Plączą się światy podzielone równo, na zawsze i na teraz.
Sztywne są ramy, drętwe gamy grane dla wprawy i dla nudy,
a przekroczenie w którąś stronę nie daje nic, i nic nie zmienia,
więc wirtuoza wgniata obcas w ścianę niechęci i obłudy.
I przestrzeń tę, boskiego brania, winnicy nigdy niewypitej
masą nieczułą, pożądaniem świętokradczego zawłaszczania
zalepi sobą zwykły prostak, co się błyskotki głupiej chwyta,
ogłosi swoje królowanie. A płaskie wszystko i bez cienia
boskiego skarbu! Przyzwolenie jest jak trociny, jak jałowe
jedzenie drętwe, strawa postna. A obok oddzielone żywe
tchnienia bezwzględnie uduszone! Tak, jakby urząd miał gotowe
sztuki formułki z palca ssane, by trupa zakryć tylko szybą.
Więc chociaż starasz się jak papież –
diabły w butelki tylko łapiesz.