Dziennik miejski (1)

17 stycznia 2012, środa. Wczoraj zobaczyliśmy w telewizji kolejny film Richarda Linklatera, tym razem scenariusz Erica Bogosa (laureata Pulitzera), ale tak samo świetny, jak autorskie filmy Linklatera. Oglądaliśmy u Marka na jego dużym ekranie, wcześniej upiekłam (karnawał) tort karmelowy z pudełka w proszku, trzymając się dokładnie przepisu na opakowaniu. W konsekwencji jedynie gotowe ciasto z proszku było tym gwoździem, z którego Cygan gotował zupę, bo wszystko trzeba było, wraz z jajkami i masłem, dodać.
Kanał telewizyjny emitujący Linklatera okazał się komercyjny, reklamy były tak długie, że jak zaczęliśmy oglądać przed jedenastą, to skończyliśmy o wpół do drugiej. Podczas reklam, skacząc po kanałach, udało mi się zobaczyć Grażynę Torbicką nagradzającą „Paszportami”. Nie widziałam jej chyba 10 lat i wydała mi się jeszcze młodsza od ostatniego z nią, wizualnego spotkania na ekranie telewizyjnym, a równocześnie jednak babciowata, i upodobniona do Krystyny Loski z lat siedemdziesiątych, kiedy martwo recytowała z ekranu program telewizyjny, a której babciowatość była wrodzona i niezależna od upływu czasu. Przy kolejnej reklamie w końcu nie wytrzymaliśmy i wyjęliśmy z lodówki tort karmelowy, który miał tam być aż trzy godziny od czasu jego włożenia (tak zastrzegano na opakowaniu), ale jak się okazało, tyle już minęło.
„Na przedmieściach” to film o artystach, którzy jeszcze artystami nie są, ale chcą nimi być. Przypominał jak ulał dzisiejsze fora literackie w Sieci, gdzie marazm prowincji może się dowolnie aktywizować, przeradzać w terror, zazdrość do tych, którym się udało gdzieś przebić, bądź w nałóg bywania. „Na przedmieściach” to zderzenie udanego z nieudanym, chociaż nigdy nie wiadomo, czy to udane jest naprawdę udane.
Bohater filmu – ten wygrany – jest w trasie, daje koncert w rodzinnym miasteczku, gdzie spotyka się z maturalnym kumplostwem i niczym św. Mikołaj przywozi wszystkim w podarku obietnicę, że coś im załatwi, by przy jego pomocy oderwali się od rodzicielskich domów i pofrunęli w Świat.
Zaraz mi to przypomniało moje studenckie wakacje w Przemyślu, na które pojechałam w trakcie studiów we Wrocławiu i natychmiast zostałam rozpoznana przez tubylców, jako nowe mięso erotyczne w miasteczku i złapana i przyłączona podczas przeglądania zagranicznych pism w KMPiK-u do grupy lokalnych artystów. Włóczyliśmy się wieczorami po gorących zaułkach lipcowego Przemyśla, wakacyjni bardowie chodzili uliczkami z gitarami przewodząc jakimś grupom wracającym z Bieszczad i śpiewali niezmiennie o Beacie, kładąc nacisk zawsze na słowo Beata i robiąc długą, znaczącą przerwę, tak długą, by można było z tą Beatą zrobić w myślach wszystko, co słuchacz pragnął zrobić. Potem, dla potwierdzenia przekazu, wers „a na imię miałaś właśnie Beata / Piękne imię musisz przyznać, miła ma” powtarzano, znowu zatrzymując się znacząco na Beacie. Za dnia włóczyliśmy się po plażach Sanu, pływaliśmy w nim, a ja wśród tych zakwitających chłopaków czułam się bardzo dobrze, bo ponad tymi wakacyjnymi umizgami była Sztuka. Rej wodził syn miejscowego fotografa, firmy renomowanej, istniejącej od przedwojnia, który też był na wakacjach między jakimś rokiem filmowych studiów w Łodzi i to on był taką, ja na filmie „Na przedmieściach” postacią wygraną, która już zdobyła Świat i teraz radzi i pomaga wszystkim starym kumplom, by się tam przedostali. Jako syn bogatej rodziny w mieście, posiadający tzw. sprzęt, zachował relacje ze swoimi szkolnymi kolegami jednak zupełnie inne, niż w filmie SubUrbia. Ci prości, przemyscy chłopcy, którzy nie posiadali nic, tylko marzenia, ufnie, z nabożeństwem, dawali się manipulować i byli zaczarowani swoim guru. Kiedy mi zaproponował sesję zdjęciową w Krasiczynie i nalegał na robienie mi aktów, był zaskoczony, że nie czuję się tą propozycją dowartościowana i że się nie zgadzam.
I tak oglądając amerykański film, zdałam sobie sprawę, że jest on uniwersalny, że mówi o relacjach międzyludzkich prawdziwie, a jednak w Polsce taka rzecz by nigdy nie zaistniała. Bardzo trudno budować literacką fabułę w kraju, który nie mieści się w żadnej rozpoznawalnej rzeczywistości. Podejrzewam, że też nasza Sieć jest skażona taką specyfiką, którą trudno zrozumieć poza granicami kraju, co jest o tyle abstrakcyjne, że wirtualna przestrzeń bez państw i granic nie powinna mieć zadanych regionalnych deformacji, a jednak ma.
W południe poszłam brnąc osiedlowym śniegiem do „Ośrodka dziennej opieki” z nadzieją, że będę przyprowadzać tu mamę, by mogła pograć z kimś w karty. Ośrodek mieści się obok przedszkola, którego plac zabaw pokryty grubą warstwą śniegu z wystającymi gębami koni karuzeli rozjaśniał ten dość ponury przybytek. Kilku mężczyzn w wieku zatartym chyba jeszcze bardziej niż u Grażyny Torbickiej krążyło po maleńkim korytarzu, jakby najadali się gorącym powietrzem, buzowało w nich, a oni chłonęli go na zapas, nim wyjdą na obchód śmietników i osiądą z butelką i zabranym stąd jedzeniem w studzience ciepłowniczej, której klapa dyskretnie odsunięta, widoczna jest z okien naszego bloku. Grzeczni i szarmanccy, wskazali mi kantorek, gdzie siedziała zapracowana kierowniczka wśród kalendarzy, notesików i stosów papierów. Niestety, nie jest możliwe epizodycznie uczestniczenie w świetlicowych zajęciach, obecność starców jest codziennie obowiązkowa, ale nie wiadomo też czy jest jeszcze jakieś wolne miejsce, bo mają już 40 podopiecznych, chyba, że ktoś umrze. Wie to tylko centrala.
Właśnie ukończyłam czytanie „Zamachu na rozum”. Al Gore na końcu książki po kilkusetstronicowym psioczeniu na rządy Busha przechodzi do niemal lirycznych wyznań miłosnych do Internetu, do tego współczesnego panaceum na całe zło, do wielkiej, człowieczej szansy uratowania obywatelskiej wolności, którą zniszczył George Bush i jego klika. I dalej: wielka nadzieja w blogach! To blogi mają być rewolucyjne, mają stać na straży wartości, mają bronić prawdy i obywatelskich swobód, to blogi mogą być poza cenzurą i mają cenzurze raz na zawsze zaprzeczyć.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2012, dziennik ciała i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *