Zastanawia, co skłoniło jury wyróżniając Aldonę Borowicz Nagrodą im. tak cennej postaci życia literackiego przedwojennej Polski, jakim był Witold Hulewicz, genialny tłumacz Rilkego, przyjaciel Zegadłowicza, olśniewający przedstawiciel polskiego modernizmu nigdy już niemogącego się odrodzić w Polsce Ludowej, zmarły śmiercią męczeńską rozstrzelany przez hitlerowców pod Warszawą?
Z pewnością jury kierowało się tytułem tomiku. Faktycznie, ten mylący tytuł, sugerujący, że poetka coś jednak otwiera, coś w swojej poezji tworzy autentycznego i godnego zakomunikowania złaknionemu poetyckiego słowa czytelnikowi, może zmylić najczulsze receptory każdego sprawiedliwego jury, jakim pewnie byli pięć lat temu koledzy ze Związku Literatów Polskich dając ją swojej koleżance, Aldonie Borowicz.
Podobno w latach siedemdziesiątych Bogdan Czeszko, jak domagał się ponownego wydania wszystkich swoich dzieł, usłyszał zniecierpliwione pytanie: a czym się Czeszko zasłużył, że domaga się wydań?
Te mroczne czasy, kiedy trzeba było być zasłużonym, by móc szerzej uczestniczyć swoimi utworami w życiu publicznym kraju bezpowrotnie minęły, nastały jedynie czasy, gdzie liczy się jedynie wartość najczystszej polskiej poezji. Wypada więc bezstronnie przeczytać nagrodzony tomik.
W zbiorze jest 47 wierszy bardzo prostych, nie sprawiających czytelnikowi żadnych kłopotów w odbiorze. Jedynym ich mankamentem jest to, że odbijają się jak piłeczki pingpongowe od czytającego, i jeśli pamięć o nich zostaje, to tylko w warstwie znaczeniowej. To, że te strofy nie wnikają, że nie tworzy się ta wspaniała alchemia, jaką doznaje się przy spotkaniu z prawdziwą poezją, ta nieporównywalna z żadnym innym spotkaniem, gdzie wręcz cieleśnie odczuwa się powinowactwo z duchem wiersza, nie występuje ani razu. Wiem doskonale, o czym traktują, przeprowadzają mnie przez leśne ścieżki, żywoty rodziny autorki, żywoty sławnych ludzi, próbują zdiagnozować kulturę, ogarnąć świat myślą szerszą, celniejszą, prowadzącą do jego deszyfracji, kluczą, wracają i znów odbijają się znowu jak piłeczki ping-pongowe, by w rezultacie zabić cały percepcyjny wysiłek tych wierszy. Morderstwo na poezji jest o tyle trudne do wykrycia, bo praktycznie niczego nie ubywa, natomiast podszywająca się pod materię poetycką wszędobylska tapeta szczelnie mumifikuje trupa, a autorski wybieg maluje mu szminką usta i patrzące oczy.
Słowem, przy tak wielu zgromadzonych przez Aldonę Borowicz środkach poetyckiego kamuflażu, bardzo trudno udowodnić dokonanie zbrodni. Może być to jedynie proces poszlakowy.
Jest w zestawie kilka wierszy odżywiających się dziełami, bądź biografią sławnych artystów.
Np. wiersz dotyczący samobójstwa Sylvii Plath ma błąd rzeczowy, ponieważ wczuwając się w całą trudną scenę odejścia amerykańskiej poetki z tego świata, nie można napisać, że pozostawione przez nią małe dzieci – po wtargnięciu do dziecięcego pokoju policji, straży pożarnej, pielęgniarki, która znalazła zwłoki matki i odkleiła taśmę z framugi drzwi, by gaz nie wtargnął do dziecięcego pokoju – w najlepsze rzuciły się, jak jakieś zwierzęta (zwierzęta zresztą też w stresie nie jedzą) do jedzenia:
„(…)A gdy słońce zajrzało przez dziurkę od klucza
wcisnęła głowę do starego piekarnika odkręciwszy kurek
Dzieci wciąż spały spokojnie
Później zjadły łapczywie śniadanie
które stało obok Przy łóżkach(…)”
[Lady Łazarz żebrze o miłość]
Wątpliwa wiarygodność innych wierszy nie jest może tak spektakularna, ale równie nietrafiona. Pisząc o kulturze hipisów, poetka napisze tak:
„(…)Już nie trzeba słuchać Dylana i Joplin Ani tworzyć mitów
o martwych
Protest-songi wyszły z mody Trzeba było się ostrzyc
Założyć krawat Smoking Samozwańczo ogłosić się królem świata
W 2000 roku poprzestawiać pionki na szachownicy
I schować ołowiane żołnierzyki do starej szuflady
Starożytni hippisi te piękne dzieci kwiatów
Nie wrócą już do swoich wiosek
Popijają colę i drinki Wygodnie siedząc na kanapie depczą
po mrówkach”
[Starożytni hippisi]
Jeżeli wiersz dotyczy 2000 roku, niestety nie wiadomo, czy chodzi poetce o polskich hipisów, światowych, amerykańskich (nieśmiertelnych, czyli starożytnych, odwiecznych?) – to wszystko nie ma nic wspólnego ani z prawdą historyczną, uniwersalną, ani z obserwacją autorską ani nawet z gazetową sztampą. Wiersz powstał w jakimś niepojętym roszczeniu mówienia głosem diagnostycznym, wymyślonym, próbującym te dwa światy, niemogące bez siebie istnieć, a jednak antagonistyczne – świat socjologii i liryki, na siłę skojarzyć.
Można się bliżej przyjrzeć wierszowi „Billboardy” opublikowanemu na portalu literackim liternet.pl, podobnie zabierający głos społeczny. Jeśli Stanisław Różewicz w ubiegłym wieku mógł jeszcze odkrywczo pomstować na ataki przerostu ilości wiadomości wszechpanującej cywilizacji społeczeństwa informatycznego, utyskiwać na ogłupiające zdania płynące z telewizora poprzez wyliczankę, to Aldona Borowicz składa wiersz z zupełnie przypadkowych sloganów przepisanych z ulicznych plakatów, które nie tylko nie układają się w żaden poetycki utwór, ale zgłaszają jakąś przez podmiot liryczny pretensję, jakieś obrażenie na świat za tych nieproszonych mózgowych gości. Po kilkudziesięciostrofowym przepisaniu treści sloganów reklamowych nagle czytelnik dostaje zupełnie nie trafiony bukoliczny nokaut z natury:
„(…) Osaczona jestem przez billboardy
jak czaple stojące na bagnistej łące
wyczekują na jednej nodze aż dostaną żabę (…)”
[Billbordy]
Metoda budowy pozostałych czterdziestu wierszy jest bardzo podobna, polega na wysnuciu wiersza z jakiegoś arcy nieważnego spostrzeżenia, budowaniu na figurze (np. ryby) całego karkołomnego gmachu domniemań co do naszego pochodzenia, upadku i dyskomfortu:
„(…)ryba wyjdzie z ciemności alg lub wodorostów
potem wyśpiewa ląd na przeludnionych plażach(…)”
[Gdy wyjdzie ryba]
Przykłady powierzchownego, wyłącznie powodowanego estetyczną intencją napisania za wszelką cenę wiersza, który się nie odezwie nigdy, ponieważ powstał z bardzo płytkiego przeżycia można mnożyć. Niepokojące jest to, że poetka Aldona Borowicz, jak czytam współczesne jej, bądź zaczerpnięte z innych tomików wiersze publikowane właśnie na portalu literackim liternet.pl porywa się na tematy filozoficzne, fundamentalne, o których nie ma pojęcia.
Przykładem takiego pseudo intelektualnego głosu nie mędrca, ale sędziwej matrony, której należy się rodzinny szacunek nie z racji wygłaszanych przez członka rodziny banałów, ale z racji wspólnotowego interesu rodzinnego, jest chociażby ten wiersz, przywołujący surrealistyczne obrazy wiodące do sprofanowanego w dzisiejszych czasach pojęcia śmierci:
„(…)Pędzą po nas płonące autobusy
a wokół płoną też drzewa ściany dom
i jest tak jakbym oczekiwała własnej śmierci(…)”
[Nie widziałam księżyca]
Oczywiście, nie wolno odmawiać współczesnym poetom woli rejestrowania swoich błahych i przeżywanych na swoją osobistą miarę przeżyć, odczuć i uczuć, czyli tego wszystkiego, czego oczekuje się od zarania wieków od poezji. Natomiast formułowanie jej przez poetów niedojrzałych, intuicyjnych i niewielkiego talentu nie mogą stanowić przykładu dla późniejszych pokoleń, wyznaczać nowych kierunków dla nadchodzących czasów mających poetyckim językiem rejestrować cywilizacyjne zmiany, denuncjować ich szkodliwe przejawy, wskazywać sukcesy. Poezja opisowa, banalna, wywyższona do rangi ważnej literackiej nagrody nie tylko profanuje jej patrona, ale demoralizująco wpływa na całą polską kulturę.
Dla mnie jest to ersatz-literatura, nie ma śladu po wielkich poprzednikach i nie jest na tyle mocna, by udźwignęła ciężar wynalezienia czegoś nowego. Chyba właśnie to pomiędzy męczy w odbiorze najbardziej, ponieważ nijakość jest tutaj programowa, konsekwentna, jakby poetka bała się wyjść z pewnego założenia, nie wychylić się. Przez to ognia tytułowego nie ma wcale, jest za to zimna grzeczność w klimacie wierszy, którą promieniuje osobowość autorki. Tak odczuwam właśnie poezję pisaną przez osobę grzeczną, kurtuazyjną, która by nikogo nie urazić, sama się ogranicza.
Naliczyłam zaledwie trzy wiersze datowane latami osiemdziesiątymi, reszta nie wiem, kiedy została napisana, ale skoro poetka debiutowała w latach siedemdziesiątych, to mogą być z bardzo różnych lat. Niemniej, nie odczuwa się tam różnic, dekad, wiersze są bardzo równe pod względem formalnym. I właśnie to mnie zastanawia. Czy ta monolityczność wyrazu jest zamierzona i czy faktycznie poetka chce coś otworzyć?
Tytuł najprawdopodobniej odnosi się do ostatniego wiersza zatytułowanego „Otworzę swoje drzwi” i jest dedykowany Ewie. Najprawdopodobniej biblijnej i jest to erotyk, ale bardzo zakamuflowany i enigmatyczny. Być może, że jest to nawet modlitwa do Matki Ewy, ale głowy nie dam. Otwierając tym kluczem cały tomik, który kończy się frazą „(…)Więc gdy zawołam/przyjdź/zapukaj/Otworzę swoje drzwi ogniem”, to może jest to litania do sił witalnych, prośba o dodanie poetyckiej energii, nie wiem. Faktycznie, potrzeba jej w zestawie, bo wiersze są anemiczne i wszystko siada i załamuje się pod jak napisałaś, taką nijakością i niezdecydowaniem.
Tak jak piszesz, nie ma dat i trudno prześledzić proces twórczy historycznie. Z tych szczątków obrazów autobiograficznych (obraz matki) można by złożyć pewien dowód na spustoszenie wojenne, stalinowskie, czasy mroczne, których autorce los nie oszczędził. Ale ja w tym zestawie nie odnajduję logiki, bardziej są składanką wierszy, niż skrzętnie dopasowywaną formą, która zestawem chce coś zakomunikować. Matkę i obrazy dzieciństwa przywołuje poetka w sześciu wierszach.
Tak, rodzinne wiersze „Zamiast fotografii rodzinnej” i „Cisza w starym młynie” są pełne zadumy, ale nie wychodzą poza konwencję sztambucha.
Mnie właściwie zastanawia to, jak pisałaś – bo śledztwo może być tylko poszlakowe – po której stronie się poetka opowiada. Nie jest to jednoznaczne, wszystko jest zamglone i relatywne. Jeśli te wiersze wykrętnie odwołują się do wyrozumiałości, bo przecież w tle są te fiołki niemieckie i polskie, bzy, czyli do jakiegoś pojednania, to przecież to jest nikomu niepotrzebne. Może właśnie na tym polega alienacja tych wierszy, że „odskakują” od odbiorcy, nie rezonują. Jest świat alienacji, ta niepokojąca pustka i martwota w „starym młynie”, ale autorka to wszystko nagle uwalnia. Ten niesłychany potencjał uchodzi jak z dziurawej opony. Jest w wierszach cały czas brak tej gwałtowności, potrzebnej poezji. Ale i tak „rodzinne” wiersze są o niebo lepsze, od np. religijnych („Grabarka”), czy o umierającym w szpitalu chłopcu (***). No i przykładowy, zacytowany przez Ciebie w notce wiersz o Sylvi Plath. Wszystkie opisy kształtujące sytuację są jedynie ornamentem, a nie istotą przekazu. Formalnie poetka stara się minimalną ilością słów powiedzieć jak najwięcej, ale to jest w dalszym ciągu gadanie, a nie kreacja. Kreacja to jest dosadność i wybór spośród wielu słów, wybór celny i trafny.
I może jeszcze to jest przyczyną alienacji, że poetka nie pyta, nie kształtuje, a cały czas konstatuje. Te gotowce nie są perswazyjne, są podane na talerzu, czytelnik nie wykonuje wysiłku dopełnienia sobą tych fraz i przez to nudzą. Czytelnik ma współpracować z autorem, cieszyć się wraz z nim, z tego, że oboje przeszli poetyckie doświadczenie. Wersy są nieostre, nie bolą i nie łechczą przyjemnie ucha, nie są dowcipne i nie są zagadką, ani magią.
Nie piszę tego złośliwie, że czegoś nie mają, bo nie wszystko ma być, tylko szukam przyczyn.
„….W chłopcu opada czas umierania
jak płatki śniegu wyciszone w glebie
Matka otwiera okno by odfrunął w wieczność.”
(***)
Myślę, że jest po stronie fałszu społecznego. Jest w tych wierszach patos osoby znającej odpowiedź na to, po której ma być stronie. I dlatego motyw śmierci jest tak lekki i tak nieprawdziwy, śmierć nie ma swojej wagi, jest jak piszesz, ilustracją i ornamentem. Wiersz o objawieniu maryjnym w Fátimie p.t.„Trzynasty” ma śmierć w tytule. Ale groza śmierci tych dzieci wyniesionych na ołtarze nie jest tak przekonywująca, jak na to zasługuje całe to mętne wydarzenie. Podmiot liryczny jest zawsze mało czytelny, kimkolwiek i czymkolwiek on jest. Dlatego tak trudno o tych wierszach mówić i je przyłapać na kłamstwie. Ale fałsz jest dominujący.
To szukajmy. Na przykład w wierszu „Wrony”:
„…mnie wchłania głębia pola aż stanę się gliną
i wciąż nie wiem czy tak właśnie wygląda
piekło śmierć zagłada
przerażony hitchcock znów otwiera klatkę
karmi złote kanarki a przestrzeń ogromnieje
niepewnością jutra.”
Taka pointa po wcześniejszym opisie lecących wron nad miastem. Jest cały czas niedosyt niedopowiedzianego, przypadkowego. Nietrafionego. Śmierć tak jak piszesz, nie ma ani wagi, ale też i nie ma sygnalizacji jej dzisiejszego zagrożenia, że już wagi mieć nie będzie i dlaczego. Bo wspomniany przez Ciebie wiersz „Billboardy” mający ambicję właśnie diagnostyczne, o niej nie wspomina.
No niestety, wiersz „Billboardy” został usunięty w tych dniach z portalu liternet.pl.
Są dwa komentarze afirmujące ten wiersz poetki XXXXXX i XXXXXXX, ale niestety ci poeci nie podali przyczyn swojego zachwytu. Był tam jeszcze drugi wiersz z tomiku „Zaduma”, też usunięty. Ponieważ tak wszystko znika, pozwolę sobie na moim blogu uwiecznić zachwyty nad tym wierszem, bo jakoś tak wszystko w necie znika, a nikt z poetów znających poezję Aldony Borowicz nie chce jej na moim blogu pochwalić. Napisz proszę Wando, co sądzisz o wierszu „Zaduma”.
XXXXXXXXX
30 grudnia 2010, 10:46:20
Co za przepiękny wiersz Aldono. Boże!!! Dla takiego wiersza warto być na Liternecie.
XXXXXXXXX
30 grudnia 2010, 10:53:10
Piękny.
XXXXXXXXXXXXXX
30 grudnia 2010, 10:58:38
Podoba mi się megaptak
XXXXXXXXX
30 grudnia 2010, 10:59:42
a tak. piękny!
XXXXXXXXXXXX
30 grudnia 2010, 11:14:48
jest rzeczywiscie ladny wiersz, a poza tym uczy bo wymaga od czytelnika albo guglowania albo pracy ze slownikiem ornitologicznym i przyrodniczym; ilu czytelnikow sie pofatygowalo?
XXXXXXXXXXX
30 grudnia 2010, 11:33:53
Lubię taką oryginalność.
XXXXXXXXXX
30 grudnia 2010, 12:27:14
Nieco spóźniona dołączam do zachwytów. Kursywa jet tu ornamentem, a może koronką, która bardzo pięknie przyozdabia całość
Wiersz faktycznie wymaga zadumy i wręcz łamigłówki, ale zadałaś mi Ewo zadanie..! Nigdy nie byłam na portalu Liternet. pl, nie mam na to zupełnie czasu, piszę chyba ostatni komentarz i się pożegnam. Bardzo ujutnie mają ci poeci na tym portalu Liternet.pl. To tak zawsze, taki plastusiowy pamiętnik? Profesjonalni pisarze? Aż trudno uwierzyć.
Niepokoi ta Dickinson, co ona tam robi wśród tego ptactwa? Ciemna Ewo jestem z tego wszystkiego i zawstydzona, bo popatrz tylko, siedmiu poetów, jak siedem kul w Sarajewie celnie trafiło do jądra tego wiersza tylko ja nie potrafię trafić i błądzę… Jakby ktoś zdradził jakiś chociażby niewielki trop… dedykowane Robertowi? A uczestnik Twojego portalu, Robert Mrówczyński pisuje na portalu Liternet. pl? To by się zgadzało. Megaptak. Ciemny. Rysopis się zgadza. Tak go sobie wyobrażam.
Niejako wywołany do odpowiedzi pozwoliłem sobie wkleić wiersz Aldony Borowicz
Wiersz usuniety przez adminstratora bloga
i chyba ten wiersz obroni się sam:):).
Ewo pozdrawiam serdecznie:)
To bardzo twórczy zabieg komentatorski – kopiuj/wklej – człowiek się nie napracuje, a jakby dużo się zrobiło.
Ale dobrze byłoby wiedzieć czy ma Pan zgodę autorki na wklejenie tutaj tego wiersza, który został przez nią samą usunięty z LITERNETU?
Czyżby po to, by tu się znalazł?
Zgodnie z dobrym obyczajem powinien Pan napisać: “za zgodą autorki”, jeśli tej zgody nie ma, może Pan tylko narobić kłopotów p. Ewie.
Ale przynajmniej nie trzeba już komentować, bo komentarze odnośnie tego wiersza już tu są.
Przed chwilą błędnie wkleiłem (dzięki za usunięcie) komentarze do innego, ale także usuniętego wiersza Jaskinie, choć prawdę mówiąc nikt by nie zauważył różnicy.
To, co się wyprawia na tym blogu, to zwykłe świnstwo. Pan Mrówczyński jest jak najbardziej u siebie w domu.
Wando, o co Ci chodzi? Pan Robert ma rację. Właśnie napisałam do Jarosława Trześniewskiego maila, by potwierdził zgodę na zamieszczenie usuniętego wiesza przez autorkę na portalu Liternet. pl. Może Ty wyjaśnisz tutaj tajemnicę usuwanych na portalach wierszy, czyniących zupełnie niezrozumiałymi wysiłek komentatorski kilku osób zostawiających pod nimi komentarze. Może wiesz. Marcin mi kiedyś tłumaczył, że to mogą być względy prawne, jeśli wydawca książkę sprzedaje i ma z autorem umowę i zakaz publikacji w Sieci, lub jakiś tylko terminowe pozwolenia. Są różne umowy. Jarosław Trześniewski jest absolwentem wydziału prawa UW, więc z pewnością nam tu wszystko wyjaśni. Musimy poczekać z osądami.
Panie Robercie, bardzo dziękuję za czujność!
Ostro, pani Ewo, ocenia Pani tomik Aldony Borowicz. Dość spóźniona to recenzja. Może gdyby się Pani pośpieszyła, to autorka nie dostałaby nagrody? Bo w istocie, chyba zawiść przez Panią przemawia. To takie… polskie.
Ma Pani prawo do krytycznej oceny, ale skąd tyle jadu? Nie pretenduję do miana krytyka, wiem jedno “de gustibus…”
To, że ja mam odmienną ocenę poezji Aldony Borowicz, nieważne. Są inni, lepsi ode mnie, którzy tę poezję cenią.
Pisze Pani “te strofy nie wnikają (…) nie tworzy się ta wspaniała alchemia, jaką doznaje się przy spotkaniu z prawdziwą poezją”. Jeśli w Panią “nie wnikają”, jeśli w Pani nie tworzy się ta “alchemia”, to może to Pani problem?
A tak przy okazji – coś tu u Pani nie tak ze składnią zdania: “jaką doznaje”??? chyba – jakiej doznaje (lub doznaję).
Przydałoby się Pani więcej umiaru i… empatii.
W tym wypadku pan Mrówczyński miał rację. Jaro powinien uzyskać zgodę autorki na upublicznienie jej pracy. Szczególnie, że w Sieci jest notoryczny problem z poszanowaniem własności intelektualnej. Ja mój blog zabezpieczyłem licencją CC, ale jej realna moc jest jednak bardzo ograniczona. To raczej pewien rodzaj deklaracji, że domagasz się szacunku dla swojego wysiłku.
Ja nie wiem, jakie umowy autorzy zawierają z wydawcami w przypadku poezji, bo nigdy nie wydawałem tomiku, ale podejrzewam, że usuwanie treści z netu może być właśnie z tym związane.
Gdyby była Pani na uroczystości wręczenia nagrody, usłyszałaby Pani jej uzasadnienie. Z jego autorami mogłaby Pani wtedy podejmować dyskusję. Z otwartą przyłbicą. Tymczasem po wielu latach (od wydania tomiku i nagrody) szarpie Pani czytelników, którzy w tej poezji coś dla siebie znajdują.
To co Pani teraz robi, to jest bicie piany. Zatrutej.
No dobrze Pani Mario, w Panią wnikają. I co z tego? Nie może Pani napisać jak wnikają, jakieś przykłady, jakieś dowody? Jak ktoś jest tak zakochany w tym wierszu, to czy naprawdę wolno go zbyć tak jak Pani to zrobiła? Czy jakaś kobieta uwierzyłaby swojemu narzeczonemu, który przymierza się właśnie do konsumpcji jej pięknego ciała, że widzi w niej jeszcze coś więcej oprócz jej drugorzędnych cech płciowych? Dlaczego Pani nie wyjaśni Wandzie Niechciale, co oznacza ten „megaptak”, dlaczego on jest tak fascynujący? Co oznaczają te wyguglowane przez Robinsona wyrazy łacińskie? Dlaczego nic Pani nie zrobi dla poetki Aldony Borowicz, której poezję Pani tak mocno kocha? Myśli Pani, że jak ktoś nie pojął, o co w tym wierszu chodzi, to to jest wyłącznie jego zła wola?
Może nie mam empatii, może zieję nienawiścią, ale nie może mi Pani zarzucić, że pewien wkład pracy w erupcję tych według Pani, tendencyjnych ocen, włożyłam. A Pani przyszła tu jak maglara mi tu tylko naurągać. To, co, Pani, która wie o poezji Aldony Borowicz tak dużo i pofatygowała się na ten nikomu niepotrzebny i nieważny blog, Pani przyszła jeszcze raz powiedzieć to samo, tę samą mądrość, co na portalu liternet.pl?
Mój blog nie jest od reklamy. Mam reklamy umieszczone w dwóch sąsiednich kolumnach, jeśli jest Pani zainteresowana. W środkowej kolmunie błoga są moje bardzo pracowite przemyślenia i jak Pani była łaskawa zauważyć, jako nauczycielka, też niedociągnięcia składni języka polskiego. Ale nie każdy odbiera tak jak Pani poezję Aldony Borowicz i nie każdy okiem profesora Pimko. Bardzo proszę o uszanowanie wielogłosu Internetu, bo to nie jest targowisko, a blog artystyczny. Jeśli Pani uważa, że biję tylko brudną pianę, to ja przecież nic na to nie poradzę. Każdy odbiera poezję inaczej. Ja właśnie w ten sposób.
I co, uważa Pani, jako pedagog, że nagrody się przedawniają? Pierwszy raz o czymś podobnym słyszę. I to, że czytelnik ma obowiązek rozmowy z jurorami. Ciekawe, w jaki sposób to ma technicznie wykonać?
Daj spokój, Ewo, ja naprawdę podziwiam, że wczoraj wytrzymałyśmy obie przy tak nudnej i nikomu niepotrzebnej poezji. Może za tydzień przy Pasewiczu będzie ciekawiej. Faktycznie, nie popisałyśmy się, bo i nie było żadanych absolutnie inspiracji. Przeczytałam jeszcze raz cały wątek.
Szkoda energii na wyjaśnianie. To za tydzień, trzymaj się.
Drodzy Państwo – Liternet nie jest jedynym miejscem w sieci, gdzie publikuje się wiersze. Oba wklejone tutaj teksty – są w sieci, na innym portalu. Czemu nie dziwi nikogo przeklejanie tutaj cudzych komentarzy? Być może Pani Ewa zapytała ich autorów o zgodę, ale głowy nie dam. Jestem przekonana, że refleksje Pani Ewy dotyczące ksiażki Aldony Borowicz nigdy by się nie ukazały na jej blogu, gdyby nie recenzja A.B o poezji E.Brzozy Birk. Było to sygnalizowane bardzo wyraźnie. Już jestem trochę zła, że znowu się tutaj odzywam, bo jako osoba o pokojowych zamiarach, nie lubię się wyzłośliwiać (żadna przyjemność), ale trudno mi czasem wygrać ze swoją wyrywnością. Pani Ewo, moim skromnym zdaniem – Pani skrupulatność, drobiazgowość, ciecie tekstów, jak niedzielnego makaronu, to zadawanie pytań wierszom, autorom, połączone z Pani pewnością, że coś powstało na fundamencie “miałkich przeżyć”, że “”fałsz jest dominujący” – sprawiają według mnie, że Pani nie umie czytać poezji, że jej ‘czucie” zależy od tego – czy Pani chce poczuć czy nie. I mieć powód by chcieć, lub nie. I jeśli gdzieś przeczytam, że liczy się dla Pani tekst, a nie autor, to przymknę oko i uznam to za niezły dowcip. Jeśli już tak chętnie posiłkujemy się innymi portalami, cudzymi komentarzami, to z pewnością należy także wspomnieć Pani, pełne zachwytu komentarze do wierszy słabiusieńkich pod każdym względem, do mega-gniotów. To bardzo charakterystyczne, bo autorzy tych tekstów, to głównie debiutanci, bez nagród, bez publikacji. W mojej głowie zaczyna się rysować jakaś dziwna strategia, jakaś opiekuńcza nuta, by słabego autora osłonić. Tylko czemu to ma służyć, jeśli taki ‘wymuskany” zachwytami” przyśnie, stanie w miejscu, uwierzy, że już jest dobrze, że pisze świetnie? Dobre samopoczucie – to dobra sprawa, ale to śmierć dla raczkującego twórcy. Odzywam się, “poetka Szychowiak”, bo znowu zostałam wezwana na dywanik. Tylu jest autorów w sieci, a po raz kolejny dyskretnie mnie Pani wkomponowuje “w coś”. Przecież ja nie mam talentu, nie umiem pisać, nie powinnam pisać. Modlę się, by czasem nie dostać za dwie moje nowe książki jakiejś nagrody, by nie przysparzać Pani cierpień. Z pewnością nie podejmę żadnej rozmowy, bo też cierpię; mam na razie jedno oko. Poza tym, już jest mi przykro, ze nie jestem zbyt miła.
Pozdrawiam
Oczywiście, nie mam patentu na jedyną, słuszną rację i istnieje prawdopodobieństwo, że się mylę. W każdym razie wyraziłam swoją opinię, w końcu chodzi o wielogłos w sieci.
Nie musi być Pani miła Pani Mirko, wystarczy by była Pani rzeczowa. Absurdem jest zarzut przeklejania przez mnie komentarzy z innego portalu, kiedy podaję źródło, skąd pochodzą. Natomiast, jeśli łamię wolę autorki, która usunęła wiersz z portalu i wklejam go tutaj z posiadanego przeze mnie papierowego tomiku, to jest to z pewnością inna zupełnie sytuacja. Idąc Pani tropem myślenia, nie mogłabym na moim blogu absolutnie nic powiedzieć, a przecież cytaty przeklejam cały czas z tekstów sieciowych, z gazet, z GW, teraz piszę tekst o filmie „Różyczka” to, z „Polityki”.
I tak uważam Pani Mirko, właśnie każde Pani wejście tutaj jest tendencyjne. To, jak oceniam, czy gnioty, czy cieniutkie, czy młodych, czy starych, nagrodzonych czy nominowanych, to już są bardzo indywidualne rzeczy i nie wolno tak całościowo zarzucać komuś, czegoś podobnego mi bez przykładów.
Tomik Aldony Borowicz akurat był w naszej bibliotece i może to się tak połączyło z recenzją Pani Birk, napisaną przez Panią Borowicz, i tu ma Pani w pewnym sensie rację. Ale nie jest to żadna zemsta ani żadne uczucia, o które się mnie oskarża, bo ja naprawdę nie mogę sobie pod koniec życia pozwolić na tak bezsensowny wypływ energii. Faktycznie, są to bardzo podobne postawy twórcze, w moim pojęciu absolutnie nie twórcze i to chciałam moimi notkami powiedzieć. Powiedzieć o pewnej manierze panującej w poezji, z wszech miar szkodliwej, której recepcja i podziw są udane jedynie. To jest martwa poezja pisana przez martwych, nieczynnych duchowo ludzi. Ale powtarzam, to są moje subiektywne przemyślenia a mój blog jest autorski i wiem, że głoszę na nim rzeczy niepopularne a dla wielu osób niedopuszczalne. Utwory wybieram według własnego uznania i cieszę się z tej wolności wyboru. Wszystkim, którzy ślą mi tomiki i książki, już definitywnie odmawiam.
Niestety, Jarosław Trześniewski nie odpowiedział jeszcze na moje pytanie i wiersz usunęłam. Jeśli wyjaśni sprawę, wiersz przywrócę. Nie zauważyłam na żadnym portalu tego wiersza. Proszę mi uwierzyć.
Dobrze, skoro komentatorzy wiersza Pani Borowicz wstydzą się swoich komentarzy tutaj, a nie na portalu liternet.pl pod skasowanym wierszem, to ja zamaskuję nazwy autorów na wniosek Pani, Pani Mirko. Pani jest w końcu jurorką poważnych konkursów ogólnopolskich i Pani najlepiej zna się na tym. Ja chciałam tylko coś na moim blogu powiedzieć, coś zilustrować i pokazać na przykładach. Ale jak ma być permanentny sieciowy bełkot, bo naruszam cudzą własność, to ok. Jak absurd polski, to absurd!
Ja Pani nic nie zarzucam:) Jeżeli chodzi o tendencyjność, to być może jestem tendencyjna, podobnie, jak Pani. Proszę zauważyć, że wchodzę, kiedy w oczy rzuci mi się “poetka Szychowiak:. Oczywiście, uaga o przeklejanych komentarzach była żartobliwa. Jestem jurorką jednego konkursu, świeżego, młodego, nie wiem – czy już poważnego. Chciałabym. Jeżeli chodzi o naruszanie cudzej własności, uważam, ze niczego Pani nie naruszyła, przeciwnie, stanęłam w Pani obronie, bo posiada Pani przeciez tomik na papierze, a gdyby nawet znalazła Pani teksty w sieci – są one na tzw. widoku. Wspomniane wiersze są w sieci, przed godziną je czytałam.
Pani Ewo, nie zamierzam podejmować z Panią dalszej dyskusji. Merytorycznej ani żadnej innej. Z osobą tak przekonaną, że ona wie lepiej, zarozumiałą i arogancką, nie ma dialogu. Nie interesuje mnie Pani blog i w gruncie rzeczy Pani poglądy. Przypadkiem tu zajrzałam, odtąd omijać będę to miejsce szerokim łukiem. Nie poszukuję reklamy. Czuję się zawodowo spełniona, nie szukam poklasku. To Pani jest raczej tą “maglarą” jak w swojej łaskawości zechciała mnie Pani nazwać. EOT
Niewiele powiem o twórczości Aldony Borowicz, bo niewiele udało mi się znaleźć. Ale z tego, co przeczytałem w Sieci, muszę stwierdzić, że mnie ta poezja może nie porywa, ale też nie razi. Nie ma w niej nic z chaotycznego rozbuchania Ewy Brzozy. To jest bardzo intymny, wyciszony styl wypowiedzi. A przy tym – w przeciwieństwie do Brzozy – intelektualny.
Podoba mi się, jak Aldona Borowicz w ten właśnie, zupełnie pozbawiony darcia szat sposób rozlicza się z okrucieństwami historii XX wieku. Tak jest w zamieszczonym na Liternecie wierszu “Zamiast fotografii rodzinnej”.
A skoro już jesteśmy przy Liternecie, opublikowała tam niezły esej o literackich idolach.
Mam nadzieję, że się Pani nie załamała tym brutalnym najazdem tercetu egzotycznego, a na koniec wyskoczył z lojalką jeszcze jak zawsze wierny p. Marcin. To dowód, że kąsa Pani dotkliwie, skoro niezmiennie pojawiają się tu osoby, a nawet całe zespoły dla przywrócenia Pani do porządku i w ogóle przywrócenia starych porządków ręcznie sterowanej kultury, które najwyraźniej mocą inercji jeszcze w tym światku panują. Niech Pani nie wierzy, że tym Paniom chodzi o jakąś poezję, o jakieś idee, bo przecież miały okazję tu skruszyć o nie swoje kopie, ale obrażone niegrzecznie odmawiają.
Pani blog się rozrósł nieoczekiwanie i dla tego zatęchłego światka staje się coraz bardziej groźny. Coraz więcej ludzi (a niewielu się tym interesuje naprawdę) widzi, że z tą polską poezją to może być wielka lipa, a nadto Pani „choroba woli sądzenia” może stać się zaraźliwa. Pani im tę zabawę bardzo psuje, po wklepaniu nazwisk inkryminowanych laureatów wyskakuje na pierwszym miejscu Pani strona! A co gorsza te Pani teksty są niezwykle rzeczowe, mocno podbudowane intelektualnie, więc mogą budzić niemałe wątpliwości w czytelnikach. I może zacznie jeden z drugim myśleć samodzielnie. A do tego dopuścić nie można.
Pewnie gdyby mogły zablokowałyby Pani stronę w wyszukiwarkach, bo do czego to podobne, aby ktoś się ważył podnieść rękę na urzędowo namaszczoną poezję, od oznaczania i namaszczania są już powołane autorytety, są rytuały i hierarchie, a naprzeciw temu jeden nikły i samotny głos. Dla tych ludzi internet jest wielkim zagrożeniem, bo przez niego tracą kontrolę, a jeśli do niego wchodzą, to nie dla wykorzystania jego wielkiego potencjału, tylko dla trzymania ręki na pulsie i pacyfikowania zagrożeń w zarodku. Proszę nie dać się uśpić i nie wierzyć w zapewnienia p. Kościuszko, że będzie omijać Pani blog wielkim łukiem. Będzie go śledzić z niepokojem i wypiekami na twarzy i wkraczać, niekoniecznie pod swoim nazwiskiem, ilekroć pojawi się tu nazwisko kogoś z jej drużyny obsypane kolejnymi laurami i składać językiem bolszewickiej kadrowej kolejne naburmuszone deklaracje, postanowienia i zapewnienia niemające zresztą nic do rzeczy. Nadal pojawiać się będzie p. Szczypiorska mimo niesmaku, jaki ma z powodu tego „to co się tu wyczynia” i z coraz większym tupetem zaznaczać swoją obecność tymi tępymi bulgotami, z niezmiennym, a niewiadomego pochodzenia przekonaniem o wielkiej wadze swoich wpisów. I oczywiście nie zabraknie też p. mirki, najbardziej z tej trójki przebiegłej, bo deklarującej, że też jej o wielogłos w sieci chodzi, choć z przebiegu tej debaty nic takiego nie wynika, a przeciwnie.
Dopóki Pani blog nie będzie zablokowany, dopóty będzie niepokoił i spędzał sen z powiek takim ludziom jak Pani polemiści, że pozwolę sobie strawestować zakończenie z Pani serii o chorobach blogowych.
Wytrwałości życzę.
Ach, panie Mrówczyński, jak to dobrze ze pan wreszcie zabrał głos. Bez pana nie byłoby hecy, a ja tu teraz zaglądam wyłącznie dla hecy. Tak skutecznie umie pan zniweczyć wysiłek intelektualny pani Bieńczyckiej, ze blog stal się jedynie rozrywką i to dość niewybredną. Jest pan jego bohaterem i wyrazicielem, znakiem firmowym. Sprawia pan, ze wszelka polemika z treścią blogu podobna jest do polemiki z tabloidem , czyli ryzykowna. I stało się, co się stać musiało, czyli upadek autorytetu. Teraz czeka się już tylko na następną hecę.
Jarku, nie odpowiedziałeś na nasze blogowe pytania czyniąc tok tego wątku niejasnym. Po wklejeniu tutaj swojego absurdalnego komentarza na innych portalach przez te trzy dni wkleiłeś 18 komentarzy na portalu liternet pl. i 25 komentarzy na portalu TRUML. Nie liczę twoich komentarzy na portalu Poezja Polska, ponieważ nigdy tam nie bywam i nie orientuję się w jego labiryntach i nie wiem, jak Ciebie tam szukać, ani jak szukać wierszy Aldony Borowicz. Ten mój buchalteryjny wysiłek służył tylko temu, by zobrazować, że zignorowałeś mój blog nie dlatego, że nie miałeś dostępu do Sieci, czy z braku czasu, bo mogłabym niesprawiedliwie Cię oskarżyć.
Postanowiłam sama naprawić szkodę i oddać mój tak szczupły czas i przeczesać Sieć, i zgodnie z komentarzem Pani mirki znaleźć ów wiersz. Wiersz „Zaduma” jest wraz z innymi brakującymi wierszami okaleczającymi portal liternet.pl tutaj:
http://www.rynsztok.pl/index.php/warsztat/action/list/frmAThreadID/151/
Polecam przy sposobności komentarz Pani Aldony nareszcie wyjaśniający, o co w tym idiotycznym wierszu chodzi.
Komentarz nawiązuje tylko treścią do komentarza Pani Kościuszko i mam nadzieję, że ponowne pojawienie się jej nazwiska nie sprowokuje tutaj kolejnej impertynenckiej wizyty i dotrzyma obietnicy, że mój blog będzie omijać szerokim łukiem, co z pewnością wszystkim wyjdzie na dobre.
Polecam witrynę http://www.gilling.info/, gdzie Pani Aldona Borowicz jest najczęstszą bohaterką zdjęć Gil Gillinga, a nie zorientowanym moim nowym czytelnikom mojego bloga polecam tam prześledzenie pierwszej dekady dwudziestego pierwszego wieku, tego, jak bawili się poeci w Polsce przemian i do czego to doprowadziło.
Wątek, o którego niezachwianej wartości przekonuje Pani Maria Kościuszko jest tutaj:
http://gilling.info/borowicz-2006-05-10/
Na tej witrynie znajduje się też wizerunek recenzenta nagrodzonego tomiku, Stefana Jurkowskiego, którego tekst „Trzecie wejście poetki” umieścił na witrynie portalu literatura.waw.pl. której redaktorką jest Aldona Borowicz, Skarbnik Oddziału Warszawskiego ZLP.
Recenzję można przeczytać tutaj:
http://www.literatura.waw.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=933&Itemid=28
Zupełnie inaczej odebrałam esej Aldony Borowicz Od plotki do “kapliczki”
http://liternet.pl/grupa/krytyka-literacka/forum/350-od-plotki-do-kapliczki-esej
Już za dużo poświęciłam czasu twórczości Aldony Borowicz, której czytanie nie sprawia mi przyjemności, więc nie chciałabym teraz udowadniać, dlaczego ten tekst nie wychodzi poza umiejętności maturzysty z języka polskiego, który jest dobrym uczniem i chce zdać maturę, ale literatura nie jest jego pasją i tak naprawdę nic go nie obchodzi. To jest Marcinie bardzo szkolarski, bez wdzięku i polotu pisany esej, tak nudny jak i jej poezja. Dowodem jest to, że przy tak aktywnym pojawianiu się na tym portalu, zupełnie zignorowała Twój wysiłek komentarzowy, nie wszczęła z Tobą żadnej dyskusji, a właśnie taka dyskusja ujawniłaby na ile kompilacje intelektualne, jak piszesz, „większe intelektualne” od Pani Brzozy Birk (ha , ha!), mają coś wspólnego z tym, co jej tak naprawdę w duszy gra i czy to na pewno jest zbieżne.
Dowodem jest kolejny betonowy tekst zabijający swoją drętwotą o bardzo inteligentnym pisarzu działającym w czasie mojej młodości, Krzysztofie Gąsiorowskim, który w latach siedemdziesiątych właśnie z całym impetem na łamach miesięcznika „Poezja” i we „Współczesności” zwalczał takie pisanie, jakie prezentuje Aldona Borowicz:
http://liternet.pl/grupa/krytyka-literacka/forum/368-zapiski-starego-medrca-esej-o-wierszach-k-gasiorowskiego
Mam te pisma w domu i w „Poezji” pisał np. tak:
“(…) Ustalił się w naszym życiu literackim paraliżujący obyczaj nieufności i niewiary. Po śmierci Juliana Przybosia (i Gombrowicza) jedynie pisarze najmłodsi, nie posiadający dającego się sprawdzić dorobku, więc mogący swobodnie odwoływać się do Doskonałości, odważają się jeszcze zabierać głos w obronie swoich wizji literatury.Ta paniczna depersonalizacja zamraża ruch myśli, obezwładnia spory, ubezsensownia dyskusję. Nie ma przeciwników, oponentów, kontrpartnerów. Każdy zadowala się swoim kawałkiem racji; nie ma o co walczyć, poglądy są zawsze słabsze od potrzeb. Salon. Milczenie zainteresowanych nie jest jednak kwestią taktu. Jest kwestią merytoryczną. Już zbyt łatwo wyeliminować oponentów, wystarczy ich wskazać; „wiek krytyków”. Kto pierwszy, ten lepszy. Jest to katastrofa. Obyczaj milczenia we własnym imieniu, zasady „obiektywności” są moralnością i filozofią średniaków, są ucieczką konwenans, w schemat; sprowadzają poetyki i osobowości do wspólnego (nijakiego) mianownika; formułują przeciętną, tworzą przeciętność i bronią przeciętności! (…)”
[Krzysztof Gąsiorowski głos w dyskusji „spór o Antologie”, „Poezja” 8/1973]
Więc dziwię się Marcinie, że Ty, reprezentant nowego pokolenia, wspierasz proces pacyfikacji Sieci przez pisarzy ZLP tapetujących swoimi nudnymi artykułami wszelkie możliwe miejsca w Sieci, jakby ich ogromny portal na witrynie Związku tych arcymądrych tekstów tam nie mógł przechować, tylko musieli się wylewać i zalewać wszystko, co jeszcze żywe i jeszcze się rusza.
Panie Robercie, bardzo dziękuję za wsparcie. Faktycznie, po takiej komentarzowej jałowiźnie jestem zupełnie pozbawiona energii i chyba nie męczy nic tak bardzo, jak obcowanie z nudziarzami. Kilkakrotnie apelowałam, chociażby w notce zatytułowanej „List otwarty do portalu „rynsztok”, by ludzie bawili się we własnych gronach, by te środowiska nie przenikały się, nie robiły jednej, wielkiej, sieciowej pulpy. Dlatego bardzo chwalebna jest postawa Pani Mari Kościuszko, czy komentarzem tutaj Pana Marata, którzy zadeklarowali nie czytanie mojego bloga i nie komentowanie go nigdy. Tak trzymać. Nie mam pojęcia, dlaczego Wanda Szczypiorska, która mi tu już tak naurągała niewybrednie, nie bierze przykładu ze swoich portalowych koleżanek i kolegów. Nie mam siły wpisywać tutaj, ile złamaną ręką Wanda Szczypiorska zdążyła wpisać komentarzy na portalu liternet pl. a ile na TRUMLu, ale z pewnością wysuwa się przed Jarosława Trześniewskiego wyprzedzając Panią Marię Kościuszko i Pana Marata.
Bardzo proszę Wando o nieobecność tutaj, tam Cię kochają, masz tam autorytet i nikt Ci go nie podkopie. Piszę to naprawdę w Twojej obronie.
Sieć nie jest niczym innym od życia literackiego ery przedinternetowej. To jest prywatny, autorski blog, a nie jakaś gazeta. Mam zamiar napisać o pewnych tezach, pewnych mechanizmach w dzisiejszym życiu literackim i robię to, jak potrafię. Nic mnie nie obchodzą ludzie prywatnie, uważam, że bycie artystą nie jest zawodem tylko nawiedzeniem i nikt nie musi go wykonywać. Jeśli chciałabym zakwestionować pewne postawy na szerszym polu, wypowiadałabym go na portalu społecznościowym. Nie uczestniczę już w żadnym portalu społecznościowym. Moja ostatnia porażka na portalu Feliksa Lokatora zupełnie mnie już pozbawiła nadziei na jakąkolwiek sieciową fuzję. Wszystkich sympatyków mojego bloga, którzy zgadzają się chociaż w części z moim profilem ideowym, bardzo zapraszam i zachęcam do współpracy.
Ale nie da się ukryć, że jestem w Sieci kompletnie sama.
Ale ma Pani sympatyków, choć ja poezji takiej jak omawiana nie czytam i nie zamierzam tracić czasu na bywanie na portalach literackich… Swoisty proces negatywnej specjalizacji … kto może być “wielkim” poetą… jedynie członek/członkini ZLP. Nie rozumiem tego pędu do życia stadnego w poezji i przeżuwania wspólnie strawy czy trawy, jedno wielkie i śmieszne towarzystwo wzajemnej adoracji (takie pierwsze wrażenia po obejrzeniu zlinkowanych zdjęć). Tak jak Pani pisze jest to pewien proces pacyfikacji, jakby chcieli ukryć że posiadają tylko wiedzę a nie talent, wiadomości a nie umiejętności itp itd. Proces specjalizacji czy przynależności organizacyjnej często ukrywa przed innymi, iż specjalista jest specjalistą do niczego no i ma za zadanie monopolizację i zamknięcie dostępu czy to do finansów czy też do prestiżu (ale poetom zależy na prestiżu, szerokim uznaniu?). Zamknięcie dostępu do królestwa ducha jakim jest m.in poezja przez tych którzy mają papierek i bywają…
i tak teraz znów natykam się na Jaskułe… bo postanowiłem sprawdzić kto jest prezesem ZLP w Łodzi… ale znalazłem SPP… a tam Z.Jaskuła, S.Lisiecka, J.Jarniewicz (którego Jaskuła zaprosił do podsumowania roku literackiego jako dyr. TNowego)… koło młodych pisarzy Monika Mosiewicz… Przemysław Owczarek… i inni. Kurcze nawet nie wiedziałem, że tyle sław (obok Lisieckiej) poetyckich jest w tej Łodzi. Na ulicach brud i syf, ogólnie ruina i bida ale poezja zorganizowana kwitnie
Proszę się trzymać i robić swoje
Panie Marku, ja przecież to wszystko znam, kończyłam studia w państwie tak uwikłanym politycznie, tak zniewolonym, człowiek bez wejścia w świat dystrybucji artystycznych przywilejów nie mógł być artystą, zresztą życie dla artystów powolnych i bezwolnych, a chytrych i szczwanych, z cechami, których nigdy prawdziwy artysta nie posiadał, było usiane różami. Artyści Zachodu zazdrościli nam, że u nas tak się artystów futruje.
I mamy nareszcie wolność, nie wiadomo jak długo, bo tak słabe państwo pewnie znowu popadnie w niewolę, ale mamy na razie złote czasy Internetu i niech Pan popatrzy, co się wyrabia w Sieci. Jakieś falangi mafijne wszelkich artystycznych miernot zalewają Sieć swoją astronomiczną głupotą komentatorską. Jak ja mam się trzymać, jak Pan radzi, jak te wszystkie Diabły szaleją bezkarnie w Sieci i tylko słyszę ich diabelski chichot. Żadna miotła ich już nie wymiecie.
To już do ZLP można należeć tylko po wydaniu tak żałosnego, jedynego tomiku wierszy, jakim jest „Cosinus Salsa” i już się jest pisarzem? Dziękuję za informację, nie wiedziałam, że Monika Mosiewicz jest tak wysoko w hierarchii tej niszczącej literaturę polską mafii.
Trochę poszperałem w internecie…
SPP to jest inna organizacja niż ZLP, która chyba jest przedłużeniem organizacyjnym dawnego ZLP…
ale tak ogólnie nie jestem dokładnie zorientowany
A ci młodzi opisani są tu
http://www.spplodz.pl/kolomlodych/samotni_poeci_jednocza_sie_w_kole.php
Akurat ja jestem spoza wszelkich elit i takie gładkie, dobrze odżywione mądralińskie dzieciaczki drażnią mnie… może i ressentiment mną kieruje, pewna niechęć i uprzedzenie
Kiedyś studiowałem z takim jednym, który był ponoć synem prezesa ZLP o/Łódź w stanie wojennym (piszę ponoć bo nie mogę sprawdzić tego w internecie choćby a próbowałem bo czuliśmy do siebie wzajemną niechęć). Establishment komunistyczny, a i teraz też elita władzy pewnej. Bez kija nie podchodź.
Akurat trochę to środowisko znam (od strony teatru bo tam też od czasu do czasu literaci są zatrudniani)… np A.Babaryko kiedyś… pewien wspólny psychologiczny rys tzn arogancja i poczucie wyższości… jestem artystą czy też poetą (może nie wszyscy) i stąd może agresja, że ktoś śmie ich krytykować… ale nie będę nad tym zastanawiał się i wgłębiał bo i po co…
Nie wrzucam żadnej lojalki. Po prostu zdaję relację z tego, co do mnie przyszło po lekturze kilku zaledwie wierszy Aldony Borowicz. Podobnie z tym esejem. Ja nic nie petryfikuję ani nie firmuję – przeczytałem go, spodobał mi się, napisałem o tym, by choć trochę pozostać w temacie poetki. A spodobał mi się, ponieważ poruszał we mnie pewne aspekty mojej własnej biografii pisarskiej i procesów najpierw afirmacji, a potem dekonstrukcji idolów, przez które przechodziłem w różnych okresach kształtowania się mojego języka.
Ewa – jest mi przykro, że muszę to powiedzieć, ale chyba w końcu dojrzałem do tej decyzji. Jeśli każdy mój wpis, który choć o milimetr nie idzie po linii Twoich rozpoznań, będzie torpedowany przez Roberta Mrówczyńskiego jako lojalki wobec literackiego establishmentu czy Bóg raczy wiedzieć, co jeszcze, to niestety zmuszony jestem zakończyć moją działalność komentatorską na Twoim blogu. Mam dość impertynencji tego faceta. Nie zamierzam omijać Twojego bloga szerokim łukiem, ale od teraz będę tylko biernym czytelnikiem. Jeśli będę chciał imprezki, na której biją po mordzie, pojadę sobie na wiejską dyskotekę w remizie strażackiej.
Wszystko, co napisałem o Tobie na moim blogu, jest szczerą prawdą. A Ty jesteś na nim mile widziana i zawsze z przyjemnością będę z Tobą dyskutował. Ale bez jakże szlachetnej opieki p. Mrówczyńskiego. Jeśli pojawi się u mnie, żeby Cię “bronić”, ogłaszam tu publicznie, że zostanie przeze mnie zbanowany.
Mój blog – moje prawo.
Panu się naprawdę podoba twórczość Borowicz, wierzę, bardzo jest Pan przekonujący. Też uważam, że dla sporej grupy czytelników ta twórczość to absolutna spiczka. Nie rozumiem jak to się może dziać, na czym polega ten mechanizm aprobowania wtórności i powierzchowności, ale on bezwzględnie działa i nie jest Pan pierwszy, który jest tego przykładem.
Chodzi o co innego. Pan tu deklarował jakąś wspólnotę duchową i intelektualną z p.Ewą. W rzeczywistości jesteście na przeciwnych biegunach wrażliwości i nie bardzo wiadomo dlaczego uparł się Pan, aby w tak swoisty sposób świadczyć o tych “powinowactwach”, których nie ma na lekarstwo. Przecież to jest groteskowe, a właściwie szydercze z Pan strony, aby się przyłączać do wrogiego obozu i udawać sojusznika. Czy Pan tej śmieszności nie widzi? Trudno mi uwierzyć, aby był Pan tego nieświadomy, a może tak sobie Pan wyobraża wielogłos w sieci? Widział Pan jak się skończył wielogłos w PiS? Przecież Pan niweczy wysiłki p.Ewy takim postępowaniem. A przecież ma Pan sporo miejsca w sieci, gdzie może dawać do woli upust swoim upodobaniom. Dlaczego musi Pan koniecznie robić to jeszcze tutaj?
Nie będzie Pan musiał mnie banować na swoim blogu, bo ja się tam nie pojawię, z powodu właśnie diametralnej odmienności mojej, kompletnego braku podobieństw z Panem. Nie mam zamiaru robić Panu przykrości, zupełnie mnie to nie interesuje. Do rozmowy potrzebny jest mimo wszystko jakiś wspólny mianownik i wzajemna fascynacja.
nikogo z bloga nie wypraszam, nikt aktualnie tu nie jest zbanowany. Miło mi, jak ktoś pisze na temat, jak rozmowa się toczy, jak jeden komentarz nawiązuje do drugiego, wzbogaca temat, blog, dale inną pespektywę problemowi… Nie miałam nigdy intencji tworzenia tutaj żadnych koalicji i może porównanie Pana Roberta to PiSu nie jest trafione, ale bardzo Panu, Panie Robercie jestem wdzięczna za troskę. Jarosław Trześniewski w prywatnym mailu prosił mnie o 12 godzin na ustosunkowanie się do, jak widzę teraz, nielegalnie wklejonego wiersza. A to wiersz członkini ZLP, oni tam mają prawników… Cóż ja… kto tu będzie, ten będzie, nikogo do niczego nie zmuszę…
Ewo, bardzo przepraszam ,że dopiero teraz zabieram głos. Przede wszystkim -mea culpa- za wklejenie -jak to nazwałaś -absurdalnego komentarza -zadziałałem jako falsus procurator , bez potwierdzenia nań zgody Autorki wiersza. Działałem jednak w dobrej wierze (bona fides) .Chciałem tak, z uwagi na przytoczone wcześniej w Twoim blogu komentarze – w tym moje -wkleić link do wiersza, w pośpiechu wkleiłem niestety cały wiersz, który usunęłaś.
Co do zgody Autorki na wklejenie wiersza – prawo autorskie takiej zgody wymaga , ale zależy to od okoliczności.Ponieważ toczyła się polemika wokół tego wiersza ,jego percepcji w nawiązaniu do skomentowanej książki poetyckiej Aldony Borowicz , można ten wiersz przytoczyć, jak też wskazać link w sieci, tak by dyskusja była podparta odpowiednia treścią.
Komentarza o wierszu Aldony Borowicz się nie wypieram, podtrzymuję swoją opinię. I mam do niej prawo.
Tak, jak również Ty Ewo masz prawo do swojej. Przykro mi jednak ,że określiłaś ten wiersz mianem idiotycznego. Ten wiersz jest- moim zdaniem -odpowiedzią na herbertowskie “nasłuchiwanie głosu ptaków” i jestem przekonany ,że zachwyciłby Autora :”Pana Cogito”‘.
Mamy prawo do odmiennych poglądów. W wszystko dobrze gdyby nie dyskusja jaka się rozpętała na temat “wielkości”poetyckiej czy przynależności poetów do “mafii” , co to ma wspólnego z wierszami Aldony Borowicz?
Dodam,że Jej wiersze do mnie trafiają ,że nie trafiły do Ciebie – dobrze rozumiem.
Nie widzę w nich fałszu,a przynależność Autorki ‘Zadumy”do ZLP czy SPP nie powinna być tematem do niepotrzebnego bicia piany.
Jeszcze raz przepraszam za zamieszanie .
Pozdrawiam serdecznie!
Jarku, nie pisałam w notce o zrzeszeniach, bo każdy ma prawo i wybór, czy działać sam, czy się zrzeszać i oczywiście wysoka jakość twórczości jest możliwa w obu wypadkach. Nagroda jest przyznawana przez ZLP i napisałam, że dali koleżance, bo w Związku Polskich Artystów Plastyków tak się zwraca do swoich członków i nie wierzę, że jest u literatów inaczej. O nagrodzie i jej dawaniu zasygnalizowała Maria Kościuszko i ja nigdy bym nie poszła na witrynę Gil Gillinga, to straszna strata czasu, ale czułam się jakoś zobligowana i zaniepokojona, że może nie wiem czegoś istotnego, co wie Maria Kościuszko o tej Nagrodzie.
Wiem, że prawo jest bardzo represyjne, czytam w CV, że poetka Aldona Borowicz sama jest absolwentką wydziału prawa i moje obawy były jak najbardziej uzasadnione. Wiem z historii literatury, że mogą zapadać wyroki absurdalne. Karl Kraus przytacza przykład procesu kobiety, która zamordowała swoje dziecko, postawiono jej zarzut nadużywania kary chłosty. Kobietę uniewinniono, nakazując jej poprawę, nawet nie dowiadując się, czy ma więcej dzieci.
Jeśli towarzysząca dyskusja artefaktowi łagodzi przestępstwo łamania prawa autorskiego, to najprawdopodobniej można to wygrać w sądzie dopiero. Intrygującym pytaniem było to, dlaczego autorka usunęła wiersze z omawianego przeze mnie tomiku na liternet. pl, natomiast inne pozostawiła. Wierzę, że nie potrafisz na te pytanie odpowiedzieć, że nie znasz odpowiedzi. Nie możesz mi zarzucić, że na blogu piszę nie na temat i tendencyjnie biję pianę, bo sam jesteś powodem zaistniałych problemów. To, że wszystko zaczęło się rozrastać, jest dowodem właśnie na nieprecyzowanie i w porę nie zajmowanie stanowiska. Dałam komentarze do tego wiersza nie po to, by tu na blog sprowadzić nieżyczliwych mi ludzi, tylko jako przykład upadku sztuki ich komentowania, bo nie każdy, kto czyta mój blog, czyta też portale literackie.
Domniemanie, że Herbert byłby zadowolony z twórczości Aldony Borowicz żyjącej przecież równolegle z poetą, jest absurdem. W ten sposób domniemywać można o wszystkim.
Dziękuję Ci za wyjaśnienia i również serdecznie pozdrawiam.