************
*******
**********
*******
Bo mam też takie gorączkowe stany
w nich miarowy rytm dreszczy
niesie sucho pustynne, nieme karawany
do monotonnych pomieszczeń.
Wtedy wszystko mi jedno, czy się tutaj zmieszczę,
czy gorączka wewnętrznie mnie spali,
czy zasypie piasek, gdy przestrzeń
rozsypie się i wchłonie też miałkość detali…
Wtedy noc jest głucha jak pustynne noce,
zimno przenika całun,
mnożę stosy przykryć, pierzyny i koce,
i noc uszczelniam pomału.
(Wolno czas wtedy ciurka, zdezorientowany
bez majaków, miraży, fatamorgany
niewidzialne, jak skały betonowe ściany
zbliżają się zdradziecko na statek pijany).
Nie ma więc mitu i nie ma złudzenia
tylko trwam bez adresu wśród pozornej śpiączki,
nic wokół nie ma i tak też mnie nie ma,
jak nie ma nic na świecie oprócz mej gorączki.
Gdzieś to, czym byłam wcześniej w prenatalnym czasie
obojętnieje szybko, nim się myśl pojawi
i to, czym się stanę zaraz, kiedy w czerni da się
krok zrobić lub rękę podnieść ponad krawędź
za którą tylko przepaść i tylko niewiele
ponad, jednak resztką mej determinacji,
staram się ciało drugie zrodzić w moim ciele
bez udręki kojarzeń i bez własnej racji,
ot, coś, jak apartament, do wynajmowania!
Bez śladu lokatorów, bez żadnej historii,
by się objawiły potrzebne nazwania,
tak nijakie jak wszystko, co przetrwa bez formy…
Lecz nic się nie urodzi, kiedy gorączkuję,
nic się nie przeobrazi nocą już nieżywą,
pocę się zimnem pustki, ciepło nie jest zbójem
który tajnie przychodzi zadusić możliwość.
Wtedy, kiedy konwulsją kolejną potrząsa
tajny zarządca wnętrza, Wielki Inkwizytor,
obojętnieje czujność, a bladość jest w pąsach
zawstydzona przegraną, którą ciągle widać.
I kiedy wreszcie dnieje, mocą tylko Ziemi
która się obróciła niezależnie do mnie,
piję herbatę wargami do krwi spękanymi
gasząc gorączkę nocną na odchodnym.