Karol Maliszewski – “Potrawy pośmiertne” (2010)

Z twórczością Karola Maliszewskiego jest tak, że trzeba wybrać spośród trzech aktywności – krytyka, prozaika i poety – tę najlepszą, by nie deprecjonować go pozostałymi. I ja zawsze wybieram Maliszewskiego prozaika pamiętając „Faramuchę”, gdzie Maliszewski był jeszcze zbuntowany i nie popadł w dzisiejszy konformizm. Bardzo trudno przekonać mi się do ostatniego tomiku wierszy, ponieważ ten konformizm w nim jest, wadzi, tamuje rozwinięcie skrzydeł poezji, Maliszewski w nim jest stłamszony, mówi półgębkiem, by broń Boże kogoś, nie urazić, cenzuruje się, nawet gdy zahacza o sprawy wyłącznie prywatne. Ta intymność liryki – tak mi potrzebna w przededniu Wszystkich Świętych otwierająca tomik dedykacją do zmarłego starszego brata Andrzeja (powinowactwo biograficzne ze mną, mój brat Andrzej też zginął w młodym wieku) – jest zawsze niedosytem, jakby poeta zatrzymywał się w pół drogi śmiertelnie zmęczony pisarską pracą nad wierszem. Pobrzmiewające tu i ówdzie rymy są jej dodatkiem, a nie konstrukcją utrzymującą ciężar wiersza, który zazwyczaj błąka się bezprizorny i tak naprawdę, niezdecydowany jest, co i o czym ma mówić.
Nie mam pojęcia, dlaczego są to potrawy pośmiertne, ponieważ martwy poeta nie ma prawa głosu, nie wolno mu mówić, bo poezja jest samą kwintesencją duchowego życia, martwy Duch to Duch nieobecny, a dowody na to, że trupy poetyckie przemawiają publicznie jest przecież tylko skutkiem niedowładu systemu selekcji wydawniczej. Maliszewski jakby świadomie, kokieteryjnie deprecjonuje swój tomik w nadziei, że ktoś mu zaprzeczy. I faktycznie, nie znalazłam w Sieci nikogo, kto rzuciłby na ostatni tomik Maliszewskiego kamieniem złego słowa, przeciwnie.
„Potrawy pośmiertne” kręcą się wokół śmierci, w istocie nigdy nie przekraczają granicy umierania, nawet jak podmiot liryczny jedzie na pogrzeb wujka, to jest to takie samo doświadczenie, kiedy uczy w szkole dzieci z biedaszybów. Maliszewski przypomina bohatera dowcipu rysunkowego francuskiego satyryka, na którym widzimy człowieka w kilkunastu cudacznych nakryciach głowy, a subtelny dowcip polega na tym, że te karkołomne próby poprawy, lub zmiany wyglądu nie przynoszą żadnego skutku. Tak jak w wierszach Maliszewskiego, w których przelatują pory roku, lewicowe, groźne slogany, pomruki fałszywego buntu, a wiersze ani drgną w swej zwyczajnej, nieciekawej wypowiedzi prostego człowieka, który żyje na tym świecie, bo tak mu wypadło, ale już opisać to doświadczenie życia jest ponad jego możliwości. Maliszewski zauważa cechy drugorzędne własnej egzystencji i ten minorowy – jak wypada przy funeralnej tematyce – klimat jest w poezji, posiada popiół, ale nie przeżycie, a samospalenia się kończą przed rozbłyskiem. Nie ma iluminacji, nie ma rozświetleń, jeśli coś się w nich uda:

„(…) być jasnym pędem, gorzkim mleczem w żwirze.(…)”
[Prosta historia]

to tak, jakby się poecie wypsnęło i napisało przypadkiem. Metafora pociągu, przecież bardzo celna w opisie dzieciństwa, które rytmem uderzeń kół o szyny, powraca do wieku dziecięcego [Prosta historia] na mocy zawodu nauczyciela wykonywanego przez podmiot liryczny, pojemna nie jest ani poetycko, ani filozoficznie, jest zwyczajna i płaska. Właściwie ten zabieg natychmiastowego gaszenia powołanych przez siebie poetyckich obrazów można by uznać za jakiś osobliwy rys charakteru autora, gdyż jest równy i konsekwentny we wszystkich trzydziestu paru wierszach tego zbioru, być może ciągoty metafizyczne i rozważania o Bogu są jakimś i nawiązaniem i tęsknotą do posępności bohatera romantycznego, jednak nie posiadają jego ładunku.
Tak, jakby Karol Maliszewski został rozproszony w środowisku literackim, przemielony na drobne ciągłym bywaniem, jurorowaniem i zabieraniem głosu w obronie miernej poezji, jeszcze mierniejszej niż własna.
Przeczesując Sieć w poszukiwaniu wywiadów Karola Maliszewskiego przeczytałam jego wypowiedź o tym, że trzeba przystać na takie środowisko literackie, jakie jest, bo bez uczestnictwa i jego animacji mowy nie ma, by można było pisać. Karol Maliszewski jest ewidentnym przykładem na to, że jest zupełnie odwrotnie. Wielkie Duchy każdej epoki działały na obrzeżach wszelkich salonów i koterii, i może dzięki temu ich nazwiska przynajmniej zapamiętało następne pokolenie.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

11 odpowiedzi na Karol Maliszewski – “Potrawy pośmiertne” (2010)

  1. Wanda Niechciała pisze:

    Ja myślę, że takie rozważania o śmierci zawsze będą jałowe, jeśli się ich nie podbuduje jakąś teorią artystyczną. Są ludzkie, obiegowe, a nie artystyczne. U Maliszewskiego teorii nie ma, zaduma grobowa jest nijaka i letnia. I być może znak czasu. Warto zwrócić uwagę na wiersz kończący tom, który dał tytuł całemu zbiorowi:
    „(…)to wszystko
    (koniec do przełknięcia jak ołów,
    rtęć do wypicia).(…)”
    [Potrawy pośmiertne]

    Zauważ, że nie ma tam nic o spuściźnie literackiej, testamencie dla pokoleń, jest czyste biologiczne przeżycie śmierci z doklejonym Bogiem. I w sumie, to jest bardzo nowoczesne!

  2. Ewa pisze:

    no nie ma. Przypomina to czeskie zwyczaje dzisiejsze, o których pisał Mariusz Szczygieł w „Zrób sobie raj”, gdzie Czesi wiercą sobie dziurki w ziemi i tam wsypują skremowane zwłoki byle jak, nie dbając zupełnie o celebrację odejścia. U Maliszewskiego jest celebra, ale taka pusta, łącznie z rozważaniami o Bogu i życiu „na wyspie”. Jednak się tym przejmuje i czytelnikowi udziela się niepokój. Nie wiem, mi się udzielił. Ale tak jak piszesz Wando, po ludzku, nieprzetworzony, nie odjechany, bez uniesień Dantego… Ot tak, jakby powiedziała jedna baba drugiej babie….

  3. Hortensja Nowak pisze:

    Wbrew pozorom, jakim Maliszewski chce naznaczyć wiersze (dedykacja i wątki autobiograficzne: szkoła, Sudety, węgiel), dla mnie te wiersze to same uniki. Tak jak Ewo napisałaś, autor obrazuje drugorzędne rzeczy wmawiając czytelnikowi, że są pierwszorzędne. Dla mnie takim mistrzem prowincji, szarości dnia powszedniego był np. Czechow, który jednak potrafił ze szczegółu wysnuwać kosmos. To taki pierwszy z brzegu przykład, może nietrafiony, ale jeszcze raz napiszę o co mi chodzi. Tam w tych wierszach są takie miniaturki, takie mini obrazki, np:
    ”(…) I nie masz nikogo, kto by opisał
    brudne dzieci wpychające fotel
    w żuka, i konia bez głowy.(…)”
    [Requiem]
    I teraz pytanie, czy one są tak silne, te zauważenia, że mają być odnotowane i po co. Cały tomik, to takie rozważania egzystencjalne, ale cały czas mam wrażenie, że to na niby, na potrzeby wiersza, że Maliszewski cierpi za miliony wyłącznie na czas tych trzydziestu dwóch utworów i potem koniec, szlus, idziemy i zajmujemy się zupełnie czymś innym. Wchodząc na Wikipediię, rozpiętość geograficzna poety Karola Maliszewskiego z racji pozycji literackiej, prestiżu i urzędu jest niesłychana, nie wiadomo, jak ten człowiek te wszystkie miejsca zatrudnienia obskakuje. W zbiorze najdalej, gdzie podmiot liryczny się wysuwa, to Bar Pokusa w Gliwicach i wystawa wieńców, chyba dżonkowych z okolic Domaszkowa (bo wieniec z Domaszkowa jest zajebisty, wiersz „Z rzeczy do zrobienia w tym tygodniu 2”). Wiem, że autor chce uzyskać efekt komizmu – zresztą, to jest chyba najlepszy wiersz, bo zjadliwy – ale mało jest takiej ironii, raczej wszystko na poważnie i biednie, podczas gdy przy końcowej konkluzji z tytułowego wiersza:
    „(…)„Ten olśniewający stół,
    którego będziecie się trzymać
    jak burty okrętu zapadającego się
    w tłustej zupie oceanu,(…)”
    [Potrawy pośmiertne]
    świat nie jest taki zły…

  4. Wanda Niechciała pisze:

    Ach, Hortensjo, nie możemy pisać, co poeta ma pisać, a czego nie ma pisać. To jakiś terror. Przyjmijmy, że Karol Maliszewski to poeta nie krzyku, ale pastelowych półtonów przechodzących niejednokrotnie w brud biedaszybów kopalni odkrywkowych Dolnego Śląska, zasmarkanych dzieci obrzucających się błotem, które zamiast współczesnych gier komputerowych mają konia bez głowy i śmietnikowy fotel, a ich bezrobotni ojcowie piją na umór. Bardzo to szlachetne ze strony Karola Maliszewskiego. Ja bym się tu nie czepiała.

  5. Hortensja Nowak pisze:

    to bardzo piękne, co napisałaś Wando: Karol Maliszewski jak Matka Teresa. Poetę jednak ocenia się nie po empatii, a po poezji.
    Na Facebooku Karol Maliszewski pojawił się niedawno, chyba w tych dniach i ma taką niesłychaną inwazję znajomych, że wkrótce trzymając się za ręce, opaszą glob ziemski. To jest osoba charyzmatyczna i tak trzeba odczytywać wiersze Karola Maliszewskiego: charyzmatycznie. Dzieci z Dolnego Śląska będą miały wielki kapitał w postaci życiorysu, uczył ich Karol Maliszewski i współczuł im w wierszach i ich nędzarskiemu dzieciństwu. A na Facebooku pchają się do Maliszewskiego poeci, bo tylko on potrafi docenić ich trud pisarski.
    Jednak w dalszym ciągu jesteśmy przy poezji i przy tekście. I uważam, że taka poezja jest wypisz, wymaluj panującym dzisiaj wzorcem poezjowania. Poezjuje się, by mieć dorobek w CV.

  6. Ewa pisze:

    Właśnie Wando, zarzucasz Hortensji terror, a inny głos w poezji jest poprzez takich właśnie poetów, jak Karol Maliszewski niemożliwy, bo jako główny, niemal etatowy juror wszelkich konkursów literackich będzie nagradzał tylko własny styl poezjowania, bo jest zamknięty na inne estetyki i głosy. Odmieńcem na portalu Liternet był poeta Edinuel Mara, którego wyrzucono, zbanowano, a jego wielomiesięczny, upubliczniony tam dorobek wraz z komentarzami usunięto. Dzisiaj widziałam, że przez moment skomentował ten fakt ktoś o nicku Anon Espana pod maską grupy hakerów Anonymous i komentarz został natychmiast usunięty. Faktem jest, że jest niewybredny, ale ktoś, kto wypowiada takie kwestie, musi być bardzo zdesperowany. Przytaczam wycięty komentarz, niestety bez emotikonów, bo i się nie wkleiły:

    Dlaczego okłamujecie publiczność ! przecież w tym czasie wykradliśmy waszą baze danych !!!! na chuj ta ściema ? zadarliście z nieodpowiednimi osobami i wkrótce z Liternetu stanie się siano 🙂 ONAK jesteś jeszcze Adminem ? zadarłeś z naszą koleżanką i z naszym Kolęgą i Cię zniszczymy a ona tak prosiła a Ty kurwo nawet się nie odezwałeś więc będziesz miał na co zasłużyłeś kłamco i skurwielu ! I pamiętaj mamy swoje ośrodki nawet w Krakowie więc uważaj na ryj !!! i podaj to nawet to FBI i tak cie dorwiemy bo nie wiesz z kim zadarłeś łachu !!!!! jesteś już znisczony uważaj na swój ryj bo portal i tak już przegrał, jesteśmy ARYstokracją INternetu i te twoje zabezpieczenia strony zwisają nam koło jaja cieniaku ,

    CZAS NA PIEKIELNĄ POBUDKĘ – zdziwisz się z kim zadarłeś idioto 🙂

    BYE IDIOTO !!!!

  7. Ewa pisze:

    Dwa emotikony się wkleiły. Może nie było więcej.

  8. Wanda Niechciała pisze:

    ???
    Myślę, że te dzieci z biedaszybów porozumiewają się jeszcze gorszym językiem niż przytoczony Anon Espana. Karol Maliszewski jednak nie dopuszcza ich do głosu. I chyba o to chodzi. Po co kogoś dopuszczać do głosu, jak można samemu za niego powiedzieć ładniej, poetyczniej? Z tego założenia chyba wychodzą wszystkie funkcjonujące w Sieci portale literackie i jury konkursów poetyckich dbając o wyższe Dobro, decydują o tym, co ujrzy światło dzienne. To jest właśnie sprawiedliwy podział pracy. Artyście odbiera się prawo buntu na rzecz poprawności. Ciekawe, dokąd to zaprowadzi.

  9. Ewa pisze:

    Zaprowadzi Wando do wyjałowienia i martwoty. Już nie trzeba będzie pisać „Potraw pośmiertnych”. Wszystko zostanie zjedzone za życia do ostatniej kosteczki, będziemy na portalach mieli jedynie halloweenowe trupy, które będą się nieustannie bawić. I to nie żaden taniec śmierci, nie żaden Tanatos, tylko permanentne wycmokiwanie portalowe napływających wierszy. Ciekawe, że jak pojawił się komentarz i po godzinie znikł, nikt z użytkowników tego portalu nie skomentował tego faktu, jak i nikt nie zdziwił się, nie upomniał, że portal był dobę nieczynny, nie dał temu wyrazu. Wszyscy jak koło śmierdzącego, zatkanego ustępu przechodzili, udając, że nie jest zapchany, bo w porządnym mieszkaniu przecież toalety nie mają prawa śmierdzieć. Chodzi tylko Wando o obłudę. Bo poezja, sztuka, to przecież odsłanianie, demaskowanie, to nieustanna higieniczna praca artystów w celu ożywiania świata, by on raz na zawsze nie zdechł w swoim konformizmie i wygodnictwie.

  10. Hortensja Nowak pisze:

    Mam na facebooku innego Karola Maliszewskiego jako znajomego i nic to nie zmienia. Podobnie ujednolicone wiersze mogą zawsze działać wymiennie i może dlatego w tym zbiorze Karol Maliszewski nie troska się o poetycką schedę po swojej śmierci, jak to zrobiła w swoich wierszach w tomiku „Jeszcze się tu pokręcę” Mirka Szychowiak, która w poetyckim testamencie zaleciła swojej córce poetce, by czerpała z jej poetyckiego źródła jak ze swojego, a być może na grób przyjdą z kwiatami, nawet pomyłkowo, fani jej poezji. Nie jest to megalomania, jest to bardzo ludzkie, to niewszystekumrę. Jednak wspominając czasy pośmiertne, czyli gwałcąc czas, zapomina się o Złu, które przecież wraz z Dobrem, się też pozostawi.
    Na Facebooku skończyłam omawiać Jana Geneta, przedstawiciela, jak napisał Jeleński, Dobra i przechodzę do omawiania Witolda Gombrowicza, czyli Zła. Oczywiści przy takim podziale, Karol Maliszewski reprezentuje Dobro.

  11. Ewa pisze:

    Dziewczyny, za tydzień Roman Honet.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *