Tadeusz Słobodzianek „Nasza klasa” NIKE 2010

HENIEK: Ostro popiliśmy. Zygmunt przyniósł bimber. Dobry. Na suszonych śliwkach.
Śpiewaliśmy pieśni księdza Mateusza ze zbioru „Śpiewnik antysemity ” i płakaliśmy.
[LEKCJA VI]

Sztuka teatralna wyróżniona w ubiegłym roku prestiżową nagroda NIKE niestety nie jest utworem ani wybitnym, ani nawet dobrym i wielki żal, że wielki, kolejny temat naszej ubiegłowiecznej historii, wydarzeń tak wielkich, o których powiedziano, że swoją wagą dorównują tylko ukrzyżowaniu Chrystusa, a które wydarzały się na polskich ziemiach, został zmarnowany.

Tadeusz Słobodzianek w książkowym wydaniu tłumaczy, że materiał do swojego dramatu zaczerpnął z dokumentów Tomasza Grossa i Anny Bikont i niestety, teksty źródłowe swoim dokumentalnym przekazem biją na głowę fikcję „Naszej klasy, jej grozę, a tym bardziej artyzm. Nie mam pojęcia, jak to się stało – być może praca reżyserska, teatralna czy filmowa wleje w to nagrodzone dzieło jakieś nowe treści, doda ducha – ale wątpię, by z gruntu źle pomyślana fabuła ujęta symbolicznie w 14 „lekcji”, czyli scenicznych aktów, mogłaby jeszcze zadziałać. Nie wiadomo, dlaczego na 1600 mieszkańców żydowskiego miasteczka Jedwabne akurat wszyscy uczestnicy dramatu chodzą do jednej klasy. Dlaczego bandyci, uczniowie tejże klasy gwałcą swoją koleżankę, której na dodatek się to podoba, jak tylko jest przyzwolenie społeczne dla zbrodni i dlaczego ta cała klasowa grupa uczestniczy we wszystkich udokumentowanych historycznie metamorfozach politycznych i moralnych czasu scenicznego, który dany jest przez autora „Naszej klasie”. Robota autorska Słobodzianka niepotrzebnie i niezasłużenie porównywana do arcydzieła Tadeusza Kantora i puszczająca do niego postmodernistyczne oko, ogranicza się jedynie do – na modłę serialową – włożenia w usta uczniów przedwojennej klasy roczników 19 i 20 tekstów opowiadających o ich dziejach w czasie okupacji najpierw radzieckiej, potem hitlerowskiej i lat powojennych Polski Ludowej. Nie ma w nich żadnego artystycznego przetworzenia. Tylko temu, że autor jest człowiekiem teatru i posiada wprawę w rozpisywaniu tekstu na rolę zawdzięczamy wartkość i syntetyczność wygłaszanych kwestii. Natomiast pozostaje cała sztuczność tego zabiegu i niewiarygodność, tak jak malarstwo historyczne mające na celu zobrazowanie jakiejś koturnowej sceny historycznej przez artystę, u którego dzieło zamówiono, a który nie był jej świadkiem. To, że Słobodzianek używa dokumentu jako swojego języka gubi celowość całego przedsięwzięcia i staje się ta sztuka bardziej propagandowa i pisana z potrzeb społecznych, a nie z prawdziwej pasji docieczenia źródeł zamiany człowieka w bestię. Nie poznajemy tych mechanizmów, spotkamy natomiast zupełnie mylną interpretację. W posłowi książki Leonard Neuger zgodnie z intencją autora napisze, że tematyka holocaustu nie ma nic wspólnego z tragedią grecką:

„(…). Natomiast bardzo jest ona bliska innemu aspektowi tragizmu, mianowicie pojęciu przekleństwa losu. Podlegają mu wszyscy, którzy te traumatyczne zdarzenia przeżyli, nawet ich potomkowie, i to
bez względu na to, czy za zbrodnie zostali ukarani czy nie, czy zbrodnie popełnili czy nie. Cały ten splot wydarzeń rzuca straszliwy cień na wszystko, cokolwiek robią, zatruwa owoce ich pracy, ich życie i życie ich najbliższych. U Greków przekleństwo losu (fatum) wiązało się z wyrokiem bogów. Wskazywało na zbrodnię początkową, tę, za którą bogowie karzą winowajców i całe pokolenia ich potomków. Tradycje judeochrześcijańskie takiego pojęcia fatum, ze względów oczywistych, nie mają. Znają jednak pojęcie klątwy, przekleństwa, wyklęcia – do
czego odwołała się w swoim filmie Agnieszka Arnold (Kain)(…)”

Nie ma, ponieważ została przekroczona pewna granica człowieczeństwa i nie można badać tego zjawiska już starożytnymi narzędziami. Ani Leonard Neuger, ani Tadeusz Słobodzianek nie akcentują totalnej tragedii ludzkości, gdzie żadna dostojewszczyzna nie ma już racji bytu, ponieważ świat wkroczył na tory przemysłowej śmierci. I nie można zjawisk holokaustu drugiej wojny światowej badać innymi holokaustami, mordami etnicznymi, i wszelkimi zachowaniami ludzi sprowokowanych do Zła sytuacją, jak pisze Neuger, losową. Jaka klątwa? Przecież jeśli laboratoryjnie, jak szczury w klatce będzie się badać pewną grupę młodych ludzi – a tu tą klatka jest klasa, gdzie jeden osobnik „uciekł” z niej do Ameryki, i dzięki tej wolności i unikowi stał się wysoce moralnym, judaistycznym rabinem, a reszta zeszłą na psy, to przecież nie są to żadne wnioski, świadczące o deprawacji wojennej i o tym, że w czasach nieludzkich nie można zachowywać się po ludzku. Byłby to wniosek wielce szkodliwy, bo nawet tak wiarogodni i pesymistyczni świadkowie tych czasów, jak Borowski, Améry czy Primo Levi dokumentują heroiczne i wspaniałe zachowania ludzi w sytuacjach ekstremalnych, a nie byli to żadni święci, ani ludzie o nadzwyczajnych cechach herosów. Cała energia oceny moralnej powinna pójść w zjawisko antysemityzmu, rodzące właśnie takie, a nie inne postawy, zjawisko wypielęgnowane i urosłe nie w czasach wojny, a w czasach komfortu, dobrobytu i światowego pokoju. Jeśli się sprowadzi rzecz do demoralizacji wojennej, która stworzyła bandytów, to niczego się nie powie.
Jean Améry opisuje w swoich esejach sytuację Żyda w obozie, co zresztą powtarza też Stanisław Grzesiuk w „Pięć lat kacetu”, że nawet kwiat narodu polskiego, powstańcy warszawscy przewiezieni do Oświęcimia traktowali siebie o wiele wyżej w obozowej hierarchii niż zastaną tam elitę intelektualną rekrutującą się z profesorów uniwersyteckich, światowej klasy artystów i wybitnych naukowców. Zdeptanie ludzkiej godności następowało na wstępie, u progu kontaktu tak zatomizowanej społeczności. Tadeusz Słobodzianek chce o tym powiedzieć, dzieląc klasę na Żydów i Polaków, gdzie Polacy natychmiast naznaczenie etniczne Żydów przez sowietów i faszystów wykorzystują, ale wszystko się jednak rozmywa w odwróceniu ról po wojnie, kiedy Żydzi, którzy uszli zagładzie zajmują odwetowe pozycje. Jeśli dla kontrastu Abram unika deprawacji, dlatego, że czasy wojny spędza w Stanach Zjednoczonych, to nie dlatego jej unika, że umyka wojnie, ale dlatego, że umyka antysemityzmowi. Wszelkie akcenty religijne występujące w „Naszej klasie”, łączenie losów proboszcza Jedwabnego z amerykańskim rabinem Abramem – jak pisze w posłowi Leonard Neuger: ich spotkanie rzecz sakralizuje – jest nonsensowne. Skłaniałabym się do wykładni Jeana Améry’ego, wychowanego w katolicyzmie Żyda, który nie znając ani jednej żydowskiej modlitwy, po przeżyciach nieludzkich, sadystycznych tortur, jakich doświadczył na gestapo i w obozach koncentracyjnych, jedynym rozwiązaniem dla tego, by historia się już nigdy więcej nie powtórzyła widzi w niwelowaniu odrębności narodowych i religijnych, które te inności pielęgnują.
Wobec słów Jeana Améry’ego, dla którego dziejące się w sztuce teatralnej Tadeusza Słobodzianka zamazanie losów katów i ofiar byłoby nie do przyjęcia:

„(…) Po dwóch dziesięcioleciach rozmyślań nad tym, co mnie spotkało, zrozumiałem chyba, iż spowodowane naciskiem społecznym przebaczenie i zapomnienie jest niemoralne. Kto godzi się na zgniłe i tandetne przebaczenie, ten poddaje się społecznemu i biologicznemu poczuciu czasu, który zwykło się też nazywać „naturalnym”. Taka naturalna świadomość czasu wyrasta z fizjologicznego procesu gojenia się ran i jako taka weszła do społecznego wyobrażenia rzeczywistości. I z tego właśnie powodu ma charakter nie tylko pozamoralny, ale wręcz anty-moralny. Prawem i przywilejem człowieka jest wyrażenie niezgody na wszelkie naturalne zdarzenia, a więc i na biologiczne zarastanie czasu. Co się stało, to się stało: to zdanie jest tyleż prawdziwe, co wrogie moralności i rozumowi. Wytrzymałość moralna zawiera w sobie protest, rewoltę przeciwko rzeczywistości, która jest rozumna tak długo, jak długo jest moralna. Człowiek moralny domaga się zniesienia czasu — w tym szczególnym, omawianym tutaj przypadku: poprzez przygwożdżenie nikczemnika do jego nikczemnego czynu. Tylko w taki sposób, z chwilą dokonania się moralnego odwrócenia czasu, może on przyłączyć się do swojej ofiary jako bliźni.(…)”
[Jean Améry „Poza winą i karą” fragment w tłumaczeniu Ryszarda Turczyna]

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

14 odpowiedzi na Tadeusz Słobodzianek „Nasza klasa” NIKE 2010

  1. Rysiek listonosz pisze:

    Bardzo dobry głos Witolda Mrozka na witrynie KP potwierdzający twoją Ewo notkę. Niestety, jedyny taki w necie:
    Mrozek: Czytanka o Jedwabnem
    http://www.krytykapolityczna.pl/Serwiskulturalny/MrozekCzytankaoJedwabnem/menuid-305.html

  2. Ewa pisze:

    Wiesz Rysiu, ja wczoraj przeczesałam całą Sieć i jakoś tej recenzji nie znalazłam. Dzięki Ci wielkie za podesłanie linka, bo nareszcie jakaś bardzo dobra recenzja i zgadzam się z nią w zupełności. Nic Słobodzianek nie pokumał z Kantora, niczego z jego pracy nie wykorzystał i niczego nie zastosował. Jest jednak bardzo gorące pytanie czy mógł. Czy dzisiaj mógł? Nawet bym się tam i zarejestrowała na forum by wreszcie znaleźć kogoś, kto czytał to, o czym ja piszę na blogu, ale skoro nikt nie odwiedza mojego bloga z tamtych użytkowników KP i autorów notek, to ja się pchać tam nie będę. Ale intryguje mnie bardzo ta przepaść między epoką przed Siecią do jakiej należy Tadeusz Kantor, a tą po w której żyjemy obecnie i to są osobne, nie wiadomo dlaczego w dalszym ciągu nie przenikające się światy. A na forum KP piszą ludzie Sieci.
    Czytam właśnie, że film Davida Leo Finchera „Social Network” na podstawie książki Bena Mezricha o Facebooku zdobył Złoty Glob i na forum FilmWebu ktoś bardzo trafnie napisał, że miliarder, twórca facebooka to posiadacz kolekcjonerów pokemonów, którzy teraz kolekcjonują równie fikcyjne osoby. I to jest bardzo trafne, bo świat Sieci przeszedł na kolekcjonerstwo, a nie na jakieś konstruktywne dociekania z których już dawno zrezygnował na rzecz tej jałowej fikcji przynoszącej realne pieniądze.

  3. Rysiek listonosz pisze:

    Tadeusz Kantor mówił, jak pamiętam, że sztuka nic nie da ideologiom, niczego nie zmieni, na nic nie wpłynie, da jedynie poszczególnym odbiorcom, poszczególnym indywidualnym odbiorcom do myślenia. Dlatego pisanie sztuki teatralnej na akademię szkolną jest nieporozumieniem i nieporozumieniem jest dawanie jej 100 tys nagrody, bo jak napisałaś, takie propagandowe akcje udające pożądane – jak Marcin Królik pisze na swoim blogu w swojej ostatniej notce – rozliczeniowe przerabianie narodowej żałoby. Ale przecież pozorne, nie mające nic wspólnego z herkulesową pracą Grossa. I w końcu jest to wampiryczne żerowanie tylko.

  4. Ewa pisze:

    Właściwie nie wiadomo, co dało „Mein Kampf” nazistom, ale jeśli dało, to słowa Tadeusza Kantora nie mają sensu. Czytam właśnie „Protokoły obrad Mędrców Syjonu” tekst autentyczny z roku 1920 wydany w Nowym Yorku nakładem Spólki Wydawniczej „ Ksiazka Polska” 1 9 2 0. Pewnie bym do ręki nie wzięła tego sławnego dzieła, gdyby nie bezkarna działalność kilkuletnia w Polskiej Sieci Literackiej Łukasza Jasińskiego, który wielokrotnie się na owo dzieło powoływał.
    Kończymy właśnie oglądać z mężem serial „Boardwalk Empire”, gdzie pięknie, artystycznie i naprawdę z poszanowaniem faktów historycznych pokazano (też i mikołajowe czapki Ku Klux Klanu), co się w latach dwudziestych w Atlantyk City i Nowym Jorku wyrabiało. Więc takie kuriozum dla Polaka, obmalowanego w tym filmie w sposób okropny, też się tam jak najbardziej wpisuje. Ale to, że wśród wczorajszych kolekcjonerów pokemonów znajduje się jako główne kolekcjonerskie dzieło literackie naszego kwiatu kultury polskiej, czym określił działalność netową Jarosław Lipszyc, to dowód na jej permanentną prowincjonalność i kołtuństwo.

  5. Rysiek listonosz pisze:

    Właśnie skończyłem oglądać wywiady Grabowskiego z Olejnik: http://www.tvn24.pl/12690,1689146,0,1,szerokie-rzesze-polakow-rabowaly-zydow,wiadomosc.html

    i wiesz Ewo, uważam, że jeśli ta uzurpacja o Polakach, o „Narodzie Wybranym” nie zostanie przezwyciężona, to i sieć nie może liczyć na żadną wartościową współpracę między internautami, gdzie cały czas liczy się tylko interesowność, a nie zwyczajna, ludzka przyzwoitość, która nigdy, jak obserwuję w Twoim blogowym wypadku, nigdy nie została ani doceniona, a tym bardziej nagrodzona.
    Posługując się metaforą klasy w której zawsze istniało przecież zjawisko fali, od klasy zależało przecież, czy będzie ona zżyta, wspierająca się w biedzie, czy chytra, zatomizowana.

  6. Ewa pisze:

    To, że ludzie zostali następującymi po II wojnie światowej (która ujawniła wszechpanujący w Europie antysemityzm z którym elity intelektualne nic nigdy nie zrobiły, nawet go podsycały), panującymi reżimami w krajach komunistycznych doprowadzeni do spsienia, powiedział przynajmniej na głos Václav Havel. Powiedział mniej więcej to o Czechach, że popsuci zostali nieodwracanie na kilka pokoleń. U nas pokolenie kolekcjonerów pokemonów, jak i ich rodziców donosicieli ubeckich ma się wyśmienicie i uważa, że jakieś zwyczajnie ludzkie, nie kanaliowate zachowania sieciowe, to już ponad ich bezinteresowność i za to powinni dostawać wynagrodzenie ekstra. Bo tak na co dzień, to wystarczy się zachwycać frazą: „(…) gdy przyjdzie czas, moje prochy będą się ścigać/z kormoranami na wietrze.(…)”
    [z wiersza „nad rzeką” z portalu liternet.pl autorstwa Monique S]
    Ale i, jak widać ze skali zjawiska, może się już ono odbywać mocą raz puszczonej w ruch machiny za cichym przyzwoleniem całej polskiej Sieci, która najchętniej milczy, a jak nie milczy, to rusza do ataku:
    http://www.tvn24.pl/-1,1688926,0,1,nie-chca-ksiazki-grossa–atakuja-przez-internet,wiadomosc.html

  7. M.R pisze:

    Jeśli rzecz idzie o recenzje teatralne firmowane przez Krytykę Polityczną to należy uwzględnić, że reprezentują oni pewne, jednoznacznie sprofilowane podejście do współczesnego teatru, a należy jeszcze uwzględnić interesy grupowe (jak zwał tak zwał, inni mówią o tzw. spółdzielni albo też o bezwzględnym popieraniu swoich a niszczeniu czy też przemilczaniu innych)… Jacy to są ci swoi, których tak wspierają, można wyliczyć: Zadara, Strzępka & Demirski, Klemm i inni…. Akurat Strzępka & Demirski oraz T. Słobodzianek polemizowali ze sobą w formie publicznych listów… Należy jeszcze dodać, że Krytyka Polityczna (i recenenci i reżyserzy i “dramaturdzy” i inni) ma wsparcie ze strony Instytutu Teatralnego im. prof. Raszewskiego, którego dyr. jest Maciej Nowak , też członek czy sympatyk KP (został on ponownie wybrany przez min.Zdrojewskiego na to stanowisko do 2013, a kończyła się mu kadencja… wybrany został bez żadnej dyskusji, czy choćby podsumowania tego co dokonał, a wątpliwości są ogromne)… Pan Nowak powiedział, że w Polsce jest pięć i pół teatru na poziomie, oczywiście tylko tam gdzie są umieszczeni ludzie z KP i coś tam wspomniał o ponownym naborze do tzw. Młodej Siły Krytycznej pod kierownictwem Pawła Sztarbowskiego z KP

    “instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego i polski wortal teatralny e-teatr.pl wznawiają działalność Nowej Siły Krytycznej – grupy początkujących recenzentów teatralnych, którzy z założenia mają opisywać działalność artystyczną wszystkich teatrów w Polsce”

    tacy nowi młodzi i pryszczaci

    jeszcze pewne sprostowanie i wyjaśnienie, co do najważniejszego teatru łódzkiego
    Akurat Teatr Nowy, który objął we władanie ZJ jest najmniej ważny, a jeśli idzie o dokonania artystyczne i zespól aktorski oraz repertuar to jest to liga okręgowa a nawet gorzej. Jeśli ten teatrzyk był ostatnio w jakimś sensie ważny, to tylko jako pole zaciekłej walki na wielu płaszczyznach m.in politycznej, obyczajowej a także ideologicznej między politykami (tzw czarnymi a czerwonymi czy różowymi)… oraz zwolennikami tradycyjnej a nowej sztuki (nowej np. w rozumieniu Krytyki Politycznej m.in KP bardzo wspierała recenzjami ewidentnie słabą sztukę. R.Brzyka “Brygada szlifierza Karhana” oraz była stroną w sporze). Została spalona ziemia i nikt nie spodziewa się po tym teatrzyku wielkich rzeczy, więc ZJ może zamieniać ten teatrzyk w kawiarnię literacką dla kolegów, co może jest i właściwe i słuszne i nawet popierałbym ale sprzeczne z statutem. No i ZJ stracił szacunek, może tylko mój bo w tej walce politycznej agitował za jedną ze stron i dostał zapłatę, czyli dyrektorski stolec jako totumfacki zwycięskiej partii w wyborach do władz lokalnych. Najważniejszym teatrem jest Teatr Jaracza, ma najlepszych aktorów… ale nie ma tam jednak wielkiej sztuki takiej jaką ja poszukuję. Większość teatrów łódzkich za wyjątkiem T.Nowego ma długoletnich dyrektorów sprytnie kolaborujących z władzą, a niektórzy z nich są oskarżeni o mobbing i molestowanie seksualne pracowników (pracownic), ale władza trwa przy nich, bo i oni są wiernymi władzy przez wiele lat to pokazywali…

    ZJ z T.Nowego zamierza m.in zaproponować reżyserię Zadarze (jeden z pupilków KP), a więc już dba o to aby mieć odpowiednie poparcie

    To tak na marginesie…
    i tak to wygląda z mojego punktu widzenia (człowieka poza wszelkimi układami i koteriami)

  8. M.R pisze:

    Na stronie KP akurat jest dużo o Demirskim…
    A jaka jest poza zaangażowaniem ideolo wartość literacka, ponadczasowa i metafizyczna sztuk Demirskiego…

    A Słobodzianek jest be… bo nie jest z KP a wszedł na teren ich zainteresowań tematycznych i zrobił to po swojemu, niezależnie

    Ale i od Słobodzianka i od Demirskiego i od KP
    jestem bardzo odległy, więc kończę… nie ma o co kopii kruszyć

  9. M.R pisze:

    No i jeszcze jedno…. w przypadku IT i pana Nowaka (oraz niektórych teatrów z tych pięć i pół) mamy jaskrawy przykład zawłaszczania publicznych instytucji przez jakieś, takie czy inne, jednoznacznie sprofilowane grupy uprawiające tzw. sztukę zaangażowaną… czyli lepszą

  10. Ewa > M.R. pisze:

    Dzięki wielkie Panie Marku, chociaż za tej jakości donos, jak się dowiaduję z filmu „Różyczka”, Różyczka dostałby od swojego kochanka ubeka niezły wpier…za to, że to za mało, za zbyt mało tendencyjne, za nie postaranie się o namacalne fakty. I nakazałby skurwienie, bo co to za donos taki od zewnątrz.
    Widzi Pan, ja jestem po amerykańskim filmie rozrywkowym „Zakazane Imperium”, który jak czytam właśnie dostał Złotego Globa i pewnie dostanie Oscara. I to jest film o amerykańskich gangsterach, a głównie o jednym, który jest gangsterem dobrym. To jest o latach dwudziestych, latach nie tylko działalności Al Capone, ale przecież T.S. Eliota, Ezry Pounda, słowem, czasach też najwspanialszych dokonań sztuki modernistycznej w Stanach. I teraz, jak czytam dzięki Panu – bo zupełnie zapomniałam już o tym źródle wiedzy o dzisiejszym świecie kultury w Polsce jakim jest sieciowe KP – recenzję nk podsunęła mi tylko googlowska wyszukiwarka – Igor Stokfiszewski, jak czytam w jego podsumowaniu roku 2010, wszelkie przejawy modernizmu, metafizyki, fenomenologii w sztuce polskiej naszych czasów tępi z całą bezwzględnością jak jakiś rewolucyjny Dzierżyński. Wracając do początków mojego wywodu, czyli do gangsterskiej strony zjawiska – o czym Pan, jeszcze raz wielkie dzięki za wysiłek – tu, na moim blogu donosi – to chyba nie dowiemy się nigdy, jakiej ono jest natury. Ja mogę jedynie poznawać je po owocach. Nie jest to łatwe, bo jak Pan tu pisze, system zależności, świadczenia wzajemnych usług, czyli pisania też pozytywnych recenzji który nie da się zrewidować, szczególnie w zjawiskach teatralnych, na których trzeba osobiście być, a jednak cały czas wierzę w oddolne internetowe głosy, które jednak coś dają. Teraz omawiam „Słynnych i świetnych” zawierających wiersze poety Przemka Łośki, założyciela i animatora witryny poetyckiej „Rynsztok”. Pamiętam z jego publicznych wypowiedzi, że był zawsze przeciwny właśnie takiej inicjatywie nieczystej w której wziął udział. Nie ma mocnych.

  11. M.R pisze:

    donos nie jest doskonały bo nie przeniknąłem do organizacji, może kiedyś… jak będę bezdomny to pójdę do świetlicy KP ogrzać się w cieple ich lewicowej mądrości. Ale podejrzewam, że oni nie wspierają bezdomnych lecz sami siebie, jednak nic nie wiadomo, jakaś zupka to mogę posłuchać ich pogadanek… jednak to dla takich intelektualistów jak Stokfiszewski i Sztuka a nie dla czerni. Zupkę to można dostać w klasztorze ale chyba za modlitwę, tak bez wyznania wiary ani czerwoni ani czarni nic nie dają

  12. M.R pisze:

    tzn KP jest dla KP pewna oczywista tautologia
    Jak powiedział niejaki Sierakowski nie zamierzają oni brudzić sobie rąk polityką, będą zajmować się tzw. metapolityką (dokładnie nie wiem o co idzie, polityka na mecie?) czyli może sztuką upolitycznioną, zaangażowaną bo Estetyka to Polityka i takie inne…

  13. Ewa > M.R. pisze:

    Panie Marku, Igora Stokfiszewskiego wypowiedzi sieciowe znam jeszcze z portalu Literatorium, gdzie jeszcze nie był tak skrystalizowanym krytykiem teatralnym i tak szkodliwym odbiorcą poezji. To było grubo przed powstaniem Imperium KP. Potem próbowałam na YouTube oglądać sztuki teatralne spacyfikowanego przez Igora Stokfiszewskiego i ferajny Teatru Starego. Widziałam ich Brechta z fragmentów na YouTube, to niemiarodajne źródło, więc odpuściłam i nie komentowałam tej szkodliwej roboty na moim blogu, ale ponieważ redaktorzy Tygodnika Powszechnego mogli tam chociaż pójść w pantoflach po sąsiedzku przecież rzecz opisać, to nic podobnego nie zrobili, milczeli.
    Można liczyć tylko na takie oddolne głosy jak Pana. Z wewnętrznych maili, jakie dostaję, to raczej KP traktuje bezrobotnych tak, jakby byli redaktorami – oni tam podobno faktycznie przesiadują na schodach. Nazywa się to „domowa atmosfera”. Ale oni, KP, przynajmniej podobno płacą. Bo nikt teraz nie płaci, ale się do literatury dopłaca. Ja tylko nie dopłacam, bo mam bloga na serwerze i tak opłacanym rocznie, i myślę, że ten ułamek kwoty, który kosztuje mój blog, opłacą właśnie znajdujące się na stronie reklamy. Ale dla młodego człowieka honorarium w KP to jest coś.

    No i tak jest, jak Pan teraz dopisał. Też uważam, że to jest jakiś systematyczny nalot. Z tego, co obserwuję, to wystarczy pewne nawyki w Sieci upowszechnić na zasadzie psa Pawłowa i wszyscy będą pisać: „piękne, ach, jakie piękne”. W PRl-u wszyscy machali chorągiewkami, bo to miłe tak sobie pomachać w maju. A jesteśmy wszyscy przecież z tych czasów- dorośli i dzieci. Z czasów, kiedy wpajano nam, że sztuka to stadność i nie odbicie poszczególnych losów w poszczególnych artystach, a w zewnętrzności. Bez zewnętrzności dzisiejszy artysta odczuwa paniczny strach. I mają ją właśnie w KP.

  14. Nadzwyczaj fajna strona, z przepiękną grafiką. Zwracam na to uwagę, dlatego że sama prowadzę stronkę http://www.bialkatatrzanska.net.pl. Trzymam kciuki za dalszy rozwój.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *