Wczoraj Zone Europa wyemitowała najnowszą ekranizację dramatu Terence Rattigana „Winslow Boy”.
Ten piękny film pokazujący angielską rodzinę z klasy wyższej „ery edwardiańskiej” to wprawdzie schemat gatunku z “wokandy sądowej”, ale całe szczęście większość scen toczy się w domu i ogrodzie państwa Winslowów. Dzięki temu dowiadujemy się, że starsza siostra trzynastoletniego kadeta – grana przez żonę reżysera, piękną aktorkę o inteligentnej twarzy Rebeccę Pidgeon – jest sufrażystką, czyli wrogiem panującego króla, a starszy brat (biologiczny brat aktorki, też piękny) birbantem podobnie, jak panujący król Edward VII.
Kiedy honor najmłodszego członka rodziny zostaje zniszczony, cała rodzina nie waha się ponieść ogromnych kosztów jego przywrócenia.
Rattigan pisząc dramat korzystał z licznych dokumentów tych czasów. Wynika z nich, że sławy proces o zniesławienie ucznia George Archera-Shee (w filmie Ronnie Winslow) wygrał ten sam adwokat, który występował przeciwko Oskarowi Wilde. Archera-Shee, oczyszczonego z zarzutu kradzieży jako dziecko, zabrała pierwsza wojna światowa, już podporucznika pierwszego batalionu regimentu South Staffordshire w wieku dziewiętnastu lat.
Edward Carson – bo na tej postaci historycznej wzorowali się autorzy „Kadeta Winslowa” – dożył w chwale późnych lat i zdążył nawet uczestniczyć w uroczystościach odsłonięcia własnego pomnika.
I jaki morał z tego filmu? Mamet dowodzi, że warto się procesować o słuszne sprawy. Dla boksera Johna Douglasa, markiza Queensberry, który słynnym procesem zniszczył życie geniusza epoki Oscara Wilde sprawa też była słuszna.