Mariusz Grzegorzek “Królowa aniołów” (1999)

Postmodernizm radośnie uwierzył, że bez żadnego przygotowania może podjąć każdą tematykę i głośno o niej się wypowiadać, najbardziej chyba wysypuje się w wątkach metafizycznych i surrealistycznych. Te wszystkie okropne filmy Lecha Majewskiego, Piotra Szulkina, Jana Jakuba Kolskiego z pewnością zaciążyły na Grzegorzku, który całkiem znośnie zadebiutował „Człowiekiem z Szafy”.
Najbardziej chyba zaszkodził mu film Macieja Wojtyszki “Ognisty anioł”(1985), nakręcony widocznie pod wpływem wyboru na papieża Polaka, gdzie Maciej Wojtyszko, niemający pojęcia o rosyjskim symbolizmie, zekranizował arcydzieło Walerego Briusowa „Ognisty anioł”.
Nie mam pojęcia, czy Wojtyszko przyswoił idee Schellinga, Hoffmanna i Novalisa, lektury, które pokolenie Briusowa znało na pamięć i z genialnie potrafiło je przetworzyć tak, by były rosyjskie. Ten ich wielki wysiłek twórczy, to dojście do mistycyzmu estetycznego łączącego chrystianizm z pierwiastkiem dionizyjskim, a to wszystko przesycone liryką Verlaine’a, to przecież czysta, wspaniała poezja, na której wyrosła Cwietajewa, Achmatowa, Mandelsztam, a potem Brodski. Ale przynajmniej ten film stara się w jakiś sposób lojalnie, wszak nieudolnie, powiedzieć, o co chodziło Briusowowi.
Nie ma nic gorszego, niż fałszywy symbolizm. To tak, jak wszelka tandeta imitująca złoto. Na dodatek zło artystyczne ma swoje konsekwencje. Oto następne pokolenie twórców filmowych, które reprezentuje Grzegorzek, łapie się za symbolizm rosyjski czyniąc to w kompletnej samowolce artystycznej. A przecież żeby mistycyzm nie był bełkotem, potrzebuje o wiele większego reżimu logicznego, niż realizm.
Film otwiera scena krzyczącego w szpitalu dziecka, małego aktora, który nawet w swoim nieskomplikowanym, powtarzającym się krzyku nie sprostał rzemiosłu aktorskiemu, ale przynajmniej, jest to jedyna realistyczna scena, która coś konkretnego mówi. Potem następuje zupełna degrengolada, mówią wszyscy jednocześnie i poprzez siebie, ale jak to w polskim filmie, każdy dba tylko, by siebie wyeksponować, toteż wszelkie sceny zbiorowe są zawsze histerycznymi monologami bez względu na to, kogo aktorzy odgrywają.
I jeszcze na to wszystko nakłada się fantastyka rodem z jarmarku: postać kołysząca kołyską obwiązana wraz z twarzą czarnym bandażem, w kołysce porcelanowa lalka krwawiąca czarną cieszą, podobnie na ziemi jajko broczące czarną posoką. Zofia Rysiówna, polska aktorka szekspirowska, jako przerysowana matrona, wygłaszająca kwestie źle napisanego monologu… Właściwie dosłownie każdą scenę tego filmu można obśmiać i zrobić z tego całką przyzwoitą komedię. Niestety, Mariusz Grzegorzek kręci to wszystko ze śmiertelną powagą, mieszając jak diabeł w kotle style, kierunki i czas, jak uczeń szkolny, który nie przygotował się do lekcji i bajdurzy wywołany do tablicy, a nauczycielka przysypia i nie wie, nie słyszy o czym, byleby mówił i dał spokój. Ale widz nie jest nauczycielką, widz płaci, a nie pobiera honorarium, widz płaci całym sobą, a szczególnie swoją duszą. I, jeśli po czymś podobnym niedojrzały odbiorca tego filmu na serio weźmie sieriożne przesłanie wyrecytowane w ostatniej, zbiorowej scenie, gdzie jak w teatrze, aktorzy zbierają się, by podkreślić, że to tylko gra i świat sztuki, jeśli widz te końcowe brednie o miłości weźmie na serio, to najprawdopodobniej nigdy nie zrozumie współczesnego kina europejskiego, zatrzyma się w swoim rozwoju i zacuka, bo potęga wiary jest wielka, kiedy serwują ją fałszywi mistycy, sztukmistrze, krzykacze i neurotycy pokroju Mariusza Grzegorzka.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 odpowiedzi na Mariusz Grzegorzek “Królowa aniołów” (1999)

  1. M.R pisze:

    Przeczytałem, i zgadzam się z Panią. Ale szerzej nie wypowiadam się, bo po pierwsze znam mniej więcej tych ludzi osobiście. Tych ludzi tzn środowisko w tym Grzegorzka. Po drugie to miejscowy i nie tylko establishment, no i nie wiem jak długie ręce mają, a może wiem. Jednak takie mam wrażenie jak i pani, fałszywi neurotycy, mistycy, sztukmistrze to są

  2. Ewa pisze:

    Ja tam Panie Marku nikomu nie chcę szkodzić, piszę na blogu o tym, jak ja to wszystko odbieram. Bardzo mi przykro, że właśnie tak. To drugi film Mariusza Grzegorzka, można było go jeszcze wtedy powstrzymać, ale dano mu za to Złote Lwy i Złote Orły, czyli autentyczne złoto cielca, bo pozwolenie na twórczość i bałwochwalstwo. A twórczość nie jest obojętna, fałszywa twórczość ma coś z sekty i religii. No, Pan Grzegorzek z pewnością mojego bloga nie czyta, jak i Jan Jakub Kolski, który powiedział, że jak ktoś się wypowie źle o jego filmach, to mu nos rozbije. A ja mam nos cały i jeszcze nie rozbity.

  3. M.R pisze:

    Pani Ewo “im” szkodzić czy zaszkodzić raczej jest trudno, bo jak napisałem to establishment mający wsparcie czy poparcie władzy szeroko rozumnanej tzn władza lokalna, media, telewizja, gazety, krytycy. To oni jeśli by chcieli mogą zaszkodzić np. lokalna władza może stanąć w obronie ukochanych artystów.

    Mnie to raczej trudno podejrzewać o jakiekolwiek związki z władzą. Jakie związki z władza może mieć outsajder i komu może zaszkodzić.

    A tak na marginesie wyczytałem, że pewien łódzki kytyk teatralny został zatrudniony w pewnym teatrze jako kierownik literacki, wpierw krytykował poprzednią dyrekcję i jej przedsięwziecia artystyczne, a jak dyrekcja zmienila się to ta nowa dyrekcja (w uznaniu zasług w zwalczaniu poprzedniej) zatrudnila go na etacie kierownika literackiego (to tak a porpo tego co Pan Robert napisał pod poprzednią notką o Grzegorzku, o afiszowaiu się krytyków ze znajomościami wśród rezyserów)

    Kiedyś śledziłem co tam się dzieje tzn w teatrze, w filmówce, za sprawą Musila. R.Musil napisał “Niepokoje wychowanka Toerlesa” a niejaki Szymon Kaczmarek zrobił z tego sztukę “Cztery” właśnie w PWSFiT, to tak na marginesie. Akurat Szymon Kaczmarek to ma poparcie innej władzy niż Grzegorzek, tzn ma poparcie Krytyki Politycznej

    a Grzegorzek oprócz tego że filmy robi, to sztuki teatralne też reżyseruje, akurat nie jestem zwolennikiem jego sztuk (byłem na niektórych spektaklach), no i obraca się w towarzystwie artystycznym wspieranym przez lokalne władze i medialne i polityczne, akurat może on nie jest na planie pierwszym, ale jest w pewnej grupie, że tak powiem

    No i nie jest to taka “tania zabawa” bo koszt filmu, spektaklu teatralnego czy opery to są olbrzymie pieniądze

  4. Ewa pisze:

    To, co Pan, Panie Marku pisze i Robert, to nic nowego. Wszelkie instytucje ulegają degeneracji i trzeba o tym pisać i mówić. Znalazłam taki fragment u Bernharda, ciekawe, dlaczego w Polsce nie pojawił się na tylu piszących w Internecie i w czarnym druku żaden polski Bernhard? I może o to trzeba pytać, nie o upadek polskiej sztuki teatralnej i filmowej, ale o upadek jej zabezpieczeń.

    „(…) Faktem jest, że wiele lat temu widziałem na scenie oczekiwanego aktora w jednej z tych obmierzłych angielskich fars towarzyskich, których głupotę znieść można tylko dlatego, że jest angielska, a nie niemiecka czy austriacka, fars, które w ostatnim ćwierćwieczu z przerażającą regularnością wystawia się na okrągło w Burgtheater, bo Burgtheater w ostatnim ćwierćwieczu wyspecjalizował się przede wszystkim w angielskiej głupocie i przyzwyczaił wiedeńską publiczność Burgtheater do tej specjalizacji, i faktycznie zapamiętałem go jako aktora Burgtheater, czyli aktora, tak zwanego ulubieńca wiedeńskiej publiczności i gogusia z Burgtheater, posiadającego willę na Grinzingu czy Hietzingu i błaźniącego się w Burgtheater przed austriacką teatralną głupotą, zadomowioną tam już od ćwierćwiecza, jako jeden z bezdusznych ryczywołów, którzy w ostatnim ćwierćwieczu z tak zwanego Burgu, przy współudziale wszystkich zatrudnionych tam dyrektorów, zrobili teatralny zakład utylizacji pisarzy i fabrykę ryczącego bezmózgowia. Pod względem artystycznym Burgtheater jest już tak długo bankrutem, myślałem w uszatym fotelu, że trudno stwierdzić, kiedy nastąpiło to artystyczne bankructwo, a aktorzy występujący w Burgtheater są bankrutami występującymi co wieczór w Burgtheater.(…) Nawet dyrektorzy teatrów nienawidzą Burgtheater i wyśmiewają się z niego, póki przy pomocy swoich ciągłych bezwzględnych i podłych zabiegów sami nie zostaną dyrektorami Burgtheater.(…) Młodzi aktorzy pchają się do Burgtheater, powiedział, i przyjmują ich, nawet beztalencia przyjmują, jeśli są ustosunkowane, jeśli jakiś wujek jest dyrektorem administracyjnym Volksoper albo urzędnikiem Administracji Teatrów Państwowych, powiedział. Ciocia siedzi w Ministerstwie Edukacji i siostrzeniec zaraz po Seminarium Reinhardta dostaje angaż w Burgtheater, powiedział aktor Burgtheater, choć nie ma za grosz talentu. I potem siedzą tacy dwudziestolatkowie w salach prób, tarasują drogę i nic, tylko wnerwiają człowieka. W najlepszym razie talenty połowiczne, powiedział aktor Burgtheater, które z czasem karleją na naszej najprzedniejszej scenie, zabierając miejsce ludziom naprawdę utalentowanym. Naprawdę utalentowanemu młodemu człowiekowi mogę tylko poradzić, żeby nigdy nie szedł do Burgtheater, bo wtedy już na początku swojego rozwoju wejdzie na drogę totalnej destrukcji, powiedział aktor Burgtheater i nabrał sobie leguminy, tak zwanego murzyna w koszulce, z którego ja wziąłem tylko kęs i pomyślałem przy tym, że taki murzyn w koszulce jest o wiele za ciężki na tak późną kolację. (…)Aktor Burgtheater wyprostował się, podciągnął nogi, zadarł głowę w górę i powiedział, pięknie, ładnie, ktoś nowy przychodzi do teatru, ale to go wcale nie interesuje, nie musi już interesować. Widział już tylu dyrektorów Burgtheater obejmujących urząd i tracących go, że ten nowy też go nie interesuje. Przychodzą i odchodzą, przyjmuje się ich z otwartymi ramionami, a przepędza w niełasce, tak było zawsze, ten nowy też nie będzie wyjątkiem, powiedział. Tak, ten nowy, powiedział, możliwe, że geniusz, jak pani mówi, na co Jeannie natychmiast odparła, że ona wcale nie powiedziała, że ten nowy to geniusz, to gazety napisały, że ten nowy to geniusz, ona tego nie powiedziała, gazety napisały, teraz gazety codziennie piszą o tym geniuszu z Niemiec, ona tego nie powiedziała, a aktor Burgtheater powiedział, że wszystko jedno, czy gazety napisały, czy pani powiedziała, moja droga, mnie jest zupełnie obojętne, kim jest ten nowy, który ma przyjść do teatru; zawsze mu było obojętne, on przeżył dziesięciu czy jedenastu dyrektorów Burgtheater, powiedział aktor Burgtheater, wszyscy zniknęli, nikt już dziś nie pamięta nazwisk tych ludzi; ustanawia ich minister, który nie ma pojęcia o teatrze, kieruje się tylko politycznym instynktem, popracują przez rok i podpiłowuje się pod nimi gałąź, tak się wyraził aktor Burgtheater, nagle znów popadając w ekscytację. Minister ustanawia kogoś, kto wydaje mu się najpożyteczniejszy, oczywiście zawsze tylko ze względów politycznych, nigdy artystycznych, jak się wyraził aktor Burgtheater, i ledwie tylko ten nowy podpisze kontrakt, robi się wokół niego wrogą atmosferę i uruchamia wszelkie środki, by możliwie jak najszybciej zniknął. Prasa pochwali dwie, trzy inscenizacje, powiedział aktor Burgtheater, a potem zaczynają przeklinać i niszczyć tego nowego, którego dopiero co wychwalali pod niebiosa przez okrągły rok, zanim podpisał kontrakt, podpiłowywać gałąź, na której ten nowy siedzi. A nowy przez długi czas nie widzi, że jego gałąź podpiłowywano już dużo wcześniej, zanim jeszcze podpisał kontrakt, powiedział aktor Burgtheater. Podpisując kontrakt, to znaczy zostając dyrektorem Burgtheater, nowy, choćby stawał na rzęsach, jest martwy. O ile przed podpisaniem kontraktu i objęciem stanowiska gazety pisały, że jest geniuszem, o tyle po podpisaniu kontraktu i objęciu stanowiska piszą, że to idiota. Obojętnie co wystawia, z czasem jest to coraz mniej warte, w ciągu dwóch, trzech lat człowiek ten nie jest nic wart, choćby robił nie wiadomo co, powiedział aktor Burgtheater; wystawia klasyków, głupota, wystawia tak zwane nowoczesne sztuki, głupota, gra naszych autorów, pomyłka i nonsens, gra zagranicznych, pomyłka i nonsens, jeśli słyszał, zanim przyjechał do Wiednia, że jego Szekspir jest porywający i że to w ogóle najlepszy Szekspir, jakiego oni, krytycy, kiedykolwiek oglądali, to będąc już dyrektorem Burgtheater, słyszy, że jego Szekspir to katastrofa. Ci, co posadzili go na dyrektorskim stołku w Burgtheater, gdy tylko osiągną swój cel i nowy dyrektor Burgtheater podpisze kontrakt, powiedział aktor Burgtheater, zaczynają w okamgnieniu kopać pod nim dołki. Ach, wie pani, dobremu aktorowi może być wszystko jedno, kto akurat jest dyrektorem u niego w teatrze. Nowy dyrektor tylko przez krótki czas jest atrakcją. Ledwie go ludzie zdążą zobaczyć parę razy na Karntnerstrasse, ledwie zdąży zjeść obiad w Sacherze czy w Imperialu pod okiem obserwatorów, jest załatwiony. Zawsze byli ulubieni aktorzy Burgtheater, moja droga, powiedział aktor Burgtheater, ale nigdy nie było ulubionych dyrektorów Burgtheater. (…) ”
    [Thomas Bernhard “Wycinka. Ekscytacja” Przełożyła Monika Muskała]

  5. M.R pisze:

    Przerysowane, fałszywe, nieszczere, udawane, głupawe

    obejrzałem także rozmowę z Grzegorzkiem, poczytałem filweb i inne, obejrzałem fragmenty filmów z trudem (zmusiłem się)

    “Właściwie dosłownie każdą scenę tego filmu można… Niestety, Mariusz Grzegorzek kręci to wszystko ze śmiertelną powagą, mieszając jak diabeł w kotle style, kierunki i czas”

    Być może obecny, niedojrzały i niedouczony widz wychowanego w cywilizacji obrazkowej
    który w życiu nie przeczytał żadnej książki inaczej odbiera Grzegorzka niż bardziej wyrafinowany znawca literatury. Nie myślę tu oczywiście o sobie…

  6. M.R pisze:

    errata
    każdą scenę z filmu Grzegorzka można obśmiać… tak jak napisała to Pani Ewa

    Pretensjonalnośc intelektualna nieznośna, pewność siebie niesłychana (to raczej nie o mnie, bo ja raczej jestem wątpiący…)

  7. M.R pisze:

    Wczoraj trochę chaotyczne wpisy popełniłem, ale w domu korzystam z netbooka swojego dziecka (bo komputer z dużym ekranem zepsuł się…), ma mały ekran, to nie dla mnie takie pisanie…

    Akurat przeglądam e-teatr i czytam:

    Prezydent (m.Łodzi) nagrodziła ludzi teatru z okazji dnia teatru, w tym także nagrodę (nieco inną) dostał Mariusz Grzegorzek . Jest także zdjęcie Grzegorzka u pani prezydent. To tak w nawiązaniu do tego establishmentu.

    Z drugiej strony nieco inne środowisko (związane z Krytyką Polityczną m.in) nagłaśnia akcję “Teatr nie jest produktem…”. Teatr to nie produkt, a widz to nie klient. Wszystko pięknie, ładnie tylko o co idzie tym ludziom? Ponieważ sztuki ludzi związanych z KP nie cieszą się popularnością i są ponadto artystycznie mierne publika nie dopisuje. A więc potrzebny jest im teatr państwowy jako dojna krowa, po prostu miernoty chcą aby ktoś (czyli podatnik) finansował bez zastrzeżeń ich pomysły na teatr (i na życie… na cudzy koszt)
    Akurat akcję “Teatr to nie produkt…” rozpętuje m.in niejaki Roman Pawłowski z GW, który dał sie poznać w m.Łodzi także jako nadęty bufon
    (przy okazji organizacji pewnego festiwalu)
    oraz M.Nowak sympatyk KP

    Tutaj akurat Grzegorzek wypada in plus tzn. podobno na jego spektaklach teatralnych publiczność dopisuje i nikt nie wychodzi przed czasem. W tym zakresie Grzegorzek broni się i wypada dobrze, choć ja podtrzymuję swoje stanowisko. I nie jest to sztuka dla mnie, nie ma tu dla mnie nic osobiście wartościowego, a fałszem zalatuje na odległość. Ale publika jest, widocznie nadajemy na różnych falach

    To tak na zakończenie z mojej strony tych komentarzy o Grzegorzku. Tak od mojej strony
    ja i oni (Grzegorzek czy ci z KP) to zupełnie inne światy, tak więc wracam do swoich śmietników, a oni na salony jak to establishment lewicowy czy inny

  8. Ewa pisze:

    To bardzo cenne, co Pan, Panie Marku tu pisze, bo przecież nikt nie ma wglądu, co się naprawdę dzieje. Moja mama jest fanką teatru telewizji, opowiada mi, że w poniedziałek była transmisja z Teatru Polskiego i na Moliera przyszły tłumy. Ale relacjonuje mi też wszystkie msze niedzielne, gdzie „ludzie są porządnie ubrani” i też są tłumy, co oznacza, że naród polski jest bogaty, kulturalny i religijny. Dlatego bardzo dobrze, że Pan podaje fakty z życia kulturalnego Łodzi, o których nikt nie wie. To, że na spektakle Grzegorzka ludzie chodzą, to może nie być wcale żadnym dowodem na jakość, właściwie dziwię się, że nie chodzą na te z KP, bo ludzie lubią chodzić, bo się nudzą, bo chcą być wśród ludzi. Podobnie jest w wernisażami tutaj, na które przychodzi zazwyczaj ten sam zestaw emerytów i jest ich coraz więcej, coraz więcej lokalnych, starzejących się artystów chce niuchać sztukę i ocierać się o nią. Nie ma to nic wspólnego z prawdziwą potrzebą, bo są to ludzie od zawsze martwi, nieumiejący obsługiwać komputera, mający wysokie emerytury, ale i brak siły, by np. podróżować. A teatr to łatwo dostępna i nobilitująca rozrywka. W każdym razie dla starszego pokolenia teatr coś znaczył, za moich czasów dostanie biletu do Teatru Starego w Krakowie było nieosiągalne. Podczas moich 5 lat studiów we Wrocławiu nie udało mi się dostać biletu na Grotowskiego. Podobnie było w Warszawie. W żadnym teatrze praktycznie nie można było kupić biletów człowiekowi z ulicy. I może ten mit towaru reglamentowanego jeszcze trwa, podtrzymywany starą gwardią polskiej inteligencji.

Skomentuj M.R Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *