Wrzesień jest mokry. Ty – jak lato,
któremu w drodze brak oddechu,
a ciepłe dnie jeszcze mu płacą
kartą na kredyt. Tak, jak grzechu
szkoda nie zrobić. Rozliczenie
będzie i tak w bilansie zysków,
bo buchalteria jest zniszczeniem,
a budowaniem – oczywistość.
Ty – gdy nad latem się pochylisz,
gdzie rachunkowość życia ścisła
nie możesz ulec, jak ja, chwili,
bo się wyczerpał limit zysków.
Wrzesień jest mokry, jak łez banał,
możliwe wejście we mnie mijasz.
Stanę w twej bramie, ale brama
tylko ozdobą, jak makijaż,
co się rozmazał w deszczu lata,
który nie wabi, nie podnieca.
Brama – to tylko zwykła wiata,
a ty w niej głupio sobie czekasz.