Szukałam po obrzeżach życia
tej polifonii, gdzie samotność
to marsza weselnego godność,
prawa do jadła i do picia.
Szukałam ciebie, bo czasami
w słowach spotykam cię jak w lustrze.
A przecież razem, już pojutrze
po drugiej stronie lustra sami
będziemy wiecznie nierealni.
A ta osobność dzisiaj z woli.
A ta odmowa dzisiaj boli.
A ogień pragnień wszystko spali,
by aseptycznie i jałowo
wśród celebracji i frymarczeń
dostać od ciebie trochę zmartwień,
o jakieś źle użyte słowo.