Bardzo trudno pisać o tym tomiku dzisiaj, który nie jest na tyle mocny artystycznie, by stanowił twórczy, jednorazowy fajerwerk. Dalsze lata nie wzmocniły go nowymi utworami poetyckimi.
To, że kustosz Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie, Janusz Wałek wydał w dojrzałym wieku tomik wierszy, nie pomaga w wsłuchaniu się w te wersy, ani nie przeszkadza. Motywów zaczerpniętych z historii sztuki jest zresztą niewiele, większość emocji czerpie autor z mniej przetworzonych kulturowo doświadczeń – z domu rodzinnego, z okolic Krakowa i lat szkolnych.
Być może, że jestem mało muzykalna i nie odebrałam warstwy muzycznej tych utworów. Po kilkukrotnej lekturze wierszy nie udało mi się wejść w magię wspomnień, w czar szarych renet trzymanych przez ojca podmiotu lirycznego, ani zaciekawić się zabawami dziecięcymi z rówieśnikami, ani też uwierzyć w przywołaną sentymentalnie przyrodę. Mimo kończącej tomik żarliwej modlitwy do Hermesa, bóg komunikacji nie tchnął w ten tomik upragnionego życia poetyckiego:
„O ty!
Hermesie. Bożku pieprzony. Opiekunie złodziei!
Zrób coś. Dopomóż. Spraw bym chwilę skradł
z czasu dzieciństwa.
I mógł ją sobie zatrzymać na własność.
I miał ją ciągle przy sobie.
Zieloną i świeżą.(…)”
[7. Antyfona]
Jest tu wiele wierszy mających porwać w muzyczną frazę, zaczarować, okręcić tanecznie czytelnikiem (liczne tytuły będące muzycznymi terminami i nazwami części kwartetów podpowiadają, co ma czytelnik robić). Nic takiego się nie dzieje. Wszystko właściwie stoi, skrzypce nie grają, instrumenty może i są obecne, ale dawno już zamilkły. Czytelnik obija się o te głuche sale koncertowe, jakimi są wnętrza poszczególnych utworów, przygotowane wprawdzie na wielką widownię i wielu wirtuozów, ale do koncertu nie dochodzi. Gdyby to fiasko artystyczne było materią tych wierszy – to „przerobienie twórcze” niebycia poetą w wypadku, kiedy się tego bardzo pragnie, kiedy się zaklina Muzy i dysponuje pokaźną wiedzą teoretyczną – dałoby zapewne ilustrację zabiegu twórczego mającego na celu to zdemaskować. Ale nie, napisane są śmiertelnie poważnie w ufności, że przy niewielkim talencie można osiągnąć tak samo proustowskie przywrócenie czasu minionego, że ożyją sceny z dzieciństwa i ich bohaterowie. Im bardziej poeta stara się je przywołać, midasowo wszystko znika i następuje anihilacja obrazów.
Dzieciństwo poety Janusza Wałka przypadło na najgorszy moment naszej historii, czyli okupację hitlerowską i stalinizm, ale doświadczenie poetyckie przedstawione w wierszach jest zupełnie osobne i z niczym niepowiązane. Ale nie to jest ich wadą – mógł poeta wyrwać go z kontekstów i mitologizować. Żaden artystyczny zabieg nie następuje. Poza tymi przyklejonymi terminami muzycznymi, mającymi prowadzić melodyjnie liryczne frazy, mamy bardzo mało zróżnicowaną i niewyraźną autobiografię autora. Pomimo wielu zabiegów formalnych – od prozy poetyckiej do wersyfikacji rymowanej, czyli wielu próbek warsztatu poetyckiego – nie zmienia się nic. Wszystko cały czas stoi i milczy.
Czytając te wiersze autora, który całe zawodowe życie spędził wśród arcydzieł sztuki, który nigdy nie obcował z tandetą, upewniam się w przekonaniu, że dokonał artystycznego auto-da-fe nie będąc poetą i najprawdopodobniej wiedząc, że nim nigdy nie będzie. Bo kto ma o tym najlepiej wiedzieć, jak nie wykwalifikowany zawodowiec, jak Pan od Historii Sztuki?
Nawiązałabym do waszego poprzedniego wątku o komunikacji sieciowej i zapytałabym, czy pojawiający się w tym zestawie bóg Hermes nie jest jedynie kokieterią, a nawet jedynie znieruchomiałym posążkiem, pełniącym w nim rodzaj uwznioślającego ozdobnika. Bo faktycznie, tak jak Ewo pisałaś, śladów nie ma tu, ani nawiązań do tego, co się dzieje wokół, jest tylko pokazane jednostkowe, przeciętne życie podmiotu lirycznego z którego autor rozpaczliwie próbuje po hrabalowsku coś uczynić. A jak pisałaś, nie jest Proustem, nie jest Hrabalem, nie jest Van Goghiem, który potrafił zamienić robociarskie buty w obiekt niemal sakralny, o czym pisał Derrida. Mówię głównie o tych ustępach dotyczących Nowej Huty.
Ach, już nie chciałam Wando tak przywalać, ale wiesz… Ten laureat to jest ktoś, kto jest właścicielem pewnego folwarku, nazwijmy go kulturą. Ja nie kwestionuję późnych debiutów, sama przecież chętnie bym zadebiutowała. I nie posądzam jurorów III Edycja Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina, w 1997: Tomasza Burka, Aleksandra Jurewicza, Krzysztofa Karaska, Andrzeja Strąka o jakieś kumoterstwo i wybór na zwycięzcę osoby tak znanej publicznie za jakieś sprzeniewierzenie. Wiele trudu wymagało, by być pewnym, że organizator słynnych wystaw muzealnych u boku Marka Roztworowskiego, to ta sama osoba. Dopiero Hortensja po przeczesaniu katalogu Biblioteki Jagiellońskiej przysłała mi mailem potwierdzenie.
Ty nie wiesz, ale co to się działo w Polsce, jak była wystawa „Romantyzm i romantyczność w sztuce polskiej XIX i XX wieku” w Zachęcie, a potem w Paryżu, w Grand Palais pod konie lat siedemdziesiątych! Tłumy waliły, kilkunastogodzinne kolejki oczekujących, biletów nie dało się kupić. I zachwyt, wszechobecny zachwyt! To samo, jak już wybrano Papieża Polaka, w Krakowie „Polaków Portret Własny”! Tłumy, odrodzenie uczuć patriotycznych. Wystawy były faktycznie rewelacyjne, pokazano obrazy, których nie widziałam wcześniej nawet na reprodukcjach. I udało mi się tylko pojechać w stanie wojennym na wystawę „Żydzi Polscy” w latach osiemdziesiątych. Byłam zachwycona. I to właśnie ten sam autor tych ekspozycji w dziesięć lat po ostatniej z tego cyklu wystawie, przemienia się w profesjonalnego poetę. Bo tak rozumiem ten Konkurs – pasowanie na Poetę. I teraz Wando uważaj: pytam, czy nie większym bohaterstwem jest zaniechanie, nie uleganie pokusie bycia Poetą, czy wielkością jest aktywność różnorodna, mówiąca na podstawie CV: jestem człowiekiem renesansu, jestem Mężczyzną Pracującym, żadnej pracy się nie boję, a wygrać prestiżowy konkurs na Poetę to dla mnie pestka!
Znalazłam w katalogu:
Egzemplarze dostępne w: BIBL. JAGIELLOŃSKA
Autor Wałek, Janusz (1941- ).
Dzieje Polski w malarstwie i poezji (pol.) /Janusz Wałek
Kwartety kopenhaskie / Janusz Wałek.
Ale jest jeszcze wiele albumów autorstwa Jana Wałka, np.
„Świat Wyspiańskiego”
„Portrety Kobiet Leonarda da Vinci”
„Portret Młodzieńca z Rękawiczką Rafaela ze zbiorów Galerii Czartoryskich”
No tak… Innego poetę może by taki konkurs sprowokował do rzucenia intratnej posadki i rzucenia się w wir literatury. Może Janusz Wałek pisze cały czas poetyckie dzieło życia, lub dawno napisał i obsyła po wszystkich wydawnictwach, i wydać nie może, bo wiadomo, wydają tylko swoich… Trudno dociec powodów tak ubogiej spuścizny poetyckiej poety Janusza Wałka…
A czytałyście powieść Thomasa Bernharda „Przegrany”? To jest o zaniechaniu, o tym, że jak się wie, że nie ma się tak dużego talentu, a potrafi się tworzyć, zna się nawet rzemiosło perfekcyjnie, to należy odpuścić… Jest na Wikipedii polskiej osobno o tej książce.
Jeśli w Polsce daje się nagrody poetyckie „za zasługi dla kultury polskiej”, to ona długo kulturą nie będzie.
Ale wracając do tekstu, to powiedz mi Ewo, gdzie Janusz Wałek miał umieścić taki lament, by go pożałowano i usłyszano? Skoro w Krakowie cierpi na niemoc poetycką? Tylko w Poznaniu!
„(…)Mdła pręga świtu, nisko nad dachami,
zda się im jak anioła przyzwalający gest.
I nawet kto modlitwą wezwaniu nie sprostał
ów rdzawy przebłysk bierze za dobry znak.
Lecz ten, kto wiersza nie zdołał do końca
złożyć, co pocznie teraz?(…)”
[Nad ranem]
…pocznie wiersz następny, bo na tomik trzeba około 30 wierszy.
Wiecie dziewczyny, tam są aluzje historyczne, ale nie mam siły ich analizować. Są podane daty i być może te daty są tym faktem historycznym, a obrazy zmarłych dzieci, nagich kobiet wskakujących do rzeki, jakimś komentarzem do nich. Znowu przeczytałam całość i nie wiem co wybrać do analizy. Z jednej strony wygląda na to, że autor popełnił te wiersze by się od nich uwolnić, by dokonać takiego rachunku sumienia, a z drugiej strony ten akt autoanalizy jest taki powierzchowny i taki w sumie banalny, że nie może być narzędziem samo poznawczym, ani ekspiacyjnym, bo tak wszyscy są niewinni i czyści jak łza:
„(…)Przed Sakramentem dzisiaj szły.
W procesji.
Wrócił ojciec.
Myje ręce.
Na świeżym obrusie matka talerze białe rozstawia.
Pogodne niebo. Jasny dzień.
I tyle godzin jest przed nami.
Czyste ręce.
Czyste serce.
Czyste myśli.
Czysta głowa.(…)”
[Kwartet „POGODNY”]
Niestety, nie jest datowany ten wiersz i nie mam pojęcia, co chce poeta przemycić i czy chce przemycić. N.p. aresztowanie kardynała Wyszyńskiego.
Dla mnie to są wiersze zupełnie pozbawione komentarza politycznego, dzieje się coś zupełnie odwrotnego, bo wiadomo, poeta też człowiek i nie żyje w próżni. Nowa Huta to jakieś idylliczne obrazki, milicjant nakrywający na wagarach parę uczniów, którzy mogą swobodnie realizować to, czego bohaterowie Hłaski dziesięć lat wcześniej w PRL-u w „Ósmym dniu tygodnia” nie mogli. Rzeczywistość polska jest tutaj różowa, wszystko idzie ku dobremu, huty się budują, ludzie się… kochają, kobieta kładzie Biblię na białym obrusie… Żyć, nie umierać. Nic dziwnego, że poeta Wałek zakończył swoją działalność poetycką zaraz po jej rozpoczęciu, bo o czym tu pisać…Wszystko jest ok. I jeszcze te muzealne eksponaty podane tak egzaltowanie… Dla poety Wałka istnieje poezja tylko albo jako resentyment, albo jako egzaltacja. Być może, że ja z tych wierszy nic nie zrozumiałam.
I na doczepkę ten Kierkegaard, ta Kopenhaga… Jakie tam albo, albo…
Stachura był o cztery lata starszy od Wałka, ale można chyba założyć, że żyli w tej samej rzeczywistości, politycznej i obyczajowej. Kiedy Janusz Wałek robił te słynne wystawy z ministrem kultury i sztuki Markiem Rostworowskim, Sted już nie miał prawej ręki i na dniach miał popełnić samobójstwo. Poezję Stachury i jego wspaniałe tłumaczenia poezji latynoskiej da się w dalszym ciągu czytać. Na Facebooku napisano mi, że Stachura to wariat i kontrkultura. Jaka kontrkultura? Była w PRL-u jakaś kontrkultura? Bo skoro Janusz Wałek wydał tak późno swoje młodzieńcze utwory (pod wieloma wierszami są daty), to może cenzura mu ich nie puszczała?
No, istniał drugi obieg i tam pracowała pierwsza żona Stachury, Zyta Oryszyn. Ona chciała mu nawet dać swoją zdrową rękę do przeszczepu, mimo, że byli dawno po rozwodzie. Wszyscy kochali Stachurę. Ale Stachura wydawał w obiegu oficjalnym, bo jego pisanie było prawdziwą poezją, na której cenzorzy się nie znali. Znała się tylko Ewa Lipska, dlatego cenzurowała, jak tylko mogła.
Cóż, miejmy nadzieję, że my tutaj na blogu też się nie znamy. Bo jeśli się znamy, to Boże chroń takie konkursy, jak Konkurs im. Jacka Bierezina, przed nagradzaniem urzędników kultury, którzy wierzą, że mają coś do powiedzenia, i że wiara czyni cuda. I uczyniła: zaczarowała jurorów.
Jak widać, wrażliwością upodobniła się Pani do psa węszącego po kawałek startego papieru z pragnieniem o znalezienie plasterka słoniny. Nie wydaje mi się, że istotnym jest szukanie drzazgi w oku, a raczej wysłuchanie (szczere, nie pobieżne, jak to widać zamierza Pani czynić) intencji autora. Ach Ci WIELCY AUTORZY! Te GÓRNOLOTNE myśli! Pogratulować takiej opinii!
Ty Kinga chyba co innego czytałaś, a jeszcze gdzie indziej się wpisałaś. Jakiś starty (sic?) papier, pies, słonina, a potem dla odmiany drzazga w oku?
A dalej jeszcze gorzej i bez sensu. Jacy wielcy autorzy i górnolotne myśli? Przecież tu tylko o Wałku i jego martwej poezji. N’est-ce pas?
A “Pani” nie zamierza pobieżnie czynić, Pani Ewa przeczytała szczerze kilkakrotnie. Tak pisze i ja jej wierzę.
Przepraszam Cię Kinga, że tykam, z natury jestem szarmancki i formy znam, to dla mnie świętość, jak to pewnie zauważyłaś czytając tego bloga, trochę mnie poniosło, są jednak takie momenty kiedy należy łamać święte zasady, nie bawić się w wersal, wiesz o czym mówię, znasz to z autopsji, więc czytałem, usiłowałem przeczytać choćby raz produkcję Wałka i nie dało rady, nosiło mnie, zasypiałem, a tu widzę, nie obrażaj się, debilny, gówniarski apel o kolejne czytanie, nie pobieżne, ale szczere, o wysłuchanie intencji autora, a przecież wszystko kilkakrotnie przeczytane, zanalizowane dogłębnie, szczerze, uczciwie, fachowo odkryte sensy i intencje, nażarłaś się chyba szaleju, albo ta poezja, jeśli ją w ogóle czytałaś, upośledziła Ci zdolności analityczne, zwykłe rozumienie tekstu, takoż formułowanie myśli, bo nie ma u Ciebie żadnych myśli, wyskakujesz z kundlami, startymi papierami, po co ludzi denerwujesz, trollujesz, zmuszasz do łamania zasad porządnych ludzi, kto Ci broni czytać Wałka szczerze i wysłuchiwać intencji autora, bez informowania o tym świata?
Sama widzisz i wiesz jak trudne jest wyrażenie jakiejś myśli, jak trudno jakąkolwiek myśl z siebie wysupłać, ułożyć w sensowne zdanie, jak wielki to wysiłek przeczytać, niekoniecznie z przyjemnością, tomik wierszy, bezinteresownie o nim napisać, nie z niskich pobudek, zawiści, dla pastwienia się, tu się pisze wyłącznie o RZECZACH NOBILITOWANYCH, NAGRADZANYCH, tu się fachowo prześwietla te diamenty kultury i sztuki rzucane na szeroki rynek, bada się czy aby nie podróby i lipa, i to wszystko non profit, dlaczego tego nie doceniasz, to wielki wysiłek, dlaczego lekceważysz i błaznujesz, doceń pracę przynajmniej, jeśli niczego innego nie potrafisz!
Na początek proponuję Pani Kingo, skoroś Pan szarmancki. A Pan rozumiem zawodowo zajmuje się nadinterpretacją. Pominąwszy psy, kartki i słoniny radzę jeszcze raz przeczytać komentarz, a nie zastanawiać się nad tym “co autor mógł mieć na myśli”. Pozdrawiam.
Robert ma rację. Pani chce tutaj Wersalu, form grzecznościowych, a na mój gigantyczny wysiłek wczucia się w poezję Pana Wałka dostaję od Pani taki lekceważący, pozbawiony przykładów, pogardliwy komentarz. Bardzo uważnie go przeczytałam. I co ja mam na coś podobnego Pani odpowiedzieć? Zachwycić się tak celnym Pani spostrzeżeniem dotyczącym nagrodzonego tomiku? Jeśli Pani zna omawiane tu wiersze, to proszę o przykłady, wtedy porozmawiamy.