Tadeusz Pióro „Abecadło” (2009)

„(…) Mazur, Krakowiak, Lambada pozwolą nam
zbliżyć się w ramach konwencji,
skutecznie i bez skrupułów: „out of control”
nie znaczy „wolni”, ale o to chodzi.”

[Malpica]

Końcówka jednego z 22 wierszy tego tomiku jest według mnie kwintesencją przesłania, jakie poeta chciał zawrzeć w pozostałych utworach: poezja to nie wolność, ale coś, co jest poza kontrolą.
Oczywiście, ta konkluzja powstała wyłącznie na użytek Tadeusza Pióro, jak i wszystko, co zawierają wiersze w „Abecadle”. Autor bowiem bawi się przednio, jak pijak, któremu zupełnie starcza wyłącznie obecność w tłumnej knajpie i który robi spektakularnie różne „psikusy”, a których nikt nie dostrzega i nikogo ani on, ani one nie interesują.
Świat zbudowany w tych wierszach jest pewnie i prawdziwy, bo zrobiony z istniejących elementów, jednak prawda ich, to prawda wyłącznie autora i jeśli poezję sprowadzić jedynie do funkcji terapeutycznej wobec piszącego, to ten postulat Pióro spełnił.
Czuje się w tych wierszach wyśmienite samopoczucie autora, a jego zabawa w chowanego z czytelnikiem sprawia mu wyraźną przyjemność, gdyż, jak w tej zabawie, wywiedzenie w pole jest wygraną. Pióro więc grę z czytelnikiem wygrywa za każdym razem zupełnie nie przeszkadzając sobie, że oprócz polskich kumpli z czasów chicagowskich nikt tej grze się nie przygląda i nie bierze w niej udziału.
Swoje podchody poeta rozpoczyna zawsze tytułem wiersza, czyli jednym słówkiem, a wyraz ten coś brzmieniowo przypomina, ale znaczy zupełnie coś innego i wiersz bardziej odnosi się do tego brzmienia, czy przejęzyczenia, jeśli takie by było. Ten fonetyczno-formalny zabieg zmuszający czytającego za każdym kolejnym wierszem do sprawdzania dziwacznych wyrazów w Wikipedii (a w tym czasie autor ryje ze śmiechu, że znowu czytelnika nabrał) byłby pewnie wartościowy, gdyby był śmieszny. Jednak, jak to z humorem bywa, im bardziej chcemy być śmieszni, tym bardziej płoszymy dowcip: bycie bawidamkiem nigdy nie udaje się z założenia, bo damy same decydują, kto je ma bawić. Podobnie jest w poezji. Ktoś, kto chce pisać czystym nonsensem, zawsze go zbruka swoją chęcią, a przede wszystkim pobożnym życzeniem. Tadeusz Pióro „Alfabet” zanieczyścił i zafajdał przede wszystkim lenistwem. Od znawcy T.S. Eliota i Ezry Pounda, których miał nie tylko szczęście zrozumieć w oryginale, ale na dodatek analizować, oczekiwałoby się przynajmniej pokory. I być może, o to chodzi, niemniej szkoda.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

12 odpowiedzi na Tadeusz Pióro „Abecadło” (2009)

  1. Wanda Niechciała pisze:

    dziękuję Ewo za podesłanie skopiowanych rozmów z Tadeuszem Pióro z Biura Literackiego. Tam Pióro tłumaczy w „rozmowach” tę specyficzną konwencję i te „rozmowy” są kluczem do tomiku „Abecadło”, po którym, jak czytam na Wikipedii, wydał wszystko, co do tej pory napisał, plus dwa nowe wiersze. Cieszę się, że analizujemy dzisiaj tylko „Abecadło” bo większa ilość poezji Tadeusza Pióro by nas znokautowała.

  2. Wanda Niechciała pisze:

    Tadeusz Pióro objaśnia, że jego poezja nie jest dla idiotów, że trzeba ją studiować i dochodzić samotniczo sensu i właśnie wbrew Twojej notce Ewo, jak prawdziwy despota, Pióro sugeruje, że to czytelnik nie dorasta, a nie twórca. Nie mam pojęcia, jakim sposobem poeta chce podnieść poziom czytelnika. Być może przy pomocy biczowania:

    „(…)Wnoszę o zawieszenie rautów i fajfokloków do
    chwili prawomocnego skazania winnych tego oczywistego sabotażu.
    Proszę o podniesienie rąk i zamknięcie ust. Jednocześnie informuję, że
    ze względu na sprzyjającą aurę, dzisiejsza chłosta międzyklubowa odbędzie
    się w ogrodach, i serdecznie zapraszam na derby stolicy, jak zwykle
    w samo południe. Zarazem apeluję do lewej strony sali o przestrzeganie
    zasad fair-play i używanie wyłącznie poświęconych biczyków.(…)”

    [Surprise]

  3. Ewa pisze:

    Tak, pod pretekstem, że idzie nowe. Jakie nowe? Przecież takie rzeczy Alfred Jarry pisał („Czyny i myśli doktora Faustrolla, patafizyka”) sto lat temu, ale jemu naprawdę o coś chodziło, tam Jarry walczy z absurdem biurokracji. Tadeusz Pióro deklaruje w tych wywiadach, że walczy z polskim romantyzmem i martyrologią. Gdzie w poezji dzisiejszej jest jakiś romantyzm, jakaś martyrologia? Wszystkie konwencje są równoprawne, zresztą nie da się wypierać czegoś, co zostało bardzo dobrze napisane czymś gorzej napisanym. Musi być jakościowa równowaga. To, że Tadeusz Pióro pił wino z Georgesem Perecem, to wcale nie znaczy, że nastąpiła tu jednomyślność. Książki Pereca są do bólu sensowne, nawet jak ilustrują bezsens. Np. to:

    „(…) finał naszej odysei, bo nic nie poprawia honoru
    jak myk pod kołderkę z „Przedwiośniem”
    lub koleżanką,(…)”

    [Homer]

    to jest jakieś, po odysejach i wojażach Tadeusza Pióro, zupełnie niezrozumienie specyfiki polskiej. Problemem Polski przecież nie jest Żeromski, czy żeromszczyzna, ale lenistwo. Lenistwo umysłowe i intelektualne i teraz walczenie z duchem romantyzmu, kiedy mamy bardzo słabej jakości postmodernizm i wszystkie post, jest jakimś mijaniem się z rzeczywistością. Tadeusz Pióro przebywa chyba zbyt dużo, sądząc po jego blogu, w restauracjach, a za mało w polskich bibliotekach.

  4. Hortensja Nowak pisze:

    Też myślę, że „Abecadło” z pieca spadło, a jak nie z pieca, to z Kosmosu. Bo ta aluzyjność w wierszach jest zbyt odległa, frywolna i nietrafiona. Przypomniała mi się, jak jesteśmy przy klimatach kulinarnych, hrabina Kotłubaj, gdzie w tym opowiadaniu właściwie nie wiadomo, czy zgromadzona na obiedzie arystokracja je mózg Bolka Kalafiora, czy tylko kalafior. Jednak po rozszyfrowaniu, co znaczą „anglicy”(to nie konie, które hrabina Kotłubaj ujeżdża, ale dzieci chore na angielską chorobę (rachitis) którymi społecznie opiekuje się hrabina Kotłubaj) : „Dawnymi czasy jeździłam konno, (…) teraz, kiedy już nie mogę, bo jestem stara, to jeżdżę sobie wesoło na moich małych, powykręcanych anglikach!” [Biesiada].
    Czytelnik wtedy nie ma wątpliwości, pomnąc na okrucieństwo hrabiny, że jedna spożywają i delektują się jednak wiejskim dzieckiem, Bolkiem Kalafiorem. Nie jest to nieprawdopodobne, bo przecież Niekrasow polował po lasach na dzieci tak samo, jak na zwierzynę łowną, tylko z tą różnicą, że nagie się wypuszcza ku uciesze spektaklu polowania dla sfer wyższych, co Dostojewski opisał w „Braciach Karamazow”.
    W sumie, to przecież pisarzom wszech czasów chodzi o to samo. Jeśli Tadeusz Pióro walczy z wytartymi konwencjami, to sam wpada w manierę postmodernistyczną zestawiając pojęcia brzmieniowo i absurdalnie, jak robili to surrealiści z maszyną do szycia, która już jest przecież przestarzała. Nie starzeje się tylko esencja, ale nie jest łatwo ją wydestylować.

  5. Wanda Niechciała pisze:

    No, tam Tadeusz Póro upomina się końcu o pospolitość , prostotę normalność:
    „(…)Bo czas pospolity ma
    zapaszek, a czas wzniosły widać gołym okiem.(…)”

    [Grand Balon]
    ale takim tonem, jakby był obrażony za to, że ktoś go wmanewrował w bycie poetą i pisanie poezji. Walczy tu sybaryta z artystą i wygrywa sybaryta i hedonista. Jest to wszystko, to systematyczne spłycanie, trochę firbankowe. I przez to nie ma mocy Hrabiny Kotłubaj.

  6. Ewa pisze:

    Jak ja, wegetarianka, czytam na blogu Tadeusza Pióro, że potrawy z jelenia i sarny są wyśmienite poprzez swój specyficznie leśny akcent smakowy, a małże się trochę ruszają, co jest bardzo dobrym sygnałem kulinarnym, to trochę mi to przypomina Hrabinę Kotłubaj. Ostatnio przeczytałam sobie najnowsze wydanie „Abecadła” Stefana Kisielewskiego, z komentarzami późniejszymi (czytałam tylko cieniutkie wydanie pierwsze „Abecadła” Kisiela) i Kisiel tam dowodzi, że nie ma co grymasić na złodziejstwo, korupcję i niesprawiedliwość biznesmenów, bo kapitalizm to dzieło Diabła i tak musi być, i powinniśmy tego diabelstwa pożądać, jeśli nie chcemy na pysk gospodarczo stoczyć się na ogon Europy. Takie to faustowskie, ale przecież nikt od artysty nie wymaga czystości, bo artysta to nie święty. Jednak jeśli artysta nie skonstruuje swojego świata według jakiegoś zamysłu, to wszystko się zwali. W „Abecadle” Tadeusza Pióro samowolka jest według mnie powszechna, natomiast jakieś typu „trafiony” w tej mentalnej odysei trafia się niezmiernie rzadko. Same nazwy wierszy są z założenia dezinformacją.

  7. Hortensja Nowak pisze:

    szukałam bezskutecznie wyjaśnienia słowa „Afalia”, a tak nazwał Tadeusz Pióro swój pierwszy wiersz „Abecadła” i znalazłam na Facebooku film dotyczący operowania niezwykle rzadkiego przypadku urodzenia się mężczyzny bez narządów płciowych i cewki moczowej, Film – bardzo dobrej zresztą jakości – ilustruje, jak za pomocą narzędzi chirurgicznych wyciągnąć tkankę penisa z odbytu. Nie mam pojęcia, czy o takie schorzenie w wierszu Tadeusza Pióro chodziło, film jest niesłychanie długi, nie dokończyłam go i nie wiem, dokąd prowadzi. W każdym razie, jako czytelniczka, wykonałam wszystko, co było w mojej mocy, by zrozumieć wiersz Tadeusza Pióro. Szkoda, że Tadeusz Pióro nie docenia dobrej woli swoich czytelników.

  8. Ewa pisze:

    To wszystko niestety prowadzi właśnie do tego, by pod pretekstem „rozwoju wyobraźni czytelnika” zepchnąć na niego jeszcze prace interpretacyjne. Poeta, jako demiurg, mag i osoba wszystkowiedząca, nie pokwapi się, by napisać, o co mu chodzi, bo to jest poniżej jego artystycznej godności. Margines interpretacyjny staje się tak szeroki, tak relatywny, że zostaje, jak niechciane dziecko, przez autora opuszczony. Zaniechanie przez poetę interpretacji własnych utworów – w sumie przecież wielkiego twórczego wysiłku, skazanie go na niepotrzebność – to wielki, nieprzezwyciężony grzech dzisiejszej poezji. Bo jeśli Juliusz Słowacki jest kompletnie niezrozumiały, to przynajmniej wiadomo, że chodziło mu o uczucia patriotyczne, mesjanizm, heroizm i wszystko, co Tadeusz Pióro zwalcza. Ale jak napisałam wcześniej, w to miejsce wstawiane NIC, to nie żadna propozycja.
    Jestem bardzo zmęczona tymi czwartkowymi analizami.
    Chyba dzisiejsi uznani poeci ze mną wygrali.

  9. mateusz pisze:

    Proszę nie poprzestawać. Przynajmniej jest niepowtarzalny dowód, że te książki przeczytały co najmniej trzy osoby. Bo z sieciowych recenzji to nie wynika.

  10. Ewa > mateusz pisze:

    Trochę nam szkoda czasu na dawanie dowodów czytania. Widzę na portalu Liternet, że Mirka Szychowiak od nowego roku ostro zabrała się za prozę. My też jeszcze chciałybyśmy coś zrobić dla siebie, a nasze dyskusje to jak groch o ścianę. A ja właśnie złożyłam podanie o emeryturę i wchodzę w najcudowniejszy okres swojego życia, kiedy nareszcie przy luzie finansowym mogę zredagować całą moją twórczość pisarską zamkniętą w zeszytach od pół wieku.

  11. Hortensja Nowak > Ewa pisze:

    Też uważam, że nie powinnyśmy zaprzestawać. Nigdy bym nie przeczytała tych tomików nieprzymuszona czwartkowymi dyskusjami. Dużo mi dają, zdaję sobie sprawę z wielu rzeczy i też sięgam po tych autorów, na których powołują się poeci, z którymi się kumplują i tworzą tzw. nieformalne grupy poetyckie.

  12. Ewa > Hortensja pisze:

    Nie wiem, Hortensjo. Przyglądam się tak portalowi Rynsztok, który miał upadać, nie upadł, namnożył jeszcze jakiś pochodnych martwych ciał, i tak zdycha wyjałowiony z twórczej energii. Nie chciałabym, by w Sieci agonia była tak widoczna, bo jak to z agonią, nic przyjemnego.
    To za tydzień może jeszcze „Pół” Marcina Sendeckiego i będziemy zwijać manatki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *