Przeglądając polskie galerie, natknęłam się znowu na głos Agnieszki Kłos, wiceprezesa Stowarzyszenia Artystycznego Rity Baum, tym razem we wrocławskim BWA.
Ponieważ było to spotkanie z dyskusją dotyczące zjawiska blogów na którym nie byłam, mogę jedynie na moim blogasku domniemywać, konfabulować i zadawać pytania, na które, być może Agnieszka Kłos już zna odpowiedź. Nurtuje mnie nowe zjawisko kwalifikującego się albo do medycznej dewiacji albo kontestacji artystycznej.
Rzecz jest delikatna, i dotyczy aktywności pisarskiej, a nie plastycznej, kwalifikacja może niesprawiedliwie skrzywdzić posądzonego o uprawianie jednej z wymienionych kategorii. Jeśli bowiem pisarz lub krytyk, zamiast uprawiać zawód wyuczony, a jak wiemy, nikt bez wyuczania nie powinien go uprawiać, zakłada blog za blogiem i jako dzieło ukończone w sieci go porzuca, tworząc następny byt, by jak uwiedzioną kochankę, znowu w sieci swobodnie dryfującego pozostawić, to jak takie współczesne zjawisko oceniać? Można, oczywiście, metodą psychiatrów zastosować klucz zemsty, resentymentu, syndromu Don Juana, kompleksu Edypa i wielu nieuchronnych zjawisk czyhających na człowieka nowej cywilizacji. Lecz jeśli artysta uprawia z całą premedytacją i przebiegłością nowy, wyłaniający się właśnie na naszych oczach gatunek? Poprzedza, np. przy pracy zespołowej, płomiennym expose w którym lojalnie roztacza wizję nie zadbania o blog, ograniczając się jedynie do prokreacji, uniemożliwiając zawczasu nawet postronnym kontynuację rozpoczętego dzieła.
I czy celem nie jest przypadkiem metaforyczne zaprzeczenie wszelkim wysiłkom literackim, jakże jałowym dzisiaj, dotyczącym pustych, nie czytanych nawet przez krytyków książek, którzy wolą awansem rzecz pochwalić, by broń Boże nie zapoznawać się z ich trującą treścią?