Trzecia książka Agnieszki Mirahiny nie różni się wiele od dwóch poprzednich, autorka jedynie łagodzi w niej akcenty bulwersujące (zauroczenie totalitaryzmem i przemocą) na rzecz fascynacji lękiem, rozkładem i degradacją. Trudno zaprzeczyć energii tym wierszom, pisanym zawsze z pozycji Zła, ze świata, na którym już nic dobrego nie pozostało, a jak pozostało, to wkrótce nie pozostanie. Nie jest to nawet nihilizm, jedynie taki ogląd, w którym nie bardzo wiadomo, czy bohaterka wierszy nie czułaby się lepiej, gdyby ten świat się jednak polepszył. Problemy twórcze i ewentualne wahania etyczne autorka ujawnia na samym wstępie w wierszu Breslau (pewnie słowo „Wrocław” patriotycznie chce oszczędzić), gdzie podmiot liryczny zupełnie wyjałowiony ze stanu lirycznego prosi by” byle/demon we włosach roił się jak wesz i coś na ząb wszystko” i pisze, bo pisać musi.
Nie wiadomo do końca, dlaczego podmiot liryczny pisze, dlaczego pisać musi, nie dowiemy się o tym na przestrzeni tych 32 wierszy, gdyż autorka w grze z czytelnikiem, nie przestrzega żadnych reguł.
Mirahina robiąc oko do historii (odeskie schody), religii (stacje benzynowe), sztuki (Hopper, Niżyński) zawłaszcza nowocześnie i beztrosko symbole na rzecz jednolitego, katastroficznego przesłania. Robi to nieczysto, ponieważ pozorne zimno tych wierszy oddaje część swojej istoty sentymentalizmowi, który pod pretekstem szorstkości, przemyca jednak pewne przesłanie tęsknoty za minionym. Tak się dzieje w wierszu „Odbijając odbicie”, gdzie groza wiersza zawarta jest w przerażeniu bohaterki, która odczuwa rozpad systemu, jako coś nieodwracalnie złego. „Comprachicos” to wiersz o deformacji, ale tak, jakby istoty poddane tej deformacji były z tego mimo wszystko zadowolone. Protest poezji Mirahiny zawarty jest zupełnie w innych rejonach, niż zwykliśmy my, kształtowani na ubiegłowiecznych potępieniach zbrodni przeciwko człowieczeństwu, uznawać. Wiersz „na biegunach” wręcz zawiera jawną groźbę urzeczywistniania nadchodzącej samowolki „teraz kiedy wiatr ustawia mnie w kadrze wolną jak amerykanka”.
Agnieszka Mirahina kreuje się na oskarżycielkę dzisiejszych wojen i niesprawiedliwości politycznej, co zawarła w wierszu „Jednoręki bandyta”, jednak równocześnie fascynują ją wszelkie szwarccharaktery, jakie ziemia zrodziła od zarania dziejów: „(…) to chyba nieszczęście gdy przestają grać świerszcze/mogłabym słuchać tylko bębnów”(…) napisze w wierszu „Wilk pantomima”, czy w wierszu „Wilk pacynka”, gdzie poetka stwarzając bohatera negatywnego, który chce „(…)żeby odwróciły się ode mnie znaczenia i zaszło słońce(…)”alegorycznie opowiada się za mrokiem i sprzeniewierzeniem.
„Pieszy rajdowy” to sytuacja paniczna, to stan zaszczucia, polowania i ucieczki niemożliwej, zapętlenia i zamknięcia się, jak w karuzeli chomika w mieście, gdzie dla zabawy i uciechy poluje się na ludzi, by ich zabić.
Stan zagrożenia, zbliżającej się lada moment wojny paraliżującej życie publiczne jest zobrazowany w wierszu „Powstanie i stanie”.
Trudno wyczuć na podstawie tych wierszy, czy nadwrażliwość autorki każe kasandrycznie bać się świata i nadciągających niechybnie katastrof, czy jest to jedynie kreacja artystyczna i poza bohatera neo-noir.
Bo Agnieszka Mirahina to pokolenie poetów wschodzących i jak napisała w wierszu „Comprachicos”:
„(…) to potwór nie człowiek
a współczesna technika pozwala na więcej –(…)”
O Ewie
Ewa Bienczyckalistopad 2024 P W Ś C P S N 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 -
Ostatnie wpisy
Najnowsze komentarze
- czytelnik - Osip Mandelsztam “Aleksander Giercowicz” tłumaczyła z rosyjskiego Ewa Bieńczycka
- EWA BIEŃCZYCKA - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Filip Łobodziński - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Robert Mrówczyński - Dziennik katowicki (1)
- Ewa - 2022
Kategorie
Archiwa
- lipiec 2024
- luty 2023
- styczeń 2023
- sierpień 2022
- maj 2022
- kwiecień 2022
- marzec 2022
- styczeń 2022
- listopad 2021
- czerwiec 2021
- maj 2021
- kwiecień 2021
- marzec 2021
- luty 2021
- styczeń 2021
- grudzień 2020
- listopad 2020
- marzec 2020
- luty 2020
- styczeń 2020
- grudzień 2019
- listopad 2019
- październik 2019
- czerwiec 2019
- marzec 2019
- styczeń 2019
- grudzień 2018
- listopad 2018
- październik 2018
- wrzesień 2018
- lipiec 2018
- maj 2018
- kwiecień 2018
- marzec 2018
- luty 2018
- styczeń 2018
- grudzień 2017
- listopad 2017
- październik 2017
- wrzesień 2017
- sierpień 2017
- maj 2017
- kwiecień 2017
- marzec 2017
- luty 2017
- styczeń 2017
- grudzień 2016
- listopad 2016
- październik 2016
- wrzesień 2016
- sierpień 2016
- lipiec 2016
- czerwiec 2016
- maj 2016
- kwiecień 2016
- marzec 2016
- luty 2016
- styczeń 2016
- grudzień 2015
- listopad 2015
- październik 2015
- wrzesień 2015
- sierpień 2015
- lipiec 2015
- maj 2015
- kwiecień 2015
- marzec 2015
- luty 2015
- styczeń 2015
- grudzień 2014
- listopad 2014
- październik 2014
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
- styczeń 2012
- grudzień 2011
- listopad 2011
- październik 2011
- wrzesień 2011
- sierpień 2011
- lipiec 2011
- czerwiec 2011
- maj 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- marzec 2010
- luty 2010
- styczeń 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- maj 2009
- kwiecień 2009
- marzec 2009
- luty 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
- kwiecień 2008
- marzec 2008
- luty 2008
- styczeń 2008
- grudzień 2007
- listopad 2007
- październik 2007
- wrzesień 2007
- maj 2007
- kwiecień 2007
- marzec 2007
- luty 2007
- styczeń 2007
- grudzień 2006
- listopad 2006
- październik 2006
- wrzesień 2006
- sierpień 2006
- lipiec 2006
- czerwiec 2006
- maj 2006
- kwiecień 2006
- marzec 2006
- luty 2006
- styczeń 2006
- grudzień 2005
- listopad 2005
- październik 2005
- wrzesień 2005
linki
Wynotowałam takie kalambury, które, podejrzewam, można tworzyć w nieskończoność i które determinują wiersz. Słowem, tutaj wiersz rodzi się ze znalezienia tych powinowactw, które wydają się celne i rozwija się wokół nich. A uważam, że przesłanie wiersza powinno być pierwotne, a nie wtórne:
„(…) dopiero jestem na wizji koło drogi nie mam ręki ani nogi (…)”
[Potrzask]
„(…) teraz kiedy wiatr ustawia mnie w kadrze wolną jak amerykanka (…)”
[Na biegunach]
„(…) jednym kopnięciem w jądra ciemności (…)”
[Feeria]
„(…) żeby się urwał film drogi (…)”
[Ławica]
„(…) to są miasta
w skrętach kiszek bez światła(…)”
[Flagowanie]
„(…) więc przebiegało się miasto na jednym zakręcie strzelały korki
[Pieszy rajdowy]
Poza tym, nie wiem, co oznacza używanie w wierszach dużych liter. Wiersze pisane są konsekwentnie małymi literami bez znaków przystankowych (ale autorka stosuje pauzy), natomiast tytuły zaczynają się od dużych liter. W wierszu „Sampo” natomiast imiona pisane są raz dużą raz małą literą:
„(…) imieniny marii joanny konstantego
wszystkiego najlepszego (…)”
i potem w ostatnim wersie:
„(…)jeden za marię drugi za Joannę
kasuję za konstantego – (…)”
Nie chcę się czepiać, ale może to różnicowanie coś ważnego oznacza? Wiersze są bardzo wieloznaczne i wolałabym mieć jakiś klucz.
Kluczem do tych wierszy jest motto z Gogola i pierwsze dwa wersy pierwszego w zestawie wiersza „Breslau”.
„Rosjo, dokąd pędzisz, daj odpowiedź!
Nie daje odpowiedzi.
Cudownym dźwiękiem brzmi dzwoneczek”
to dowód na fascynację Rosją bez względu na to, co ta Rosja w świecie wyrabia. Nie piszę tego potępiająco na fali ostatnich smoleńskich akcji antyrosyjskich, wręcz przeciwnie. Rosja fascynuje i jest wielka. Agnieszka Mirahina – niestety nie znalazłam życiorysu poetki, w wywiadach mówi, że świadkowała rozkładowi Związku Radzieckiego na ziemiach polskich, oglądała w dzieciństwie kupę złomu, w jaką zamieniały się radzieckie koszary – jest jakoś pokaleczona tym wszystkim. Z jednej strony ta fascynacja, miłość, dziecięce reminiscencje (większość wierszy mówi o dzieciństwie i postaciach z bajek), a z drugiej strony świadomość okaleczenia.
W wierszu „Breslau” napisze:
„(…)światło mnie rozprasza mogę pracować w półmroku
mogę przyciszyć głos ale obraz pozostanie ten sam – plugawy (…)”
I to pogodzenie poprzez negację według mnie jest bardzo pozytywne. To tak jak u Jeana Geneta, który kochał szczerą miłością sędziów, policjantów i klawiszy, bo los nie dał mu nic lepszego do kochania, a kochać potrzebował najbardziej.
No właśnie, pisząc tę wiodącą notkę byłam cały czas w rozterce, bo sama nie wiem, czy Mirahina pisze żeby pisać, tak jak Ty sugerujesz Wando „co jej ślina na język przyniesie”, czy pisze, jak sugeruje Hortensja, by się rozprawić z traumą dzieciństwa w które weszła Historia i stąd te wiersze takie minorowe i, jak piszesz Wando, poetka jest formalnie niekonsekwentna i też może to coś oznaczać. Dla mnie te wiersze były i tak pociechą czytelniczą, bo jednak jest w nich potencjał i determinizm, przedzieranie się słowami, wykuwanie ich i nawet jak nie znaczą, to – jak ślady zwierząt na śniegu – jednak zaznaczą. Ale nie ukrywam, że zaniepokoiło mnie ich przesłanie, jeśli to przesłanie dobrze odebrałam. Być może, że się mylę. Taki nastrój jak u futurystów w przededniu wybuchu II wojny światowej.
Ja nie mam rozterek. Dla mnie to poza, wykorzystanie posiadania drugiej ojczyzny i ten czarny nurt Mirahiny jest bardzo komiksowy, co faktycznie daje wierszom wyrazistość i koloryt. Nie mam nic przeciwko temu, by literatura przerabiała potworności świata w pierwszej osobie, mam tylko cały czas obawy, że poetkę tak naprawdę to nie interesuje. Tak, jak w „Pawiu królowej” Dorota Masłowska pisze kalambury i wszystko jej się kojarzy ze wszystkim, to podobnie jest tutaj, i to wygląda na bardziej manierę, niż odkrywczość. Po prostu środki wyrazu się alienują, przechodzą w estetyzm i w nic więcej. Groza staje się niesubordynacją niegrzecznej dziewczynki, która się znarowiła i której jest za dobrze.
Być może to gombrowiczowska Zuta. Ale awangardowość tej poezji jest, jak piszecie, apoteozą Zła, co chyba jest jednak próbą przemycenia prawdy, a nie napawaniem się czymś wymyślonym. Po prostu nie ma innego świata, dobro jest tylko zasłoną dymną dla wojny w Afganistanie, Iraku, Palestynie:
„ (namnożyło się jednorękich
w strefie gazy i białych bandaży(…)”
[Jednoręki bandyta]
Pytaniem jest tylko, na ile cierpienie za miliony dzisiejszego poety jest potrzebą taką jaką była ubiegłowieczna potrzeba Geneta, a na ile to już tylko symulakry i remiksy.
Skoro powołuje się na Gogola… Fakt, nie jest to dostojewszczyzna, bardziej to jest szydzenie i pokrzywianie się. Nawet z dzieciństwa. Ta Różenka, Wilk, „Na biegunach”, zdeformowane dzieci z Wiktora Hugo. Ciemny dziecięcy pokój, którego należy się bać. I na ile chodzi o wywołanie strachu w czytelniku, a na ile te lęki mają rację bytu.
Zauważcie, że Agnieszka Mirahina programowo unika sensu własnej poezji ( jest w niej wszystko i nic, budowane na zasadzie przyciągania słów, a nie sensów) i z całą premedytacją ją odczłowiecza. Nie mam pojęcia, na ile jest ta poezja poprawna formalnie, jak głoszą wszystkie niemal komentarze do tych wierszy na internetowych forach, jednak upierałabym się przy tym, co już napisałam, że nieludzkość tej poezji nie jest, jak sugeruje Hortensja, dzisiejszym sposobem pisania, a zupełnie osobniczym skażeniem. I jeśli Agnieszka Mirahina chciałaby poezją przezwyciężyć swoją wewnętrzną martwotę, to nie tkwiłaby w takim samozadowoleniu (wywiad z Maciejem Topolskim na portalu „niedoczytania”). Mamy tu do czynienia ze zjawiskiem matrixowym, z techniczną sprawnością, która rozpuszcza się sama w sobie niczego nie zostawiając. Bo etyka, moralność nie mają już żadnego znaczenia. Bohaterka wiersza może masochistycznie czyścic buty Leni Riefenstahl, jak było w poprzednich tomikach i nic to nikomu nie powie, ponieważ sama konwencja tworzenia tej poezji unieważnia wszelką za nią odpowiedzialność. Po prostu nawet perwersja traci w pewnym sensie znaczenie, bo sensem perwersji jest przecież bulwersowanie. Agnieszka Mirahina też nie przekracza tymi rzekomymi perwersjami tabu, bo tabu już nie istnieje, a transgresja istniej tylko dzięki zakazowi.
„Różanka” to podobno dzielnica Wrocławia.
A, to nie wiedziałam.
Myślę, że jest to pewien typ poezji, którą się produkuje, a nie tworzy, i produkcja polega na konstrukcji pewnego mechanizmu, który ma za zadanie wywołać w mózgu czytelnika pewne obrazy i nic więcej. Bardziej skłaniałabym się do ostatecznej diagnozy, czyli do przynależności tych wierszy kulturze masowej, która tworzy takie przedmioty częściowo za pomocą maszyn i poeta byłby tutaj jedynie stymulatorem procesu. W każdym razie na tym etapie, ta poezja jest formą skończoną i nie widzę tam zalążka ewoluowania w jakieś nowoczesne byty, które dałyby początek nowej sztuce odpowiedniej do stanu technologicznego dzisiejszej cywilizacji. A to, że poetka używa bardzo dynamicznych środków wyrazu, co powoduje ich energię – a na tle dzisiejszej sceny poetyckiej zawłaszczonej przez cimcirymci, bezpłciowość i lelum polelum – to nic dziwnego, że się wyróżnia pozytywnie.
Myślę, że wyodrębniają się na naszych oczach gatunki i Agnieszka Mirahina należy do pewnego gatunku poezji. Przeczytałam wszystko o remiksie i być może ta właśnie poezja przejdzie na mechaniczne cytaty i kolaże i zrezygnuje zupełnie z dobierania słów intuicyjnie, jak poetka pisze o swoim procesie tworzenia. To jest wielka niewiadoma. Ja przyznam się, że też jestem bliższa poezji mówiącej o życiu duchowym człowieka, a nie cielesnym jedynie i że to przesłanie ostatniego wiersza tego zbioru o tym, że świat wirtualny jest nie do rozróżnienia od realnego:
„(…) dopiero kiedy zmienią szerokość z geograficznej na ekranową
ekosystem zmienią – na system pal i secam
ale kto wtedy odróżni taką rybę od zwykłej?(…)”
[Kolorowe ryby]
jest dla mnie nie do przyjęcia.
Dla mnie też.
Za tydzień „Przester” Macieja Meleckiego