Marek Lobo Wojciechowski „Ektoplazma”(2009)

Zgodnie z tytułem, wiersze tego zbioru opowiadają o czymś, co z założenia nie istnieje, toteż przy takiej tezie trudno je analizować i doszukiwać się sensów. To tak, jakby na ławie oskarżonych siedziały jedynie duchy, śmiech na sali je sądzić. A jednak właśnie poprzez tę pierwotną porażkę dochodzenia drwina zostaje usankcjonowana. Drwina z poezji.

Marek Lobo Wojciechowski unika wszelkich kontaktów z życiem w każdym jego przejawie. Jeśli już jakaś konkluzja, otamowana wewnętrznym zakazem niczego nie powiedzenia jednak cudem, bądź nieuwagą autora się wyślizgnie ze szczelnych okowów nic niemówiących wersów, z braku kontynuacji podjętej tam myśli i tak skazana jest na zatracenie. Tak się dzieje np. z historycznym przecież zdarzeniem w wierszu „któryś dzień września 1981 (do wyboru)”

„(…)Wychodzimy ławą. Na horyzoncie kłębi się trzynasty grudnia(…)”

Jest w Sieci bardzo dużo tego typu twórczości zgodnie z zasadą wolnego wyboru i wolności tworzenia, jednak wiersze Lobo Wojciechowskiego są według mnie wyjątkowo niepokojące z uwagi na pospolitość zjawiska, które ma swoich poetów naczelnych. I właśnie do takich przykładowych wzorców antypoezji należy kolejny, trzeci już tomik tego autora.
Zaniepokoił mnie przede wszystkim zakamuflowany w nich relatywizm polegający na wymazywaniu minionego życia niepowodowanego afazją, Alzheimerem czy demencją starczą, a właśnie rzekomym aktem artystycznym. Złowieszcza jest ta, z cała premedykacją snuta próba uwiedzenia czytelnika regularną frazą wiersza na manowce nic niewiedzenia i nicniemówienia. Kiedy autor dzieli włos na czworo opisując cień rzucany na tkaninę w tytułowym wierszu „ektoplazma” już na wstępie pierwszym wierszem zapowiada, że pary z gęby nie puści o sobie, o świecie, w który żył i żyje, że będzie kluczył po tych ścieżkach braku, bo jest osobą dojrzałą i doszedł właśnie do takiej praktycznej konkluzji.
Marek Lobo Wojciechowski słowa dotrzymuje, nie sposób odmówić mu konsekwencji. Neguje konsekwentnie wszystko, co dotychczas wypracowała ludzkość w pocie czoła:

„(…)Nie ma zamków broniących przed
wszystkim, brak widocznych szyb,
które zweryfikują pojęcie akwarium.(…)”
[amplitudy]

I tak kolejno Wojciechowski wędruje po wszystkich aspektach życia kwestionując prawa i logikę realnego życia i uczuć:

„(…)Wszystko należy robić
w ten sposób, aby znaleźli nas w ustalonym miejscu –
cicho i rozważnie.(…)
[von Kleist – wprawki do ostatniego listu]

Nie jest to według mnie nihilizm, a właśnie coś przeciwnego. Abnegacja nie jest anarchią, lecz krystalicznym konformizmem i wszystko, co pisze Lobo Wojciechowski stanowi monotonny, złowróżbny instruktaż, jak należy poezję pojmować, a co najgorsze, udowadnia, jak ją skutecznie praktykować. Zła sława poety szaleńca, który niepokoi wszechświat swoim irracjonalnym wygłupem formułowania go w tak nieproduktywny sposób, jak wyraźnie siebie w liryce, zostaje raz na zawsze poezją Marka Lobo Wojciechowskiego przełamana. Jeśli nie pisali i nie czytali wierszy tzw. zwykli ludzie, chodzący do pracy i znajdujący rozrywkę w zupełnie innych rejonach ludzkich potrzeb, nagle tę delikatną – przecież dającą nadwrażliwcom schronienie – krainę poezji jak w „Żółtej łodzi podwodnej” Beatlesów anektują ci, którzy jej nigdy nie pojmą. Źle, że milkną Muzy, żal, że dzieje się to za przyzwoleniem nie tylko portalu Nieszuflady, ale Domów Kultury, które tomiki wydają, firmują i chwalą.

„(…)Tylko dotykiem sprawdzam, czy jestem.
Słowa są nieprecyzyjne. Milczę, patrząc w noc.(…)”
[kac, codzienny]

No właśnie: jeśli ma się taką wątpliwość, to jak może powstać poezja, która jest czymś o wiele mocniejszym, niż prosta, cielesna egzystencja?  I czy nie lepiej unikać kaca i nie przerywać milczenia?

„(…)Niech to będzie, czym zechce. Niech będzie, kim zechce,(…)
[czymkolwiek to jest] 

Z pewnością moja notka dzisiejsza napisana po wielokrotnym czytaniu tomiku Marka Lobo Wojciechowskiego jest podmiotowi lirycznemu tych wierszy równie obojętna, dlatego pora ją już zakończyć.

 

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *