Martwe w martwym

Już zmierzch – i wszystko mieli za nic – istnienie, ciszę i wołanie.
Studzi się już poszukiwanie ciekawych spraw do zaistnienia.
Lustro nie działa. Oczy białe, katarakt bielmo nie oddaje
odbicia wnętrza twojej dumy. Daremne są obszary mamień
perswazji. Wiem już. Znam szczegóły winien i ma. A księga mienia
twoja. Nie mam już nic. Ani pożyczki, ani długu. Odpadłam
dawno z rachunku buchalterii. Z list spisu członków. Z list ma murze
na rozstrzelanie. Z nekrologu. Z czasu przyszłego twego listu,
którego kabel nie doręczy, bo urzędnicza rola sadła
w blokadzie wniosków – nadmiar jadła. Co czyni nadmiar braku w górze
nie przeczytanych dokumentów – odwrotnym do ilości zysku –
jest nieśmiertelna. Jak materia – leżąca obok – mnoży ilość.
Jak śmiecie – parzą się nocami. Ranem jest więcej, bez boskiego
imperatywu stwórcy. W Wszechświat rzucone wiatrem niepotrzebne
uczucia gładkie, śliskie, a ich zdolność mimikry czyni miłość
fałszem kolejnym. Udawanie powoli niknie. Zęby przednie
tylko ozdobą naszyjnika. Rozerwie w strzępy historyczny
atawizm przodków. Lecz zostanie osobny, krwawy, dzisiejszy zmierzch
bez bogów, zwierząt, bez was, człekopodobnych. Którym – w ludzi –
materii martwej chemii proces. Umarłam dawno bez przyczyny
życia. Stąd ważny ból. Perfekcja. Pedanteria. Dokładność. Pośpiech.
byś nic nie stracił z możliwości i krwią koszuli nie pobrudził.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2007. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *