O, lubię widzieć czerwienie
w mokrym rozmazane
jak auta celują we mnie
oświetlając ranę.
O, jak ciepło przy witrynie
pulsujących lampek,
gdy z aorty krew popłynie,
serduszkowym samplem!
O, jak szmince rozmazanej
trudno znać krawędzie,
pora wreszcie wejść w nieznane,
powrotu nie będzie.
O, skończyła się piosenka,
czerwony kolorek,
barwi stygmatem na rękach
dziennik, luty, wtorek.
O jezusie słodki! widziałam cię w tych cierniach malinowych ale mówiłam nie teraz, jeszcze nie teraz – teraz do kartaginy udaję się płonąc i idę w perwersję, tyś mnie panie (quo vadis domine) zawrócił z drogi: weszłam do ogrodu, padłam jak przecinek; przecież ja nie mam żadnych mechanizmów obronnych. Gdybym miłości nie miała byłabym jak cymbał brzmiący, gdybym ironii nie miała tobym zwariowała.
Święty święty święty pan bóg zastępów, pełne są niebiosa i ziemia chwały twojej, hosanna na wysokości – jak ezra samotna w skałach parzę się z podobnymi sobie, siedzą po domach kultury chomiki; hosanna na wysokości – płonę jak siostra faustyna, a ty duszo królewskiej łaski pełna zachowaj ten obrazek na pamiątkę, noś go blisko serca niech cię ogrzewa, niech cię prowadzi wszystkimi ulicami i niech ci to serce śpiewa.
Być przy nadziei to brzemię, nieść brzemię to słodki ciężar.
http://www.youtube.com/watch?v=c3_NntYhzV4
Nie lepiej to się na rynsztoku wpisywać? Tam teraz, przy transformacji, przyda się każda poetycka inicjatywa.
Cóż tu do mnie, mówiąc słowami nieszufladowego klasyka.
….ano lepiej chyba…
Ten poeta twórczo pijany
Składał wiersze z ulicznych rogów
I z brzydoty ścian odrapanych
Aż go wreszcie rozjechał samochód.
oj, tak nie uważam, Panie Romanie. Wiersz jest doświadczeniem jednostkowym autora i wara się do niego wtrącać postronnym.