o niesprawiedliwość. Nierzadko przyznaję rację gnębiącemu mnie osobiście trollowi – jeśli ją, moim zdaniem, ma.

    Dziś zapytano mnie złośliwie, czy uważam, że jestem nawiedzona. Oprócz regularnych nawiedzeń przez trolle nic mi nie dolega 🙂 Nie mam misji, mam tylko przekonania, zresztą dość płynne, bo zmieniające się razem ze światem, próbujące mu dorównać. Zapewne w oczach wielu krytycznych wychodzę na wariatkę, upierającą się, że wiersze mają mieć wspaniałą formę i mądrą lub piękną treść, że lepiej mówić prawdę niż nieprawdę, i że robiąc po prostu to, co chcemy, żeby zaistniało, dajemy sobie sami na to większą szansę.

    Bywam znienawidzona, gdy ostro krytykuję wiersze, i znienawidzona, gdy chwalę. Pamiętam, jak zabolała mnie Pani uwaga o moim możliwie negatywnym wpływie na Romana Knapa. Dziś, może idąc za Pani przykładem, jedna z autorek liternetu rzuciła kąśliwie, że biedny Przemek Łośko straci wielbicieli jego poezji po mojej pozytywnej wypowiedzi.

    Knap, wygnany z Nieszuflady, w 2008, akurat, gdy po raz pierwszy weszłam aktywnie do netu, traktowany był, razem ze swoim przepięknym tekstem Compositae, jak parias przez Dehnela i innych autorów, z których zresztą część dzisiaj zmienila zdanie 🙂 i byłam jedyną, która wygrzebała jego dawne teksty, zachwycałam się nimi, i namawiałam go do dalszego pisania. Po mnie “odkrył go” dopiero Marek Trojanowski i sprawił, że zaczęto Knapa zauważać. Chwała mu za to.
    Wykłócalam się o niego z Jackiem Dehnelem, o wartość jego prozy i o jego zbanowanie, ale bezsutecznie. Któż zresztą wygrał kiedykolwiek w sporze z JD ? 😉
    Porównanie z Yoko Ono, która realizowała s w o j e sprawy, było krzywdzące. Dobrych, nietuzinkowych autorów należy dostrzegać, i wiele razy zdarzało mi się chwalić świetne wiersze nawet tych autorów, za którymi nie przepadałam. Czy chce przyznac Pani prawo odkrywania pereł poezji czy prozy tylko osobom, do których czuje Pani sympatię? A gdzie sprawiedliwość wobec wierszy, wobec dzieł, czy wreszcie wartych zauważenia autorów?

    Piszę o tym, niekierowana już żalem, przeszło mi, zwykle szybko mi przechodzi. Piszę, przyciągnięta Pani rozliczeniami z “końcem lat”, Pani troską o wolność rozwoju liternetu, czy też raczej literatury w necie, oraz Pani wracaniem do tematu, którego czuję się uczestniczką.

    Jesteśmy wszyscy uczestnikami przełomowego zdarzenia. Na naszych oczach i z naszym udziałem dzieje się literatura, tu i teraz. Niektórzy nie potrafią się w tym odnaleźć, psioczą na czasy, deprecjonują wszystko, co niedrukowane. Inni nadużywają cierpliwość netu, próbują zaistnieć w jakikolwiek sposób, zbić jakiś szybki osobisty majątek, spekulują, korzystając z niesamowicie pojemnej formy, braku wypracowanych reguł, o prawie i Lynchu już nawet nie wspominam. Ten dziki Zachód wkrótce się skończy, wykrystalizują się wartości. Apeluję – może istotnie czasami jak wariatka, wołająca na puszczy – o etykę zachowań, ochronę tego, co sami uważamy za cenne. O prawo do wyrażania niesmaku i zachwytu, bo między innymi ono odróźnia nas od zniewolonej, zindoktrynalizowanej masy przeszłego, na szczęście, stulecia.

    Z serdecznym, noworocznym pozdrowieniem –
    MK

  14. Ewa > Małgorzata Köhler pisze:

    jestem wzruszona, pani Małgosiu, że poświęciła mojemu wierszowi tyle uwagi. Ale Pani (Pani Ela też) nie może pojąć jak silnie jestem przywiązana do rymów, rymy wykoślawiają moje wiersze, bo są nieposzukane. I ma Pani słuszność, że wiersze są niedopracowane, bo szukanie rymów jest bardzo czasochłonne kiedy się chce, by nie były zużyte i wyświechtane. Ale nigdy nie dostałam, tak jak Gil Gilling stypendium, nigdy nie miałam takiego luzu na napisanie książki, jakie mają Jacek Dehnel i Olga Tokarczuk. Nie tłumaczę się, że miałam w życiu do szkoły pod górkę, ale moja sześćdziesięcioletnia egzystencja jest teraz paniczna, bo boję się, że już nie zdążę.

    Nie chcę Pani tutaj przepraszać, bo nie uważam, że Panią obraziłam, wręcz przeciwnie. Jest Pani aktywistką na Liternecie, nic na to nie poradzę, tak Panią widzę i nie jest to pejoratywne. Lepiej działać jak Pani, niż pozwolić na degradację portalu i na samowolkę, a portale też ulegają entropii i wszystkim procesom destrukcyjnym jak w przyrodzie.
    Yoko Ono to bardzo sławna na cały świat artystka sztuk wizualnych i nie mam pojęcia, dlaczego to Panią zabolało. Gdyby mnie ktoś tak porównał, byłabym dumna jak paw.
    Moje porównania nie są bezpodstawne. Przeczytałam Pani wszystkie (4) wydane książki w latach osiemdziesiątych, łącznie z wierszem o kolczyku w pępku śpiewanym przez Ewę Błaszczyk. Chciałam o nich napisać na blogu, ale zrezygnowałam. W moim pojęciu są mało artystyczne, szukam w literaturze artyzmu, a nie chciałam o nich pisać źle. Po tej lekturze właśnie doszłam do wniosku, że nie pasuje Pani do Knapa, bo to jest człowiek nieobliczalny i jest w nim szaleństwo. Pani nigdy nie pozwoliłaby sobie w całym swoim życiu na nieobliczalność, natomiast pozwala Pani sobie tę nieobliczalność hamować u innych dla ich dobra. W tym sensie Pani wpływ jest negatywny. Proszę się nie gniewać. Napisałam Pani wtedy coś jeszcze, że Pani jest najprawdopodobniej z tzw. dobrego domu i lgnie do ciemności na przekór tej wpojonej wychowaniem poprawności. Pewnych rzeczy nie da się w sobie zmienić, tak jak nie da się zmienić własnej osobowości. Jesteśmy inni, każdy jest inny, Pani ma bardzo dużo wspaniałych cech opiekuńczych, ale dla artysty to nie jest partnerstwo.
    Nie wszystko czytałam Romana Knapa, ale wiem, że to ciemny charakter, potrafi być stuprocentowym chamem i jak go wywalili z nieszuflady to nie wierzę, że za niewinność. Też musi z tym żyć, ale Pani nie docenia jego wewnętrznej artystycznej siły. On jest skazany na twórczość, bo on nic innego nie ma i tylko twórczość może go wyzwolić z wewnętrznego piekła. Każdy facet chce mieć niańkę, bo tacy ją faceci. Ale według mnie, Pani jest osobna w tych Waszych spółkach artystycznych. Podobnie jest z Pani mężem. To zupełnie inny świat artystyczny i oczywiście możecie być wspaniałymi partnerami względem siebie, ale artystami musicie być osobnymi. Ja całe życie obserwowałam małżeństwa artystyczne, wszelkie zespołowe tworzenia, to musi nastąpić dopełnienie, chemia, jeśli jednemu artyście czegoś brakuje, to ten drugi musi to mieć. To są niesłychanie rzadkie rzeczy w przyrodzie, nikt nie jest winien, że tak nie jest i nie trzeba się obrażać. Artysta jest zazwyczaj firmą jednoosobową, trudno radzić sobie z demonami jednej egzystencji, a co dopiero jeszcze kogoś brać na plecy.
    Mam nadzieję, że nie przekroczyłam tutaj prywatności. Nawoływanie na portalach, żeby pisać o wierszach, a nie o autorach jest niesłuszne. Oczywiście, robienie tego względem wieku i wyglądu, co robią Naćpana i Borowski jest ohydne i kwalifikuje się jak najbardziej do sądu. Miałam nadzieję, że oni już siedzą w więzieniu po tych ostatnich popisach polskiego chamstwa i dobrze by było, by jednak właściciele portali współpracowali z policją.
    Natomiast dla mnie ważne jest zawsze, kto pisze. Jak czytam książkę czy oglądam film, zawsze szukam informacji o autorach w Sieci. Uważam, że zainteresowanie autorem jest właśnie jego nobilitacją. Nie jesteśmy maszynami produkującymi utwory. Jesteśmy cierpiącymi bytami, które tworzą z wysiłkiem, starają się jak najlepiej potrafią. Muszę wiedzieć z jakiego pokolenia jest artysta, co przeżył, czego doświadczył. To nie jest plotka, to istota egzystencji.
    Dziękuję za życzenia noworoczne. Również życzę udanego, twórczego roku. Dla nas tylko to jest ważne: by móc pisać.

  15. Ewa > Ela Galoch pisze:

    Warsztaty literackie są dla młodych wstępujących. W tej fazie jeszcze nie da się człowieka całkiem zniszczyć.
    Silny poeta sam wie, co mu jest potrzebne, jeśli natrafi na warsztatach na mentora, który jest mu potrzebny, wykorzysta go. Tak to pojmuję.

  16. Małgorzata Köhler pisze:

    Ależ proszę, prawdziwa prywatność jest i tak nienaruszalna 🙂

    Pisze Pani: “Podobnie jest z Pani mężem. To zupełnie inny świat artystyczny i oczywiście możecie być wspaniałymi partnerami względem siebie, ale artystami musicie być osobnymi.”

    Uśmiecham się tylko. Nasz związek jest burzliwy, od samego początku. Nie wchodzimy sobie w drogę w artystycznych sprawach, tak jest bezpieczniej – ale z niczyim zdaniem tak się nie liczę, jak z jego, pokazując jeszcze cieply wiersz. I odwrotnie.
    A od kilku lat, odkąd się znamy, nie zagrał próby czy koncertu, na których bym nie była.

    Dzięki wielkie, że oszczędziła mnie Pani i zostawiła moje dawne książki. Odrosłam od nich, były pisane szybko (powieść w miesiąc), dotyczyły ludzi tamtego stulecia, to były wiersze z tamtego stulecia, byłam nikim więcej, niż autorką na szybko robionych notatek. Nie mogłam pojąć, że po wielu latach niejeden z moich dawnych znajomych znał jeszcze te wiersze na pamięć, ja je zapomniałam, do tomików, które zostaly mi po matce, bo moje gdzieś poszły, nie zaglądam. Dzisiaj zjechałabym te wiersze, były zwyczajnie niedopracowane.

    Proszę jednak nie wysnuwać pochopnych wniosków. Nie “współpracuję” a Romanem, on twierdzi, że zainspirował go mój tekst o Szumskim, jakże przecież inny od spojrzenia Knapa. To Roman wciągnął mnie na index autorów “Dzieci z Dworca Web”, to on obracał uparcie mój wywiad z nim dla Strefy Gender w obustronny – a więc to Roman, świadomie czy nie, wybiera mnie do tej roli. Ja się tylko zwyczajnie zachwycam jego prozą, nic więcej.

    No i tutaj: “Pani nigdy nie pozwoliłaby sobie w całym swoim życiu na nieobliczalność” – znów muszę się uśmiechnąć, bo ach, jak nie ma Pani racji! Nie zna mnie Pani przecież. Zna Pani moje wyhamowane wypowiedzi na forum. Myślę, że zna Pani może kilka moich wierszy z ostatnich lat. To za mało, żeby pisać o człowieku, o jego możliwym wpływie na innych, którzy przeciez znają mnie z zupełnie innej strony.
    Sama nie umiem niczego powiedzieć na pewno o kimś, dopóki nie usłyszę jego głosu. Choć mogę godzinami gadać o jego wierszach.

    Droga Pani, nie oszukujmy się – w necie jesteśmy wszyscy maskami. Trochę uchalamy je, gdy wychodzimy na prawdziwe forum publiczne, na spotkania autorskie, spotkania ze znajomymi przy alkoholu, gdy robimy to, co Niemcy nazywają pielęgnacją kontaktów. Ale prawdziwy kontakt postaje tylko w intensywnym sam na sam z drugim człowiekiem, w rozmowie, w której patrzy się w oczy. Reszta to gra pozorów, rola, czasami przyzwoicie, bez blefu, zagrana. Lans, brutalnie mówiąc.
    Dobrze, jeśli używamy naszych umiejętności w uczciwym celu.

    To będzie dobry rok, czuję. Po końcu świata musi przyjść przecież fajny, mądry początek 🙂

  17. Ewa > Małgorzata Köhler pisze:

    trzeba te moje analizy traktować wyłącznie literacko. Przecież tylko Pani Hańska spowodowała konfrontację ze swoim ulubionym pisarzem i też nic z tego dobrego nie wyszło. Zazwyczaj czytelnik zatrzymuje się na Wikipedii w znajomościach ze swoim ulubionym pisarzem. Właśnie to, że się nie znamy, że znamy się „literacko” jest siłą naszych kontaktów. Pisałam wyłącznie o tym, co wyczytałam z ekranu, nic więcej. Relacje Pani z mężem też literacko, dotyczyły jedynie wierszy Wolfa. Podobnie z Romanem Knapem, też jedynie utworów. Nieobliczalność, to też dotyczy utworów. Pani utworów. W książkowych, ani w tych publikowanych na portalach jej nie ma.

    Będę na blogu publikować moje młodzieńcze wiersze. Nie byłabym taka szybka, jak Pani w negacji tego, co się stworzyło na początku drogi twórczej. Achmatowa podobno chciała zachować jakiś wiersz licealny, ale wywaliła wszystko, nic się nie nadawało. Ale myślę, że jesteśmy cały czas w drodze, nie ma sensu tej drogi negować. Sam proces twórczy w czasie jest bardzo ciekawy i edukacyjny. Zresztą, ja cały czas jestem przeciwna cyzelerce.
    A Pani książki są w bibliotece, ogólnie dostępne.

    Cieszę się, że się Pani nie pogniewała. Powodzenia!

  18. Sebastian pisze:

    Jestem grafomanem, ale krytycznym. Nie szukam wydawcy i odbiorcy. Koniec wyznania. Długo nie zrozumiem poezji orgiastyczno-nadrealistyczno i tym podobnej. Dla mnie to sfera osobista, domena myśli, ducha i emocji “na uwięzi”. A w ogóle lubię choć troszkę wiedzieć “co autor miał na myśli” (troszkę żartuję oczywiście a troszkę nie). Na koniec roku dziękuje Pani za liczne ciekawe inspiracje z tego bloga i zwłaszcza zdrowia i optymizmu w tym otwartym świecie życzę Pani najszczerzej…

  19. Ewa > Sebastian pisze:

    Nie wiem, kim jest grafoman, bo u malarzy takie słowo nigdy nie istniało. Nieudacznika w swoim zawodzie nazywano „amatorem”, ponieważ w starym systemie wierzono, lub miało się to statutowo zagwarantowane, że dyplom wyższej uczelni plastycznej automatycznie czyni z artysty mistrza, a nie amatora. Amatorami pogardliwie nazywano wszystkich bez dyplomu i nie interesowano się, co on tworzy, ale nimi nie pomiatano. W literaturze jest inaczej. Wykształcenie techniczne sprzyja twórczości literackiej (np. Gil Gilling, Robert Musil), a obelga „grafoman” pełni podobną funkcję jak „kurwa” w prostytucji. Wiadomo już od polityków, że kurwy nie da się zgwałcić i od literatów, że grafomana nie da się nawrócić ze źle obranej drogi. Więc bądźmy grafomanami, witaj w klubie Panie Sebastianie!
    Cieszę się, że Pan od lat nie ustaje w uaktualnianiu swojego bloga, nie czuję się w tej pracy tak samotna.
    Wszystkiego dobrego w 2013!

  20. Robert Mrówczyński pisze:

    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku i jednocześnie Dniu Urodzin. Przede wszystkim wytrwałości i sił psychicznych, tak potrzebnych kiedy się pracuje na “żywym organizmie”. To co robisz jest szalenie ważne i unikalne, bo mimo ogromu sieci jesteś wielką rzadkością w bezkompromisowo uczciwym podejściu do tematów. Jestem przekonany, że Twoja działalność wywiera jakiś całkiem realny wpływ na rzeczywistość, a przynajmniej odsłania nowe horyzonty myślenia o sztuce, mimo iż sama masz bardzo mało pewności siebie. Życzę Ci również komentatorów na poziomie, takich jak p. Marcin, który ostatnio bardzo przyjemnie rozczarowuje. Ale i obecność takich osobników jak Gilling cieszy, bo wynika z jego pretensji, że to Ty jesteś odpowiedzialna, że zakręcono mu kurek z tanią wódką, tanimi kobietami i tanią sławą. Jeśli rzeczywiście los Gillinga odmienił Twój bardzo dawny tekst, to jest to dowód na ten realny Twój wpływ na rzeczywistość.

  21. Ewa > Robert Mrówczyński pisze:

    Może wpłynęłam, ale mobilizująco, najczęściej komentowane na moim blogu tomiki poezji współczesnej dostawały nagrody, a autorzy wcale się nie załamywali, a wydawali następne. Przy tak niskiej ocenie mojej twórczości jakże mogłoby być inaczej. Na razie kończę prace społeczne, czyli interesowania się cudzą twórczością i pisania o niej. Bardzo chciałam być wspólnotą z literacką siecią przy pomocy mojego bloga. Ale wrogość i przemilczanie mnie sparaliżowały.
    Zachęcam Cię Robercie do czytania publikowanych przez rok 2013 zapisków z minionej epoki, bo czytelników pewnie będę miała niewielu, ale i tak ukazanie się tekstu w publicznej strefie jest dla autora nagrodą. Również Ci życzę Szczęśliwego Nowego Roku 2013, za słowa wsparcia i za życzenia urodzinowe. Wszystkiego Dobrego!

  22. Wanda Szczypiorska pisze:

    Wszelkiej pomyślności, pani Ewo. Pięknych tekstów życzy stały gość.

  23. Ela Galoch pisze:

    Oby 2013 rok był dużo lepszy od pozostałych… Pomyślności osobistych i zadowolenia z blogowego życia.

  24. Ewa > Wanda Szczypiorska pisze:

    Pożyczyłam sobie Wando Twoją książkę „ Sidła” w Bibliotece Śląskiej i w całości ją przeczytałam, bo znałam tylko z portali. To niewielka książeczka, na jeden ząb, nie wiedziałam, że wyszło tak mało. I jak ktoś napisał na Liternecie, chyba Pani Małgosia, że czyta się inne teksty po to, by tego nie robić w swoich. Po lekturze Twojej książki zastanowiłam się jak mam te nasze czasy opisać. Bo chciałabym bardzo dużo, a sama tak zrobiłaś – tylko wybrałaś niektóre fakty. Ja chciałabym ominąć wątek romansowy i skupić się wyłącznie na urzędzie. I wiesz, wychodzi mi cały czas literatura, jaka obowiązywała w PRL-u w wypadku składania pism urzędowych. Taka drewniana! Nie wiem, czy z tego wybrnę. Mam na to rok, jak nie dam rady, to się wycofam. Podziwiam, że sfinalizowałaś napisanie swojej książki, to były czasy bardzo bolesne i w trakcie pisania to wszystko wraca.
    Trzeba to utrwalać, PRL to czasy, które zrodziły to, co teraz. Nikt nie zrozumie bez nich epoki, w której żyjemy obecnie. Życzę Ci na ten rok 2013 wydania następnej!

  25. Marcin pisze:

    Również wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. A co do wpływu – skoro ludzie przysyłają Ci swoje teksty do zrecenzowania, to jest jego najoczywistszy przejaw. Chęć negacji też, paradoksalnie, dowodzi, że stanowisz jakiś ważny punkt. W końcu po co ktokolwiek miałby wytracać czas i energię na walkę z pozbawionym znaczenia przeciwnikiem.
    Na mnie na pewno miałaś duży wpływ. Przede wszystkim dzięki Tobie zrozumiałem, że to, co się pisze w Sieci, jest tak samo istotne jak literatura oficjalna. Bardzo długo nie mogłem się nadziwić temu, że Ty przykładasz tak ogromną wagę do portalowego życia, bo też sam swoje bytowanie w Sieci traktowałem dość lekko. Ale Twoja postawa i argumenty przekonały mnie. I mimo że – przynajmniej na razie – nie zrezygnuję ze starań o zaistnienie w tradycyjnym obiegu, nie patrzę już na pisanie internetowe jak na gorsze rodzeństwo tego “prawdziwego”. A to jest wielka zmiana.
    Zwłaszcza iż rzeczywistość zdaje się podążać za Twoją intuicją. Dynamiczny rozwój książki elektronicznej – w Polsce oczywiście jak zawsze zapóźniony, ale jakoś tam jednak się kula. No i symptomatyczne uwolnienie się amerykańskiego “Newsweeka” z papieru.

    @Robert Mrówczyński
    To się cieszę, że Pana przyjemnie rozczarowałem. W ostatnich miesiącach przemyślałem i przewartościowałem wiele spraw. Krytycznie też przyjrzałem się niektórym własnym działaniom, co stało się możliwe dopiero po wzniesieniu się na poziom meta i ujrzeniu siebie z absolutnie zewnętrznej perspektywy. Dopiero po dokonaniu tych rozliczeń poczułem, że jestem gotowy, by tu wrócić.

  26. Ewa > Ela Galoch pisze:

    Pani Elu proszę wpadać częściej! Pani profesjonale uwagi są bardzo cenne. Ale wiem, jak to jest z czasem na dodawanie komentarzy, dlatego niezwykle sobie je cenię. A technicznie to wygląda tak, że jak ktoś da mi tu komentarz, to mam zaraz sto wejść więcej. A jak nie ma komentarza, to nie wchodzą. Nie wiem, czy nadchodzące komentarze powiadamiają moich czytelników, bo ja takiej opcji nie mam włączonej nigdzie. Piszę tylko jak w blogach to działa i co powoduje wysoką indeksację w Googlach. Bo portale i tak mają dużo wejść i nie muszą o takie drobiazgi zabiegać.
    Życzę Pani kolejnych tomików i wytrwałości w wielomiesięcznym pisaniu tekstów. Ale każdy kontakt z własnym tekstem jest nieustającą przyjemnością. W każdym razie dla mnie. I tej przyjemności Pani życzę!

  27. Ewa > Marcin pisze:

    Marcinie, pisze tę moją „kobyłę życia” i coraz wyraźniej sobie zdaję sprawę, że absolutnie wszystko jest ważne. Nawet działania w innej dziedzinie sztuki są ważne wszystko wzrusza i niepokoi Kosmos. Negując chrześcijańską spowiedź, która wymazuje z nas winy, otrzymujemy nagle, jak na talerzu, wszystko, co popełniliśmy, ale przecież grzechy nie tylko przeciw naszemu bliźniemu są popełniane. Popełnia się grzechy przeciwko Duchowi i jeśli się to wymaże, to nie ma żadnej ewolucji, żadnego postępu. Dlatego zawsze optuję, by błędy były popełniane, ale nie zamiatane pod dywan. Co komu po entuzjastycznej recenzji, jak nikt tego już więcej do ręki nie weźmie. Uwierz mi, że jak przeglądam katalog Biblioteki Śląskiej, a robię to niemal codziennie, to te wszystkie nagradzane tomiki wierszy, o których tak źle napisałam są cały czas dostępne. Na taką masę czytelników, na jeden egzemplarz biblioteczny nagrodzonej niedawno książki nie ma absolutnie żadnego czytelnika! A przecież ja tu się zapisuję na książki, oczekuje na nie, są w ciągłym czytaniu, jest przede mną nieraz kilkudziesięciu oczekujących (na „Kryształowy pałac” Petera Sloterdijka czekałam od wakacji letnich), a czasami chętnych jest tak dużo, że nie starcza miejsc w kolejce! Czy to nie dowód na fałsz tych napompowanych aplauzów!
    Też uważam, że trzeba walczyć o druk papierowy. Ale jestem ostatnią osobą, która władna jest Ci w tym pomóc!
    Ja to dam całą swoją twórczość tutaj, bo nie stać mnie nawet na znaczki pocztowe, to jest najtańsza forma zaistnienia literackiego lub grafomańskiego. Papier też nie zna różnicy.

    To życzę Ci Marcinie, by Cię w 2013 wreszcie docenili papierowo, bo coraz lepiej piszesz!

  28. Wanda Szczypiorska pisze:

    Serdeczne dzięki. Ja się bezwiednie skupiam na drobnych realiach i psychologi postaci, tak jak to zapamiętałam, ale wydaje mi się, że dzieki temu unikam schematów i oczywistości. Zresztą ja i moja mama żyłyśmy na marginesie tamtej rzeczywistości. Ograniczałam potrzeby do minimum, żeby niczego sobie nie rościć, niczego od władz nie brać. Wbrew władzom, bez pozwolenia wybudowaliśmy z mężem drewniany dom z tego co w lesie rosło (własnym lesie). Dlatego nie mam kompleksów, ani żalu. Ważne są dla mnie uczucia moich bohaterów.
    Czekam z niecierpliwością, na Twoje, Ewo opowieści

  29. Ewa > Wanda Szczypiorska pisze:

    Może dobrze, że pracowałaś na niewielkim materiale, nadmiar też jest groźny, bo można się pogubić. Literatura jest w nas, ale to wspólna literatura. Każdy zobaczy jednak to, co sam widzi. Myślę, że jest w tym i bezpieczeństwo, że niekształcony świat naszą optyką odbiega od realności bardzo i dzięki temu unika się pretensji portretowanych. Nawet, jak oni już nie żyją to jednak można odczuwać poczucie ich krzywdy. I coraz bardziej dochodzę do przekonania, że np. taki Franz Kafka potrafił tę rzecz zagmatwać aż do stopnia niesłychanego po to, by zmylić tropy przed portretowanymi, a nie czytelnikiem. Bo portretowani żyją w nas cały czas. Ja w każdym razie po to tylko piszę, by oni ze mnie wyszli. Ty Wando potraktowałaś ich w swojej książce bardzo łagodnie i uczuciowo. Ja nie, bo ja piszę bez uczuć. Dlatego zawsze jest to syndrom Obcego pasażera “Nostromo”.
    Nic, walczmy Wando z tym realizmem! Byle to nie był soc, czego u mnie się najbardziej boję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *