Nagroda Literacka Czterech Kolumn 2010: Maciej Melecki „Przester”

Tytuł tomiku pochodzi od czasownika „przesterowanie” i sugeruje, że rezygnacja z komunikacji międzyludzkiej w poezji jest możliwa. Natomiast nazwa Nagrody nawiązuje do piątej kolumny, czyli szkodliwej działalności poetyckiej Macieja Meleckiego i roli, jaką odgrywa w dzisiejszej liryce polskiej.
Przesterowanie, przekierowanie działań poetyckich z ich odwiecznych powinności w sztuce na dzisiejsze zaniechanie, czyli na niwelację jakiegokolwiek przekazu poetyckiego Melecki przeprowadził konsekwentnie na przestrzeni kilkudziesięciu bardzo długich wierszy. Dzięki pozornie żmudnym poszukiwaniom rzeczy nieistotnych i nieważnych pilnując, by absolutnie niczego nie powiedzieć, ten ciąg nikomu niepotrzebnych utworów poetyckich zabrzmiał wiarygodnie i z powagą.
Widocznie tomik adresowany jest do młodego pokolenia poetów nie pamiętających szkód wyrządzonych nowomową kulturze polskiej, a która obowiązywała w PRL, i nie kojarzy czyhających na nią niebezpieczeństw, ufnie powielając w swoich próbach poetyckich stylistykę Nagrodzonego. Poeta Melecki zastosował ten niezwykle prosty chwyt retoryczny (nowomowa) do komunikacji z czytelnikiem, stając się automatycznie jego mentorem i właścicielem jego straconego czasu. Czytając te wiersze ma się wrażenie, że skoro poświęciliśmy im tyle uwagi śledząc każdy wers, otrzymamy wreszcie jakąś nagrodę, chociażby w postaci wyjaśnienia, w jakim celu autor wyprowadza czytelnika na mentalne manowce i co ten czytelnik mu zawinił, że zasłużył na tak okrutną karę. Podwójna kara czeka czytelnika w moim wieku, której fundowano leksykalno-frazeologiczny bełkot całą komunistyczną szkołę i studia. Liryczna sieczka zapełniała wtedy szczelnie literackie periodyki, a o ich autorach już nikt dzisiaj nie pamięta. Wypełniacz, jaki zastosował dobrowolnie w swoim obszernym tomiku Maciej Melecki dzisiaj przez nikogo niezmuszany politycznie, zdumiewa. Są to zdania służące do zapełnienia 77 stron papieru zawierające jedynie pustkę znaczeniową, których nie powinno się czytać. Kiedy obywatel PRL-u wiedział już, że czytać mu tego nie wolno, że czytanie nowomowy to śmiertelne niebezpieczeństwo dla obywatela i zamach na jego nie do końca wyrugowaną duchowość, to wskrzeszona dzisiaj nowomowa dla potrzeb artystycznych niepokoi podwójnie. Najprawdopodobniej jest wynikiem przedostania się do krwiobiegu kultury osób wybitnie pozbawionych talentów artystycznych chcących to zakamuflować nowomową, którą szalenie łatwo się posługiwać i jak widać, też emitować i powielać.
Być może przyczyna jest inna, o której nie wiem.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

12 odpowiedzi na Nagroda Literacka Czterech Kolumn 2010: Maciej Melecki „Przester”

  1. Ewa pisze:

    Żeby się nie powtarzać, wklejam notkę i dyskusję o poprzednim tomiku wierszy Macieja Meleckiego „Zawsze wszędzie indziej” (2008), którą zainicjowałam trzy lata temu na blogu Marka Trojanowskiego. Widzę, że poeta Melecki następnym tomikiem dał dowód swojej konsekwencji i dyscypliny twórczej i to co wtedy napisałam, obowiązuje dzisiaj:

    Tu link:
    http://www.historiamoichniedoli.pl/?p=748

    a tu przeklejony stamtąd tekst:

    Maciej Melecki Zawsze wszędzie indziej. Likwidacja poezji na Śląsku. Pani Bieńczycka
    Czerwiec 28th, 2009 by Ewa

    Wszystko jest poezją: tak uważał za moich czasów Edward Stachura.
    Ale dla późnego wnuka poetyckiego zawsze wszędzie jest inne. Nowe czasy, nowe wymagania. Dlatego nikt, kto uważa, że wszystko jest poezją, nie uchowa się, ponieważ wszędzie jest inaczej.
    Inaczej, czyli lepiej.

    Maciej Malecki jest idealnym przykładem realizacji sloganu poezji nie ma nigdzie.
    Jako współscenarzysta filmu Wojaczek potrafił z całym zespołem filmowym, głównie reżyserem Lechem Majewskim i odtwórcą główniej roli, poetą Krzysztofem Siwczykiem udowodnić, że Rafał Wojaczek, był, ale nie był poetą.
    Melecki potwierdza tę tezę całą swoją twórczością.

    Zbiór wierszy obejmuje dekadę poezjowania, gdzie konsekwentnie nie ma poezji w ani jednym wierszu.
    Ten benedyktyński akt zapisania wszystkich strof między tym, czym mogła by być poezja, wprawia czytelnika w zdumienie i podziw dla kunsztu niepoezjowania poety Macieja Meleckiego.

    Dyscyplina i sztywne trzymanie się wyznaczonych sobie artystycznych ram dało dzieło niezwykłe.
    Ani jednej poetyckiej cząstki, ani ani.
    Podpatrując ten fenomenalny, spójny i konsekwentny twór, który dzięki temu nie ma ani początku, ani końca, ani fabuły, ani konstrukcji, nic, nic, spełnia marzenia o abstrakcyjnej potrzebie tworzenia i o wszechogarniającym braku ludzkiego przejawu w poezji. Zastanawia tylko powód tego fenomenu poetyckiej mistyfikacji. Mistyfikacji, ponieważ realizacja jest niemożliwa. Jeszcze nie jesteśmy cyborgami i jeszcze jesteśmy wciąż ludźmi.

    Bezradne wobec zjawiska niepoezjowania są wszelkie wcześniejsze odkrycia takich pisarzy jak Andersen, który w baśni o nagim królu zdemaskował pracę krawców dworskich.
    Melecki jest poetą dworskim i nie ma sobie nic do zarzucenia, ponieważ każdy jego wiersz utkany jest z solidnej materialnie ilości słów, jest namacalny, realny, wydany przez Wydawnictwo Portret i wydrukowany w istniejącej naprawdę drukarni , w Zakładzie Poligraficznym Algraf”, na ulicy Harcerskiej 19 w Biskupcu.

    W tych wierszach jest wszystko co trzeba i to nie są żadne symulakry ani symultanty, ani broń Boże jakiekolwiek wymysły Jeana Baudrillarda. Zdumiałby się Baudrillard, że jego wysiłki i poszukiwania nowych sposobów przedstawienia rzeczywistości w której przyszło nam żyć, zostają tak źle zrozumiane przez poetę śląskiego, który modnie wszystkie zagrożenia, które trzydzieści lat temu francuski poeta wyartykułował w swoich książkach i które jako rewelacje dopiero do nas teraz dotarły, w wierszach pokazuje. To już przeciez Stéphane Mallarmé w koncepcji poésie pure nie miał na myśli zaniku, tylko oczyszczenie obrazu poetyckiego.
    Kluczem dla całego niepoetyckiego przedsięwzięcia jest tekst Krzysztofa Siwczyka umieszczony na końcu tomu. Napisany akademickim językiem próbuje tę poezję umieści w kategoriach wiedzy dla wtajemniczonych, jaśniejszych i ją tym uwznioślić:

    (…)Problem obiektywnego wyinterpretowania, z nad wyraz niepochwytnej materii wierszy Meleckiego, jakichś ontologicznych, a tym bardziej aksjologicznych rozstrzygnięć być może nie stanowi faktycznego problemu dla czytelnika dysponującego sprawną aparaturą filologicznych i filozoficznych rozpoznań, gwarantowanych chociażby przez autorytet uniwersytetu. Natomiast trudności, jakie napotyka czytelnik, dla którego ta twórczość okazała się przygodą ściśle egzystencjalną, siłą rzeczy zmuszają do poruszania się w skróconym dystansie i narażają go raz po raz na kolejne ciosy (ontologiczne i aksjologiczne) wyprowadzane przez Macieja Meleckiego – jednego z bardziej zatwardziałych i konsekwentnych polskich poetów negatywnych”.(…)

    Nie mam pojęcia co oznacza termin poeta negatywny, ale skoro Siwczyk powołuje się na tak wielkie uniwersyteckie autorytety, to znaczy, że coś podobnego w określaniu niepoezji musiało powstać na Uniwersytecie Śląskim.
    Dalej oczywiście wymienia się jak leci: Emila Ciorana który za głowę by sie złapał, gdyby coś podobnego miał firmować. Konkretny, precyzyjny, zakochany w Dostojewskim Cioran.

    Siwczyk pisze:

    (…)U zarania tej twórczości prześwituje nie tyle fascynacja, ile po prostu zdrowy rozsądek, który każe przyjmować tezy, na przykład Emila Ciorana, jako wiedzę niemal scjentystyczną.(…)

    Ale równocześnie pisze, że przyszły nowe czasy, że trzeba się pożegnać ze starym:

    (…)Mniej więcej od Zimnych ogrodników w twórczości Meleckiego został zainaugurowany, nieprzerwanie trwający do
    dzisiaj, karnawał ontologicznej i aksjologicznej dowolności, nie mającej nic wspólnego z parametrami i intelektualnymi projektami, które dekretują takie nazwiska, jak na przykład Dostojewski i Nietzsche.(…)

    Z drugiej strony się nie dziwię poecie Siwczykowi, ponieważ o tych wierszach nie da się pisać, skoro wierszami nie są, kluczenie intelektualne sprawdza się do takich tez:

    (…)Lekturowa pragmatyka, w próbie odczytania nowego” wiersza Meleckiego, podpowiadała szereg kontekstualnych rozwiązań: na przykład Blanchot, Derrida, Sosnowski.(…)

    Na końcu pada jeszcze nazwisko Rafała Wojaczka, który podobno z tej nie poezji czyni rzecz egzystencjalną.

    Wracając do gęstych tekstów Meleckiego opowiadających uporczywie i nieustająco o niespełnieniach, o ciągłych mijaniach się, niedopowiedzeniach i nieopisaniach irytująco i nieznośnie sprowadza cały poetycki eksperyment do czytelniczego niesprostania.
    Mogłoby być to wszystko odpowiednikiem konceptualnej pracy z dziedziny plastyki, martwotą ustawionej w jednym punkcie kamery video i puszczonej na monitorze przypadkowej sceny fragmentu rzeczywistości.
    Ale tym też nie jest. Nie jest ani rejestracją filmową, gdzie Andy Warhol w ubiegłym wieku stawiał przed aktorem kamerę i ona rejestrowała mimowolne zmiany twarzy, ani zapisem liczbowym Romana Opałki, mimo wszystko rejestracją zmian.
    Twórczość Meleckiego jest jednak czymś nieludzkim i w innej kategorii i zjawiskiem o wiele groźniejszym niż zła sztuka awangardowa. Ponieważ zła sztuka wizualna jest mimo wszystko doświadczeniem i poszukiwaniem. Zawsze jest na etapie eksperymentu i przemijalności, a ekspozycja jej jest chwilowa.
    Z literaturą jest inaczej. Krąży w postaci namacalnych artefaktów po bibliotekach długo infekując najmłodsze pokolenia sztuką nieludzką martwą i ze wszech miar szkodliwą.

    Jest w tym tomiku, który dla spokoju sumienia na drugi dzień czytałam powtórnie popiół i metaliczny posmak ziejącego zimna nowych czasów w których przestrzeń międzyludzka przejdzie jedynie, jak ta poezja, w nieistnienie.
    Czy przejdzie, będzie zależało tylko od nas.

    Kategoria: z kopa w jaja | (6) Komentarze »
    Komentarze 6
    marek trojanowski:
    Czerwiec 28th, 2009 o 18:37

    Ja się dziwię, dlaczego Siwczyk superspec od enteryzacji rezygnuje ze swojegoo kanonu pisarskiego. Dlaczego swojego miniwypracowania na zaliczenie z semestru nie pisze tak, jak to zwykle on pisze:

    U zarania tej twórczości prześwituj
    e nie tyle fascynacja, ile po prostu
    zdrowy rozsądek, który każe
    przyjmować tezy, na przykład Emila
    Ciorana, jako wiedzę niemal scjentystyczną.

    I dalej:

    Mniej więcej od
    Zimnych ogrodników
    w twórczości Meleckiego
    został zainaugurowany,
    nieprzerwanie trwający do
    dzisiaj, karnawał ontologicznej
    i aksjologicznej dowolności,
    nie mającej nic wspólnego z
    parametrami i intelektualnymi
    \ projektami, które dekretują
    takie nazwiska, jak na przykład
    Dostojewski i Nietzsche

    I co otrzymujemy? Kolejne dwa teksty na tomiczek. Siwczyk naczytał się głupot i te głupoty wciska gdzie popadnie. To jest tak zwany syndrom studentów drugiego roku studenci naczytają się, obkują na egzaminy i później są święcie przekonani, że bułka nie jest bułką, ale pewnym uporządkowanym strumieniem ze świata wrażeń. Każdy mówi o Kancie, Heglu, Heideggerze każdy się zna, każdy jest specjalistą. A im więcej wódki, im lepsze panienki na imprezie tym większy stopień znawstwa, tym bardziej tajemny poziom wcielenia.

    Ale wystarczy zadac jedno pytanie:

    Co to jest: karnawał ontologicznej i aksjologicznej dowolności i zakład: stawiam wszystko, że Siwczyk zacznie się dukać, jąkać jak student druegiego roku na egzaminie rocznym. Na koniec zamiast odpowiedzi otrzymamy wyjasnienie typu: Panie doktorze, bo mi ciocia umarła i mamusia tez nie ma się dobrze. proszę. Dostateczny wystarczy. Proszę panie doktorze.

    Siwczyk powinien specjalizowac się w enterach. Powinien ćwiczyć kciuk / mały paluszek (w zależnosci od przyzwyczajen piśmienniczych). Za kilka lat stanie się specem, ekspertem od enterów i napisze essej, o tym jak Adorno z Horkheimerem skonstruowali zarys teoretyczny przerywanego podziału pracy, który wyprowadzili z makrsowskiej alienacji pracy a następnie dzięki krytyce popperowskiego falsyfikacjonizmu, odkryli nieeuklidesową zasadę proprzedzającą chronologicznie koncepcje przestrzeni Riemanna zdefiniowaną w języku szkoły neokantystów marburskich, którzy nawrócili się na hedeggerianizm tybiński.
    Ewa Bieńczycka:
    Czerwiec 28th, 2009 o 20:54

    Ja uważam, że poeta Krzysztof Siwczyk i tak wybrną jakoś z sytuacji niemożliwej, czyli napisania o poezji Macieja Meleckiego.
    Właściwie zrobił to samo, co Melecki w poezji i ten tekst Siwczyka tam w tym tomiku pasuje.
    U mnie na studiach, a byłam, jak konceptualizm we Wrocławiu wchodził w fazę barokową (czyli wraz ze zwiększeniem obwodu dolnych partii nogawek spodni dzwonów do metra tak, że bardzo modni chłopcy powłóczyli nimi jak dwoma spódnicami) artefaktów w postaci kartek pisanych na maszynie, dochodziło do niesłychanej ilości. Dzięki temu można było dostać zaliczenie na zasadzie jedynie ich posiadania, ponieważ nikt tego nie czytał. Było to fizycznie niemożliwe. Konstruowano te teksty zazwyczaj z jakiś naukowych domniemań.
    I tak też u Siwczyka pojawia się np. Blanchot, którego niedawno dopiero KP wydała i Melecki przecież nie mógł swoich wierszy pod jego wpływem pisać, skoro one są z 1995 roku. A to, co Lnś wydrukowała o Tomaszu Mrocznym to to absolutnie nie ma nic wspólnego z charakterem tej poezji. Melecki chce coś takiego zrobić jak Zeszłego roku w Marienbadzie, jak pisarstwo Alaina Robbe-Grilleta. Ale u niego nie ma magii, a magia jest w osobowości.
    To, że Melecki nie ma osobowości, widoczne już było w filmie Wojaczek. Tam zupełnie nie wyczuł, kim był Wojaczek i na dodatek wprowadził w to miejsce swój brak osobowości.
    Przeczytałam ten opasły tom wywiadów z ludźmi, którzy znali Wojaczka Beresia i tam jak jeden mąż wszyscy ten film skrytykowali. Nie za wartości artystyczne, ale za nielojalność wobec Wojaczka.
    Scenariusz autorstwa Macieja Meleckiego polegał na dowolności i kompletnej samowolce. Niepojęte dlaczego, bo o Wojaczku jest tak dużo materiału, odszedł tak stosunkowo niedawno, że wstawianie w jego osobowość swój brak osobowości jest właśnie takim zabiegiem poetyckim.

    To bardzo niebezpieczny poeta, Maciej Malecki. Przecież on nie ubogaca, ale wymazuje. Doprowadza do znikania wartości i w to miejsce wstawia pakuły. To bardzo niebezpieczne zjawisko.
    Podam zaraz jakiś wiersz dla przykładu.
    Ewa Bieńczycka:
    Czerwiec 28th, 2009 o 21:28

    (…)Wyszła nagle z pomocną dłonią i zaczęła prowadzić
    Małe Porsche tak płynnie, że druga dłoń mogła zająć się
    Guzikami przy jego rozporku, odbierając komizm
    Tej nocnej przejażdżki na rzecz kwesty przed cmentarzem.
    Pojawił się nagle mały kłopot z imieniem, którym
    Mógłbym cię nazwać, no bo jak można ci nadać
    Tylko jedno imię, skoro każdego dnia mogłabyś
    Nazywać się inaczej(…)
    [Nawiązania]
    To taka przykładowa próbka wszystkiego na nie i czasu ciągle niedokonanego. Nie to, że czytelnik ma niedosyt, że bohaterom wierszy nic nie wychodzi, nic się nie udaje. Poeta celowo doprowadza do sytuacji, że ich neutralizuje, ich pozbawia jakiegokolwiek zainteresowania, czytelnik jest tak znużony, że oni stają się nieistotni.
    Tu nie jest jednak świat wykreowany, jak w Matriksie. Tu się tylko zamienia schematycznie świat, który dobrze znany, realny i swojski na nieswojski i obcy. A tak wcale nie jest. Taka transformacja wcale tak zwyczajnie nie zachodzi, ponieważ jeszcze nie zaszła, to są przecież dopiero przyszłościowe spekulacje i prognozy, Szczególnie na Śląsku mało jest ponowoczesności, a niejednokrotnie przed.
    Marek Trojanowski:
    Czerwiec 29th, 2009 o 7:40

    ewo, teraz środowisko już na pewno tobie nie wybaczy. pisząc: „na śląsku mało jest ponowczesności” – unieważniasz tradycje literacką ostatnich 20 lat, która się wykluwała z węgla. unieważniasz intelektualną płodność biedaszybów. odbierasz prawo do wyjątkowości tym umorusanym dzieciakom, którym na dźwięk słowa: „nagroda literacka / slam / slamiczek / slamuś / grazyna torbicka /” oczy świeciły się jak węgliki.

    odbierasz śląskiej mitologii jej najwazniejsze mity. zmieniasz mit w bajkę. a takiej przemiany nie wybacza się nigdy i nikomu.

    innymi słowy: ewo, teraz to już na pewno cibie nie polubią literaci. a kto wie, może nasikają tobie na wycieraczkę. musisz być czujna jak harcerz na swojej pierwszej w życiu warcie przed namiotem zastępowego.
    Marek Trojanowski:
    Czerwiec 29th, 2009 o 7:48

    ps.

    ewo, może ty wiesz co to jest „karnawał ontologiczny”?
    mój uczony kolega z Rosji napisał mi wczoraj w majlu (on czyta regularnie historiemoichniedoli – jest jednym z 380 osób), że Siwczyk sie prawdopodobnie pomylił, a redaktor, który puścił taką pomyłkę „przestraszył się kompentencyjnie” (eh, ci Rosjanie!). Wasilij – bo tak ma mój kolega na imię – uważa, że Siwczykowi chodziło nie o „karnawał ontologiczny” a „krawat laryngologiczny”.
    Wasilij uprzedzając moje pytanie o znaczenie „krawatu” odpisał: „Krawat laryngologiczny to kategoria żargonu medycznego. Krawatem laryngologicznym lekarze okreslonej specjalizacji nazywaja schorzenie dolnego odcinka gardła – podłuzną cystę, która powstaje u mężczyzn o orientacji homoseksualnej”

    Nie sądzę jednak, by wyjasnienie Wasilija wyczerpuje pytanie o sens: „karnawału ontologicznego” Siwczyka
    Ewa Bieńczycka:
    Czerwiec 29th, 2009 o 9:54

    To mnie się pytasz? Nie mam pojęcia, ledwo sobie daję radę z wyrazem ontologia, a karnawał na Śląsku to już marzenie ściętej głowy. Tu są jakieś juwenalia na Uniwersytecie Śląskim i studenci wszyscy przebierają się za księży i zakonnice. Ślązacy to bardzo smutny naród.
    Typową zabawą w dalszym ciągu dzisiejszego Ślązaka to zjedzenie krupnioka i wypicie piwa pod kościółkiem pw. Józefa Robotnika w Skansenie Śląskim w Parku Kultury wypoczynku w Chorzowie, najważniejszym przykładem architektury socrealistycznej na Górnym Śląsku i chyba na świecie.
    Czytam teraz najnowszą książkę Krzysztofa Vargi i on to samo zauważa u Węgrów. To kurczowe trzymanie się tradycji. Tylko, że Węgrzy z tej rozpaczy i zgryzoty zniewolenia chcą ciągle popełniać samobójstwo, a tu wszyscy są zachwyceni.

    A jeśli chodzi o cenny mocz na mojej wycieraczce, to Ty chyba nie wiesz, co to jest rytuał oddawania moczu w życiu artystycznym. To ty filmów polskich nie oglądasz? Nie wiesz, że sikanie mężczyzn to sceny kluczowe, priorytetowe sceny w każdej produkcji artystycznej? To ty filmu Wojaczek nie widziałeś? Mocz dla jakieś Bieńczyckiej!
    Ty zupełnie nie zdajesz sobie sprawy, kim jest artysta dworski na Śląsku! Jak mijam ich na ulicy, to zupełnie na nikogo nie patrzą. Non stop pogrążeni są w kombinowaniu, jak się do tej ponowoczesności przedostać, nie będąc jeszcze w żadnej.

  2. Hortensja Nowak pisze:

    Może Ewo tu chodzi o remiks? Też zmęczył mnie ten tomik bardzo, a szczególnie, że jak piszesz, jest na początku jakaś obietnica rozwinięcia, a do końca konsekwentne NIC. Jeśli to nie jest eksperyment artystyczny, tylko maniera, to jest bez wartości. Zastanawia nagradzanie takich manierycznych eksperymentów, gdzie autor sam siebie powiela. Widocznie wrocławskie jury też nie zdołało przebrnąć przez wcześniejszy tomik Macieja Meleckiego i potraktowała „ Przester” jako nowość formalną.

  3. Hortensja Nowak pisze:

    Piszę o remiksie, bo na hasło „mowomowa” w Wikipedii wyskakuje tabelka, gdzie eksperymentalnie literacka opozycja ułożyła ze słów stosowanych w mowie partyjnej przesuwane słowa, które w różnych konfiguracjach za każdym razem mówiły Nic. A dzięki temu, że Leszek Onak jest moim znajomym na Facebooku, dowiedziałam się, że Rozdzielczość Chleba, nowe sieciowe wydawnictwo wydało książkę „Remiks. Teorie i praktyki”, którą natychmiast przeczytałam. To jest kompilacja akademicka wielu zachodnich tekstów o remiksie, ale dzięki temu, że akademicka, po każdym artykule podane są materiały, skąd zaczerpnięto te kompilacje. Poszukałam tych książek i czytam:
    „Remiks : aby sztuka i biznes rozkwitały w hybrydowej gospodarce” / Lawrence Lessig”
    „Wolna kultura / Lawrence Lessig
    „Obrazy mimo wszystko” / Georges Didi-Huberman
    I czytam. I nigdzie nie jest napisane, że wszystko, co się w cyberprzestrzeni ułoży, to jest sztuka. Przepraszam, za przydługie komentarze, ale chciałam powiedzieć, że nawet, jeśli Maciej Melecki jest twórcą awangardowym, proroczym, wyprzedzającym sposób pojmowania poezji pokoleń, które nadejdą, to nie znaczy, że jest dobry.

  4. Ewa pisze:

    Całe szczęście Hortensjo, że to wszystko czytasz, bo będziemy tu omawiać awangardę i potrzebne będą nowe narzędzia. Ja mam tak duże zalęgłości, że muszę się oddać czasom minionym, a wychodzą teraz książki bardzo ważne, np. „Międzynarodowy komunista: Jerzy Borejsza – biografia polityczna” Eryka Krasuckiego. A bez tego nie zrozumiem mechanizmów rządzących polskimi portalami sieciowymi dotyczącymi literatury polskiej. Bo wiadomo, czym skorupka za młodu nasiąknie… A nic w literaturze polskiej nie zostało przezwyciężone. Dowodem jest właśnie ta nagroda dla Macieja Meleckiego, który poetą nie jest, nie był i nie będzie. Przecież jako szef Instytutu Mikołowskiego bardzo dobrze realizowałby się jako animator kulturalny, po co mu jeszcze być fałszywym artystą? To jest typowo polska specyfika. W świecie ceni się ludzi, którzy wyszukują talenty, wspierają i ratują artystów zagubionych, nieumiejących się przedostać do oficjalnego obiegu i to oni zapisują się złotymi literami w historii świata. A tu masz- sami odkrywają siebie.

  5. Hortensja Nowak pisze:

    Proponuję Ewo mięć taki stosunek do tego jak Achmatowa, którą pozyskałam od innego znajomego na Facebooku, tłumacza poezji z języka rosyjskiego, Zbigniewa Dmitrocy:

    „Popiołem dla mnie jest innych uznanie,
    Pochwałą — nawet twoje urąganie.
    Wiosna 1931”
    [Anna Achmatowa]

  6. Wanda Niechciała pisze:

    chyba wiersz „Przester” (chociaż wiersze są do siebie podobne, jednak to, że się zaczynają i kończą jest mimo wszystko czytelniczą ulgą i można je analizować na chybił trafił) rozwiązuje zagadkę meleckiego bytu:
    „(…) Ale nie mam w sobie podzielnej uwagi, żeby rezygnując
    Z czasu wielkiej nudy, móc przenieść się o piętro niżej,
    Gdzie bywa tłoczno i głośno, jak na głowie cesarzowej, po
    Wizycie w kraju wierzb. Zaczynam tedy kalkulować od zera.(…)”

    [Przester]
    Bohater tego wiersza jest plonem ziemi jałowej i wydrążonym człowiekiem. Zgoda, wszystko jest poezją, ale czy poeta-demiurg może nie posiadać atrybutów twórcy, tworząc? Tak kalkulując, to poetami byliby wszyscy jadący w zatłoczonym autobusie, którzy przetrawiają milcząco swoje nieudane życie w trakcie jazdy. Weryfikacja ich poezji byłaby tylko pozorna.

  7. Ewa pisze:

    Czytam w Tygodniku Powszechnym, że jury pod przewodnictwem Bogusława Kierca przyznało Nagrodę Literacką Czterech Kolumn „Przesterowi”. O Bogusławie Kiercu dużo jest w książce „Wojaczek wielokrotny : wspomnienia, relacje, świadectwa” zredagowanej przez Stanisława Beresia i Katarzynę Batorowicz.
    Pisałam o tej książce tutaj na blogu. Kierc, mimo, że wielokrotnie nocował pijanego Wojaczka i wiele mu pomógł, nie był przez Wojaczka ceniony jako poeta, był tylko jednym z tych, których Wojaczek nie pobił i nie przecisnął przez szklane okna wrocławskich witryn. Piszę o Kiercu tutaj po to, bo jak na ironię (poetę zły los prześladuje i po śmierci), ci wszyscy wojaczkologowie, którzy uczepili się biednego Wojaczka są bardzo złymi poetami. Do nich obok Bogusława Kierca należy też Maciej Melecki. Reprezentują wszystko, co Rafał Wojaczek w poezji zwalczał. I tak się wzajemnie wspierają tymi nagrodami. A do tego dołącza jeszcze nudziarski Tygodnik Powszechny, który temu wszystkiemu wtóruje pedantycznymi recenzjami, pisanymi jak górnicza szychta.
    Dlatego Wando tak to wygląda.

  8. Hortensja Nowak pisze:

    Wygląda, że mysz się nie przeciśnie, a poeci dzisiejsi to monolit. Wczoraj oglądałam w telewizji film „Inwazja” (Invasion 2007) i po przeczytaniu tutaj na blogu Twojego tekstu Ewo cały czas miałam wrażenie, że ci wszyscy poeci są zainfekowani jakąś chorobą z obcej galaktyki i dybią tylko na tych, którzy jeszcze nie są. Widocznie Rafał Wojaczek wolał umrzeć, niż dać się zdybać.

  9. Ewa pisze:

    A, to film według Jacka Finney’a “The Body Snatchers”. Tam był model huksleyowski, a ja myślę, że mamy do czynienia jednak z orwellowskim. A ukąszenie dotyczy Hegla, a nie obcych galaktyk. Ale fakt, jest cały czas uczucie kradzieży, nie tylko ciała, ale duszy. No a przede wszystkim czasu i pieniędzy. Nie, że czs to pieniądz, tylko nagrody to pieniądz. Niejeden wstępujący poeta bez etatu za nagrodę mógłby utrzymać sie przez jakiś czas.

  10. Wanda Niechciała pisze:

    Czytam te wersy i wyobrażam sobie te sytuacje, które one ilustrują:
    “(…) Staliśmy się widomi,
    Jak świecące próchno rozwidlającej drogi.(…)”

    [Całość i skończoność]
    Tam jest mnóstwo antynomii, paradoksów, niemożliwych połączeń znaczeniowych, ale w sumie, przedstawiony świat to świat na przeciągu, z którego wszystko wymiótł hulający wiatr. Panuje czas przeszły niedokonany. Pesymizm tych wierszy jest permanentną abstrakcją, właściwie tylko ta abstrakcja chroni autora odo zamknięcia go psychiatryku, by zaraz nie popełnił samobójstwa. Abstrakcja jest właśnie to niedokonanie, bo trzeba mimo wszystko wykonać jakiś ruch, by się zabić. Skąd jednak autor na ostatnich nogach psychicznych bierze siły by pisać tak dużo, tak obficie?

  11. Wanda Niechciała pisze:

    w sumie, to sztuka tak pisać, by nie napisać, a napisać. Piszecie, że to się robi samo. Być może, ale jednak pisać i wydać i dostać nagrodę, to jest jakiś wyczyn.
    Znalazłam słowo „orgazm”. Jakaś niekonsekwencja, bo to spełnienie:

    „(…)Ale jeśli ciebie
    Nie ma, to skąd wyłaniasz się jeszcze, w tych
    Nikłych skrzypnięciach dochodzących zza siódmej
    Góry orgazmu, skąd masz na to kolejne alibi, bo
    Widzę to w kawałkach, tylko w takich przerwach,
    Które od razu wyznaczają dalszy zator.

    [Zawsze wszędzie indziej]

  12. Ewa pisze:

    No właśnie, fałsz takiej poezji polega na udaniu dyskomfortu podmiotu lirycznego, podczas, gdy autor projektując podmiot liryczny ma się świetnie. Jeśli tam jest zawarta jakaś tęsknota za utratą, to przecież taki lament nic nie da, nikt przecież nie wytrzyma koegzystencji z taką osobowością, jaką jest podmiot liryczny, ponieważ wysysa on wszelką energię z każdego kogo spotka. Ja myślę, ze ten orgazm jest dowodem na udany onanizm. Pojęty szerzej, w sensie właśnie twórczości. Ta poezja jest wsobna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *