Mariusz Grzegorzek „Jestem twój”(2009) na podstawie dramatu Judith Thompson „I Am Yours” (1987)

Wczoraj ten film portal iplex dodał do kategorii filmów „za darmo” i zobaczyłam z zainteresowaniem produkt kinematografii polskiej, o której alarmująco coraz częściej słyszy się sieciowe głosy, że schodzi na psy.
I faktycznie, schodzi, schodzi w dobie łatwej dostępności widza do perfekcyjnie robionych dzisiaj utworów kina światowego. W czasach, gdy możemy śledzić z zazdrością rozkwit kina azjatyckiego i krajów postkolonialnych, ich sztuki filmowej wyraźnie poruszającej problemy ich mieszkańców.

Judith Thompson, na której Grzegorzek oparł scenariusz, to podobno kanadyjska buntowniczka, kontynuatorka dzieła Arthura Schnitzlera. Niestety, nie znalazłam spolszczeń dramatów Thompson (nie założono jej nawet polskiej strony Wikipedii). Polski jest pomysł opowiedzenia o niepożądanej ciąży, kanadyjski z odwróceniem ról – tutaj walczy o płód uwiedziony mężczyzna, a nie uwiedziona kobieta, co zdaje się być najsilniejszym atutem przedsięwzięcia. Sama walka zakonotowana jest w polskiej świadomości, dzięki szkolnej lekturze Gabrieli Zapolskiej „Pani Dulska’. Nie wiem natomiast, na ile histeria wszech panosząca się w filmie jest kanadyjska, a na ile polska. To, że deformacje bohaterów, słuszne przerysowane w kierunku patologii, są uniwersalne i rozpoznawalne na całym ziemskim globie, czyni z filmu rzecz na tyle strawną, że zobaczyłam go do końca.

Tylko aktorka Dorota Kolak sprostała artystycznemu wyzwaniu, o czym słusznie donosi forum filmwebu. Zdawałaby się, prosta konstrukcja fabularna ma na celu retrospekcyjnymi scenami przybliżyć widzowi problem bohaterów – odpowiedzieć na pytanie; dlaczego w dobie polskich przemian politycznych i wyraźnej sytości – gdyż nawet tzw. doły społeczne mają się tam życiowo wybornie – jest tak źle, tak głupio i tak na zawał i na zmarnowanie? Wariactwo, demony, symbolizm scen (pszczoły, kicz piosenek) zmierza podobno – jak dowodzi Tadeusz Sobolewski – do zamierzonej groteski. Ale czy kontrolowanej? Czy z premedytacją? Realizm zawsze jest łatwiejszy do opanowania zarówno przez twórcę, jak i przez widza. Schody zaczynają się wtedy, kiedy autor przekazu sięga po środki, nad którymi nie panuje.

Społeczna psychoanaliza? Deficyt uczuć w dobie rezygnacji z religii i obrzędowości? Damska swoboda seksualna i jej skutki?
Grzegorzek nie stara się odpowiedzieć na te pytania i nie wiadomo nawet, czy je stawia.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

42 odpowiedzi na Mariusz Grzegorzek „Jestem twój”(2009) na podstawie dramatu Judith Thompson „I Am Yours” (1987)

  1. M.R pisze:

    No i dotarła Pani do środowiska, z którym mam styczność i ogladam od strony kuchni….

    Ten M.Grzegorzek to ponoć wielka gwiazda polskiego teatru i polskiego filmu. Piszę ponoć bo neguję to towarzystwo i nie ogladam. Tyle książek do przeczytania że szkoda czasu ma takie gwiazdy

  2. Ewa pisze:

    A to szkoda, Panie Marku, że Pan nie chce tego filmu zobaczyć i sprawdzić, czy ja jestem tendencyjna że tak wszystko piszę na nie. Film kręcony był w Łodzi, w Arturówku i na ulicy Granicznej i Traugutta. Myślałam, że te ekskluzywne domki, to Warszawka, ale nie, to tak wspaniale wygląda Łódź dzisiaj. Byłam w Łodzi tylko w szkole średniej, więc warto wpaść do Łodzi chociażby dzięki filmowi.
    A z czytaniem, to sprawa wcale już nie jest taka prosta, jak z filmami. Thompson nieosiągalna, nie mówiąc już o Schnitzlerze. Pozostaje jedynie Grzegorzek, on nam wszystko za nich wyjaśni.

  3. Robert Mrówczyński pisze:

    Masz rację Ewo, nie można się obrażać na niesprawiedliwy świat, jak notorycznie robi to M.R, dzieła wroga trzeba znać, już choćby dlatego, by się przekonać czy to nadal wróg. Nigdy nie wiadomo czy z tego czerwiu artystycznego nie wylągł się jaki piękny motyl. Tak więc i ja postanowiłem się przemóc i sprawdzić, również i to, czy Ty aby nie tendencyjna, choć do tej pory nie zawodziłem się.
    Niestety znowu miałaś rację, choć ja sprawę Grzegorzka widzę o wiele gorzej niż to przedstawiłaś. Ja się nieustannie żenowałem, oglądając tę darmochę na iplexie, przede wszystkim straszną grą aktorską, rodem ze szkolnych akademii ku czci, tych składanek poetyckich rozpisanych na głosy.
    Jeśli Thompson z ducha Schnitzlera, to rzecz powinna balansować na granicy wytrzymałości widza, a w finale spłynąć krwią, by widz mógł, ten pozbawiony ozdóbek świat zobaczyć w całej jego potworności.
    Grzegorzek postanowił pogłębiający się konflikt między światem obrzydliwie bogatym, a blokową biedotą stonować. Nic nie wiemy o procesach psychicznych figur filmowych, nie wiemy dlaczego bogata dentystka żre się ze swoim mężem, dlaczego jej siostra jest kretynką i nimfomanką, jakim cudem cieciem w tym strzeżonym na wszelkie sposoby osiedlu, zostaje socjopatyczny morderca bez wykształcenia. Niby degrengolada moralna bohaterów jest zarysowana, zapłodniona dentystka przez młodego Gargulskiego-ciecia, którego męskiemu urokowi nie można się oprzeć (to taki stereotyp powielony przez Grzegorzka – każda baba to kurwa) zanim nawet zawiązała się zygota, już wie, że odda dziecko do adopcji. Farbowany na czarno cieć socjopata z bokobrodami i wąsami, rodem z XIX wieku, mimo potwornych morderczych spojrzeń i straceńczej postawy gwałciciela, w finale okazuje się miękkiego i czułego serca tatusiem, który sobie nie wyobraża życia bez córeczki, a w zimnej dentystycznej suce, po porodzie wybucha tajfun macierzyństwa. Świat wg Grzegorzka nie jest ani czarny, ani biały, a ludzie w gruncie rzeczy nie są tacy źli, mimo iż wiele mają za uszami. I co my mamy zrobić z takimi rewelacjami? Hitler szalał z wściekłości nad dziełem Schnitzlera, nazywał je „żydowskim świństwem”. Czy dzieło Grzegorzka może budzić podobne uczucia u kogokolwiek? W najlepszym razie można nad tym dziełem, przejść obojętnie. Czy dzieło do tego ma służyć?
    Co do konwencji, nie znajduję tam żadnych surrealizmów, ani symbolizmów. To jest na wskroś realistyczne. Może jedynie w pszczołach, które wbrew technicznym możliwościom zagnieździły się w ścianie kartonowo-gipsowej w nowoczesnym budynku, można zobaczyć symbolicznie tych niepożądanych obcych, których nie da się pozbyć na zawsze, którzy zawsze się mogą pojawić.
    Do surrealizmu, można od biedy zaliczyć proces o prawo do nienarodzonego dziecka, wytoczony przez socjopatycznego ciecia i jego mamusię. To oczywiste, że w żadnej jurysdykcji nie można karać, ani wyrokować a priori (Ex facto ius oritur) dlatego takiego wniosku żaden sąd by nie przyjął. Ale to może najlepszy aromat w tym cienkuszu…

  4. M.R pisze:

    Nie tyle obrażanie co nie mam czasu, więc muszę wybierać. A Grzegorzek to głównie jednak teatr, a teatr w tym mieście to tzw “nowe elity”. A ja jestem tak sobie pochlebiam nieco ironicznie “elita ducha” więc z tymi “nowymi elitami” nie chcę mieć nic do czynienia

    Film obejrzę, bo Pani mnie zachęciła tym, że Arturówek. To akurat moja dzielnica a nawet strony które bardzo dokładnie znam (a nawet super dokładnie jak mało kto) bo tam chodzę tzn Las Łagiewnicki tam jest, więc zobaczę jak to wygląda w filmie.

    Ale małe sprostowanie, Łódź jest miastem straszliwie zrujnowanym i zachodzą tutaj procesy typowe dla obecnych czasów. Te “nowe elity” zamykają się właśnie w takich luksusowych osiedlach na obrzeżu, w atrakcyjnych dzielnicach, a właśnie okolice Lasu Łagiewnickiego są najbardziej pożądane i atrakcyjne budowlano. Nikt z biedoty łódzkiej tam nie mieszka, same “nowe elity”. Kiedyś z żoną byłem w lesie (las jest publiczny czy też państwowy, jak na razie) a obok takie właśnie osiedle luksusowe (po jednej stronie zapomnianej uliczki las po drugiej osiedle… ulica jest też “publiczna”), żona zbierała szyszki i została nagle zaatakowana przez jakiegoś faceta. Otóż obserwują oni czy nikt obcy tam (tzn nawet w tym lesie) się nie kręci
    Okazało się że to mieszkaniec tego osiedla, obserwują oni czy jacyś bezdomni tam się nie kręcą, “my nie lubimy jak obcy tu łażą” tak powiedział do żony… ja byłem kilkanaście metrów obok i mnie nie widział, ale szybko podbiegłem. Otóż tak to wygląda. Ci z tych lepszych osiedli nie lubią jak obcy tam się kręcą, nawet po lesie, który jest tuż obok. A są jeszcze osiedla ściśle strzeżone i zamknięte

    “Myślałam, że te ekskluzywne domki, to Warszawka, ale nie, to tak wspaniale wygląda Łódź dzisiaj”

    tak wspaniale to wyglądają właśnie te tereny wydzielone i ściśle ogrodzone czy też pilnowane przez “straż obywatelską”… żaden menel i bezdomny nie na prawa tam się kręcić, a i inne osoby chodzące po lesie też są podejrzane. Żona akurat szukała szyszek określonego rodzaju, jak to kobieta.

    Centrum Łodzi jest straszliwie zrujnowane, połowa kamienic do rozbiórki, a elity to właśnie takie osiedla albo “lofty”. Perspektywy są takie, że Łódź z miasta około 800 tys będzie miastem za lat 20-cia liczącym około 550 tys. Jest to smutne miasto emerytów, jest oczywiście dużo młodzieży przyjezdnej i studiującej na licznych dziwnych prywatnych wyższych uczelniach.
    A to co uprawiają władze to propaganda sukcesu, do której wciągnięto także sztukę instytucjonalną

    “Grzegorzek postanowił pogłębiający się konflikt między światem obrzydliwie bogatym, a blokową biedotą stonować”

    Grzegorzek po prostu wpierw musiał ten konflikt i ten olbrzymi dysonans między tymi obcymi światami zaobserwować i właśnie w Łodzi to jest widoczne, w każdym bądź razie dla kogoś kto tu mieszka jak ja od urodzenia

    Grzegorzek to obcy tkwiący w luksusie PWSFiT
    ale na tyle długo jest w Łodzi że jakoś postanowił to wykorzystać “artystycznie”… ale to też ta “nowa elita” kolaborująca z miejscową władzą i kolaborująca z aktualnymi modami

  5. M.R pisze:

    “Judith Thompson, na której Grzegorzek oparł scenariusz, to podobno kanadyjska buntowniczka”

    podobno buntowniczka
    tego akurat nie wiem

    ale ten Grzegorzek to raczej z znacznie większym prawdopodobieństwem
    “podobno buntownik”

    W filmie i teatrze to wg mnie jeśli są jacyś buntownicy to tylko “podobno buntownicy”. Tutaj przecież wszystko zależy od władzy i od układów z władzą, ona rozdziela fundusze, a żaden buntownik nic nie dostanie. Wszystko dla “podobno…” Z tym, że Grzegorzek to państwowa szkoła wyższa (i chyba prof) a tam większa jest niezależność, ale buntowników to ja tam nie widzę. Nie to miejsce i nie te czasu

  6. Robert Mrówczyński pisze:

    No właśnie klops w tym, że nie zaobserwował. Jego wiedza jest gazetowa, to każdy wie. Artysta ma zająć stanowisko, pokazać źródła problemu, przenicować do podszewki bohaterów, nie zostawiając suchej nitki. U Grzegorzka jest w sumie sympatycznie. To kino skłamane i kłamiące.
    Gdyby znał problem, nawet w takim stopniu jak Pan, gdyby umieścił tam taką prawdziwą scenę, jak ta z Pańską żoną, od razu byłoby lepiej, prawdziwiej, w niejednym widzu rzecz by zarezonowała. Tu nic takiego się nie dzieje. Tu wszyscy papierowi, a samo kino “papy”.

  7. M.R pisze:

    To zdarzenie z żona jest prawdziwe całkowicie. Do dziś tkwi niemile w naszej pamięci. Żona jeszcze tłumaczyła, że szyszki zbiera, ale facet powiedział że szyszki, grzyby i reszta to do nich należą. Bo to ich las, a ja: jak wasz skoro jest publiczny, a on: niech pan nie dyskutuje bo zawołam sąsiadów. Teraz na mapie odszukałem ulicę. Pszczelna się nazywa. To już kraniec Lasu Łagiewnickiego tzw. otulina Lasu Łagiewnickiego.

    Zresztą Las Łagiewnicki jest chyba drugim największym lasem miejskim w Europie. Największy jest chyba Lasek Buloński w Paryżu. Ogólnie olbrzymi teren, jak na razie publiczny i ogólnodostępny, ale przed wojną był lasem prywatnym i należał do łódzkiego przemysłowca, barona Juliusza Heinzla. Po 1 w.ś odkupiony nowo powstałe państwo polskie, miały tam powstać w pewnej części domki dla państwowych urzędników

    Kto zna Łódź od lat wielu to widzi co dzieje się.
    Prywatyzacja przestrzeni publicznej, zamknięte osiedla a tok ogólnie ruina, ciasne ulice, problemy z komunikacją publiczną. Oczywiście pojawiły się hipermarkety, supermarkety oraz koncerny zagraniczne, ale większość to pod Strykowem (bo to logistyczny środek Polski)

    Oczywiście dla elit to najłatwiej wsiąść w samochód i szybko na obrzeża Łodzi, czy po za Łódź do wydzielonych enklaw

    A miejscowej władzy co pozostało…
    niewiele, bo większość sprywatyzowano, przemysł lekki padł. Pozostała m.in sztuka instytucjonalna, teatry, opera, muzea, domy kultury i tacy Grzegorzkowie oraz różne festiwale i jakieś tam akcje typu “Łódź światowym centrum kultury”

    Grzegorzek wielki artysta z m.Łodzi (a tak dokładnie to chyba ze Śląska)

  8. Ewa > Robert Mrówczyński pisze:

    To Robercie bardzo wzbogaciłeś moją notkę o treści niezbędne przy każdym omawianiu. A ja chciałam skrócić tekst jak tylko się da, dlatego komentarze są tak ważne.
    Jak pisze Pan Marek, artyści filmowi i teatralni ściśle współpracują z władzami w Łodzi, więc chyba żaden władca nie zapieni się jak Hitler na widok tego filmu. Być może ten surrealistyczny proces, to ukłon w stronę tych, którzy walczą o nienarodzonych? Może już się coś zmieniło w ustawodawstwie, albo ten film będzie przyczynkiem do zmian? Byłby to duży przełom w obyczajowości, np. oddawanie dzieci z gwałtu właścicielom plemników przy równoczesnym zakazie aborcji. W każdym razie ja ten film odebrałam jako wołanie o miłość. Tezą tego filmu jest dowodzenie, że brak miłości jest przyczyną zła. I wbrew tym ironicznym zadęciom, grotesce i surrealizmowi, wychodzi, jak szydło z worka banał i kicz. A przede wszystkim jak piszesz, kłamstwo.

  9. Ewa > M.R pisze:

    Będę pisała na blogu o Vico, kilka odcinków, tkwię w nim od tygodnia i jestem trochę zmęczona nadchodzącą wiosną. Stąd pomysł odpoczywania przy filmach, w końcu kino to relaks i przyjemność, w każdym razie takie jest założenie. Nie chciałabym jednak, by Pan, Panie Marku przeze mnie czegoś nie robił i nie doczytał, chociaż zawsze miło, jak toczy się na blogu dyskusja.
    Omawiałam na blogu książkę Wioletty Sobieraj „Aleja Róż” i może też akcja się dzieje w takiej ekskluzywnej łódzkiej dzielnicy willowej. Może tam?
    Znajomość Łodzi rozwikłałaby pewne zagadki filmowe, na które zwrócił uwagę Robert, np to, że osiedlowym cieciem tak bogatej dzielnicy zostaje kryminalista. Nie jest to symptom żadnych przemian, bo w „Alternatywach” dozorcą, Aniołem, Bareja też ustanowił człowieka o mętnej przeszłości ubierając go w płaszcz ubeka.
    Grzegorzek jest z Cieszyna, ale widocznie wpływy czeskie ma za nic, woli kanadyjskie. Ma Pan rację, Grzegorzek nie ma pojęcia o świecie, który przedstawia.
    Wie Pan, ja nic nie wiem o elitach ani politycznych, ani artystycznych, jestem zupełnie na aucie. Dlatego muszę przyjąć zasadę ewangeliczną, że działania ludzkie poznamy po owocach. Stąd tak ważne jest przypatrywanie się, co się tutaj dzieje.
    O tym, że to z Thompson, odwiedziłam się z recenzji Sobolewskiego na GW. Wszędzie jest napisane, że autorem scenariusza jest Grzegorzek. Nie wiadomo, na ile to jest jego. Zawsze tak jest, że pewne Państwa czegoś mają nadmiar, a czegoś deficyt, artysta, jeśli chce być uniwersalny, nie może być populistyczny.

  10. Robert Mrówczyński pisze:

    Tak, Grzegorzek żadnym buntownikiem nie jest, co najwyżej uprawia ocieractwo artystyczne. Ociera się o Thompson o Schnitzlera i być może jeszcze o kogoś. Pana incydent mógłby być świetnym pomysłem dla scenariusza horroru. Para zbierających szyszki zamordowana przez społeczność takiego osiedla…
    Ja Łódź znam, bo miałem tam dziewczynę, która jadała surowe mięso i mnie tym szalenie podniecała. Ale w końcu wyjechała do Australii, pewnie z powodu chronicznego deficytu mięsnego w Polsce. Później byłem na Aidzie pracowniczym autobusem, potworne doświadczenie, staram się zapomnieć, choć to niełatwe.
    Ostatnio poznałem Łódź z najgorszej strony za sprawą rewelacyjnego filmu produkcji BBC “Łódzki nekrobiznes” do pobrania z alterkina http://alterkino.org/lodzki-nekrobiznes
    O ile pamiętam, ta sprawa została zamieciona pod dywan, ukarano kilka osób chociaż może dotyczyć 20 tysięcy ofiar, jak dowiadujemy się na końcu filmu. Bohaterem jest obrzydliwy, łódzki biznesmen, bogobojny darczyńca, właściciel firm pogrzebowych, śliniący się do niego prezydent Łodzi i skorumpowany sąd. Mimo iż to “tylko” dokument (nota bene w Polsce zakazany) arcydzieło w sztuce portretowania świata.

  11. Ewa pisze:

    Zdumierająca jest pomysłowosć łódzkich bandytów na zdobywanie pieniędzy. Dowodzisz Robercie, że nie tylko na sztuce da się zarobić. Ciekawe, czym para się łódzki biznesmen na planie filmu? Skoro włókniarki już nie tkają, za murem mieszkają pszczoły, a na półkach stoją kolorowe motki nici, to na czym zarabia ten biznesmen? Bo chyba ich majątek , to nie wyłącznie praca żony, dentystki. A swoją drogą, to pazerni ci biznesmeni w Łodzi strasznie. Na szyszki, na trupy. Tylko zdaje się niemowlę mają za nic. Chyba oddano dziecko dobrowolnie sprawcy ciaży, bo skąd ono znalazło się u niego? Chyba nie dla tej końcowej sceny karmienia dziecka dowodzącej, że z kryminalisty całkiem udany tatuś. Tak, jakby przesłaniem filmu miało być to, że dzisiejsi bandyci nie zaszkodzą następnym pokoleniom Polaków, naszym wnukom, bo to bardzo dobrzy, kochający ojcowie.

  12. M.R pisze:

    M.Grzegorzek z tego co wiem jest (jeśli idzie o dokonania teatralne) uznawany za jednego z najlepszych reżyserów i tutaj przeciwstawiany jest tym “młodym, gniewnym” typu Demirski, Strzępka i innym wspieranym przez Krytykę polityczną.

    Takie recenzje pisze niejaki Jacek Wakar, gdzie przeciwstawia Grzegorzka (jako reprezentanta teatru artystycznego) tym młodym, gniewnym i niewiele co potrafiącym i artystycznie i warsztatowo propagowanym przez Krytykę Polityczną (w tym także S.Chutnik o czym pisałem kiedyś), którzy reprezentują sztukę (czy teatr) zaangażowaną

    Akurat chyba Grzegorzek schodzi jednak z linii ciosu Krytyki Politycznej i stara się być poza tym całym maglem uprawianym przez KP, bo przecież nikt rozsądny nie będzie kopał się z koniem (czyli KP)

    Nie jestem “specem” od teatru, to taka wiedza z boku i z tego co wyczytam np. z e-teatr, akurat jeśli rzecz idzie o sztukę czy kulturę to rozmawiam tylko sam z sobą (oraz na Pani blogu od czasu do czasu coś tam napiszę)

    Ale obok władzy lokalnej czy państwowej istotną siłą w teatrze jest Krytyka Polityczna, to oni opanowali wiele scen, instytucji, teatrów. Tam są ich ludzie. I bronią swoich. Wystarczy zobaczyć tzw listy protestacyjne. Jak kogoś z kim sympatyzują czy uznają że jest ich (albo kogoś kto udostępnia im teatr i daje zarobić) próbuje władza ruszyć czy obciąć fundusze od razu protest taki czy inny

    Grzegorzek jako prof PWSFiT jest niejako ponad tym wszystkim, ma pewną niezależność
    i w tym zakresie od władz lokalnych jest niezależny.

    wracając do W.Sobieraj
    i znowu do ulic

    Aleja Róż to taka ekskluzywna ulica w m.Łodzi
    obok parku w Julianowie. Julianów to też jeden z najbardziej atrakcyjnych terenów w Łodzi od dawien dawna. Właściwie niedaleko Lasu Łagiewnickiego (tak na ukos to 20 minut na pieszo i już jest się na brzegu Lasu Łagiewnickiego). Teraz to może trochę podupada jak obserwuję (bo dużo domów jest zaniedbanych), bo mieszkają tam chyba “stare elity” a nowe to szukają innych lokalizacji. Ale nadal to bardzo atrakcyjny teren

    I właścicielem parku w Julianowie przed wojną też był baron Juliusz Heinzel. Miał olbrzymie posiadłości Julianów i Las Łagiewnicki.

    Do parku w Julianowie chodziłem na wagary gdy byłem w technikum. Niezapomniane chwile, piękny park no i wtedy to na prawdę była dzielnica najbardziej ekskluzywna. Jak miałem dość śrubek, nakrętek i tokarek to musiałem podnieść się na duchu właśnie w tym parku.
    Tzn wybrano mi konkretny zawód i konkretną szkołę, bo jak nie można liczyć na rodzinkę to trzeba mieć fach w ręku … ci “lepsi” chodzili do liceów

    Teraz to Łódź jest ruiną tzn widać olbrzymie rozwarstwienie. Z jednej strony blichtr, luksus, bogactwo (za komuny nie do wyobrażenia) z drugiej strony bród, smród i ubóstwo (za komuny też nie do wyobrażenia).

    no ale wyczerpałem swój limit

  13. Robert Mrówczyński pisze:

    Ten biznesmen i właściciel licznych firm pogrzebowych, zachłannie przejmujący i kontrolujący cały łódzki nekrobiznes to jedna i ta sama osoba. Ten biznes, jak wiadomo nigdy się nie skończy. Moralnie ten bandyta byłby wyżej niż artyści wysysający bez żenady publiczne środki, gdyby nie metody. Film pokazuje jak łatwo w chorym systemie, gdzie nie działają tzw wartości, taki pomysł się ziszcza, przy akceptacji wszystkich czerpiących z niego korzyści. Takim pomysłom oczywiście sprzyja to rozwarstwienie na bogatych-potrzebnych i nikomu niepotrzebną biedotę, którą jak widać można jakoś zagospodarować i na niej zarabiać.

    Choć nie było to pokazane, dziecko zostało oddane dobrowolnie, również mąż i durnowata siostra mieli obrzydzenie do takiego miotu, zwłaszcza, że matka również nie wykazywała żadnych wahań. Jest jasne, że żaden lekarz, żadna siostra nie pozwoliliby w chwilę po porodzie oddać dziecko jakiejś obcej osobie, zwłaszcza o aparycji tego ciecia, zwłaszcza bez konsultacji z matką, ale takimi głupstwami Grzegorzek się nie przejmuje. Takie drobiazgi, jakich tam pełno są irytujące.
    Tak, możesz mieć rację, takie przesłanie mogło przyświecać temu głupiemu filmowi. Trudno sobie wytłumaczyć to inaczej…

  14. M.R pisze:

    znów ja… za co przepraszam
    poczytałem o filmie
    kilka jeszcze recenzji, aktorzy znani, łódzcy. Twarze zbyt znane, niektóre z seriali… nie zachęcają. Film w manierze teatralnej która charakterystyczna jest dla Grzegorzka, co dla mnie nie jest zachęcające. Grzegorzek takie sztuki “młóci” masowo na jednej z łódzkich scen

    http://pl.wikipedia.org/wiki/Jestem_Tw%C3%B3j

    budżet 2 mln zł

    i tak pomyślałem za 10% tego
    ile osób stworzyłoby coś bardziej wartościowego

    np.
    Pani Ewo dostaje Pani 200 tys i np trzy lata czasu na napisanie powieści życia

    ja bym się podjął…
    nawet za 100 tys

    a tak 2 mln w błoto, szkoda

  15. Ewa > M.R pisze:

    pisałam na blogu o dramacie Demirskiego, też o fałszywych talentach Stokfiszewskiego. Niestety, ekscesy teatralne KP wspiera „Tygodnik Powszechny” i mój pojedynczy głos to jak kisielowe wołanie na puszczy, z tym, że Kisiel miał za to pieniądze, a ja nie mam.
    Wie Pan, Panie Marku, pieniądze są ważne w odpowiednim momencie, dla mnie teraz ważny jest czas, który oddaję jeszcze na autodestrukcję, bo sam Pan pisze, że wchłanianie tych artefaktów jest szkodliwe. Jak Pan pisze o takich sumach, to Mariusz Grzegorzek, który mógłby, się nie rozwija, niewiele przesunął się w przekazie od „Człowieka z szafy”, gdzie właściwie mówi o tym samym: o toksycznym dzieciństwie i nadopiekuńczej matce. Artysta ma mówić o szaleństwie świata, ale poprzez pryzmat kultury. O tym będę pisała przy Vico, bo nigdy dość powtarzania: sztuka to efekt działań zbiorowych, a nie jednostki. Jeśli artysta będzie namolnie wtłaczał widzowi swoją wizję świata bez kontekstów ogólnych, nic nie powie. Powiela się cały czas pewne schematy, jak chwyty gitarowe. Trzeba być geniuszem muzycznym, by grać nie znając nut. Grzegorzek nie jest geniuszem i nie zna nut.
    Bardzo cenne, co Pan pisze o biznesowych powiązaniach ze sztuką. Niestety KP to wspiera, też to zauważyłam. Smutne to wszystko. A aktorzy skazani na seriale z założenia nieartystyczne, też nie rozwijają się. To widać na ich twarzach pozbawionych inteligencji.

  16. Ewa > Robert Mrówczyński pisze:

    Piszesz Robercie, że nie działają wartości. Podobnie w recenzji pisze Sobolewski. Ja myślę, że o tym, czy wartości są, czy nie, decydujemy my sami. Neobarbarzyństwo nie jest dzisiaj większe, niż kiedyś i uważam, że ludzkość tak w końcu się szybko nie zmienia. Na tzw. braku wartości bazuje wiele sił w Państwie, bazuje Kościół obietnicą ich pojawienia się. Ważna jest kultura i ważne są przesłania artystów, bo to są zawsze stymulacje bezpieczne. Oczywiście prawdziwych artystów. Jeśli nie dopuszcza się do głosu prawdziwych artystów, wszystko w sztuce, w kulturze się unieważnia. Smutne są te jałowe przebiegi. Popatrz, ten film dostał 8 nagród.

  17. Robert Mrówczyński pisze:

    Nie wiem Ewo, czy wartości sztuki przekładają się na wartości życia publicznego. Nie znam mechanizmów, wg których tak miałoby się dziać. Wiem, że w każdych czasach, choćby i najpotworniejszych znajdą się jednostki świadomie i niekoniunkturalnie przyzwoite, takie mutacje ewolucyjne, które jednakowoż świata nie zmieniają. I odwrotnie, ta „najwspanialsza” z kultur grąży, co i rusz ludzkość w chaosie, mordzie na skalę przemysłową i totalnym zniszczeniu.
    Wiem również, że są społeczności, tzw. prymitywne, bez niemal jakiejkolwiek osłony kulturowej czy religijnej, w których bezwarunkowo przestrzegane są wartości, jakie kultura śródziemnomorska dawno pogrzebała. Na przykład Indianie z dorzecza Amazonki, którym udało się oprzeć zakusom katolicyzmu – temu dysponentowi wartości, pewnie z powodu ich małej liczebności (czytaj nieopłacalności) i wielkiej niedostępności, nie biją dzieci, nie kradną, nie mordują. I to nie ze strachu przed karą (więzieniem czy piekłem). Dla niech dzieci są najwyższą wartością i każdy, kto podniósłby rękę na dziecko musiałby opuścić społeczność. Podobnie z kradzieżą, czy zabójstwem. Być może nie jest to efektem tzw. uczuć wyższych w naszym rozumieniu, czyli miłości, a pragmatyczna troska o stan posiadania, który jest bardziej niż skromny. Niewiele mają i wszystko wielce sobie szanują, życie przede wszystkim, wiedzą, jakoś instynktownie, że bicie dzieci doprowadziłoby ich do zguby. Ale jednak patrząc na ich życie, oparte na wspólnocie i przyjaźni, w którym wszyscy wszystkimi się opiekują i dbają, nie można oprzeć się wrażeniu, że pozbawieni egoizmu, chciwości, tych wszystkich chorób, jakie toczą człowieka ukształtowanego wielką kulturą o korzeniach chrześcijańskich, są naprawdę dobrzy w sensie ścisłym tego słowa, właśnie dzięki nieobecności kultury.
    Przeświadczenie, że kultura stanowi jakąś zaporę przed złem jest fałszywe. Naiwne jest też przekonanie, że to my sami decydujemy czy wartości są czy ich nie ma. Tzw. masa ludzka powiela wzór społecznych zachowań, wcale nie dokonując wyboru między złem, a dobrem. Problem leży więc w owym wzorze.
    Żyjemy w zglajszachtowanym społeczeństwie, wpierw przez całe dekady bolszewizmem, teraz atomizowani anachronicznym kościołem, który osobiście mi się jawi jako rozsadnik antywartości, czyli czystego zła (antysemityzm, nietolerancja, mizoginizm, chory stosunek do cielesności, kult śmierci, cierpienia i dziewictwa, a zwłaszcza odpuszczenie win). Najwyższą wartością w takich społecznościach jest egoizm. W takich przepojonych kulturą społeczeństwach desygnatem „dobra” może być kradzież publicznych pieniędzy na przykład.
    Co ja Ci będę tłumaczył, sama doświadczasz na co dzień tych „wartości”, tego niechętnego milczenia, tej obojętności, tego całkowitego braku chęci współpracy ze strony ludzi, w końcu też zajmujących się kulturą. Mimo iż jesteś najuczciwszą osobą, jaką znam, nikt do Ciebie nie lgnie. Pewnie dlatego, że jesteś obca, jesteś zagrożeniem dla takiej kultury, takiego wzoru.

    A propos upadku wartości. Wczoraj nie odpisałem Ci, bo musiałem reklamować towar z allegro, który jak się okazało pochodził ze zwrotu od innego klienta. Sprzedawca nawet nie zadał sobie trudu przejrzeć opakowania, w którym były płyta z nazwiskiem odsyłającego przedmiot, ze zdjęciami felernych fragmentów przedmiotu. Czy się zawstydził, przeprosił? Nic podobnego, najwyraźniej nie rozumie mojego oburzenia. To jakaś już normalka.

  18. Ewa > Robert Mrówczyński pisze:

    Pisałam w sensie, że kultury wytwarzają w swoich wspólnotach najkorzystniejsze zachowania. Ma to charakter długodystansowy, rafinujący, jak w przypadku kształtowania się mowy ludzkiej czy języka pisanego. Nie wiem, czy zasadne jest porównywanie dzisiejszego stylu życia, tej „globalnej wioski” do oderwanych małych wspólnot typu Indianie. W sumie, to każda sekta bazuje na takim odgrodzeniu obiecując dobro i pokój. Człowiek jest bytem szerszym, bardziej skomplikowanym, jego potrzeby nie ograniczają się jedynie do bogobojnego życia polegającego na spełnianiu podstawowych potrzeb egzystencji, jak jedzenie i płodzenie.
    Kościół spełnił w stanie wojennym bardzo pozytywną rolę, nie trzeba tak wszystkiego potępiać w czambuł. Chcę na moim blogu opowiadać się właśnie za kulturą, nie wierzę w żadne powroty do źródeł, w neopogaństwo, w regres i konserwatyzm, bo trzeba rozwiązywać nadchodzące problemy, a nie niszczyć minione, ze złymi rzeczami rzeczy pozytywne. Najwięcej zła ludzkości wyrządzi tzw. naprawiacze, dlatego ważne jest przypatrywanie się wszystkiemu, co się dzieje właśnie w kontekście tego, co już ludzkość przerobiła i doznała. A to tylko, ten wgląd w minione, daje kultura, mity, poezja. Tylko jednostka, tylko poeta może celnie zdiagnozować rzeczywistość, dlatego napisałam, że od nas to wszystko zależy. Jednak bez oglądania świata w kontekście kultury, wiedzy, nie da się go zrozumieć, stąd tak ważna jest edukacja. Bez znajomości dokonań w sztuce wieków ubiegłych nie może powstać nowa sztuka, bo są działania warstwowe, nie ewolucyjne, ale mają strukturę skał, na które wieki nanosiły materiał.
    A z tą samotnością sieciową, to nie wiem. Wczoraj dostałam zaproszenie, by pisać na portalu pisarze.pl. I nie wiem. Każde zbiorowe działanie niesie z sobą zagrożenia, a z drugiej strony jest niezbędne. Przykładem jest portal Nieszuflady, który przeżył już tyle tragedii, a których można było uniknąć. Ostatnio niebezpieczny wydaje się stan poetki Gosi Dobosz. Pamiętam tę niesłychanie żywą, inteligentną dziewczynę, która pisała z Londynu tak entuzjastycznie o inicjatywach artystycznych Polaków, którzy po pracy zarobkowej mieli jeszcze energię na malowanie, wystawianie, łączenie się w grupy artystyczne. To wszystko było bardzo pozytywne, energetyczne, twórcze. Nie da się być w kulturze, w sztuce, bez działań. I po tych kilku latach zamiast rozkwitu, destrukcja i autodestrukcja, jak piszę, bardzo niebezpieczna, bo przecież najłatwiej zbanować Gosię Dobosz na portalu Nieszuflada, ale nie o to przecież w tym naszym ruchu sieciowym chodzi.

  19. Ewa > Robert Mrówczyński pisze:

    Odnośnie Twojego fragmentu dotyczącego Indian, znalazłam taki fragment:

    „(…)Diderot mówi o walce toczącej się w każdym człowieku, o człowieku naturalnym, pragnącym uwolnić się od człowieka sztucznego, na którego składają się społeczne konwencje, irracjonalne naciski i „interesowny błąd” klasy rządzącej, który racjonalna krytyka bez trudu by obaliła, ale na którym opiera się współczesne społeczeństwo.
    Protest przeciwko temu przyjmuje czasem formę nostalgii za dawnymi czasami, kiedy to ludzie byli prawi, szczęśliwi i wolni, bądź też przyjmuje formę marzeń o przyszłym złotym wieku lub o przywróceniu prostoty, spontaniczności, naturalnego humanizmu i samowystarczalnej gospodarki wiejskiej, dzięki którym ludzie nie są już zależni od kaprysów innych i mogą odzyskać zdrowie moralne i fizyczne. Rezultatem byłoby prawdopodobnie zapanowanie owych wiecznych wartości, które wszyscy ludzie, z wyjątkiem tych beznadziejnie zdemoralizowanych, mogą z łatwością rozpoznać, zaglądając po prostu w głąb siebie. W to właśnie wierzyli Rousseau i Tołstoj oraz wielu pokojowo nastawionych anarchistów i ich współczesnych uczniów. Ruchy populistyczne w XIX wieku, idealizujące chłopów, biedotę lub „prawdziwy” naród (całkowicie różny od jego samozwańczych biurokratycznych władców), podejmowały właśnie tego rodzaju próby — próby powrotu do „ludu”, aby w ten sposób uciec od świata fałszywych wartości, życia „nieautentycznego”, porządku narzuconego ludziom, od świata załamanych i ciemiężonych istot przedstawianych przez Ibsena i Czechowa, czyli od świata, gdzie ludzka zdolność do miłości i przyjaźni, sprawiedliwości i twórczej pracy, radości, ciekawości oraz dążenia do prawdy została zaprzepaszczona. Niektórzy chcą ulepszać współczesne społeczeństwo reformami. Inni mają poczucie, jakie mogli mieć w XVII wieku anabaptyści, że deprawacja przekroczyła już wszelkie granice i że niegodziwość należy całkowicie wyplenić — w nadziei, że na gruzach cudownym sposobem powstanie nowe, czyste społeczeństwo.
    Są to przypadki skrajne, wybrane dla zilustrowania sytuacji w jej najbardziej jaskrawych przejawach. To właśnie z takim nastawieniem i z taką sytuacją wiąże się nacjonalizm. On także stanowi patologiczną formę chronienia swojego „ja”. Rousseau, najbardziej porywający jako wyraziciel tego powszechnego buntu, namawiał Polaków do opierania się Rosjanom, którzy wtargnęli do ich kraju, przez uparte trzymanie się swoich narodowych instytucji, strojów, zwyczajów, sposobów życia. Radził, aby się nie poddawali, nie asymilowali. Ich opór stanowił wówczas ucieleśnienie roszczeń uniwersalnego człowieczeństwa. Nieco podobną postawę przejawiali też rosyjscy populiści ubiegłego stulecia. Spotkamy się z nią również wśród ciemiężonych dotąd ludów bądź mniejszości — tych grup etnicznych, które czują się upokorzone i uciskane, dla których nacjonalizm oznacza prostowanie zgiętych karków, odzyskanie wolności (choć może nigdy jej nie zaznały, wszystko to jest bowiem kwestią idei obecnych w ludzkich umysłach), zemstę za ich znieważone człowieczeństwo.(…)”

    [fragment z eseju Isaiaha Berlina „Rzekomy relatywizm w XVIII wiecznej myśli europejskie” przeł. Magda Pietrzak-Merta]

  20. Robert Mrówczyński pisze:

    Trochę mnie nie rozumiesz, nie jestem ani utopistą, ani tym bardziej populistą. Nie wierzę w żadne patenty na powrót do wydumanego raju ludzkości, bo to się kończy katastrofą, a mój przykład z Indianami z dorzecza Amazonki – ich sukces w stworzeniu idealnej społeczności – pokazuje jedynie, że kultura w naszym rozumieniu, nie jest do tego konieczna. Oczywiście mają oni swoją kulturę – skądinąd bardzo wyrafinowaną – swój wzór społeczny – choć z naszej perspektywy „prymitywną” i do niczego nieprzydatną, a jednak utrzymuje ona ich na dość stabilnej powierzchni i chroni przed staczaniem się, podczas kiedy nasza kultura tego nie czyni. Fenomen ich sukcesu jest pierwotny, a nie wtórny i jest wypadkową wielu czynników, w tym najważniejszego – jak się wydaje – geograficznej niedostępności. To nie żadna fanaberia cywilizacyjna, żadna chłopomania, żadna hipisowska ucieczka na pustynię z obrzydliwego dobrobytu leniwego mieszczaństwa. Oni nigdy nie zaznali innego świata i instynktownie tego nie chcą, chronią się przed wpływami cywilizacyjnymi, które – jakżeby inaczej – wobec szalonej eksploracji lasów deszczowych, mają miejsce, a ich habitat zastraszająco się kurczy. Ci z nich, którzy ulegli czarowi cywilizacji, zasilają zastępy brazylijskiego lumpenproletariatu, a państwo nieustannie przemyśliwa jakby ich wszystkich wyposażyć w dowody osobiste. Dla instytucji państwa, każdego państwa taki eksperyment bez jego kontroli, nawet jeśli naturalny, jest kompromitujący i dlatego należy położyć mu kres, lub stworzyć rezerwat, bo państwo to kontrola i opresja. Oczywiście nie jest możliwe powielenia podobnego wzoru, kultura musi ewoluować, podobnie jak Ty, jestem za edukacją, choć przeciwko szkolnictwu, za wszystkimi dobrodziejstwami cywilizacyjnymi, które można wykorzystać dla dobra wspólnoty. Wbrew kościołowi, który uważa obecne czasy za cywilizację śmierci, myślę, że jest dokładnie przeciwnie. To cywilizacja przyjemnego i wygodnego życia, o jakim nie mogli marzyć nie tak dawni monarchowie.
    Czy kultura wytwarza w swoich wspólnotach najkorzystniejsze zachowania? Być może uważasz, że kultura to literatura, czy sztuka w ogóle, a przecież kultura to „rzeka” zasilana licznymi odnogami, z których tylko jedynie niewielka liczba słabo ciurkających strumyczków stanowi sztuka, przynajmniej ta, o której myślisz, ta, która rafinuje nastawionych i głodnych tego jednostek. Jednak większość odnóg zasilających tę rzekę, takich jak edukacja, ideologia, prawodawstwo czy rozrywka, czyli społeczny model celów i zachowań, kar i nagród ze sztuką nie ma nic wspólnego, ale to one właśnie najsilniej oddziaływają na masy i tworzą te „najkorzystniejsze” zachowania, choć niekoniecznie może to oznaczać korzyść dla wspólnoty.
    Jeśli jednak przez dekady do tej rzeki, jeśli trzymać się tej wodnej metafory, wpuszczane było szambo i ścieki, jak to miało miejsce w Polsce, to trzeba kolejnych dekad, jeśli w ogóle to możliwe, na rewitalizację i pojawienie się w niej zdrowych i dorodnych ryb, czyli prospołecznych zachowań.
    To porównanie ma jakieś dosłowne, a ponure odbicie w rzeczywistości. Na wsi, gdzie mam znajomego i czasami jeżdżę na weekend, prawie sto procent mieszkańców tajnie, uprzednio pracowicie i przemyślnie wykopawszy podziemne korytarze, spuszcza ścieki ze swoich domostw do malowniczo wijącej się lokalnej rzeczki.

  21. M.R pisze:

    “cywilizacja przyjemnego i wygodnego życia” jednak kończy się i ktoś musi zapłacić rachunki

    Kryształowy Pałac powoli odchodzi w przeszłość. O takim Kryształowym Pałacu pisał Sloeterdijk

    taki fragment znalazłem w internecie

    “” Cywilizacja jako cieplarnia, w której można bezpiecznie zażywać luksusu – oto zdaniem filozofa dominująca dziś na Zachodzie idea. Współczesna technologia może łatwo uczynić tego rodzaju marzenia rzeczywistością. Dzisiejszy człowiek Zachodu doskonale zdaje sobie z tego sprawę i nie pragnie już żadnych nowych zdobyczy poza coraz większym komfortem i bezpieczeństwem.

    W Kryształowym Pałacu nie ma więc konfliktów ani ideowych sporów. Wszelkie osobiste przekonania stają się zbędne albo ograniczają się do banalnej sfery codziennych zajęć. Potrzeby “wyższe” zostały zastąpione przez potrzeby czysto fizyczne. Nikt nie potrzebuje tu polityki, a jedynie sprawnego zarządzania. Zadaniem władzy, zauważa Sloterdijk, “ma być odtąd wspieranie i ochrona dobrotliwego skostnienia”. Dominującym uczuciem jest nuda rozpraszana przez coraz bardziej wyrafinowane produkty rozrywkowego przemysłu. W Kryształowym Pałacu współczesnego kapitalizmu ludzkość wiedzie więc egzystencję hodowlanych zwierząt albo luksusowych okazów roślin, których dogląda uzbrojone w nowoczesną technologię państwo “”

    Dotyczy to może bardziej Zachodu niż Polski, bo jaki w Polsce luksus

    Ale i w Polsce Kryształowy Pałac odchodzi w przeszłość np za wcześniejszy wiek emerytalny od np 50roku jednych będą musieli zapłacić inni wydłużonym wiekiem…

    Tak więc nie jest tak, że luksus dotyczy wszystkich tzn ktoś wcześniej czy później za luksus pewnych grup musi zapłacić…

    Ale tutaj wchodzimy już na teren ekonomii i polityki a nie chciałbym babrać się w błocie

    Ostatnio bardziej słucham niż czytam literaturę, bo oszczędzam wzrok “na pracę”, pomimo jeszcze bardzo odległej emerytury (tzn nie jestem jeszcze “taki stary” aby mieć problemy ze wzrokiem) okulistka powiedziała mi, że właściwie to kwalifikuję się na operację zaćmy i to już teraz muszę zapisać się, bo czeka się co najmniej 2lata.
    Mam taką wadę, że jednym okiem nie mogę czytać, ale widzę z daleka dobrze, z bliska nie (tzn litery się mi rozpływają), a drugie oko na operację. No i okulistka powiedziała mi niby w żartach, ale na rentę to nie ma pan co liczyć, bo wygląda Pan na okaz zdrowia, a z jednym okiem to może pan być ochroniarzem, zamiatać ulice też można itp itd… Kiedyś nawet na moje schorzenie wzroku była renta (nawet o tym nie wiedziałem) ale zlikwidowano. Po co to piszę? Nie po to aby np. żalić się, ale jest to najlepszy przykład…

    Na luksus dla wszystkich “państwo” nie stać, więc komuś tam odbiera się coś, likwiduje się przywileje, kto się załapał to jeszcze ma…

    Kto załapał się na emeryturę od 50 roku to ma, a kto nie to poczeka do 67

    Tak więc ktoś korzysta, a ktoś musi płacić rachunki. A najśmieszniejsze, że w absolutnej większości osoby które korzystają to tylko na właśnie wygodne, płaskie życie

    Sloeterdijk pisze jeszcze o cynicznym rozumie

    a wracając do tej słuchanej “literatury” to ostatnio słuchalem najczęściej Dostojewskiego. Biesy, Bracia karamazow a ostatnio Idiota. Dlaczego piszę o Dostojewskim… Bo o Kryształowym Pałacu pisał w określonym kontekscie właśnie Dostojewski z nienawiścią odnosząc się do tzw. człowieka Zachodu, być może już wtedy zaobserwował czy też zobaczył tendencję, do czego to wszystko prowadzi, do powstania i dominacji cynicznego rozumu, a właściwie pragmatyczno-cyniczno-prostackiego rozumu.

    Dostojewski… tak się nasłuchałem, że aż mi przejadł się więc sięgnąłem po “Zmarchwystanie” Tołstoja. I tutaj to o czym m.in Pani Ewa pisze, idea anarchizmu i niesprzeciwiania się złu itp itd.

    dla pełnego obrazu odkurzyłem jeszcze pewne książki tzn Cat-Mackiewicz “Dostojewski” i
    de Custine “Listy z Rosji”

    Wiadomo jak widział Dostojewski Zachód: właśnie jako taki Kryształowy Pałac, bez Boga
    ale z dominującym cyniczno-pragmatycznym typem człowieka, egoisty i hedonisty (zresztą takich typków, tak właśnie wymodelowanych
    jest kilku w powieściach Dostojewskiego np Łużyn ze Zbrodnii i Kary)

    Ale dla równowagi można zobaczyć jak widział de Custine Rosję Dostojewskiego, Rosję która miała być zbawieniem dla Europy.
    Zresztą o de Custine to Pani Ewa pisała

    Przepraszam, za taką chaotyczną pisaninę, ale tak na szybko, bo czasu mało

    to spuszczanie szamba do rzeki to nie wiem czy to “cyniczny rozum zachodu” czy tez barbarzyńska Rosja… a może jakaś polska hybryda, cyniczno-prostacki rozum “polaczków”

  22. Ewa pisze:

    Dla mnie kultura to zdobycze ludzkości, to przerobienie pewnych spraw i wyciągnięcie wniosków. Jeśli dzieci Indian z Amazonii uciekają z Raju zasilając proletariat, to znaczy, że nie dostają wykształcenia od swoich rodziców i nie otrzymują wolności. Wolność to nie grzech i pokusa, ale zwyczajna przyzwoitość, danie prawa wyboru. Nie wyobrażam sobie życia bez robota kuchennego, bez Internetu. Nie uważam, by te narzędzia rodziły agresję i że jestem gorsza od Indianki, bo chcę, by mój trud życia był mniejszy. Nie uważam też, że Kryształowy Pałac jest zagrożeniem. Dostojewski był pod wpływem Włodzimierza Sołowjowa, Tołstoj Josepha de Maistrea, literatura właśnie służy do tego, by wszelkie wariactwa i doktryny przerabiać. Kobiety u Dostojewskiego są bezpłciowe wskutek tego Sołowiowa, salon petersburski opisany przez Tołstoja, gdzie brylował ojciec faszyzmu de Maistre, idiotyczny. Ale po to jest sztuka, by to wszystko dokumentować, by błędy ludzkości były widoczne. Nie można porównywać epok, bo to są zamknięte epizody. Natomiast: Skąd przyszliśmy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy?- to przecież zawsze aktualny temat dzieła sztuki. Polska wieś bez kanalizacji w XXI wieku aż się prosi, by była materią artystyczną. Wystarczy rzecz rzetelnie przedstawić.
    Wracam właśnie z Gazety Wyborczej gdzie Barbara Białowąs karci recenzenta swojego filmu. Aż strach pisać o polskim filmie po czymś podobnym.
    http://wyborcza.pl/1,75475,11336936,Big_hejt.html

  23. Robert Mrówczyński pisze:

    Nie mówię o luksusie, który rozumiem jako nadmiarowość i nie pochwalam. Wygoda niekoniecznie oznacza puste, płaskie i nietwórcze życie. Wygoda to wolność, o jakiej pisze Ewa, z którą możemy dzisiaj bez lęku zrobić dobry użytek duchowy lub materialny, na rzecz kultury, ale też i te cuda techniczne, które czynią życie przyjemnym i skutecznym. Powinien Pan, miast malkontencić, docenić również i to, że ze swoją chorobą ma szanse na jej bezbolesne wyleczenie, choćby i za dwa lata, a jeszcze 150 lat temu, o ile wówczas potrafiono usuwać zaćmę, musiałby Pan cierpieć strasznie, bo operacje wykonywano bez znieczulenia. Mimo iż eter wynaleziono (Paracelsus) w XVI wieku, do prawie końca wieku XIX kościół zabraniał go używać, bo cierpienie wedle tej chorej doktryny człowieka uszlachetniało i przybliżało do boga. W tym miejscu polecam lekturę „100 lecia chirurgów H.St. Hartmanna.
    Na szczęście przybliżyliśmy się do życia, staliśmy się bardziej panami samych siebie, a może i dożyjemy legalizacji eutanazji na życzenie. A w diagnozowaniu dusz, rację przyznaję Custinowi, a nie Dostojewskiemu i Sloeterdijkowi. Z dala od słowiańskiej duszy… znam ją, aż nadto i za długo i znać nie chcę. Lektura współczesnego nam Hugo-Badera, jego „W rajskiej dolinie wśród zielska” mnie o tym upewnia.

  24. M.R pisze:

    Jeśli pisałem o Kryształowym Pałacu to nie w znaczeniu niebywałego postępu technicznego i tych wszystkich wynalazków które ten postęp udostępnił szerokim masom, co raczej w znaczeniu ekonomiczno-socjalnym

    Doszliśmy do pewnego krańca, kiedy to okazuje się że Kryształowy Pałac nie jest dla wszystkich, ze względu na możliwości ekonomiczne. I przecież to właśnie mamy teraz w Polsce i o tym pisałem. Jedni są w Kryształowym Pałacu np. na emeryturach od 50 roku życia, a innym drzwi przed nosem zamyka się. Akurat o mnie tutaj najmniej idzie, ja jestem przyzwyczajony do pewnej “nienormalności”. Ale nawet wcześniej, kiedy nie było to widoczne ta powszechna szczęśliwość ludzi “zbytecznych” (jak to określał Nietzsche w Tako rzecze Zaratustra) nie za bardzo mnie interesowała

    Akurat teraz trochę przeglądam dwie książki L.Szestowa (Dostojewski i Nietzsche. Filozofia tragedii oraz Ateny i Jerozolima) i znalazłem taki fragment

    ”’ Mieszkańców podziemia utylitaryzm świadomie ignoruje, rozumiejąc, że nie może im w niczym pomóc. To prawda, że stawia sobie za zadanie szczęście ludzkości i pryncypialnie nikomu nie zamierza odmawiać prawa do życia. Lecz w tych wypadkach, kiedy człowieka pozbawiono prawa do życia z powodu tak zwanych obiektywnych okoliczności, utylitarystyczna moralność nic zrobić nie może i nie zamierzając przyznawać się do swojej niemocy, rzuca się w objęcia idealizmu. Niezauważalnie dla niedoświadczonych oczu zamienia słowa “szczęście ludzi” na inne z pozoru bardzo podobne – “szczęście większości”. “Szczęście większości” nie tylko nie oznacza “szczęścia ludzi” ale jest czymś dokładnie przeciwnym ”’

    no właśnie
    “Szczęście większości” nie tylko nie oznacza “szczęścia ludzi” ale jest czymś dokładnie przeciwnym

    Taki Kryształowy Pałac zapewniający “szczęście większości” to mnie nie interesuje,
    choćby z tego względu że bardziej mnie ciekawi
    jak to L.Szestow napisał w “Filozofi tragedii…”

    człowiek podziemny, wiercący, kopiący, podkopujący

    L.Szestow tutaj myśląc o człowieku podziemnym
    miał na myśli Dostojewskiego czy Nietzschego, ich analizował jako przypadki człowieka “podkopującego”

    Trudno Nietzschemu zarzucać, iż był malkontentem… bo był nihilistą. W Dostojewskim Kryształowy Pałac budził wstręt i wściekłość, dlaczego to temat na bardzo długie rozważania.
    Ale zarówno Nietzsche i Dostojewski byli bardzo negatywnie nastawieni do mieszkańców Kryształowego Pałacu. Wg Nietzschego Kryształowy Pałac pielęgnuje i wspomaga małość i nikczemność zamiast dionizyjskiej wielkości i dionizyjskiego szału, stąd też napisał te okrutne słowa “zbyt wielu rodzi się zbytecznych”

  25. M.R pisze:

    Ludzie (z Kryształowego Pałacu) nie rozumieją czy też nie obchodzi ich, że “szczęście większości” wymaga istnienia wykluczonej mniejszości (i nie myślę tutaj o obecnie modnych mniejszościach)

    i nie rozumieją także, że są takie sytuacje iż szczęście większości wymaga poświęcania coraz szerszych grup, tak jak teraz na Zachodzie, bo w Polsce to już od dawna tak proces trwa (gdzie nam do przywilejów socjalnych jakie są w Europie Zachodniej). I oni tez mogą zostać “poświęceni” dla szczęścia większości

    Jak to pisał Szestow o Nietzschem:
    Nietzsche umiera (w wieku 30 lat był ciężko chory), kogo to obchodzi i po co tyle hałasu i przytoczył takie rosyjskie powiedzenie do tonącego “Nie trać sił Tomaszu, idź na dno”

    ale kończę już bo zbyt to odbiega od notki…

    jednak taki Grzegorzek to typowy zakłamany przedstawiciel zakłamanej sztuki z Kryształowego Pałacu

  26. Robert Mrówczyński pisze:

    Obejrzałem tę potyczkę Białowąs z Walkiewiczem, straszny babus, połączenie tupetu, megalomanii, prymitywizmu i chamstwa, tych wszystkich najgorszych cech Polaka, jakie teraz dominują. To że tacy ludzie rządzą, zawłaszczają wszystkie sektory kultury, począwszy od gminnych ośrodków kultury, skończywszy na milionowych projektach typu Big love jest winą krytyków, ale również bractwa sieciowego, którzy dekady całe liżą takim ludziom “rowa”, a teraz, kiedy sprawy zaszły za daleko, robi się wielki raban. Podobny raban robi w GW K. Varga w związku z bliźniaczym dziełem Kac Wawa. Jest tak wzburzony, że nie bardzo wie gdzie się znalazł i gdzie ma się podziać.
    http://wyborcza.pl/1,76842,11343822,_Kac_Wawa___Wiekszy_dol_niz_u_Bergmana.html

    A film ten ma prawie identyczny odpowiednik, jak historia Białowąs vs Walkiewicz.
    Poniżej możemy zobaczyć i usłyszeć polskiego tupeciarza-prymitywa (scenarzysta filmu Kac Wawa) w rozmowie z Raczkiem:

    http://youtu.be/nMQfCnZ6Jhs

    Odpowiednikiem podobnej osobowości jest, goszczący u Ciebie, od czasu do czasu, Dehnel, choć inteligentniejszy i przebieglejszy, jednak to ta sama dominująca polską kulturę mentalność.

  27. Ewa pisze:

    Oj, to trzeba przeczytać wydany w 2011przez Wydawnictwo Krytyki Politycznej „Kryształowy pałac” [Im Weltinnenraum des Kapitals] przeł. Borysa Cymbrowskiego Petera Sloterdijka.
    Nie wiem. Wikipedia linkuje dwie rozmowy ze Sloterdijkem, ale to za mało, by się na dobre zorientować, bo przecież przez wieki było pełno takich perswazyjnych filozofów. Przykładem jest żenujący wykład György Lukácsa o twórczości Arthura Schnitzlera krążący w Sieci.

    Uwielbiam Dostojewskiego, co nie zaznaczy, że jego anarchiczne poglądy religijne z kultem cierpienia i polityczne z kultem cara i antysemityzmem popieram. Nie uważam też, by w dobie takich zdobyczy technologicznych, jak dzisiaj kiedy już większość roboty wykonują maszyny, komputery, wygodne życie jednych musiało odbywać się kosztem innych ludzi. Możliwości Ziemi są ogromne, rozsądne gospodarowanie ziemskimi dobrami umożliwia teoretycznie życie tu wszystkim na przyzwoitym poziomie.
    Z mojego otoczenia znam przynajmniej pięć koleżanek, które nie idą na emeryturę, bo chcą pracować, a nie siedzieć w domu. Dotyczy to zazwyczaj szkolnictwa, gdzie toksycznych nauczycieli nie da się usunąć, widocznie przyświeca im ta szlachetna myśl, że nie mogą jeść chleba kosztem innych.

    Bardzo dobra dyskusja toczy się na portalu rynsztok:
    http://www.rynsztok.pl/index.php/forum/fresh/1/
    Celnie napisali Przemek Łośko i gryzli piurek. O tym, że nawet kradzionych pieniędzy i tych z uwłaszczenia nomenklatury nie udaje się rozsądnie wydawać i zagospodarowywać. Przykładem jest właśnie dzisiejsze polskie kino i teatr. Bez społecznych ocen tych zjawisk na blogach i portalach sieciowych nic się nie zmieni. A ja przed świętami nie bardzo mam jak o tym pisać, bo szyję z polaru i filcu cały stół wielkanocny, gdyż moja mama musi mieć tradycyjne święta z potrawami kuchni polskiej. A żołądek już nie ten na taką szkodliwą, tłustą kuchnię. Słowem, przemiany idą wolno, ale idą.

  28. M.R pisze:

    “Możliwości Ziemi są ogromne, rozsądne gospodarowanie ziemskimi dobrami umożliwia teoretycznie życie tu wszystkim na przyzwoitym poziomie”

    Teoretycznie (i zgadzam się z Panią, też tak uważam, tak powinno być) ale praktycznie komuś zależy aby dzielić ludzi na lepszych i gorszych (w zakresie dostępu do dóbr niezbędnych do przeżycia bo inne nierówności są naturalne) i utrzymywać nierówności socjalne.

    Praktycznie jest inaczej niż “teoretycznie”, a dlaczego to skomplikowana sprawa i odpowiedź wymagałaby wiele pisania. Ale weźmy nawet wiek emerytalny: dlaczego jedne kobiety mają mieć emerytury od 52 lat czy od 55 a inne od 67.
    Skoro możliwości Ziemi są ogromne? dlaczego tworzyć nierówności i niesprawiedliwość.

    Problem kluczowy: kto ma pracować, kto ma mieć długie wakacje w tym emerytalne, a kto ma tym zarządzać i poganiać czy też stygmatyzować i wykluczać jednych aby wywyższyć innych. Jest to nie tylko zagadnienie społeczno-polityczne ale o filozoficzne też. Na pierwszy rzut oka decyduje o tym władza, ona dzieli ludzi na lepszych i gorszych, tak jak teraz obecny rząd pod wpływem mniej lub bardziej jawnej ideologii

    Czyli po pierwsze dyktat globalnej władzy i dyktat określonej ideologii. Kryształowy Pałac był potrzebny na pewnym etapie (np wtedy gdy istniał tzw realny socjalizm, aby pokazać że w tym kapitalizmie to może być nieskończenie lepiej), a teraz choćby z tego względu (a jest ich więcej) nie jest potrzebny, a zresztą okazał się zbyt kosztowny

    Oczywiście nie jest to prawda, bo przecież są wspólne intuicje (i Pani i moja i wielu ludzi myśli podobnie), że wystarczyłoby dla wszystkich i nikt nie musi być odtrącony i pominięty.

    Ale panujący duch czasów jest inny, wszystko jak na razie zmierza w kierunku nowożytnego niewolnictwa

    Zawsze muszą być niewolnicy którymi się “gra”, zarządza czy też grozi niewolnictwem tym którzy nie są nimi. I wreszcie ci co mają łaskę nie być niewolnikiem muszą być chronieni przez władzę i prawo i muszą grać w tę samą grę. Tzn faktycznie ci uprzywilejowani akceptują to, iż niewolnicy muszą być i tutaj nie wystarczy zganianie wszystkiego na władzę, że niby to władza jest zła a my jesteśmy dobrzy.

    Teraz sytuacja jest nawet bardziej wątpliwa moralnie niż w cywilizacjach niewolniczych w tym starożytna Grecja czy Rzym także, gdzie było 10% panów i 90% niewolników. Teraz jest 80-90% nie-niewolników i 10-20% niewolników ale jednocześnie istnieją technologiczne możliwości względnego dobrobytu wszystkich i istnieją możliwości aby nie było niewolników

    Taka odwrócona piramida niewolnictwa, czubkiem na ziemi. Akurat wracając do Polski, to jak na razie korzystamy z niewolników w Chinach, Azji, Afryce… ale powoli dokonywać będzie się proces tworzenia niewolników krajowych, własnych.

    A wracając do filozofii to ciągle mam w głowie słowa L.Szestowa

    „Szczęście większości” nie tylko nie oznacza „szczęścia ludzi” ale jest czymś dokładnie przeciwnym

    Szczęście większości to filozofia utylitaryzmu, pragmatyzmu m.im. Utylitarna moralność nie jest żadną moralnością – tak uważał Dostojewski i tak uważam ja – jest to pewna logika systemu o tyle nieludzkiego, że system ten poświęca mniejszość aby większość mogła przetrwać, a w określonych sytuacjach mniejszość może stać się większością

    Co proponuje Dostojewski?
    Wg mnie moralność absolutną, tylko w tym problem, że gwarantem tej absolutnej moralności u Dostojewskiego ma być władca absolutny i państwo absolutne i religia. Czyli car-absolutny despota. Demokracja, wolny rynek (teraz okazało się, że wcale nie jest wolny tylko zmonopolizowany) prowadzą do panowania moralności gdzie regułą jest “szczęście większości” zakładające “wykluczenie mniejszości”.

    Dostojewski to taka m.in konserwatywna utopia, były też utopie komunistyczne, świeckie

    To takie uwagi na szybko…
    ale kończę temat

  29. Ewa > M.R pisze:

    Każdemu według potrzeb, Panie Marku. Jeśli pracownicy idą na emeryturę tzw. wczesną, to automatycznie rezygnują z jej wysokości. Nieszczęściem jest, kiedy praca nie daje satysfakcji i trzeba z niej uciekać. W końcu istotą człowieka jest jego życie zawodowe, a nie hedonizm, co nie znaczy, że harmonijność egzystencji nie wymaga relaksu, witalności i zabawy. Wspólnoty są po to, by właśnie ci, którzy nie mają jedzenia, ubrań, dachu, zawsze jakoś pozyskiwali od tych, którzy mają nadmiar. Nie mam na myśli dobroczynności, ale dzielenie się.
    Nieprawdą jest, że trzeba antagonizować grupy społeczne dla pozyskania władzy, bo te wszystkie deformacje znikną, jak ludzie zaczną żyć rytmem łagodności i delikatności. Co też nie znaczy, że ma się to odbywać przy pomocy kłamstwa i obłudy. Lubię czytać niewybredne komentarze na portalach sieciowych, jest to jakiś nieskłamany miernik agresji w społeczeństwie, niejednokrotnie oburzonych głosów w słusznej sprawie. Patrząc wstecz przez wieki, mimo wszystko gatunek ludzki łagodnieje. I trzeba wysiłku, by szedł w tym kierunku. Odpadłoby wojsko, zbrojenia, produkcja głupich, kosztownych filmów, przejście na hodowlę roślin bez ziemi by wykarmić wszystkich na świecie i zrezygnować z hodowli zwierząt. A to wszystko spowodują blogi sieciowe. No nie?

  30. M.R pisze:

    Ech Pani Ewo nie chcę wchodzić w tematy emerytalne, ale z racji tego że jestem jednoosobowym twórcą oprogramowania pewnego muszę nie tylko znać pewne techniki czy też języki programowania, ale także kwestie merytoryczne. Co oznacza iż m.in zajmuję się tą dziedziną i wiem co to ZUS w praktyce i teorii.

    Jak to się mówi muszę znać nie tylko algorytmy ogólne struktury danych (a więc i przepisy w ogólnym zarysie)

    Obecne emerytury są tzw emeryturami o zdefiniowanym świadczeniu i nie jest tak, że jak się idzie wcześniej na emeryturę to emerytura jest znacznie mniejsza. Tutaj nie ma takiego związku bezpośredniego. Jeśli jest mniejsza to niewiele

    Znacząca różnica jest przy tzw nowych emeryturach czyli emeryturach o zdefiniowanej składce czy też emeryturach kapitałowych, ale przecież rząd chce odciąć możliwość wcześniejszego przechodzenia na emeryturę stopniowo wydłużając wiek.

    Nowe emerytury tzw kapitałowe będą dwa razy niższe niż obecnie średnio biorąc (zależy to też od proporcji między tzw kapitałem początkowym a kapitałem ze składek)

    Zresztą ponadto trochę interesuję się ekonomią i giełdą, kiedyś próbowałem na giełdzie zarobić trochę aby oddać temu o czym marzyłem (czyli literaturze), ale nic z tego nie wyszło (tzn nie zarobiłem nic, ale przynajmniej wiele rzeczy zrozumiałem dogłębnie jak to wygląda w globalnym świecie finansów i nie tylko)

    Generalnie mógłbym być społecznym ekspertem w tych kwestiach bo istnieje potężny lobbing ze strony rynków finansowych (tak to nazwijmy enigmatycznie) i np Banku Światowego, MFW i innych tego typu instytucji aby naświetlać kwestie emerytalne jednostronnie.

    Ale nie ma sensu dalej ciągnąć tego tematu, bo wchodzę w pewną obiektywność czy też masowość, problemy masowe i typowe dotyczące całych populacji

    a literatura żywi się tym co szczególne i wyjątkowe

    jak to mawiał Gombrowicz
    że człowiek “myślący ściśle” jest w pewnym sensie niewolnikiem procesu poznawczego i niewolnikiem gatunku. Tzn nie jest to dokładne przytoczenie ale pewna myśl Gombrowicza: jest to myślenie martwe, martwe odliczanie na przyczynowo-skutkowym łańcuchu

    tak więc wracając do literatury, pozostaje mi wykazać się jedynie odwagą i pewnym szaleństwem i podjąć wyzwanie, nie oglądając się na warunki i okoliczności

  31. M.R pisze:

    errata

    muszę znać nie tylko algorytmy
    ale i ogólne struktury danych

    teraz właśnie ślęczę nad algorytmami, żmudna to i głupia robota, tak jak zapał opadnie i nadzieja (na pewne większe fundusze aby móc zająć się czym innym)

    w sumie te pewne moje matematyczne zdolności okazały się dla mnie pułapką “obiektywnego myślenia” i ustawiły mnie w roli niewolnika

    ale widziały gały co brały

  32. Ewa > M.R pisze:

    To dobrze, że Pan mi powiedział jak jest z emeryturami, bo moje koleżanki heroicznie pracują nadal już kilka lat, zbliżają się do siedemdziesiątki i myślałam, że powodem takiego przywiązania do pracy zawodowej jest właśnie większa kasa. Osobną grupą są koleżanki malarki, które czekając na wiek emerytalny bezskutecznie próbowały sprzedawać swoje obrazy i wyroby rzemiosła artystycznego, biedowały strasznie. Ważne jest, by nie obwiniać za to, że się pracuje na darmozjadów emerytów, kaleki i wariatów, bo przecież największym pochłaniaczem pieniędzy jest zazwyczaj Państwo ze swoją ogromną, kosztowną administracją, która – aktualne słowa Urbana – rząd zawsze się wyżywi.
    Myślę, że gra na giełdzie udawała się tylko Słowackiemu, jeśli to też nie kolejny mit, by ukryć w naszym świętem narodzie jego homoseksualizm. W GW o „Listach” Kafki. On też był urzędnikiem i też nic innego nie chciał, tylko pisać. Więc może się uda pisać Panu, Panie Marku. Jak Pan pisze, że stary nie jest, to wszystko przed Panem. To co ja mam powiedzieć…

  33. M.R pisze:

    Chyba obrażę się (oczywiśie z góry uprzedzam, że tak na niby, bo na kobiety nie obrażam się a na Panią tym bardziej) za tego urzędnika…

    jestem programistą, wolny zawód, wiekszość dochodów jak wolni artyści-malarze to umowa o dzieło, ale tak czy inaczej zmudna to czynność

    wyvrałem właśnie takie “coś” jak programista głównie dlatego aby pracować kiedy chcę, jak chcę i aby nikt mi nie rządził, ale głównie by mieć czas na “tworczość”

    a tu ani czasu, ani kasy, ani “twórczości”
    taka tragifarsa
    i jeszcze żona i dziecko (studiuje na politechnice) na utrzymaniu

    a więc w rzeczywistości nie jest tak kolorowo, niekiedy wolałbym być właśnie typowym urzędnikiem czy jakimś pracownikiem na etacie, no ale sam wybrałem, sam chciałem więc mam, bliżej mi do biedujących koleżanek malarek niż do tych innych na koleżanek na etacie

    czyli widzi Pani do czego prowadzi czytanie książek na moim przykładzie… do tragfarsy

    ale nie męczę już Pani więcej i proszę nie odpowiadać namolnemu człowiekowi

  34. Ewa> M.R. pisze:

    Wszystkiego Najlepszego w Dniu Imienin Panie Marku!

  35. misia pisze:

    Tu reżyser mówi o filmie i jego recepcji na świecie:
    http://www.youtube.com/watch?v=uhCmszfnxWQ

  36. Robert Mrówczyński pisze:

    Wiedziałem, że Grzegorzek nie poprzestanie na wytwarzaniu tych “arcydzieł”, że pójdzie na jutiube i tam wytłumaczy tym wszystkim, którzy nie zrozumieli, jak znakomity film zrobił, jak genialnie dobrał aktorów, jak spastiszował muzykę, jakie to wszystko celowe i zamierzone. Dlatego nigdy nie wpisałem jego nazwiska w wyszukiwarkę YT aby uniknąć przeczuwanej traumy, która może mnie spotkać. Myślałem, że nikt tu żadnego linka nie da, że dyskusja dojechała do końca, zamykamy ten przygnębiający temat. A tu misia z tym linkiem jednak wyskoczyła i musiałem się przemóc. To jeszcze gorsze od filmu, tu już cała megalomania twórcy wylazła na wierzch. Gdyby nie oglądać filmu i spuścić się wyłącznie na te fontanny samozachwytu, można by pomyśleć, że to arcydzieło. W jakiej izolacji trzeba żyć, aby osiągnąć podobny stan całkowitego braku wątpliwości i tupetu. Mało ten wywiad mówi o tym głupim filmie, natomiast wiele o fałszywym świecie, w którym żyje ten człowiek i ludziach, którzy go otaczają, jak choćby ta otyła wywiadowczyni, nieustannie liżąca go po artystycznym fiucie.

  37. Ewa > Robert Mrówczyński pisze:

    To zobacz Robercie „Królową aniołów”, to film kręcony 10 lat wcześniej. Mimo, że film odmienny, to widać, że wyrośnie artysta bez osobowości, nie wiedzący o czym mówić, który szuka nerwowo materii na swoją twórczość. W recenzji na filmwebie porównano „Królową aniołów” do „Szeptów i krzyków” Bergmana. Jeśli tak się pisze recenzje, to głos mojego bloga staje się bezużyteczny.

  38. Robert Mrówczyński pisze:

    miałoby być artystowskiego…

    A kto mi za to zapłaci?, ja też pół życia straciłem na trawieniu polskiej radosnej twórczości, a wmawiano mi, że to światowa czołówka, która jak widać nigdy się nie skończy, przecież po tym co już zobaczyłem i po tym wywiadzie nie może być mowy o “pozytywnym rozczarowaniu”, no i po tym co Ty sama napisałaś. Może starczy już Grzegorzka, przecież to reklama, a takie rzeczy powinny być ścigane z urzędu, zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak nie jest. Gdyby istniała krytyka w stylu zachodnim, gdzie nie ma mowy, by krytyk się afiszował znajomością z artystą, a co jest w Polsce aprobowane, by dzielił z nim “kreskę”, łóżko i butelkę, fotografował się z nim na “ściance”, nigdy by nie doszło do takiej sytuacji, w której powstają podobne filmy. A tak Grzegorzek ma “plany” na kolejne dzieła. Sami sobie zatwierdzają te scenariusze, sami się nagradzają i nic ich nie obchodzi czy ktoś to będzie oglądał.
    Tak masz rację, to całkowicie bezużyteczne zajęcie, a trzeba jednak to robić, choćby dla przyzwoitości, żeby móc spojrzeć w lustro. No i mimo wszystko jakoś im psuć tę rozkoszną zabawę.

  39. Ewa > Robert Mrówczyński pisze:

    Psucie czyjejś zabawy powinno łączyć się z zabawą własną, a mnie to nie bawi, mnie to boli. Z tego co obserwuję przez lata w Sieci, to jedynie potrafił się tym bawić Feliks lokator, no i Marek Trojanowski, ale widać nie jest to możliwe, bo ich głosy ucichły.
    Pewnie, że chciałabym zobaczyć wartościowy film polski i nie wytracać życia na zły, po którym, nie ukrywam, choruję i nie jest ta toksyczność mi obojętna. Nie mam pojęcia, co bohema filmowa wyrabia w życiu poza ekranowym, widocznie jest tak, jak piszesz, bo dzieło sztuki to dzieło duchowe, a w duchowości wszystko wyłazi na wierzch i nie da sie tego skłamać, ukryć, pozamiatać. Tylko dusze robaczywe odnajdują w tym swoje klimaty, tak jest na forum filmwebu, gdzie pieją z zachwytu.

  40. Robert Mrówczyński pisze:

    “Psucie zabawy” to może nie najszczęśliwszy zwrot retoryczny, chodzi raczej o sprzeciw. Mnie to też w żaden sposób nie bawi, każdorazowo mam mdłości, tym gorsze im więcej widzę zupełnie niezrozumiałych zachwytów. Środowisko tych znawców kina na filmwebie pokazuje jakie spustoszenia dokonała przez lata polska sztuka filmowa i krytyczna w umysłach kolejnego pokolenia widzów, niezdolnych już do właściwego rozpoznania i osądzenia. Zresztą sprawcy tego spustoszenia, tej degrengolady, sami upadają coraz niżej, pogrążając się w szambie, które wytwarzają i się w tym najwyraźniej odnajdują. I bardzo pilnują tego szamba, aby nikt z niego nie próbował wyleźć.

  41. Ewa > Robert Mrówczyński pisze:

    Już zauważyłam, że jak na filmwebie chwalą, to znak, by filmu nie oglądać. Jednak warto śledzić w Sieci poziom wrażliwości fanów dzisiejszego kina, bo to w końcu już pokolenie internetowe, w każdym razie ci, którzy potrafią obsługiwać komputer. I tak jak ja, mają wolę sądzenia…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *