Idą późne wiersze
bezładne tkanin wszelkich resztki
kłębią się w jardzie, metrze, arszynie,
łopocą metki,
naciągają nieśmiało
esencją.
Na Ziemi tworów niechcianych jest pełno
więc są
i będą.
Być cudzą energią,
przez naśladowanie klimatu
to jak tajfun, gdzie wiatru jest pełno
a tylko fatum
zarządza bezładem
poezjo
bądź, nie podążaj ich fałszywym śladem
bądź ze mną
bądź wersją.
Bądź tylko wersją
której nie chcą,
smaku się nie wyrobi
wrzucone złoto będzie złotem
zapłaconym alchemikowi.
Wartość zawsze sama w sobie pierwotna
po meandrach strof błądzi
uparta jest jak mantra
zostanie w niej pamięć
błyszczącej materii
złotogłów to część
resztą jest więź
między rolami
między nami
między mną.
Ten tekst jest zdecydowanie lepszy od poprzedniego, bardziej klarowny i przejrzysty. Nasycony intelektualnie, ale wciąż zimny. Zastanawiam się skąd ten chłód, bo po Pani innych publikacjach blogowych nie wyczuwa się tego. Wciąż jeszcze daleki od człowieka, od „mojego”, „twojego” i „jego” „ja”.
Zaznaczam, że to tylko subiektywne zdanie.
PSEUDO-QUENEAU
NOWE STO TYSIĘCY MILIARDÓW WIERSZY
WIERSZ NR 2
Wrzucone złoto będzie złotem
kłębią się w jardzie metrze arszynie
naciągają nieśmiało
przez naśladowanie klimatu
idą późne wiersze
łopocą metki
esencją
więc są
i będą
między nami
bądź nie podążaj ich fałszywym śladem
Być cudzą energią
to jak tajfun gdzie wiatru jest pełno
a tylko fatum
Poezjo
bądź ze mną
zostanie w niej pamięć
bądź tylko wersją
na Ziemi tworów niechcianych jest pełno
której nie chcą
po meandrach strof błądzi
resztą jest więź
smaku się nie wyrobi
zarządza bezładem
zapłaconym alchemikowi
wartość zawsze sama w sobie pierwotna
Uparta jest jak mantra
błyszczącej materii
bezładne tkanin wszelkich resztki
złotogłów to część
między rolami
między mną
bądź wersją
Ma Pani rację, Pani Elu. Chyba po sześćdziesiątce ludzie bez tłumów wielbicieli, niezliczonych fanów i milionowych nakładów stygną.
Dlatego spieszmy się wcześnie spisać wiersze, tak szybko potem stygną.
Ten chłód rzeczywiście trochę wynika z samopoczucia wewnętrznego (mało światła słonecznego do nas dociera). Jest w Pani – na dzisiejszy dzień – sporo tego zimowego smutku. Zmieni się Pani nastawienie, to i wiersze będą inne.
A co to znaczy “tłumy wielbicieli”? Poeta jest zawsze samotny. Samotnie idzie z wiatrem i pod wiatr. Nie piszemy dla wielbicieli, ale dlatego, że mamy coś do powiedzenia, co nas boli czy wkurza.
wyczynowców według mnie nie powinno się leczyć litem, moczeniem w kuble, zawijaniem w mokre prześcieradła, naświetlaniem lampami i perswazją. Jednak można leczyć uwagą.
W latach siedemdziesiątych koleżanka szkolna mojej przyjaciółki z akademika przyjechała z głębokiej wsi do Warszawy i po maturze poszła pracować do milicji. Tam, dzięki bardzo dobrym warunkom fizycznym reprezentowała na Stadionie Dziesięciolecia swój milicyjny klub w biegach. Byłaby wybitna, gdyby jej chłopak przychodził na trybunę i oglądał jej bieg. Ale on ograniczał się jedynie do seksu z nią, próżno wypatrywała go w czasie imprez sportowych. I tak została konwencjonalną, milicyjną biurwą.
Myślę, że podobnie jest z poetami. Nie można śpiewać tylko sobie i Muzom.
Kura
Kura jest najlepszym przykładem, do czego doprowadza bliskie
współżycie z ludźmi. Zatraciła zupełnie ptasią lekkość i wdzięk.
Ogon sterczy nad wydatnym kuprem jak za duży kapelusz
w złym guście: Jej rzadkie chwile uniesienia, kiedy staje na
jednej nodze i zakleja okrągłe oczy błoniastymi powiekami,
są wstrząsająco obrzydliwe. I w dodatku ta parodia śpiewu,
poderżnięte suplikacje nad rzeczą niewypowiedzianie
śmieszną: okrągłym, białym, umazanym jajkiem.
Kura przypomina niektórych poetów.
w jakim celu robi Pan błoto z mojego bloga?
Wkleił Pan wiersz Zbigniewa Herberta “Kura” i Pan nie podpisał autora, wygląda, że to z Pana taki Wielki Poeta.
Nie wszyscy czytelnicy mają obowiązek znać ten wiersz, ja akurat znam. Wyjątkowo podłe jest to, co Pan tutaj wyprawia.
” Nie zna się na żartach, nie czuje ironii; po prostu jest źle wychowana.
Michał Lermontow: “Bohater naszych czasów”
Jest Pani wyjątkowo przewidywalna, spodziewałem się, że taki właśnie będzie zarzut, więc postanowiłem zastawić pułapkę…, a że była to pułapka!, wskazuje,
iż poniżej podpisałem o ileż bardziej znaczący
od „Kury”, a mniej znany “Che fece… il gran rifiuto” Konstandinosa Kawafisa…
Ponadto “Kura”, która jest rzeczywiście wierszem dobrym, wcale nie świadczy, że autor był „Wielkim Poetą” , o wielkości świadczy “Miris” Kawafisa, “Wezwanie” Miłosza, “Fuga śmierci” Celana, “Apollo
i Marsjasz” Herberta, “Jesień w Kalifornii” Rexrotha…
***
“Byłaby wybitna, gdyby jej chłopak przychodził na trybunę i oglądał jej bieg. Ale on ograniczał się jedynie do seksu z nią, próżno wypatrywała go w czasie imprez sportowych. I tak została konwencjonalną, milicyjną biurwą.
Myślę, że podobnie jest z poetami. Nie można śpiewać tylko sobie i Muzom.”
“Błoto”? Powyższy cytat, to nawet nie błoto, to kloaka
i bynajmniej nie chodzi o słownictwo, ale o zastosowaną analogię: subtelne związki, jakie zachodzą w artyście między jego twórczością, a pragnieniem jej upublicznienia (albo i powstrzymania się od niego), objaśniać zależnością między niedoszłą karierą milicyjnej sportsmenki, a brakiem zainteresowania jej wyczynami ze strony kochasia?!, to więcej, niż prymitywizm…
Dla przykładu, zarówno droga twórcza Kawafisa,
jak i Emily Dickinson całkowicie zaprzeczają wszelkim analogiom z “milicyjnymi biurwami”…
***
Hasa sobie Pani po literaturze, jak – nie przymierzając – Boryna po własnym polu, budując prestiż wśród znajomych, a czemu tylko bliżej się nie przyjrzeć,
nie wytrzymuje elementarnej krytyki.
Ot, wybrane na chybił trafił (dosłownie):
„Mimo chaotyczności w konstrukcji, tej ewidentnej wady w odbiorze (ogromne przestrzenie czasowe nie są czytelne), książka jest bardzo prawdziwa dzięki prawdziwym spotkaniom z prawdziwymi problemami, którymi Michał Zygmunt się z czytelnikiem dzieli.
Autor, dopuszczony do głosu – jak dziecko – próbuje podekscytowany opowiedzieć wszystko na raz, co nie zawsze to, co wie narrator, jest dla czytelnika jasne. Ważne jest jednak to, że pisarz uniknął, pomimo politycznej otoczki przy promowaniu książki – skargi, propagandy, deklaracji określonej postawy.”
Przecież są jakieś granice myślowego i stylistycznego niechlujstwa? Są, czy nie?
Inny przykład, pozyskany taką samą metodą, czyli – jak się rzekło – na chybił trafił:
„Energia powieści wraz z jej weltschmerzem wyczerpuje się w połowie, za to mnożą się opisy już wyeksploatowane. Jednak na tej płaszczyźnie zewnętrzności Edward Pasewicz jest świetny.
To zmysłowy, delikatny obserwator ogarniający
z prawdziwym poruszeniem świat obyczajowego przełomu, gdzie Polska młodzież histerycznie zasypuje historyczną przerwę i wchodzi nieświadoma niebezpieczeństw w świat nie pozyskany ewolucyjnie, tylko dany z dnia na dzień gotowy. Dlatego świat ten,
z pozoru tylko wolnościowy, z konieczności traktuje
jako terapię, a nie jako przyjemnościowy libertynizm.” Czy Pani nie widzi, że to jest bez składu i ładu: wyeksploatowane okazuje się świetne, mowa jest
o jakiejś płaszczyźnie zewnętrzności, Polska młodzież histerycznie zasypująca historyczną przerwę(zasypywać przerwę, przecież to frazeologiczna potworność!),
a ostatnie zdanie, to już zupełny bełkot!!
Przypomina Pani pewną scenarzystkę oper mydlanych, która pisze przez szesnaście godzin dziennie, nie mając nawet czasu, aby przeczytać uważnie to, co przed chwilą napisała.
***
„Moja walka” (patrz: motto z Lermontowa) z Panią ma na celu „walor moralno-edukacyjny”, gdyż z tandetą literacką należy walczyć, gdzie tylko się da…
***
Natomiast moje “Dziękuję” dla Pana Janusza Solorza
za wiersz poświęcony Pessoi, było także podziękowaniem dla Pani, gdyż bez Jej blogu, nigdy bym zapewne tego świetnego utworu nie poznał…
Czasem tak trzeba “śpiewać”, żeby czytelnicy z własnej woli dostrzegli “śpiewającego”, a nie dlatego, ze jesteśmy trybikami na jakimś forum literackim i wszystkim wokół kłaniamy się w pas.
Dla jednych „lizusostwo” – to synonim otwierających się drzwi, dla drugich pospolite kurestwo (to wcale nie jest rzadkie zjawisko w naszym poetyckim grajdołku). Mogłabym sypnąć nazwiskami, ale poco? Ważniejsze są teksty, a nie rozłożone nogi. Ilu twórców w Polsce może z ręką na sercu powiedzieć, że się nigdy nie sprzedało? Ilu będzie mieć odwagę powiedzieć, ze nie weszło w żadne podejrzane układy? Niestety bywa bardzo różnie, nie o jednej takiej sprawie słyszałam. Ludzie czasem, by przez pięć minut istnieć, godzą się na różne nieetyczne propozycje. Tylko naiwni mogą sądzić, że świat literacki to postępowanie fair play. Ilu z nas oparło się temu? Ilu z nas bronią teksty? A ilu z nas chciałoby dostać taką nieetyczną ofertę, aby tylko wygrać jakiś gminny konkurs?
Czy da się egzystować w świecie literackim bez tych pokus? Jest to możliwe, ale trzeba mieć siłę wewnętrzną i odwagę. Tylko w taki sposób można zachować swoją wolność.
Che fece… il gran rifiuto
Konstandinos Kawafis
Dla niektórych ludzi przychodzi taka godzina,
Kiedy muszą powiedzieć wielkie Tak
albo wielkie Nie.
Od razu widać, kto z nich w sobie ma gotowe Tak.
Wypowiedziawszy je, coraz wyżej się wspina.
Wzrasta i w ludzkiej czci, i w zaufaniu do samego siebie.
Ten, kto powiedział Nie – nie żałuje.
Gdyby zapytali go, czy chce odwołać je, nie odwoła.
Ale właśnie to Nie – to słuszne Nie – na całe życie go grzebie.
Ekdota Poiemata, przed 1911
(z greki przełożył Zygmunt Kubiak).
bardzo dobrze Pani Elu, nich Pani nazwisk tutaj broń Boże nie wymienia! Zaraz przylezą prawnicy i zaczną grozić sądami.
Ze mną to zupełnie inna sprawa, bo ja nie mam pojęcia, co u profesjonalnych literatów, natomiast plastyków znam od 14 roku życia. I tak kilka dni temu gaworzyłam mailowo z moim rówieśnikiem po krakowskiej ASP i mówię mu, będę zmieniać imiona i nazwiska, bo a nuż kogoś urażę… Ale doszliśmy do wniosku, że moje pokolenie cierpi na totalną amnezję, nikt nic nie pamięta (oprócz oczywiście swoich kotów). I Witek mi pisze: dawaj po nazwiskach! Dawaj! Ale nie dam.
I Pani Elu u was w Związku może być podobnie, nikt nic nie pamięta… Ale ja się nie znam, ja tylko widzę scenę Sieci. A to, co widzą wszyscy staje się prawdą i nie liczy się wtedy „ukryte”.
Mnie jak do tej pory, a jestem w Sieci ponad 10 lat, jeszcze nikt nie zaproponował żadnego skurwienia, więc nie mam pojęcia, jakiej pokusy mam się bać. Nawet nie mam szansy na grzech. Podobnie było w PRL-u, pokusy były tylko dla wybrańców. Szalenie trudno było się dopchać do pokus.Mi mówili: siedź w kącie, aż znajdą cię. Pani też widzę w tym sensie. Wiadomo, że nikt nikogo szukał nie będzie. Szuka się tylko adoracji i adoratorów.
Pani Ewo, już od dawna nie jestem w żadnym związku twórczym. Byłam krótko, bo pewne osoby zachęcały mnie. Popatrzyłam, posłuchałam, poczytałam i stwierdziłam, że to nie moje klimaty. Nie umiem funkcjonować, a tym bardziej pisać, gdy mi się coś narzuca. Kiedyś przynależność do takich instytucji była przydatna, pozwalała na publikacje itp. Teraz została tylko nazwa. Z własnej woli zrezygnowałam. Jestem niezrzeszona i jest mi z tym dobrze.
To ja tak z dziesięć lat temu bardzo chciałem zapisać się do związku. Nie ukrywam – liczyłem na apanaże i ułatwienia. Szuflada pęczniała od wierszy, żadna redakcja nie chciała ich przyjąć, to sobie pomyślałem, że a nuż wmiksuję się do jakiegoś koła młodych czy gdzieś. Wybrałem się do warszawskiej siedziby pewnego dnia po zajęciach i – nie uwierzycie – nie mogłem trafić. Cały czas krążyłem po właściwej ulicy wokół tych drzwi co trzeba i nie byłem w stanie dostrzec tabliczki. Jakby mi coś namieszało w głowie. Następnego dnia oczywiście ktoś udzielił mi wskazówek i trafiłem bez problemu. Ale już nie wszedłem. Później to moje błąkanie się uznałem za symboliczne. To są właśnie takie olśnienia, kiedy obnażają się ukryte szwy rzeczywistości. Niesamowita rzecz.
A imiona zawsze lepiej zmienić. Czasem nawet nazwy miejsc, gdy tylko się da.
do Związku Polskich Artystów Plastyków należałam od 1976 roku z przerwą na stan wojenny, bo był wtedy zawieszony. Wypisałam się niedawno, chyba dwa lata temu. Fajnie jest gdzieś należeć i mieć opiekę jak w mafii. Ale nie każdym tam się chcą opiekować, a składki płacą wszyscy. Może u literatów jest podobnie.
😉
Definicja odpowiednika polskiego wyrazu obcego”empatia” przyjęta przez psychologów i filozofów w kraju brzmi:”Akt wewnętrzny polegający na doświadczeniu,uchwyceniu cudzej świadomości”.Do świadomości wchodzą procesy myślenia,wolicyjne,pamięci,emocje i uczucia.Doświadczenie uchwycenia cudzej świadomości nie jest aktem współczucia ani miłosierdzia.Tym samym ubek lub esesman nie dysponujący zdolnością empatii, to kiepski ubek i kiepski esesman.Przy tym problemie,tylko informuję [odwołując się do literatury tematu a kompletnie pomijam wiki i słonik PWN-u],a nie narzucam swojego poglądu.Referuję istniejący stan rozumienia sensu tego terminu w naukach o człowieku.Wstrzymuję się od ujawnienia swego stanowiska.Z dziećmi to inna para kaloszy,ich świadomość jest w rozwoju ,trudno mówić o empatii lub jej braku.Do 7-8 roku życia dziecko myślowo nie może objąć sytuacji wewnętrznej drugiego,nawet nie może sobie wyobrazić jak drugi widzi ten sam obiekt ,który ono ogląda.Liczne badania grupy piagetowskiej dają wyniki jednoznaczne: dzieci nie wiedzą ,że patrzące drugie dziecko na prostopadłościan widzi inne ściany niż ono znajdujące się w innej pozycji.Jeszcze znaczniej gorzej jest z rozumieniem przez małe dzieci tego faktu że drugie dziecko ma świat wewnętrzny.Niektórzy psychologowie rozwojowi wręcz twierdzą ,że do 3-4 roku życia człowiek nie dostrzega granicy,między jego wnętrzem ,a światem zewnętrznym czyli naturalny autyzm.Dlatego już odstąpiono od stosowania terminu “sadyzm’ wobec zachowań dzieci zadającymi ból [lub śmierć] zwierzętom.U dziewczyn jest trochę lepiej.Bywają chłopcy 4 letni ,którzy mówią “Tomek[czyli on sam] chce czekoladki”.”Ja ” u niektórych dzieci pojawia się bardzo późno[u dziewczynek przeciwnie,już w drugim roku życia-ciekawe dlaczego].