Codzienne życie

Autobus z Paryża nie spóźnił się. Czekał na siostrę w jesienny poranek krótko. Gdy wnieśli torby pełne książek i słowników do samochodu odetchnęła z ulgą. Był to jej największy skarb, a niepokój, że go utraci, zawsze towarzyszył jej w podróży. Nie była zmęczona. Mówiła szybko i nerwowo wypalając ciągle nowego, wreszcie bez ograniczeń, papierosa. Nie czuła nawet ciężaru lat – jej duży biust nie mieścił się w czerwonym dresie założonym dla wygody do spania w autobusie. Był rozpięty, a obcisłe spodnie dodawały jej pewności siebie. Jednak na drugie piętro weszła z trudem zasapawszy się i z wdzięcznością zjadła podane śniadanie.
Miała tak wiele na głowie. Francuz, z którym uciekła rok temu zostawiając męża i dwoje dzieci nie sprawdził się. Jej studia romanistyczne w Paryżu okazały się nieprzydatne. Lubieżność i egoizm Francuza niszczyły ją, mimo wykształconych w sobie mechanizmów obronnych: taktyka godzenia się i skwapliwej akceptacji wszystkich niedogodności życia powodowała, że dominował.
– On ma tu przyjechać. Za dwa tygodnie. Mam zorganizować pracę, mieszkanie, transport mebli – uzupełniła bardziej kierując słowa do siebie.
Siadła i zadzwoniła w sprawie pracy. Słowa wypowiadała gładko i z dużą wprawą prowadziła fachowe, konkretne rozmowy.
– Mają szczęście, że udało im się mnie zatrudnić – powiedziała triumfująco.
Coraz bardziej czuła się u siebie – zaraz pojedzie stąd do innego miasta – tam założą nową rodzinę, dzieci będą ją odwiedzać i wybaczą jej ich opuszczenie. Patrzyła na to mieszkanie, złożone z różnych przypadkowych przedmiotów gromadzonych z darowizn lub wręcz przyniesionych ze śmietnika i odnowionych. Wiedziała, że rodzina jej brata od lat trwa na swoim posterunku, prowadząc bardzo skromne, lecz skuteczne życie. Popatrzyła na pranie w łazience czekające na rozwieszenie i przygotowaną do gotowania zupę. Zapaliła papierosa. Znowu zadzwoniła. Wiedziała, że pewność siebie odchodzi. Żałowała już, że tu przyszła i pragnęła jak najszybciej opuścić ten dom.
Wsiadając do samochodu wyrzuciła niedopalonego papierosa. Torby z książkami były na miejscu. Otworzyła jedną z nich. Na książkach leżała karteczka z wypisany długopisem Je t’aime plus. Szybko zamknęła torbę, ale był to gest teatralny, może chciała pochwalić się przed bratem, bo przecież wiedziała, że wszystkie torby zawierają takie karteczki powtykane przez Francuza, a może chciała, jak francuskich perfum, zaczerpnąć innego powietrza.
To była Polska. I najbrzydszy region kraju. Koniec jesieni i najbardziej ponury okres. Jeszcze wczoraj w upale wsiadała do autobusu przyrzekając mu błyskawiczną informację. I widziała już jego naburmuszoną, obrażoną twarz człowieka wyższej cywilizacji zdumionego możliwością życia w Polsce. Łazienka bez kafelków? Dla niego było to nie do pomyślenia. Sam ma naprawić samochód? Iść piechotą?
I on wtedy oddzwonił. W słuchawce Francuz najordynarniejszymi słowami oskarżał ją, że korzystając z jego nieobecności go już pewnie zdradziła, a na pewno to robi teraz.
Nic się nie martw – odezwał się brat. Życie rozwiąże to samo. On jest po ciężkim zawale i nie wytrzyma życia w Polsce. Nie odpowiedziała nic. Zapaliła papierosa i pojechali.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii dziennik ciała. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *