PRAWO zagarnia człowieka od kołyski, narzuca mu imię, którego nie będzie mógł zmienić, posyła go do szkoły, następnie czyni go aż do starości żołnierzem gotowym na każde skinienie.
Paul Valery
*
Wszystko się postarzało. Nawet Balek.
Idee nie zmieniają się wcale. Straszniejsze jak człowiek
wracają. Kiedyś – młode.
Wątpliwe ich dziewictwo. Młode lądy?
Skompromitowane stare poglądy. Stara jest Ameryka.
Powtórzeniem odkrywcy przenikasz
koła kształt idealny:
zmierzch szansy i odrodzenia.
Ciało też dobrze się pali. Tylko niepalny
jest napalm sam w sobie. Zmieni stan
skupienia. Stan wojenny = cywilny. Plan
jest precyzyjny, jak w organizacji:
to relatywizm sumienia.
Wietnam? Irak? Cudze znaczenia?
Dożywocie. Nie ma już czasu. Ani racji.
Jak w aparacie. Zespół doceni
lojalność. NIKT jest w więzieniu.
**
I przychodziłam na ulicę, pomna i buntu, i pokory,
i przychodziłam chłonąc wieki westchnień człowieczych,
metafory,
życia, kondycji, trwania, chuci.
I przychodziłam tak podobna tym, których deszcz i śnieg wciąż cucił,
do ponawiania, do wstawania, do przynaglania i odejścia,
a noc zmieniała ustawienia i ciał współrzędne, i osobność
tak nieskończoną, tak jednaką, tak wspólną wszystkim i nikomu,
nie przynależną ani Bogu,
ani psu zgubionemu losem. Wałęsa się przy bruku z nosem.
Nie odpowiada. Nie odpowie
ani wyciekom krwi, ni powiek.
Ani społecznie, ani grzecznie tej Pani, ani temu Panu,
których urzędy na ołtarze
wzniosły bez postów, celibatu.
Jedynie koszul i krawatów
szyk i wytworność nuworysza.
Świat się dowiedział. Świat już słyszał.
***
I wsłucha się, jak stado czarne,
które na rzeź powiedzie żandarm.