Roman Honet z Mariuszem Czyżowskim wydali w krakowskiej “Zielonej Sowie” w 2000 roku antologię, do której twórca dzisiejszej antologii „poetów na nowy wiek”, ten sam poeta Honet nawiązuje i na którą w swoim niesłychanie długim tekście zatytułowanym lapidarnie „21” na końcu książki, wydanej tym razem we wrocławskim Biurze Literackim, się powołuje.
Do antologii Honeta sprzed dziesięciu lat dającej syntezę poetyckich dokonań weszło 114 poetów. Nie wiadomo, czym kierował się Roman Honet ograniczając po dziesięciu latach wybór poetów do zaledwie 21 nazwisk, co przecież nie jest dowodem na to, że liczba poetów się tak radykalnie w czasie dziesięciu lat skurczyła, a wręcz przeciwnie.
Honet pozwolił tym razem reszcie poetów wydanych drukiem w tych 10 latach, ale wykluczonych i nie uhonorowanych tym wyróżnieniem kłębić się w nieprawdopodobnej ilości w uwagach umieszczanych na końcu książki. Oprócz tego, by nie uronić żadnego „zasłużonego” nazwiska, stworzono miejsca dla nich w ankiecie:
„Od ankiety z powyższymi pytaniami w połowie 2009 roku wystartował projekt „Poeci na nowy wiek”. W piętnastym roku swojej działalności Biuro Literackie zamiast okolicznościowej publikacji zdecydowało się
po raz kolejny upomnieć o nowych autorów” – tłumaczy Roman Honet swój wybór i decyzje, na jakiej podstawie wybiera poetów godnych wyznaczać nowe ścieżki i nowe horyzonty liryki współczesnej mające podjąć to trudne zadanie w dobie Internetu. Zaświadczyć o kondycji ludzkiej i wskazać wzorzec dykcji wiersza na następne dekady. Podkreśla, że jego wybór jest jednostkowy i autorski.
Wydawca antologii „Biuro Literackie” publikuje na swoich portalowych stronach sieciowych plon ankiet wysłanych do kolejnych poetów. Ponad trzydziestu odpowiedziało obszernymi, starannymi wypracowaniami, w których drobiazgowo wyłuszczają, jak problem rozumieją, których poetów widzą w tym zestawie i dlaczego.
Być może pierwszy raz w historii sztuki obserwujemy dzięki Internetowi zjawisko kompletnego rozjechania się poglądów, absolutnej dowolności sądów, gdzie sprzeczne ze sobą opinie koegzystują w pełnej świadomości nie dochodzenia do żadnych wniosków i podsumowań. Demokracja, która zdawała się przyświecać temu projektowi wzmogła jedynie dowolność. Ciągnący w swoje strony kandydatury poeci reprezentujący różne postawy twórcze pragną wprowadzić w ten zestaw różnorakich, sobie tylko wiadomych zalet, poetów. Jednak wbrew temu mylnemu odbiorowi dziwacznych sposobów rekrutacji, panuje zarówno na witrynie „Biura Literackiego” jak i na kartach pięknie wydanej antologii Honeta duch integracji i nieustannej gorączki. Każe wyłonionym, zakwalifikowanym, oraz kandydującym, a nawet wykluczonym (ale słusznie, wykluczeni biczują się) działać wspólnotowo i w zgodzie. Bo jakoś tym nie spełniającym się nie artystycznie, ale inaczej, można zawsze wytłumaczyć wszelkimi kwalifikacyjnymi kategoriami i niuansami tych kategorii słuszność decyzji. Słowem, ci wszyscy, którzy zostali tam powołani na okoliczność święta reprezentowania poetów na nowy, dwudziesty pierwszy wiek, wybrani i wybierani, są w pełnym ruchu. Sprężają się, piszą, bywają, ślą, jeżdżą, pokazują, jurorują, gratulują, lub po prostu są. Ten to właśnie poetycki wysyp, te, jakby powiedział Witkacy, smardze, grzyby najwyższej jakości wyrosłe na łonie polskiej kultury stanowią dzisiaj sól naszej ziemi, nasze złoto i nasz najszlachetniejszy budulec dla dalszych poetyckich uniesień następnej dekady, której adepci już stoją u bram historii, już czekają i na paluszkach sięgają po poetyckie arkany.
Nareszcie doczekaliśmy się – być może właśnie przy pomocy najnowszych zdobyczy technicznych – odseparowania wszelkich outsiderów, galerników idei, bezimiennych męczenników sprzeciwiających się tyranii masowego tworzenia i takiego świętowania poetycznego słowa. Indywidualność została raz na zawsze wyrugowana, jednostkowa egzystencja wszelkich odmieńców wygnana na rzecz efekciarskich luminarzy kultury, którzy potrafią perfekcyjnie poetów poporcjować, uporządkować, wprowadzić nam antologią nareszcie pożądany ład w której umieszczą bezpiecznie swoją twórczość.
Ewo, trochę jestem bezradna, materiału bardzo dużo. Na stronach BL tylko Piotr Kępiński odgrywa złego policjanta. Dla tego poety liczy się tylko Basiński, Pasewicz i Rolando, reszta do kosza. W antologii nie ma Dariusza Basińskiego i wierszy z tomiku „Motor kupił Duszan”. Ani nie ma go na 51 stronach kończącego książkę tekstu zatytułowanego „21”.
Zadecyduj, czy mówimy dzisiaj o 21 poetach, czy o tekście Romana Honeta „21”. Bo są to dwie różne sprawy, a nie damy rady mówić o wszystkim.
myślę, że już o eseju Honeta napisałam w notce, jak i jego pracy edytorskiej i werbunkowej. Lećmy po autorach po kolei i tylko o tych wierszach umieszczonych w antologii. Mam na tę okoliczność niemal wszystkie tomiki, napiszę o nich może osobno. O wielu, jak Wajs, Szychowiak, Dehnel, Bargielska, Kopyt, Lech, Mirahina, Pasewicz, Mueller, Pułka, Rolando, Rybicki, Sarna pisałam już na moim blogu i na blogu Marka Trojanowskiego. Dlatego, by się nie powtarzać, skupmy się tylko na wybranych wierszach do antologii.
Mam tutaj też Antologię z poprzedniej dekady, gdzie wszedł Kuczok, Winiarski, Kępiński, Maliszewski, Czerniawski, Klejnocki, Lipszyc, którzy już wtedy poetami nie byli, a Jarosław Lipszyc przynajmniej uczciwie „Mnemotechnikami” zakończył swoją aktywność na tej niwie.
JUSTYNA BARGIELSKA
Analizowałaś na blogu ostatni tomik Justyny Bargielskiej i zgadzam się z Twoimi opiniami. Dodam, że Justyna Bargielska nie wychodzi z konwencji opisu i odczytania świata poprzez dziecko i nie jest to wcale spojrzenie dadaistów, naiwne i pierwsze, ale upupione już matką, która widzi swoją kruszynkę nie jak człowieka, ale właśnie jak dziecko. Bargielska jest dzieckiem podszyta, ale w sensie krawieckim, a nie egzystencjalnym i jeśli chciałaby wyrosnąć z tego matkowania, zobaczyć świat w zupełnie innym wymiarze, to wmusiłaby zupełnie zmienić sposób patrzenia na świat. Niestety, na to się nie zanosi, bo permanentny zachwyt nad fenomenem Bargielskiej nie wymaga od niej żadnego wysiłku. Piotr Mierzwa w gazetowym artykule „Kochać i umrzeć O geniuszu Justyny Bargielskiej” opublikowanym na sieciowym portalu Biura Literackiego z całym bezwstydem okrzykuje ją geniuszem poetyckim. Ale to, jak prorokuje, że nasza era będzie się nazywała „bargielska”, to pewnie się ziści.
Fenomen Justyny Bargielskiej to taki właśnie dowód na doraźność sztuki w Polsce. Pisałam też na blogu o nominowanym do Nike tomiku Dariusza Suski, poecie, który wszedł w antologię poprzedniej dekady. Tam też w „Cała w piachu” w kółko o ojcostwie, o tym, jaka jego progenitura jest genialna w piaskownicy. Justyna Bargielska dodaje jeszcze opis zespołu Downa, obraz zakonotowany jedynie u przechodniów na ulicy, czy zajęczej wargi u pasażerki autobusu, jako coś przerażającego. Wiesz, to są problemy śmiechu warte, to nawet nie jest problem klasy wyższej, która chowa dzieci dlatego bo jest klasą wyższą. Dla mnie niepojęte są te egzaltacje i opisy wzrastającego małego człowieka, jakby natura nie była sprawcą jego biologicznego rozwoju, tylko posiadacz dziecka. Jest w tym wszystkim coś bezwstydnego, a nie uniwersalizującego. Bo uniwersum poezji to świat i świadkowanie, a nie dzielenie włosa na czworo. Takie wypasione rodzinki nigdy nie były tematem sztuki, jedynie rodzinnych albumów.
MAGDALENA BIELSKA
ten akurat zestaw wierszy może być przygotowaniem do jakiegoś opowiadania z wakacji, ale niczym więcej. Są to zaledwie wprawki prozatorskie, nieistniejące, jako materia poetycka. Nie wystarczy opisać babkę lancetowatą, bo ona sama się do rany nie przyłoży, by zatamować krew. Tu nie ma absolutnie napięcia, to są rzeczy pisane na pół gwizdka, jeśli nie na zupełnie głuchy gwizdek pozbawiony tej kulki w środku, która daje dźwięk. Zupełnie bezpłciowe.
mam w ręce „Wakacje, widmo” Magdaleny Bielskiej i będę o tym pisać na blogu. Mam uraz do tematu „wspomnienia z wakacji”, bo tym mnie dręczono całą szkołę w PRL-u, widocznie roczniki moich dzieci mają jakiś niedosyt, co jest niepojęte, bo pamiętam u synów ten sam terror tematem, który dla dzieci nie mających za co wyjechać ze Śląska był w dalszym ciągu tematem tak wstydliwym jak choroba weneryczna. Myśmy też mieli ten problem, bo trzymaliśmy dzieci w letnie miesiące na wsi oddalonej od domu o kilkadziesiąt kilometrów a w ich klasach dzieci zwiedzały już Europę. Ale jak czytam wiersze Magdaleny Bielskiej, to widzę, że jest z tego cyklu obserwatora, który gdziekolwiek go postawić, zawsze widzi to samo. Więc ekonomiczniej taki podmiot liryczny stawiać na wsi krakowskiej, a nie w Grecji.
Ale nie dotyczy to wydawnictwa. Magdalena Bielska nie wydaje tomiku w żadnym jakimś Mamiko własnym sumptem, ale w a5, tam, gdzie Szymborska. I jak tu grymasić, kwestionować wielkość tej poezji. Czytam na stronie wydawnictwa, że ma dwa koty: Rupka i Bubisia.
JACEK DEHNEL
Przynajmniej w wierszu „Pociąg Pistoia – Poretta” opowiadającym o wycieczce do Włoch daje wyraz zachwytowi, zachwytowi niewymownemu, który streści słowo „jechałem” i ten wiesz jest o tyle wielki, że jest rzeczywistym, niekłamanym zachwytem i mnie się ten zachwyt udzielił. Natomiast następny wiersz „Hotel Rzeszów” mówiący o brudnym hotelu w Rzeszowie w roku 2009 już nie dba o szczegół tylko o egzaltację. Bo jak pamiętam te lata w Polsce, to hotele nigdy nie były brudne, były i są tylko drogie. Nastolatki w hotelu w miłosnym uścisku pierwszych wzruszeń, to widać czasy nowej polskiej obyczajowości. Niestety, nic o nich nie wiem. Polska zamożność tych lat pozwalająca na licealistów fundujących sobie romans w hotelu… Chyba, że to chodzi o wieczory autorskie na koszt Domów Kultury. Byłoby połączone wszystko: produkcja z ekspozycją.
Wiersz „Szczęście” to takie w stylu T.S. Eliota, ale nieszczere. Pisane z pozycji oddalonego obserwatora, osoby wszystkowiedzącej, pisane z wyższością nad tymi, kogo opisuje. Eliot tak nie robił, bo jego pisane mimochodem (np. ten Eliota wiersz o nocy poślubnej we Włoszech), to relacja bardziej konkretna, bez zdystansowania poetyzującego. Pozostałe wiersze trafnie pisząc o miłosnych uniesieniach kochanków natrafiają na śmierć, ale śmierć jest papierowa. Według mnie, Ewo ta postmodernistyczna symulacja jest bardzo charakterystyczna, bo jest cały czas atrapą, a nie modernistycznym konkretem. I to jest takie pisanie, taki styl i nie trzeba się czepiać.
Nie czepiam się Wando, tylko Jacek Dehnel przedkłada wierność sobie nad wiernością prawdzie poetyckiej. Jego konserwatyzm i zaszpuntowanie w pewnej jemu wiadomej formie, która, jak sama przyznajesz, nie jest modernizmem, ani jego odrodzeniem tylko symulakrem, prowadzi do bardzo określanych rezultatów, czyli do wyjałowienia. I tak jak dzisiejszemu arystokracie wystarczy srebrna łyżeczka, by zmieścić swój wizerunek medialny w pewnym umownym stylu, tak poezja sięga po atrybuty, a nie esencję. Jeśli Książę Karol tkwi po dziś dzień w swojej absurdalnej konwencji, kiedy wszystkie dominia brytyjskiego imperium w swojej postkolonialnej nędzy i rujnacji wegetują na peryferiach świata, a akcje charytatywne Księcia Karola są kosztowniejsze, niż gdyby nic nie dawał nikomu i cicho siedział, to mimo wszystko Książę Karol nie jest artystą tylko sybarytą. Jeśli buduje pewną zbiorową halucynację, to wie, że ma określoną ilość poddanych i to niebagatelną, którzy właśnie tego pragną. Artysta skupiający w podobny sposób wielbicieli pracuje już cały czas na rzecz wizerunku, a nie na pierwotnej potrzebie wyrażenia swojego ja. I to się czuje w tych utworach, które stają się coraz bardziej opisowe, drobiazgowe, ornamentacyjne i gdzie przeżycie jest tak maskowane, że właściwie emocja nie istnieje w nich, wyparta i unicestwiona.
SŁAWOMIR ELSNER
Był taki horror „Dzieci kukurydzy”, gdzie występowały chochoły z dziurami, przez które patrzyły oczy morderców. Coś takiego odczuwam, gdy czytam te wiersze poety Elsnera. Rzecz się dzieje wewnątrz jakiejś powłoki, a podmiot liryczny opisuje, jak tam się czuje. Wiadomo, jak tu się dobrze czuć. Ale nazwisko przynajmniej poeta ma piękne.
Niestety, tylko tych kilka wierszy przeczytałam w antologii i jest to jeden z tych moich zaległych tomików. Taki syndrom ukrycia i opisania siebie od wewnątrz to ja cały czas widzę w poezji najnowszej.
Wando, to jest tak, ze poeci albo idą, idą, idą i nagle coś wreszcie zauważają. I np. konotują: wrona. A są inni, którzy idą, idą, idą, ale jakby mieli oczy wywrócone do wewnątrz i konotują: „Mój brzuch mi podpowiada, że tak ma być./ Kocham swój brzuch, choć jestem odwrócony plecami. (…). I poeta Elsner należy do tej drugiej grupy postrzegania rzeczywistości. Ale obie piszą i dokumentują to, co napotykają.
JULIA FIEDORCZUK
Nareszcie jakaś liryka przeżyta i ładnie podana. „Kochankowie na otwartym morzu” to taki poemat prozą, ładnie, czule napisany, błyszczący i mieniący się, połyskliwy słowem bardzo zróżnicowanym i wysmakowanym. Widać, że poetka smakuje życie z wyraźną przyjemnością, szczerze i prawdziwie. Pierwsza Ewo poezja taka witalna samoistnie, nie udająca niczego.
tak, też mi się podoba.
KONRAD GÓRA
Poeta buntu, ale tak naprawdę, to nie sposób się zorientować, czego ból dotyczy. Nie wychodzi ta artykulacja, mimo, że jest rytm, skandowanie i gniew, tylko nie wiadomo o co narratorowi chodzi. Może prze większej ilości wierszy dałoby się go rozszyfrować.
To się Wando nie znasz, bo Góra to objawienie najnowszych lat silnie wspierany przez Agnieszkę Mirahinę. Ja też się nie znam i nie mam pojęcia, czego chcą ci w puchu młodzi gniewni, ale chyba butu dla samego buntu. To takie symulakry kolejne, tylko bardziej chropowate, by udwałay bardziej bunt. Będe pisała tutaj o tomiku „Requiem dla Saddama Husajna i inne wiersze dla ubogich duchem” Konrada Góry, jeszcze go nie czytałam ale mam w domu.
ŁUKASZ JAROSZ
to chyba Ewo poeta tej pierwszej grupy, o której pisałaś. Idzie, idzie idzie i konotuje: wrona. Niestety, w tym jest o wiele gorszy od Fiedorczuk, zauważa chyba połowę tego co ona. To tak jak pewne ptaki mają więcej w oczach receptorów, inne są prawie ślepe, zależy w co je przyroda wyposażyła. I wspomnienia z Dzieciństwa jak leci. Tak jakby niewiele podmiot liryczny spamiętał, a jednak te resztki sprzedaje poetycko.
Zauważ, Wando, że pokolenie wychowane w stanie wojennym w czasie reglamentacji kartkowej chętnie sięga po opisy uboju zwierząt i to były chyba dziecięce traumy na miarę przeżyć wojennych. Jednak bez tych krwistych doświadczeń wieje nudą i chociaż tyle, ale w sumie to widzę straszny deficyt materii, o której warto by napisać wiersz i poeci jak dotąd gonią w piętkę. Aż im współczuję, bo to jest takie mentalnie biedne i widać, że pracują na najwyższych obrotach. Co się musi wyrabiać we wnętrzu takiego młodego człowieka zmuszonego do tej jakości wynurzeń…
BARTOSZ KONSTRAT
Ciekawy zabieg opisu pewnych dziecięcych i młodzieńczych sytuacji erotycznych oczami damskimi, dziewczyńskimi, oczami dziewcząt w plakatów, oczami dziewczynek. A jednak mało przefiltrowane, mało wybrane, pisane jak leci, taki strumień świadomości i jeszcze samopoczucie, że dało się wszystko. Tu uważam Ewo też jest poezja wysilona i nie mająca wiele do powiedzenia. I ten ostatni wiersz, „oi! traktat” nie pasujący do tych wcześniejszych.
Bo to pewnie z tomu „Traktaty konstrata” Bartosza Konstrata. Mam to, wydane w Katowicach. Omówimy to osobno.
SZCZEPAN KOPYT
To nie jest poezja, właściwie każdy komunikat można tak rozpisać. Problemem jest, że komunikat tak wyartykułowany niczego nie mówi. Jest składanką pewnych pojęć, być może znaków zapytania dla młodego człowieka, ale przecież wiersz nie musi być śmietnikiem.
Ja to już pisałam na blogu. To jest poezja o niczym, tym razem symulacja gniewu i jak tam mu na BL piszą, zaangażowania, ale przecież znam poezję zaangażowaną. Chyba, że KP chodzi właśnie o takie zaangażowanie nie zaangażowane, bo jak taki poeta-wścieklica się nie daj Boże zaangażuje… Więc ta symulacja zaangażowania dla takich lewicowców – hedonistów, którzy symulują cały czas, a to troskę o ekologię, a to troskę, jak przedłużyć uczucie zakochania o następny tydzień, to jak znalazł. Szkoda, że młodzi ludzie nie grają uczciwie już tak wcześnie. Tymon Tymański w swoim szczerym wyznaniu na łamach Maci Pariatka powiedział, że jak grali yass, to on widzi, że ludzie przyszli, ale nie słuchali. Nie każdy się przyznaje, że nie słuchają. I Tymański zaczął grać pop i Beatlesów.
JOANNA LECH
No tak, to tez jest o niczym. Lelum polelum małej dziewczynki. Jest choroba, jest cierpienie, ale to wszystko, budowane z takich powolnych modułów powoduje wytracanie energii poetyckiej zamiast ją napędzać. Jest metoda twórcza, jest sposób obrazowania, ale nic z tego jeszcze sie nie wyłania. I brakuje bigla. Bo to, że minorowe, to nie znaczy, że musi być bez życia, cimcirymci.
Tak pisałam na blogu o tym tomiku, który dostał jakąś prestiżową nagrodę, już nie pamiętam jaką. To jest na śpiącą królewnę. Czakry pozamykane.
AGNIESZKA MIRAHINA
Tu mamy podobny przypadek jak u Góry, tylko taki damski odpowiednik żelaznej damy. Wiesz, nie ufam tej postreżimowej, tej postsowieckiej martyrologii jakoby poetka Mirahina zwracała historycznie powidoki plandek i czołgów. To dziecko szczęścia, a nie dziecko wojny. To jest wszystko fałszywe, odczuwam wręcz zachwyt taką powojenną scenerią.
Analizowałam cały tomik Mirahiny, nic nie wydalą od tego czasu chyba, arkusz i tomik. I tam tak jak piszesz, była fascynacja jak u Leni Riefenstahl. W sumie kicz. Inaczej się pisze z przerażenia, dziecięcej traumy, a inaczej z dziecięcej perwersji zepsutego dziecka.
JOANNA MUELLER
Według mnie też nie trafione. Duży wysiłek doboru słów i nic z tego nie wynika. Taki dywan tkany bezpłciowo, bez zaangażowania, próżna ekwilibrystyka słowna prowadząca do niczego. Pełno tych młodopolskich eksperymentów, ale jako czkawka po wiekach, a nie na nowo odczytane. W sumie nie ma poezji, jest tylko niepotrzebna praca, której poetce i związanego z tym wysiłku, odmówić nie można.
Jak czytałam „Chłopy III” Zbigniewa Sajnóga i Tymona Tymańskiego, to zaraz mi się przypomniała Muellerówna, bo oni tam podobnie słowotok uprawiają, tylko z tą drobną różnicą, że to do czegoś służy. I kiedy oni olśniewająco wymyślają prawdziwe, obleśne potrawy, jakie jedzą chłopi na wsi polskiej, to Mueller robi to sztuka dla sztuki. I ta nieludzka liryka neolingwistyczna mogłaby do czegoś być użyta, jak w „Chłopach”. Ale nie, jest zupełnie bezużyteczna, nikomu niepotrzebna, odłoguje i jest niejadalna. Podczas gdy potworne potrawy wsi polskiej powołane na kartach Sajnóga i Tymańskiego są do jedzenia. I ot, taka to jest różnica między bruLionowcami a neolingwistami i lingwistami.
EDWARD PASEWICZ
Późno już, nie ma sensu wszystkiego powtarzać. Edward Pasewicz jest zawsze dobry, bo on chyba faktycznie używa słów jak dźwięków i to jest zawsze improwizacja, a nie układanie czy budowanie na siłę. I czuje się tutaj pierwotny impuls napisania wiersza, ma to przynamniej bardzo silnie uzewnętrznione, Nie pisze wierszy, bo musi coś napisać, tylko pisze, bo musi napisać i wydobyć top cos z siebie. To jest bardzo szczere.
Myślę, że je opracowuje, ale nie radzi sobie z przeżyciami i je tak szlachetnie przetwarza. Mają wiersze budowę i są zdyscyplinowane. Spełnia ten ideał poety, który do czegoś służy, przynajmniej sobie. Właściwie przeczy tym wszystkim konstrukcjom na temat mód, prognoz, czy coś się teraz pisze i jak. Po prostu siada i pisze. Nie wymyśla.
ANNA PODCZASZY
Bardzo mało wyrazista poezja, podobnie jak u Lech, czy Bielskiej, bez życia, a sytuacje nie zauważone. Takie mówienie pod nosem. Jest trochę miasta, trochę świateł, w sumie to każdy idąc ma podobne wrażenia, i nie uważa, że powinien to zapisać.
Nie znam Wando tej poetki, spróbuję jej tomiki poszukać i może tu jeszcze o niej porozmawiamy, by jej tak pochopnie nie skrzywdzić na podstawie kilku wierszy zaledwie. Tam jest Ariel, czyli nawiązanie do Sylvi Plath.
TOMASZ PUŁKA
Liryka bardzo poszarpana, tworzona podejrzewam odwrotnie, słowa nasuwające się w wyobraźni lgną do siebie brzmieniem, a nie znaczeniami i dlatego mało w tym wszystkim sensu i przekazu. Ale jest przynajmniej zakochanie, bardzo intensywne i odczuwalne. Najprawdopodobniej skończy się poezja, jak skończy się zakochanie, bo miłość zawsze czyni cuda.
Pisałam już o tomiku „Paralaksa w weekend”. To poezja intuicyjna i tak jak piszesz, czysto wrażeniowa, bez znajomości i świadomości skąd pochodzi i dokąd idzie. W sumie bardzo pozytywne, ale co dalej. Bardziej przypomina ten, jak Pułka pisze, szron udający liście. Jest takim poezjopodobnym czarowaniem młodego człowieka, którego poezja nie interesuje.
BIANKA ROLANDO
Pieśni Rolado są postmodernistyczne i nawet nie pisane pod wpływem narkotyków, czyli drętwo i na ilość, bardziej przypomina to pisanie rekord Księgi Guinnesa, ile zdołasz napisać nic nie napisawszy. I w tej dziedzinie Bianka Rolando by była pierwsza, trudno odmówić jej ambicji i pracowitości.
Pisałam już o „Białej książce” i nie chcę powtarzać i dokopywać. Ale ma wielu fanów i to jest fenomen, warto by tych fanów przeegzaminować z treści poszczególnych ksiąg i czy aby je naprawdę przeczytali. Bo nie sztuka zniszczyć Dantego, sztuką jest na nim zbudować coś nowego, a nie się mu pokrzywiać, bo zupełnie sobie na to nie zasłużył.
ROBERT RYBICKI
Poezja bardzo rozsypana, chaotyczna, goniąca słowa, a one uciekają, nie chcą się układać w sensy, tak, jakby pisana na haju, bo tam jest bardzo dużo surrealistycznych skojarzeń, ale zupełnie nie wykorzystanych, obok, nie determinujących tych wersów. W sumie to nie mam pojęcia, po co napisanych.
Też mi się zawsze wydawało, ze to nie jest poeta, analizowałam jego tomik przed laty, i też doszłam do podobnych wniosków. Dzisiaj czytałam i nie wiem, dlaczego ma taki mir u poetów. To śląski poeta podobnie jak Sarna.
PAWEŁ SARNA
Też niewielki potencjał poetycki, ale przynajmniej głos zdecydowany i jednoznaczny. Wiersze na kształt psalmów i trenów nie są religijne, mimo, że mają akcenty i dedukcje, to nic a nic nie mają wspólnego z metafizyką. To też postmodernizm, gdzie wszystko znaczy wszystko.
Pawła Sarnę też już omawiałam, chyba na blogu Marka Trojanowskiego jeszcze i pamiętam te wiersze. Niewiele widać od tego czasu nowego napisał. Niepojęte jest, że do antologii nie wchodzą poeci Sieci, którzy na portalach poetyckich potrafią opublikować a vista wiersze tej samej wagi, a nawet lepsze i pies z kulawą nogą ich nie zaprosi do żadnej antologii.
JULIA SZYCHOWIAK
Bardzo oszczędna i minimalistyczna, ale czy akurat te słowa? Bo tam jest jakiś straszny młodzieńczy dramat, bardzo biologiczny, cielesny i nie wiadomo, czy natury poetyckiej, czy medycznej. Trudno mi się zorientować, bo to wyrwane z jakiejś większej chyba całości.
Myślę, że autobiograficzne i bardzo dobrze, tylko, że podmiot liryczny został uśmiercony przed napisaniem wiersza i jest taki paradoks nieżywego poety. Całość analizowałam na mim blogu i myślę, że nie zajedzie poetka daleko na tak dużym skrócie i syntezie. Minimalizm może wynikać z redukcji nadmiaru, a nie z rozciągania braku.
JOANNA WAJS
Tak dziewczęca poezja, ale bardzo przyjemna. Problem z ojcem, z kotami i lustrami. Takie trochę naiwne trochę szczere i trochę lękowe. Bardzo też trafne metafory obrazujące dziewczęce lęki w symbolice lisa i węża. No i jakiś kompleks Elektry.
Też już o tym pisałam, o tym tomiku zatytułowanym „Sprzedawca kieszonkowych lusterek”, tak jak jeden z wierszy tutaj. Niestety nic już Wajs nie wydała więcej prócz tego tomiku, za to przetłumaczyła z włoskiego Orianę Fallaci i jestem jej za to wdzięczna. Ale cały tomik bardzo spójny i przyjemny.
PRZEMYSŁAW WITKOWSKI
Jest bardzo dobry. Egzystencjalny, wszystkie wyliczone słowa coś znaczą i natychmiast wywołują pożądane obrazy. Bardzo prawdziwe.
Mam nadzieję, że jeszcze o nim porozmawiamy, jeszcze tomik nie dotarł do naszej biblioteki, tylko z tych 10 wierszy można zbudować klimat tej poezji w której tak jak piszesz, słowa stoją, nie są zamazane, bardzo wyraźne i pełne znaczeń. I to napisał człowiek o bardzo dużej wrażliwości, nie tyle poetyckiej, co osobowej (bo na kumplach, jako hrabia, był niestety bardzo mało wrażliwy i dowcipny). I wiele szczegółów lapidarnie stwarza całe obszary znaczeń.
Bardzo już późno, mam nadzieję, że jeszcze wrócimy do Witkowskiego. Dzięki!
Ewa, warto wkleić nazwiska tej setki poetów antologii wcześniejszej, bo jak piszesz, już po 10 latach ulegli dewaluacji, a czas leci i już za dziesięć lat porównamy tych. Wklej jeszcze tych 21.
Antologia nowej poezji polskiej : 1990-1999 / [wybór i oprac.] Roman Honet, Mariusz Czyżowski.
Kraków : “Zielona Sowa”, 2000.
Robert ADAMCZAK
Marek Krystian Emanuel BACZEWSKI
Agata BALOWSKA
Marcin BARAN
Mariusz BARYŁA
Miłosz BIEDRZYCKI
Wojciech BONOWICZ
Marzena BRODA
Dariusz BUGALSKI
Zbigniew CHOJNOWSKI
Marek CHORABIK
Maria CYRANOWICZ
Piotr CZERNIAWSKI
Mariusz CZYŻOWSKI
Krzysztof ĆWIKLIŃSKI
Tadeusz DĄBROWSKI
Stanisław DŁUSKI
Zbigniew DMITROCA
Roman DZIADKIEWICZ
Mirosław DZIEŃ
Jakub EKIER
Krzysztof FEDOROWICZ
Anna FIDECKA
Darek FOKS
Mirosław GABRYŚ
Artur GRABOWSKI
Jarosław M. GRUZLA
Mariusz GRZEBALSKI
Jacek GUTOROW
Marcin HAMKAŁO
Roman HONET
Tomasz HRYNACZ
Paweł HUELLE
Krzysztof JAWORSKI
Adam KACZANOWSKI
Michał KACZYŃSKI
Mariusz KALANDYK
Szymon KANTORSKI
Piotr KĘPIŃSKI
Marzanna Bogumiła KIELAR
Marian KISIEL
Jarosław KLEJNOCKI
Piotr KLIMCZAK
Radosław KOBIERSKI
Grzegorz KOCIUBA
Krzysztof KOEHLER
Janusz KOTARA
Arkadiusz KREMZA
Wojciech KUCZOK
Norbert KULESZA
Marcin KUREK
Józef KURYLAK
Jarosław LIPSZYC
Piotr Wiktor LORKOWSKI
Tomasz MAJERAN
Bartłomiej MAJZEL
Karol MALISZEWSKI
Paweł MARCINKIEWICZ
Sławomir MATUSZ
Piotr MAUR
Maciej MELECKI
Adam MICHAJŁÓW
Robert MIELHORSKI
Jarosław MIKOŁAJEWSKI
Waldemar MOGIELNICKI
Andrzej NIEWIADOMSKI
Klara NOWAKOWSKA
Lesław NOWARA
Grzegorz OLSZAŃSKI
Piotr PAWLAK
Robert PAWLAK (
Tadeusz PIÓRO
Anna PIWKOWSKA
Marta PODGÓRNIK
Jacek PODSIADŁO
Tomasz RÓŻYCKI
Rafał RŻANY
Marcin SENDECKI
Krzysztof SIWCZYK
Agnieszka SOBOL
Ewa SONNENBERG
Andrzej SOSNOWSKI
Dariusz SOŚNICKI
Andrzej STASIUK
Jolanta STEFKO
Dariusz SUSKA
Hieronim SZCZUR
Artur SZLOSAREK
Przemysław SZUBARTOWICZ
Janusz SZUBER
Jarosław ŚLĘZAK
Krzysztof ŚLIWKA
Marcin ŚWIETLICKI
Robert TEKIELI
Grzegorz TOMICKI
Wojciech WENCEL
Marcin WIECZOREK
Adam WIEDEMANN
Wojciech WILCZYK
Jakub WINIARSKI
Rafał WITEK
Agnieszka WOLNY
Grzegorz WRÓBLEWSKI
Filip ZAWADA
Piotr ZAZULA
Poeci na nowy wiek /wybór, red. i posł. Roman Honet ; rys. Nina Łupińska.
Wrocław: “Biuro Literackie” 2010
Justyna BARGIELSKA
Magdalena BIELSKA
Jacek DEHNEL
Sławomir ELSNER
Julia FIEDORCZUK
Konrad GÓRA
Łukasz JAROSZ
Bartosz KONSTRAT
Szczepan KOPYT
Joanna LECH
Agnieszka MIRAHINA
Joanna MUELLER
Edward PASEWICZ
Anna PODCZASZY
Tomasz PUŁKA
Bianka ROLANDO
Robert RYBICKI
Paweł SARNA
Julia SZYCHOWIAK
Joanna WAJS
Przemysław WITKOWSKI