Nominowani do XII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina Ewa Brzoza Birk „Krajobraz po meblach” (2009)

Lektura 33wierszy zawartych w tomiku „Krajobraz po meblach” daje bardziej obraz toczącej recepcję poetycką choroby, niż jakiegokolwiek braku, co sugerowałby tytuł. Brakiem w nich jest brak selekcji przyswajanych obrazów. Dzieje się tam coś odwrotnego do autentycznego procesu twórczego, gdy wprawne oko malarza, pisarza czy muzyka zamienia na swoje media bodźce chwytane ze świata, poddaje je wstępnej eliminacji, a dopiero potem zamienia na artystyczne tworzywo.
U najsławniejszej polskiej poetki portalowej, u Ewy Brzozy Birk następuje pewne zaburzenie właściwe małym dzieciom, kiedy zdezorientowane ogromem bodźców ulegają oniemieniu i niemocie. U Ewy Brzozy Birk ta przypadłość skutkuje odwrotnie: słowotok, nie ujęty logiką, zostaje schwytany i uwieczniony w postaci wiersza. Jednak ta struktura początkowego bezładu pozostaje. Na domiar złego, Ewa Brzoza Birk nie ma wyostrzonego zmysłu obserwacji, nie ma wyszkolonego oka, jak dzieje się u nieustannie malujących malarzy i ucha, jak dzieje się u muzykujących, czy komponujących muzyków. W konsekwencji otrzymujemy poetycką przypadkowość, jesteśmy zdezorientowani licznymi skokami w obrazowaniu przeżycia poetyckiego, a sam przekaz jest mentalnie niezwykle ubogi.
Oczywiście, choroby psychiczne nie są przeszkodą w tworzeniu, niejednokrotnie wzbogacają swoją aberracją światy ludzi pozbawionych dostępu do światów innych ludzi o odmiennej percepcji przeżywanego. Ale tutaj nie ma mowy o żadnej jednostce chorobowej, natomiast cały czas napotykamy na jej symulację.

Wiersze, jak dowiaduję się z wywiadu z poetką, powstały na okoliczność zamknięcia pewnego etapu w jej życiu, pozostawieniu umeblowanego świata w Polsce i przejściu do nowego meblowania w innym państwie, w Danii. Proces adaptacji do emigracji poetki już ukształtowanej, w wieku dojrzałym, do innej kultury i innego języka, do kraju ojca swojego dziecka, zostaje w wierszach bardzo drobiazgowo udokumentowany.
Wiersz „Koleje” wieloznacznością sugeruje nie tylko sposób przemieszczenia się podmiotu lirycznego z Warszawy do Świnoujścia koleją, i dalej promem do Danii, ale też koleje losu. I nawet ten obraz z podróży, pełen niepokoju i wewnętrznego zamieszania, gdyby oprócz zwykłego opisu transportu przekazał nam coś więcej, mógłby skrótową formą rzecz zuniwersalizować. Dostajemy jednak jedynie zagmatwanie fabularne, gdzie podmiot liryczny nie może się zdecydować na fantastykę przestrzeni miasteczka Twin Peaks, czy na zwykły realizm. Rozdarcie i gonitwa myśli, symboliczny brak zakotwiczenia „w rękach nie mam żadnego gwoździa”, elementy horroru, wszystko to jest bardzo pojemne i czytelne. Natomiast bardzo trudno tę zwyczajną sytuację życiową odczytać tak, jak czyni to podmiot liryczny, ponieważ sam w sobie jest zbyt nieciekawy, by mógł kogokolwiek zainteresować, prócz samego siebie. Reisefiber podany w ten sposób czytelnikowi wydaje się jedynie histerią. Liczne rozgałęzienia, rozbiegane myśli dotyczące pozostawionych w kraju bliskich są jedynie napomknięciem i tak, jak wcześniej napisałam, intrygują jedynie autorkę i stworzone w wierszach postaci.
Od artysty zależy, czy z przeżytego materiału stworzy nową jakość artystyczną, czy wręcz przeciwnie, zastany świat zuboży i popsuje swoim artefaktem. Dotarcie na miejsce, co następuje w wierszu „Wizyta” to zakotwiczenie w nowym dla bohaterki świecie, które podane jest w sposób tak banalny, że zastanawiam się, dlaczego ludzie, którzy przysyłają mi pocztówki z podróży, ślą esmsy, piszą telegramy i zostawiają wiadomości na sekretarce, nie mają wieczorków literackich, nie wykłócają się na portalach literackich i nie wiedzą, że są o wiele większymi poetami od Ewy Brzozy Birk.
W wierszu „Umowa” następuje wysiłek przeniknięcia zagadki bytu w zestawieniu ziemi z kamieniem, ale z tej metafory nic nie wynika. To że podmiot liryczny, kobieta, mówi, że „Czasem wyrywam się; dla nowego/mężczyzny znajduję trochę czułości(…)”, nie oznacza, że zostaje coś tutaj rozwikłane.
Natomiast autorka w innych utworach próbuje, jako środków artystycznego wyrazu, użyć kalamburów i porównań polegających na grze słów, co rzecz jeszcze bardziej trywializuje:

(…)Deszcz nie zostawił na grzbiecie dachu
suchej nitki. Kamień rósł w krtani;
delikatnie wkładałam pończochy
i jedwabny głos.(…)

[Bez dobytku]

Dalsze wiersze opisują heroizm adaptacji w nowym miejscu. Jest on przetykany wątpliwymi filozoficznie konstatacjami:

„(…)Nie ma zła, zanim się od niego nie umrze.(…)
[Czynności]

Wiersz, który obiecująco zaczyna się zaskakującą myślą „Jestem zmęczona, tyle wokół pierdół(…)”
kończy się pensjonarskim marzeniem:

„(…)Wszystko można pojąć, rysując
na papierze skrzydła ptaków, potem odlecieć.(…)”

[Zakręt]

Kolejne wiersze mówią o beznadziei w na nowym terytorium, do którego została przeflancowana chyba wbrew własnej woli bohaterka utworów. W wierszach autorka umieszcza nieszczególnie w jej oczach prezentujące się duńskie miasteczko, uliczki, przedmioty, zapachy, jest w tych wszystkich opisach głos rozkapryszonego dziecka, który nie wie, czego chce, któremu zabrano jego bibeloty, ale ta strata to tylko pretekst, by zobrazować heroizm życia w nowym miejscu.

Czytelnik, który już poznał bohaterkę wierszy w połowie tomiku zaczyna jej zwyczajnie nie wierzyć i zgodnie z zasadą, że neurotyków się nie lubi, też i nie lubić.
Po doświadczeniach stanu wojennego w Polsce, trudno uwierzyć właśnie tak zbudowanej postaci, która w latach osiemdziesiątych znalazła się, jak pisze w kraju wikingów.

Rozgrymaszenie na swój los narasta z wiersza na wiersz. Z pułapki psychicznej wskutek zamierania instynktu poznawczego nowego miejsca, bohaterka wierszy próbuje się wydostać na mocy magii:

„(…)Połknęłam pigułkę, złamałam kod – będę na ciebie czekała
w czwartym wymiarze.(…)

[Tzolkin]

Dalsze doniesienia egzystencjalne oscylują na poziomie przerażających trudności życiowych:

„(…)Od kilku miesięcy więcej słońca, ale nikt z nas nie mówi,
co się stało. Zamknęli dopływ wody, skończyło się
wino – między domami zrobili lepsze niebo, morze i ziemię.
Prosty Dekalog.(…)”

[Kanon]

Aż dziw, że przy tak szczegółowej skardze słanej światu na duński los polskiej emigrantki lat osiemdziesiątych do Danii nikt jej nie przysyła z kraju paczek z żywnością, ubraniem, winem i bolsem.
Ale nie to zastanawia w tej nikomu, prócz autorce, niepotrzebnej poezji, którą taką metodą można mnożyć w nieskończoność poprzez pracowicie codzienne odnotowywanie kobiecych nastrojów. Zastanawia fenomen jej wieloletniego przetrwania bez żadnych odżywek i powietrza. Nie ma w nich śladów jakichkolwiek lektur, zainteresowania czymkolwiek, prócz swojego, niczym niewypełnionego wnętrza i fantazji erotycznych.
Poezja Ewy Brzozy Birk jest typowym, wręcz sztandarowym przykładem dzisiejszej maniery poezjowania, nazwanej przez poetkę w wywiadzie własnym stylem.
Być może, że poezja powstała z uporu narzucenia sobie literackiej profesji będzie materiałem doświadczalnym i przyczynkiem do badań naukowych nad tym dziwnym zjawiskiem hartu ducha, który każe wzbudzać w sobie wewnętrzny imperatyw artystowski nakazujący: pisać, pisać, pisać.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

50 odpowiedzi na Nominowani do XII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina Ewa Brzoza Birk „Krajobraz po meblach” (2009)

  1. Ro pisze:

    Tak, zauważyłam odpowiedź Ewy Birk dopiero po wysłaniu mojego komentarza. Czytuję Pani bloga od dłuższego czasu, nie odzywam się, bo nie mam śmiałości ani kompetencji.
    Wypowiedziałam się dzisiaj, bo akurat wiedziałąm o czym się pisze;) – przypadkiem. Dziękuję za to, że prowadzi Pani tego bloga. Pozdrawiam

  2. Ewa > Ro pisze:

    Przyleciał syn i mam niespodziewaną przerwę na blogu. Myślę, że na dniach wrócę do uaktualniania notek. Też przeczytam Pani blog.
    Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za wizytę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *