Film powstał na podstawie powieści „Pornocratie” tej francuskiej reżyserki, której zamknięte pokazy filmowe zwabiają wielu kinomanów, a oglądanie filmików You Tube dotyczących jej twórczości wymagają specjalnej rejestracji ludzi w stosownym wieku.
„Anatomia piekła” z udziałem przepięknej Amiry Casar i Rocco Siffredi – aktora filmów pornograficznych o zawodowo przystosowanym ciele – jest traktatem filozoficznym na temat miejsca jak zwykle nie bardzo sprecyzowanego, czyli piekła.
Okazuje się, że piekło jest przede wszystkim cielesne, anatomiczne i służy do zadawania cierpień właśnie w tych momentach, które wszystkim wydawały się nirwaną.
Ta przewrotność ma bardzo precyzyjne uzasadnienie i w miarę perswazyjnej akcji konsekwentnie dochodzi do bardzo prawdopodobnych wniosków: seks jest nienawiścią, budzi agresję i pragnienie po konsumpcji partnerki jej unicestwienia, zabicia i tym pozbycia się ponownej fali pożądania.
Akcja filmu jest niezwykle oszczędna, oparta na znanych już schematach („Ostatnie tango w Paryżu”, „Intymność”).
Tym razem kobieta i mężczyzna – który nawet nie zna imienia kochanki – spotykają się w domu na peryferiach miasta, by przeprowadzić czteronocny eksperyment na mężczyźnie, badając jego męską wytrzymałość. Mężczyzna fiksuje, monolog wewnętrzny toczy się w mężczyźnie głosem kobiety, która jest zarówno narratorką jak i prowokatorką, inicjatorką i płatnikiem eksperymentu.
Justyna de Sade’a trzymająca już w ponowoczesności wszystkie odebrane libertynom zabawki ma przewagę feministyczną, również zdaje się i kulturową, mimo, że usiłuje odbywającą się psychodramą dotrzeć do źródeł piekła, a nie kultury.
Płaczący mężczyzna przed i po, w trakcie i nawet, jak odchodzi i przychodzi, czyli permanentnie zapłakany, nie jest specjalnie upokorzony i nie jest ofiarą ani odwetu, ani własnego niesprostania.
Autorka filmu nakręciła współczesny moralitet i tym tropem powinny iść wszystkie po filmie refleksje.
Celowość pozbawienia czaru i gry męsko damskiej brutalizuje tę miedzy nimi przestrzeń w kierunku tzw. nagiej prawdy – dosłownie i w przenośni. Ilustruje to fizjologia, płyny męskie i damskie, które w czasie miłosnej ekstazy nie mieszają się i są zawsze osobne. Zmuszanie partnera do prostej konsumpcji wydzielin ciała nie przemienia niczego w wino, sakralizacja nie następuje, a początkowa teza kochanków, że miłość nie istnieje, staje się najczystszą prawdą. Natomiast w miarę, jak odpadają dotychczasowe domniemania, co do wszystkiego, co prostą prokreacją nie jest, a warte jest jednak zachodu, wyłania się z mroku natury człowieka monstrualne pożądanie, niezagospodarowane i mające jedyne spełnienie w zbrodni.
Reżyserka przemyca kilka sztandarowych haseł o przewadze kobiety nad mężczyzną (jej biologiczna dyspozycyjność, podczas, gdy mężczyzna jest skazany na impuls pożądania, by mógł się płciowo sfinalizować), oraz o stanie kobiety z wdrukowanym oczekiwaniem na miłość, podczas gdy czeka ją jedynie modliszkowa konsumpcja.
Ta chłodna, odarta z sentymentu kobieca wiwisekcja odpowiada może na pytanie, dlaczego mężczyzna nienawidzi kobiety i to intensywne, piekielne uczucie jest jedynym powodem ich współistnienia.
Nie odpowiada natomiast, dlaczego nienawidzą się ludzie bez seksu, bez różnicy płci i wieku.
Ale może nie można o wszystkim mówić na raz…
Czytam na portalach sieciowych opinie internautów o filmie i raczej są nieprzychylne.
Szczególnie nie podoba się tampon maczany w szklance.
Tak, jeden z drugim wsuwa bez obrzydzenia wieprzową kaszankę, a potrawa w postaci kompotu się już nie podoba.
Reżyserka mając 17 lat zagrała w „Ostatnim tangu w Paryżu” i widocznie już tam podpatrzyła zastosowanie kuchennych produktów (masło) w wzmocnieniu środków filmowego wyrazu.
A mnie można na You Tube oglądać bez rejestrowania, a przecież to też niezła pornografia.
Jestem taki czyściutki.
Wiesz Misiu, zaraz napiszę odcinek dotyczący „Historii seksualności”, które to wielotomowe w zamierzeniu dzieło zostało, jak pisze Tadeusz Komendant, o 180 stopni zmienione w porównaniu z pierwszym, młodzieńczym tomem.
Pisane po pięćdziesiątce u Gallimarda wydane w 1984 czyli równo dwadzieścia lat przed postaniem fimu Catherine Breillat, która kręci „Anatomię piekieł” w podobnym wieku.
I ciekawe, że te diagnozy śmierci Boga, potem w „Słowach i rzeczach” Foucault – śmierci Człowieka, spełniają się u Breillart w postaci śmierci Seksu.
U Foucault w ostatnim rozdziale w miejsce przerażenia jest raczej etyczna apoteoza czystości, ale nie jako perwersji, ale w świadomym akcie oczyszczenia.
Pewnie tak kończą byli libertyni…
Ale żal świata, który odchodzi bezpowrotnie.
przegadany ten film. jakies bzdety wygaduja. ale widoki sa przyjemne. tampon czy bzykanko z ciotka pierwsza klasa.
Film bez zarzutu. Dobry pomysł. Gość sobie poogląda co nieco i jeszcze dostaje za to kasę. Ten film to granica między erotyką a pornografią. Czytałem opinie widzów i jednak ma on swoich zwolenników. Skuszę się i zrobię sobie powtórkowy seans. Daję mu 8/10. Pozdrawiam.
Warto by przeczytać powieść Catherine Breillat „ Pornocratie” według której film nakręciła, a która wyszła we Francji w 2001 roku, nawiązująca tytułem do wcielanych w życie polityczne obyczajowości Rewolucji Francuskiej i pełniej dowiedzieć się, o co autorce chodziło. Wątpię, że o pornografię, bo to, że zatrudnia w swoich filmach gwiazdy porno, to nic nie znaczy.
Dla mnie film bardziej edukacyjny, ważny dla pedofilów, którzy nie przyjmują nigdy do wiadomości jakie to wszystko jest ważne, jakie kruche, jakie nieodwracalne.