WROCŁAW

Tak to już jest, że do retuszu
niewiele jest właściwych ruchów. Świat się nie wzruszy brakiem
duchów, ani nie zdziwi się ich stanem, kiedy zdychają tak, jak ryby
zduszone lodem Odry szczelnym. Tak to już jest, że nieśmiertelny ten,
co śmierć sieje i zniszczenie. Tak to już jest, jak zamierają cienie przykazań…

I nic się przecież nie zmieniło, od kiedy ludzie na Zachodzie
marzyli o stabilnym chłodzie, by bez żywiołu dumnych postaw
z dnia na dzień żyć. Co się zdarzyło, nieziszczalne
zaciska krtań,
a miasto trwa jak zapis w dziejach, martwe bezwładem,
tylko jemioła pęta drzewa, zjadając Wrocław.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2010, Nie daję ci czytać moich wierszy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

19 odpowiedzi na WROCŁAW

  1. Marcin pisze:

    No wiesz, ja z moich wizyt we Wrocławiu odniosłem raczej odwrotne wrażenie. To miasto tętniące życiem. Na rynku do bardzo późna szwendają się studenci i kołowaci pisarze, którzy właśnie wytoczyli się z knajpy “Literatka”. I to nie tylko w weekendy. Ale ze względów historycznych jest to także miasto-palimpsest. Breslau przebija na niemal każdym kroku, zwłaszcza w architekturze. Niesamowity we Wrocławiu jest np. budynek sądu.

    Ale Ty oczywiście piszesz o innym rodzaju martwoty – o takim, który czuje się tym wyraźniej, im bardziej osacza ten naddatek życia powierzchniowego. Skóra kipi, szkielet stygnie. A mózg cierpi na amnezję. To nadzwyczajne, ale i smutne, jak drastycznie Wrocław odciął pępowinę przeszłości.

  2. Ewa pisze:

    Masz rację, Marcinie, jadąc przez miasto zrobiłam dużo zdjęć nowego Wrocławia z myślą, by posłać koledze z wrocławskich studiów do Kalifornii, by wiedział, jakie nastąpiły zmiany. Bulwary nad Odrą są imponujące.
    Ale ja wróciłam z Wrocławia z prawdziwego pogrzebu i pogrzebałam też automatycznie całą moją przeszłość związaną z tym miastem, z którym już nie mam nic wspólnego. I pisząc ten wiersz zauważyłam, że jestem wobec niego martwa, jak kochanka skrzywdzona, której odebrano możliwość kochania. I to jest stan wewnętrzny mój, a nie miasta, z którego można być przecież dumnym.
    W moim wierszu Wrocławia już nie ma, został pożarty przez pasożytującą jemiołę, czyli coś bardzo estetycznego, udającego symbiozę, a jednak prowadzącego do umierania. W bezlistnych, oszronionych konarach drzew rosnących nad kanałami Odry, kule jemioły wyglądają naprawdę pięknie.

  3. Robert Mrówczyński pisze:

    Nie wiem czy zasadne jest powiedzieć, że to bardzo piękny wiersz skoro mówi o umieraniu, triumfie zła. Z pewnością nie jest piękny pięknem sentymentalnym, pięknem pożądanym przez konsumentów i producentów poezji tzw. pobożnych życzeń, krzepiącej, dającej nadzieję, że non omnis moriar, że dobro w końcu zwycięży itp…, ślizgających się jedynie po powierzchni życia, mitologizujących rzeczywistość. Nawet rzekomy sojusznik p. Ewy Marcin hoduje w sobie banał i pospolitość pisząc o tym mieście tętniącym życiem. Nie rozumiem jak poeta, za którego się uważa może w kontekście tego wiersza coś takiego napisać. Jak poeta w ogóle może, abstrahując od jakiegokolwiek kontekstu coś tak banalnego napisać. Poeta to kolektor uczuć i widzeń en masse wypartych przez ludzką pospolitość i zakłamanie. Tak mi się przynajmniej zdawało. To ktoś, kto szuka kłamstwa w pamięci własnej i zbiorowej zwłaszcza, kiedy wydaje się ona dobra i znajduje racje dla tych podejrzeń. Poeta to śledczy, który nie „wierzy łzom” nicujący świętości i pewniki.
    Poeta nie jest od pokazywania dobrych stron życia.
    Raczej od tego by pokazać jak ludzie robią wszystko by tych dobrych stron życia, tej przyjemności życia pozbawić innych.

    I Pani Ewa robi to niezwykle przejmująco.
    Miasta i ludzie to tylko powłoki, to tylko suma nikczemności do jakich są zdolni.
    Ale wiersze Ewy to nie masochizm, zgorzknienie, jakaś zemsta za niedocenienie, kompensacja zlekceważenia, jak jej nieustannie imputują. Ta poezja wyrasta z miłości i zachwytu życiem, jakkolwiek brzmi to paradoksalnie, jednak Ewa to duch niezwykle żywotny i ciepły.

    Jeszcze słówko do p. Marcina. Skoro ma p. niedosyt moich opinii, nadrabiam zaległości. Bardzo to ładnie, że tak troska się Pan o interesy p. Ewy i przestrzega ją przed niebezpieczeństwami, jakie mogą wynikać z mojej działalności. Pani Ewa – choć zdaję sobie sprawę z groteskowości tego sądu, zważywszy jej całkowite zmarginalizowanie i izolację przez środowisko – to Wielka Poetka warta każdego ryzyka i niebezpieczeństw, nie tylko tych kilka pocałunków śmierci i machnięć szabelką, jak to Pan raczył lekceważąco nazwać.
    Zewsząd wyparta, z etykietą politruka i zawistnika istnieje w jednym jedynym miejscu tego targowiska próżności, praktycznie bez żadnego autentycznego wsparcia, bo i Pana nie da się zaliczyć do jej sojuszników, Pana, który chciałby ją pozbawić tego jednego, jedynego. Mnie.
    A tak nawiasem, dlaczego na tym skłamanym salonie liternetu nie wkracza Pan równie bezceremonialnie wobec wazeliny, która tam w ciągłym użyciu i nie przestrzega przed pocałunkami śmierci? Dlaczego nie wyciągnął Pan swojej szabelki na bezdyskusyjnego podleca Dzieduszyckiego i go ze mną pospołu nie przegnał?

  4. Marcin pisze:

    > Robert Mrówczyński
    Ależ poeta może – może wszystko, absolutnie wszystko.
    Widzę, że mimo ostatniego dnia roku nie przegapia Pan okazji, żeby egzorcyzmować “fałszywych przyjaciół” Ewy. A ja myślałem, że Pański komentarz dotyczył wiersza. Tak przynajmniej sugerował początek. Powtarzam jeszcze raz: masz coś do mnie, człowieku, to przyjdź na mój blog. Tam przyjmuję interesantów. Tym bardziej, że jest świetna okazja, bo właśnie wrzuciłem tam jedno z moich najsłabszych opowiadań. Może Pan sobie poużywać.
    Małe dementi: nie uważam się za poetę. Po prostu czasem pisuję wiersze. Dość przeciętne zresztą. Moja domena to proza. Nigdy też nie uważałem się za sojusznika Ewy (Pan tę branżę zmonopolizował tak, że nawet szpilka się nie wciśnie) ani za jej antagonistę. Szanuję ją jako intelektualistkę, doceniam jej odrębność i niezależność. Co nie znaczy, że muszę się z nią zgadzać czy zawsze spieszyć jej z pomocą, kiedy hucpa u bram. Pan robi to świetnie za dziesięciu. Dzieduszycki nie był żadnym podlecem – po prostu zaprezentował inny punkt widzenia na Ewę Brzozę niż autorka tego bloga, do czego miał święte prawo. Choć prawdę mówiąc dla mnie te opinie do pewnego stopnia się uzupełniały. Dały mi w każdym razie punkty orientacyjne w lekturze Brzozy. Boć, jak Pan zauważył, w poezji banalista ze mnie wierutny, więc i głębokich jej subtelności nijak bez pomocy instancji bardziej oświeconych – do których i Pan, jak rozumiem, się zalicza – pojąć nie umiem.
    I nie muszę się Panu, ani w ogóle nikomu, tłumaczyć z mojej działalności na Liternecie, czy gdziekolwiek indziej. Myślałby kto, że wysiaduję na portalach całe dnie. Nie jem, nie śpię, nie pracuję, tylko zajmuję się głaskaniem po pleckach ziomków z koterii. Nie, nie zaczynam dnia od Liternetu, ani go na nim nie kończę. Choć Pan najwyraźniej tak. Co jest o tyle dziwne, że chyba kiedyś uskarżał się Pan tutaj, że nie ma za wiele czasu na konsumowanie kultury. No ale w walce o honor Ewy trzeba się poświęcić, prawda? Bo tam przecież działa istne gniazdo antyewowej reakcji.
    Tezę o pocałunku śmierci podtrzymuję w pełni. Swoimi wiernopoddańczymi szarżami w końcu doprowadzi Pan do tego, że nikt nie będzie chciał tu dyskutować, bo będzie się bał, że jedno “krzywe” słówko wystarczy, by Robert Mrówczyński go pogonił. Z marginalizacją Ewy też bym nie przesadzał. Wbrew pozorom jest ważnym punktem odniesienia w literackim internecie, o czym, paradoksalnie, świadczą wejścia autorów omawianych przez nią książek.

    > Ewa
    Ponieważ nie miałem wiedzy biograficznej, odczytałem wiersz uniwersalnie. A obraz, jaki mi się wyrysował, to pewna pozorność, markowanie życia, podczas gdy martwota i uwiąd, i te pasożytnicze kule jemioły, wszystko niweczą.
    No ale pewnie plotę banały, więc już się zamykam, żeby się jeszcze bardziej nie pogrążyć.

  5. kazimierz poznanski > ewa pisze:

    Ewo, jak nie mozesz wrocic do wroclawia – studiow -a twoje miasto – po studiach – jest – jak dopiero – napisalas – nie do zycia, to gdzie jest wlasciwie twoje miejsce, czy dlatego nie odnajdujesz sie w tych miastach, bo znikly w nich nawet “… cienie przykazan” – czyli, rozumiem, czlowieczenstwa

  6. Ewa > Marcin, Robert Mrówczyński pisze:

    Dziękuje za zainteresowanie moim wierszem, właściwie miałam w planie napisanie notki o chorobach blogowych, konkretnie o chorobie kłótni, ale po powrocie z dwóch dni uroczystości pogrzebowych we Wrocławiu zupełnie nie miałam siły i wkleiłam wiersz, by coś się na blogu działo. A teraz wróciłam z Imprezy Masowej z Sylwestera 2010 na Placu przed Spodkiem Katowice. Niestety nie doczekałam północy, bo nie wolno na teren Imprezy Masowej wchodzić ani z aparatem fotograficznym, ani z alkoholem. Ponieważ chciałam tak spędzić swoje urodziny, muszę mieć do tego te dwie rzeczy. I wróciłam. I widzę na moim blogu kłótnię. To znak, że w Nowym Roku 2011na moim blogu będą nieustanne kłótnie. Bardzo się z tego cieszę, bo zamierzam w przyszłym roku się bardziej zradykalizować na blogu i Panie Robercie – zaatakować styl mówienia o poezji w sposób kołtuński i kretyński, a za przykład posłużą mi komentarze właśnie z portalu liternet.pl. Na pierwszy ogień napiszę notkę o przedstawicielach Związku Literatów Polskich, aktywnych w Sieci. Napiszę recenzję z tomiku Aldony Borowicz, laureatki prestiżowej Nagrody Hulewicza i może tym sposobem wyjaśnię, dlaczego komentarz broniący poezji Ewy Brzozy Birk słany przez Pana Kostka Dzieduszyckiego jest bez wartości i bez sensu.
    Dzięki Marcinie, że przy okazji spotkania z Panem Robertem napisałeś co myślisz o mnie. To bardzo cenne, bo wiadomo, że wszyscy chcą być kochani, ale niekoniecznie chcą kochać.

  7. Ewa > kazimierz poznanski pisze:

    Akurat Profesorze napisałam o swoim stanie ducha, a nie o sytuacji gospodarczej w kraju, ani o problemie wypędzonych w ujęciu Eriki Steinbach. Grzebałam mojego ojca chrzestnego, miał 87 lat i uczęszczał do gimnazjum Ojców Jezuitów w Chyrowie, to pogrzebana też została z nim historia, ale mój wiersz nie jest o tym.
    Mój wiersz jest o zmarnowaniu moich uczuć, entuzjazmu, młodości. Moje wewnętrzne miasto umarło, bo zdałam sobie sprawę z tego zmarnowania, z tej bezpowrotności. Nagle zdałam sobie z tego sprawę tak niesłychanie definitywnie. Bo są przecież różne stany ducha, a to przeżycie końca roku było taką moją małą śmiercią wewnętrzną. Nie mam pojęcia, czy ten wiersz jest dobry, czy zły, żenujący, czy taki sobie, źle skonstruowany, czy ma wady językowe. Uważam, że nawet zły wiersz, jeśli próbuje zrobić wysiłek w kierunku nienazwanego, jeśli przemaga opór materiału poetyckiego, jeśli wychodzi z niebytu tylko po to, by zaświadczyć istnienie na świecie jakiegoś człowieka, to spełni swą powinność. Ale to musi być głos ostateczny i bardziej nieziemski, niż ziemski. Odezwałam się jako żywy trup.

  8. Ewa pisze:

    Wklejam przy okazji Nowego Roku klasyczny przykład najczystszej poezji urzędniczej, czyli głosu zupełnie wyalienowanego i kolektywnego:

    REGULAMIN IMPREZY
    obowiązujący w dniach 31.12.2010 – 01.01.2011 r. podczas imprezy
    masowej na terenie PLACU HONOROWEGO przed MOSIR SPODEK w
    Katowicach

    Regulamin sporządzono na podstawie ustawy z dnia 20 marca 2009 roku o bezpieczeństwie imprez masowych (Dz. U. Nr 62 poz. 504 z 2009 r.)

    Ogólne warunki uczestnictwa w imprezie:

    1. Prawo do wstępu na teren imprezy mają osoby trzeźwe, liczba miejsc na terenie imprez jest ograniczona do 10.000 osób. Organizator zastrzega sobie prawo do odwołania imprezy bez wcześniejszego uprzedzenia.

    2. Organizator nie będzie zobowiązany do żadnej rekompensaty lub odszkodowania wobec uczestników imprezy, która z przyczyn niezależnych od Organizatora została odwołana lub odbyła się jedynie w części.

    3. Organizator zastrzega sobie prawo, w połączeniu z wszystkimi innymi postanowieniami i dyrektywami, które będą uwidocznione na terenie obiektu, do tego co następuje:

    a. Odmówić wstępu osobom w przypadkach uzasadnionych względami bezpieczeństwa.

    b. Odmówić wniesienia na teren imprezy oraz użycia w trakcie imprezy aparatu fotograficznego, kamery lub innego sprzętu nagrywającego audio-video. Osoby które będą starały się wnieść na teren koncertu aparat fotograficzny, kamerę lub innego rodzaju sprzęt nagrywający audio-video, będą musiały liczyć się z koniecznością przekazania go w depozyt, którego koszt wynosi 50 PLN.

    c. W przypadkach uzasadnionych względami bezpieczeństwa żądać, aby widz opuścił teren imprezy i zastosować odpowiednie kroki, aby zarządzenie zostało wykonane. Dotyczy to w szczególności sytuacji, w których uczestnik imprezy zakłóca porządek publiczny, zachowuje się agresywnie lub niezgodnie z niniejszym Regulaminem.

    d. Odmówić wstępu na teren imprezy osobom, u których stwierdzono posiadanie broni, materiałów wybuchowych, wyrobów pirotechnicznych, materiałów pożarowo niebezpiecznych, napojów alkoholowych, środków odurzających lub substancji psychotropowych, napojów w opakowaniach szklanych, plastikowych, kartonowych i metalowych, noszących buty o metalowych zakończeniach, oraz jakiekolwiek inne przedmioty mogące stanowić zagrożenie.

    g. Osoby przebywające na imprezie mogą być narażone na ciągłe przebywanie w strefie natężenia dźwięków mogących spowodować uszkodzenie słuchu.

    h. Wnoszenie wskaźników laserowych oraz alkoholu na teren imprezy jest niedozwolone.

    i. Oficjalne programy i gadżety będą sprzedawane wyłącznie na terenie imprezy.

    j. Wstęp osób małoletnich na teren imprezy masowej jest możliwy wyłącznie z opiekunem prawnym.

    5. Miejsce nieprzeznaczone dla publiczności to: zaplecze sceny, scena, strefa produkcji, garderoby artystów, studio telewizyjne, strefa pirotechniki.

    6. Kto nie wykonuje polecenia porządkowego, wydanego na podstawie ustawy, regulaminu obiektu (terenu) lub regulaminu imprezy masowej przez służby porządkowe lub służby informacyjne, podlega karze grzywny nie niższej niż 2000 zł.

    7. Kto w czasie imprezy masowej przebywa w miejscu nieprzeznaczonym dla publiczności, podlega karze grzywny nie niższej niż 2000 zł.

    8. Kto nie wykonuje polecenia wydanego przez Policję lub Żandarmerię Wojskową w miejscu i czasie trwania imprezy masowej, podlega karze grzywny nie niższej niż 2000 zł.

    9. Kto wnosi lub posiada na imprezie masowej napoje alkoholowe, podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny nie niższej niż 2000 zł.

    10. Kto wnosi lub posiada na imprezie masowej broń, w rozumieniu ustawy z dnia 21 maja 1999 r. o broni i amunicji (Dz. U. z 2004 r. Nr 52, poz. 525, z późn. zm.) wyroby pirotechniczne, materiały pożarowo niebezpieczne lub inne niebezpieczne przedmioty lub materiały wybuchowe, podlega grzywnie nie mniejszej niż 180 stawek dziennych, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

    11. Kto w czasie trwania imprezy masowej rzuca przedmiot, mogący stanowić zagrożenie dla życia, zdrowia lub bezpieczeństwa osób przebywających na terenie lub w obiekcie, gdzie odbywa się impreza masowa, albo w inny, równie niebezpieczny sposób zakłóca przebieg tej imprezy, podlega grzywnie nie mniejszej niż 120 stawek dziennych, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

    12. Kto w czasie i w miejscu trwania imprezy masowej narusza nietykalność cielesną członka służby porządkowej lub służby informacyjnej, podlega grzywnie nie mniejszej niż 120 stawek dziennych, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

    choinka

    impreza

  9. Robert Mrówczyński pisze:

    To niepojęte jak można liczyć na ściągnięcie publiczności w liczbie – jak przewiduje Organizator do 10000 osób – na masową imprezę, imprezę powitania nowego roku, zabraniając jednocześnie wniesienia alkoholu, sprzętu audio-video, materiałów pirotechnicznych tzw fajerwerków, czyli wszystkiego tego co jest wręcz niezbędne i powszechnie stosowane w tego typu uroczystościach. Witamy nowy rok szampanem, przy okazji uwieczniamy ten moment “sprzętem audio-video”, obecnie telefonem komórkowym i odpalamy materiał pirotechniczny. I właśnie tego Organizator zabrania w tych 12 punktach i podpunktach grożąc grzywnami i więzieniem do lat 5. Niepojęte, a jednak przyszli i piszą na yt, że było lepiej niż w Warszawie. Może mieli szampana w skórzanych bukłakach, o których organizator nie wspomina, a zamiast sprzętu audio-video mieli szkicowniki niczym rysownicy sądowi?
    I co to jest ta enigmatyczna stawka dzienna i ile na dzień dzisiejszy wynosi?

  10. kazimierz poznanski>ewa pisze:

    czy te przepisy obowiazuja w calej Polsce

  11. Ewa > Robert Mrówczyński pisze:

    Bardzo dobry pomysł z bukłakami, Panie Robercie! Zawsze uważałam, że wszelkie przepisy są tylko wymyślane po to, by je łamać i by stwarzać bezproduktywne sytuacje międzyludzkie. Na filmikach na YouTube bardzo ładnie jest to, zupełnie niezamierzenie, wyeksponowane: wianuszek ludzi stoi o kilka centymetrów zaledwie w odległości tych, co spełnili kryteria Urzędu, uwięzionych drucianą siatką, którzy potajemnie sączą alkohol z bukłaków. Natomiast ci wykluczeni, niewpuszczeni za ogrodzenie, producenci filmików YouTube, są w identycznym komforcie zabawy, jak ci zrewidowani i egzekwujący wolność kłamstwem.
    I to jest chyba metafora dzisiejszego stanu literatury: ci po kafkowsku wpuszczeni, to papier, a ci na zewnątrz to net. Ale to przecież ci sami ludzie podlegający masówce, czyli adrenalinie wytworzonej tłumem.
    Bo są przecież jeszcze domówki.

  12. Ewa > kazimierz poznanski pisze:

    Nie wiem, może ktoś się odezwie na ten temat. Ja sfotografowałam ten regulamin i wklepałam frazę w google, by ręcznie nie przepisywać i nie było żadnych wyników.
    To bardzo intrygujące pytanie, Profesorze. Ale Polacy nie zwracają na to uwagi, bo Polak zawsze sobie poradzi. Tym sposobem mamy chroniczne państwo bezprawia.

  13. Robert Mrówczyński pisze:

    Tak Panie Kazimierzu, tak jest w całej Polsce, mamy tu 90% martwych przepisów, których się nie egzekwuje, ale o ile w przypadku innych imprez masowych, jak np. mecze piłkarskie mają uzasadnienie podobne ograniczenia, to w przypadku “masowego sylwestra” jest to dość kuriozalne.
    Ciekawą rzeczą są te stawki dzienne. Znalazłem w sieci czym one są:

    Stawka dzienna nie ma na stałe określonej wartości. To kwota, którą ustala sąd, biorąc pod uwagę dochody sprawcy, jego warunki osobiste, rodzinne, stosunki majątkowe i możliwości zarobkowe. Istnieją natomiast górna i dolna granica stawki dziennej.

    Stawka dzienna nie może być niższa od jednej trzydziestej części najniższego miesięcznego wynagrodzenia w czasie orzekania w pierwszej instancji ani też przekraczać jej czterystukrotności.

    Najniższe wynagrodzenie wynosi obecnie 899,10 zł. Oznacza to, że wysokość stawki dziennej może obecnie wynieść od 29,97 zł do 11 988 zł.

    Jeżeli maksymalna grzywna to 180 stawek dziennych, to kwota wyrażona w złotówkach może wynieść od 29,97 zł (jedna stawka dzienna przyjęta w najniższej dopuszczalnej wysokości) do 2 157 840 (180 stawek dziennych w maksymalnej wysokości).

    Ciekawe czy w USA są podobne rozpiętości płacowe? Tu jeśli złapią, dajmy na to prezesa banku jak pije z gwinta wódę na imprezie masowej mogą go “skasować” na ca. 2mln zł.
    A jeśli są, to i tak nie mamy się czego wstydzić.

  14. Leszek Chudzinski pisze:

    Leszek Chudzinski > Ewa

    Dziekuje za “kawalek” polskiego Sylwestra pod katowickim Spodkiem. Ewo, toz to jest bezcenne (priceless). Kafka wiecznie zywy! Lenin nigdy nie mial zadnych szans, nawet ten nasz w Seattle, stojacy na Fremoncie (dzielnica), jakby sprzedawal lody lub jakas idee…
    Jesenin twierdzil, a Brodsky, zapytany przez sedziego o wyksztalcenie i kwalifikacje poetyckie, jakis dyplom, itd., powtorzyl w sadzie, ze poeta bywa sie z bozej laski…

  15. Ewa > Leszek Chudzinski pisze:

    To Leszku zupełnie dwa odmienne światy. W Polsce nie ma cieleśnie Lenina, ale duch pozostał. W Seattle odwrotnie (i jak tu ateiści mogą nie wierzyć w istnienie duchowości). Wystarczy porównać na YouTube jak bawią się katowiczanie, jak seattleńczycy. Daję tu fotkę z seattleńskim Leninem na dowód, ze Lenina doświadczyłam w Seattle cieleśnie, a który w czasie wszelkich tam hucznych zabaw pełni bardzo pożyteczna rolę świadka, przytrzymywacza i podtrzymywacza. Wystarczy w YouTube wpisać Freemont Parade Seattle http://www.youtube.com/watch?v=fq7lb0SnmxA&feature=related
    i zobaczyć zupełnie inaczej chodzących po ulicy przed cielesnym Leninem ludzi.

    ja z leninem

    lenin solo

  16. kazimierz poznanski>ewa pisze:

    jesli chodzi o przepisy dotyczace masowej imprezy, to nie jest to kafkowskie, bo tu niew chodzi w rachube, jakis blad w urzedowej machinie, jakies dziwkie fatum, tu chodzi o odrynarne bezprawie, to jest swiadectwo upadku prawa, po pierwsze, nie jest do pomyslenia w panstwie prawa, zeby kara za wykroczenie byla okreslana na bazie tego co ktos zarabia, ze jak biedny przejedzie czlowieka to placi doalra a bogaty placi milion, kara dla osoby musi byc proporcjonalna do szkodliwosci aktu, no i nie jest do pomyslenia w panstwie prawa, zeby za byle jakie wykroczenie kary rownaly sie polrocznej pensji albo zeby grozilo pojscie za kraty na piec lat, na penwo nie za posiadanie noza, ale byc moze za zaatakowanie kogos, jeszcze bardziej gdy doszlo do rozlewu krwi, sprawdzilem u nas na uczelni, mamy duzy stadion, zadzwonilem do naszej policji, tutaj jak znajda u kogos alkohol to go zabieraja, moga tez usunac kogos, ale powazne konsekwecje dotyczna tylko tych co sa pijani, moga pojsc do aresztu, kara za taki akt jest do tysiaca dolarow, ale zwykle mniej, poniewaz Amerykanin zarabia piec razy tyle co Polak, to by oznaczalo, ze proporcjonalnie, w Polsce ta kara pieniezna powinna wyniesc dwiescie dolarow, maksimum, to co wisialo przy Spodku to przejaw tego, ze kazdy sobie stanowi prawo, oraz, ze tak skonstruowane prawo tylko sluzy temu, zeby ci co je ustanawiaja mieli pelne – nieograniczone — prawo, zeby lupic czy teroryzowac innych, na przyklad sfingowac opor wladzy czy podrzucic butelke z piciem, jak w czasach ktorych Ewo tak nie lubisz, ktore sie moga przysnic, to jest niewyobrazalny dokument, swiadectwo nowych czasow, ktore nastaly w Katowicach i gdzie indziej

  17. Rysiek listonosz > kazimierz poznanski pisze:

    Chyba nie można oskarżać urzędników o konstruowanie regulaminów dbających o bezpieczeństwo uczestników organizowanych przez nich imprez (w końcu opartych o dziennik ustaw), że wnoszą w polską rzeczywistość jakieś nowe zwyczaje. Cały PRL był państwem bezprawia. Nowe czasy polegają wyłącznie na podobnym schemacie. Tak postępują głupi rodzice zamykając dzieci w domu i nie pozwalając im dosłownie na nic. Mają święty spokój i spokój ducha, a zarazem i dumę z tak przemyślnie sprawowanej opieki nad potomstwem. Faktycznie, dzieci takiego chowu nie są narażone na niebezpieczeństwa. W końcu młodzież USA przeszła okres buntu i sobie pewne rzeczy wywalczyła. Jak widać w państwach postkomunistycznych jest to niemożliwe. Nikomu nie przeszkadza taki regulamin. Tylko Ewie.

  18. Leszek Chudzinski pisze:

    Leszek Chudzinski > Ewa, Kazik, Rysiek Listonosz
    Dzieki, Ewo, za odduchowienie naszego Lenina na Fremoncie, bo juz sie obawialem, ze cala ta rzecz z wiecznie zywym moze powrocic…
    Zdjecia z Seattle nie sa reprezentatywne dla Ameryki (nie na darmo mamy tu swoj bible belt), raczej pokazuja jedno bardzo liberalne miasto amerykanskie. Takich miast w Stanach jest w sumie niewiele: Seattle, Portland, San Francisco, LA, Nowy Jork, Nowy Orlean, Chicago, i to chyba wszystko… Acha, Las Vegas, ale tam caly ten luz jest zaprogramowany przez mafie. No bo gdzie jeszcze mozna obejrzec parade nagusow, ktora w Seattle jest tradycja?

    A ja twierdze, ze to jednak duch kafkowski, zwielokrotniony, rozczlonkowany, dajacy w kosc na kazdym miejscu. Moja wyprawa by wymienic traveler’s checks (a to przeciez gotowka) do banku pekao sa (nie zasluguja na duze litery) trwala ponad godzine. I chyba bym czekow na gotowke nie wymienil, gdyby zona moja nie przypomniala mi, ze potrzebujemy troche szmalu. Wiec wzialem na wstrzymanie.

    Takie przepisy nie tylko Ewie przeszkadzaja; przeszkadzaly w swoim czasie rowniez Leszkowi Chudzinskiemu. I dalej przeszkadzaja.

  19. Ewa pisze:

    tak, biurokracja jakby się wzmagała, trudno mi tak to bezpośrednio obserwować, ale dzisiaj wysyłaliśmy obrazy koleżance do Warszawy i jeden prywatny przewoźnik chciał 300 zł, była usługa za dwa i pół tysiąca… Zdecydowaliśmy się na trzydzieści zł (obrazy studenckie, bez deklarowanej wartości), ale trzeba było dowieźć na drugi koniec miasta. A kilka lat temu podjeżdżał pod dom i taniej, i bez kilometrowych druków, była opcja opłacenia przez odbiorcę, dzisiaj niemożliwa bez kolejnych druków, logowań i potwierdzeń… Słowem, świat się jeszcze bardziej komplikuje zamiast dzięki zdobyczom cywilizacyjnym upraszczać… A ja tak już nie mam czasu…
    Niemniej bardziej mnie niepokoi wzmagające się chamstwo w Sieci u osób parających się literaturą, czyli poniekąd narodu wybranego… Ale to jest, jak napisał Rysiek, połączone. Szczury w klatce są bardziej agresywne. Widocznie ta niewola w dalszym ciągu jest.

    Fajnie tam Leszku macie. Myślę, że jak ktoś chce tego typu obyczajowych swobód, dąży do zamieszkania tych miast, które podałeś. Ci, którzy tego nie chcą, jadą do Teksasu. A pod mostami można mieszkać wszędzie.
    Nie wiem, do którego miasta w Polsce bym chciała pojechać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *