Keith Reid/ Procol Harum – „A Whiter Shade of Pale” (Bielszy cień bladości) z angielskiego przełożyła Ewa Bieńczycka

Kończymy tańczyć już fandango,
ostatni na parkiecie krok,
zrobiło mi się z tego mdło.
Tłum się domagał nowych mąk,
pokój zamruczał jak głos z gardeł,
sufit odfrunął nagle gdzieś,
ostatni drink był zamówiony,
kelner na tacy miał go nieść…

I tak się porobiło potem,
gdy młynarz snuł opowieść gościom,
twarz jej upiornie posiniała,
a na niej bielszy cień bladości.

Mówiła „nie ma sensu przecież
ależ to prawda oczywista,”
lecz grałem wtedy ostro w karty,
nie chciałem, by na zawsze przyszła,
by się jak tych szesnaście dziewic
szlajała ostro po wybrzeżu
i udawałbym, że nie widzę,
mogłem nie widzieć właśnie tego…

I tak się porobiło potem,
gdy młynarz snuł opowieść gościom,
twarz jej upiornie posiniała,
a na niej bielszy cień bladości.

Mówiła „ląd jest naszym domem”,
chociaż wciąż żeśmy żeglowali,
by to widziała pod mym kątem
zmusiłem ją do innej roli
mówiąc, że musi być syreną
którą po morzu Neptun wozi,
lecz ona swym uśmiechem smutnym
wnet położyła kres gniewowi…

I tak się porobiło potem,
gdy młynarz snuł opowieść gościom,
twarz jej upiornie posiniała,
a na niej bielszy cień bladości.

Jeśli muzyka miłość karmi,
królową jej jest tylko śmiech,
to można jeszcze los ogarnąć,
bo w prawdzie brud jest czysty też.
Me usta tak jak kreda białe
głowa w poślizgu myślą prostą,
więc szybko nią zanurkowałem
w oceaniczne wchodząc dno…

I tak się porobiło potem,
gdy młynarz snuł opowieść gościom,
twarz jej upiornie posiniała,
a na niej bielszy cień bladości.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii się tłumaczy i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

45 odpowiedzi na Keith Reid/ Procol Harum – „A Whiter Shade of Pale” (Bielszy cień bladości) z angielskiego przełożyła Ewa Bieńczycka

  1. Robin Son pisze:

    Wyszlo calkiem niezle. Jak sie troche zestarzeje w odczuciu tlumaczki, bedzie pwenie mozna wygladzic tu i owdzie. Ja bardzo lubie wersje tej piosenki na gitare i harmonijke, ktora wykonuje Dan Reeder.

  2. Marcin pisze:

    Jak dla mnie przekład bardzo dobry. Choć na moje ucho jednak bardziej literacki niż muzyczny. W tym sensie, że trudno mi to usłyszeć w śpiewie i z akompaniamentem instrumentów. Ale może się mylę. Widzę, że starałaś się oddać metrum oryginału. Wysiłek godny podziwu.

  3. Ewa > Robin Son pisze:

    Dzięki Panie Januszu za komplement. Właśnie wracam z GW, gdzie przeczytałam, że Turcy (przeczytałam, ponieważ według statystyk najwięcej mam wejść na blog z Turcji) są mistrzami w mówieniu rzeczy nieprzyjemnych pod pozorem komplementów. Ale, po co mam sięgać tak daleko, jak mam Pana pod ręką.
    Więc może i Pana nauka nie pójdzie w las i przy kolejnym podejściu na TRUML już mnie nie odpalantują.

    Wszystkim więc którzy nie akceptują mojego tłumaczenia, proponuję wersję jedynie gitarową utworu, poleconą przez poetę Robin Sona z Nowego Jorku:
    http://www.youtube.com/watch?v=f3DLarwDOO0&p=5F044DEB6F4596B8&playnext=1&index=29

  4. Ewa > Marcin pisze:

    nie mam pojęcia, o co chodzi w czwartej zwrotce, nie ma jej na nagraniach, podobno śpiewana jest tylko na koncertach. Taką wstawiłam interpretację, ale nie sposób dociec, czy narrator nie żyje, zabił się… Zmieniłam też tytuł, którego pierwotna wersja tłumaczenia jest legendarna, więc też może to być wadą. Uważam, że powinno być dużo tłumaczeń tej piosenki, skoro to kultowa, a Polacy na zmywaku opanowali angielski perfekt, każdy powinien dać swoje. A tymczasem w Sieci nie ma żadnego artystycznego tłumaczenia. Idę Marcinie na Twój blog wyjaśnić Ci, jak to widzę z problemem wejść na blog, jak to jest u mnie. Zastanawiający są ci Turcy… Ot, zagadka!

  5. Hanna pisze:

    Ewo, tlumaczenie fajne, gratuluje!
    Co do ostatniej zwrotki to pozwole sobie dodac tu swoja interpretacje: w oryginale jest tak:
    “So we crashed dived straight way quickly
    And attacked the ocean bed”
    Moim zdaniem (i innych ludzi, nie jestem az taka oryginalna) chodzi tu o skonsumowany akt seksualny, narrator mowi o “nas”, w liczbie mnogiej, a takze ma bardzo zgrabna dwuznacznosc w postaci “ocean bed” = tak, jest to dno oceanu, ale tez oceaniczne “lozko”. A wiec, z wrodzonym sobie optymizmem, wierze, ze narrator nie tylko, ze zyje, ale wrecz ma sie bardzo do brze!
    Tekst tej piosenki, jak pewnie zauwaylas, jest ostro dyskutowany na Internecie: od analogii z Chaucerem “Opowiesci kanterberyjskie” (mlynarz), do kaplanek rzymskich – Westalek, do liczby 16, itd

  6. Ewa > Hanna pisze:

    wielkie dzięki Haniu, kto by przypuszczał, że to chodzi o łóżko, a nie o dno… Nie mam pojęcia, jak to narracyjnie połączyć z resztą wiersza, może jeszcze do tego wrócę. Tak jak piszesz, też szukałam wyjaśnień w Internecie, nie chce tam nikt się wypowiadać jednoznacznie, nawet pytany autor, który podobno powiedział, że jego wiersz jest prosty. Idąc tym tropem uprościłam profesję tych westalek, jak się pisze do muzyki, to słowa mogą też wynikać z ich brzmienia i właśnie takiego dopasowania. A miller u Geoffreya Chaucera, to rogacz po nocy pełnej pomyłek. Dwaj studenci, którzy najęli się na jedną dniówkę do pracy w młynie zostali słabo wynagrodzeni i postanowili odebrać swoje w naturze. Noc w jednej izbie, gdzie stały trzy łóżka i kołyska z niemowlęciem, została przez nich wykorzystana, szczególnie, że tylko młynarz i niemowlę w noc spali, natomiast dwaj żacy, których położono w jednym łóżku razem, rozdzielili się i jeden poszedł do młynarzówny, drugi przyjął do siebie młynarzową dzięki fortelowi przestawienia kołyski. Młynarzowa po nocnym sikaniu pomyliła łóżka i zamiast wrócić do męża, weszła do studenta, oczarowana jego wznowioną aktywnością seksualną. Nie mam pojęcia, jak to się ma do wiersza, więc uważam jednak, że w wierszu chodzi jedynie o kogoś o nazwisku Miller. Te tropy nie są nikomu potrzebne, piosenka nie może być tak wieloznaczna, bo przecież jest jeszcze wykonawca, który wnosi własne znaczenia własnych doświadczeń życiowych w nią. Ważne jest natomiast, bym nie pisała ewidentnych głupot i ta ostatnia zwrotka mnie niepokoi.

  7. Robin Son pisze:

    Pani Ewo, ale z Pani przechera. Ja naprawde z uznaniem mowilem o Pani tlumaczeniu Procol Harum. Nie tylko oddaje sens, ale i da sie zaspiewac. Ciekawe czy jest jakis polski Procol Harum cover band? Moj sasiad jest czlonkiem zespolu, ktory gra wersje utworow Emerson, Lake & Palmer (czy mozna sobie wyobrazic cos nudniejszego?). Nie, nie udzielalem Pani komplementu, ktory byl prztyczkiem w nos. Kazde tlumaczenie, nie wiem jak doskonale, zyskuje gdy sie o nim zapomni i wroci. Zawsze cos mozna poprawic. No i poza tym, ja myslalem, ze juz doszlismy do porozumienia, ze poeta ze mnie zaden. Bez zadnych dasow z mojej strony. Wracajac do mojej ulubionej wersji utworu Procol Harum, nie ma jej niestety na youtube. To jest wersja spiewana z gitara, a riff z fugi Bacha grany jest na harmonijce. Moze nagram pani plyte kompaktowa i przesle, ale to w tak zwanej nieokreslonej przyszlosci. Teraz to juz bede siedzial cicho, ani mru mru, bo jedno sie powie a drugie zrozumie i robi sie jajecznica. Pozdrawiam

  8. Ewa > Robin Son pisze:

    Uważam, Panie Januszu, że właśnie artysta ma te niuanse wyłapywać. Bo kto to ma robić? Pani Wanda ma Panu na każdym portalu pisać, że jest Pan genialny? To jest bardzo miłe, co robi Pani Wanda, ale proszę się przypatrzeć, co się potem dzieje, jak ja wnoszę swoje słuszne uwagi w czyjeś wiersze. Nikt mi nie wierzy, bo tłum znawców wypowiedział się entuzjastycznie. Wszyscy są dotknięci i obrażeni. Miałam nadzieję, że chociaż emigracja wyruguje z Polaków złośliwość i małostkowość. Ale nic podobnego. Ja jestem winna za to, że ktoś nie jest poetą, a mimo wszystko chce nim być. Sieć mi tego nigdy nie wybaczy. Wybaczy Trojanowskiemu, nawet go polubi, ale nie mnie. Dlatego ma Pan rację, z daleka ode mnie, bo ja jestem Trędowata.

  9. Hanna pisze:

    Trudno jest w tlumaczeniu oddac wszystkie dwuznacznosci jezyka – po prostu czasem trzeba z nich zrezygnowac, Z “ocean bed” to jest wlasnie tak, jak moze byc po polsku, ze “leze na laki pachnacym kobiercu”. Wiadomo, ze to trawa laki, ale przez slowo “kobierzec” masz tez wrazenie dywanu.
    Ale – niestety – nie wszystko mozna oddac, a czasem mozna przesunac sie w zupelnie ina sfre wizualna.
    Ale tlumaczenie poezji jest bardzo ciekawe. Ciekawe jest tez to co napisalas o mlynarzu u Chaucera – nie czytalam tego, nastepna ksiazka na kupe do czytania.

  10. Ewa > Hanna pisze:

    bardzo lubię tłumaczyć, tak mi żal, że nie pojmę nigdy tego języka i mam stracha, że przy tych idiomach wszystko źle zinterpretuję. A wychodzą czasami tak śmieszne rzeczy, tak absurdalne… Chciałabym przetłumaczyć te wszystkie kawałki, które były na Top Twenty Radia Luxembourg, które tak źle odbierał odbiornik brata, ja chodziłam jeszcze do podstawówki… I nic nie rozumiałam, to było takie magiczne… Tak jestem szczęśliwa, że teraz mogę dociekać, o czym śpiewali! Sama przyjemność.

  11. Zbig pisze:

    Gratuluję, Ewo. To wyzwanie, podejmować się tłumaczeń tekstów Keitha’e Reid’a. A jeszcze zachować rym i rytm w sytuacji, kiedy cały świat (cywilizowany, oczywiście!) zna “a whiter…” jako utwór muzyczny, a nie wiersz.
    Chcesz kogoś uszczęśliwić?
    Spróbuj, proszę, z “homburgiem”
    A może tłumaczenie jest gotowe?!
    Pozdrawiam.

  12. Ewa > Zbig pisze:

    Naprawdę? Podoba Ci się, Zbyszku? To mnie bardzo uszczęśliwiłeś, to wszystko takie wieloznaczne, a jeszcze fani mnie mogą pobić. Bardzo lubię tłumaczyć, ale muszę mieć wolną głowę. Przetłumaczyłam tylko dlatego, że ta piosenka wystąpiła w moim tekście jako ważne przypomnienie czegoś. Musze skończyć „Dziennik”, to się od niego uwolnię i będę miała wolną głowę, spróbuję przetłumaczyć, tak przez Ciebie zachęcona…Zostało mi tylko 6 odcinków.
    Dzięki!

  13. JBP pisze:

    Lekkie jak skakanka fandango; Obróciliśmy saltem parkiet cały.
    Mdłość czułem jak na morskich falach; A tłum krzyczał o bis.
    Sala zadrżała murmurando; A sufit poszybował w dal.
    Kiedy zawołaliśmy o kolejny łyk; ten podał cały bar.
    I tak to było później, kiedy bajarz opowieść swoją snuł,
    Że twarz jej zrazu tylko widmo; Przeszłą w bledszy odcień mgły. © 2010

  14. JBP pisze:

    Lekkie jak skakanka fandango,
    Obróciliśmy saltem parkiet cały.
    Mdłość czułem jak na falach,
    A tłum krzyczał o bis.
    Sala zadrżała murmurando,
    A sufit poszybował w dal.
    Kiedy krzyknęliśmy o kolejny łyk,
    Ten podał bar cały.
    I tak to było później,
    Gdy bajarz opowieść swoją snuł,
    Że twarz jej zrazu widmo białe,
    Przeszła w bledszy odcień mgły.

    © 2010

  15. Ewa > JBP pisze:

    O, to proszę o resztę!
    Myśli Pan, Panie Jacku, że Millera można potraktować jako zwykłego bajarza? Może miller ma takie znaczenie w języku angielskim? Taki, co to miele opowieści, baja…
    Starałam się skracać strofy i liczyłam sylaby, by można było śpiewać. Tak robię we wszystkich tłumaczeniach piosenek i fani mają pretensję, że gubię pierwotną dokładność znaczenia słów. Widzę, że Pan też. Brawo!

  16. JBP pisze:

    Miller – ćma z rodziny Noctiduae, której skrzydła sprawiają wrażenie, że są posypane białym pyłem.

  17. Ewa > JBP pisze:

    Ćma? Ćma opowiadająca, snująca opowieść to bardzo poetycka metafora. Zmieniłaby moje całe tłumaczenie. Fakt, nawiązywałaby do tej bladości, jak mąka…Może ktoś spolszczy z ćmą, ja już nie mam siły poprawiać. Dzięki!

  18. JBP pisze:

    Lekkie jak skakanka fandango,
    Obróciliśmy saltem parkiet cały.
    Mdłość czułem jakby na falach,
    A tłum krzyczał o bis.
    Sala zadrżała murmurando,
    Aż sufit poszybował w dal.
    Kiedy krzyknęliśmy o kolejny łyk,
    Ten podał bar cały.
    I tak to było później,
    Gdy ćma o opowieść swą snuła,
    Że twarz jej zrazu widmo białe,
    Przeszła w bledszy odcień mgły. © 2010

    PS „skipping” – „skipping rope” – skakanka

  19. JBP pisze:

    A tłum zawłoał o bis.
    I sala zadrżała murmurando,
    A sufit poszybował w dal.

    I tak to było później,
    Gdy blada ćma opowieść snuła,
    Że twarz jej zrazu widmo białe,
    Przeszła w bledszy odcień mgły.

    [?]

  20. Ewa > JBP pisze:

    Nie wiem. Bo za dużo tych bladości. Ćma chyba nie może być blada i blada kobieta, o której jest piosenka i na dodatek mgła blada. Istna bladaczka. Ale być może, że o to właśnie chodziło. Wiersz można doprowadzić do absurdu niewielkim właściwie wysiłkiem… Może ktoś tu się wypowie inny, bo ja w końcu swoją robotę wykonałam.

  21. JBP pisze:

    Ps Dlatego pierwsza wersja miala wiekszy sens.

    Mówiła, „nie ma dlaczego
    i prawda jest jasna jak dzień,”
    Lecz ja błądziłem w swych kartach
    I nie pozwoliłem jej być
    Jednej z szesnastu westalskich dziewic
    Które to odchodziły na brzeg
    I mimo że oczy miałem otwarte
    Równie dobrze mogłem odwrócić wzrok.

    © 2010

  22. mail prywatny niepodpisany pisze:

    Pani Ewo, nie chcę zaśmiecać Pani blogu dalszymi uwagami. Pozwoli Pani, że dodam tą drogą kilka ogólnych spostrzeżeń. Jest to piękny wiersz, którego najlepiej się słucha, gdy tak naprawdę nie wiadomo, co słowa znaczą, a sens przychodzi z cudownych fraz Bacha. Jest to wiersz o zalotach podpitego młodzieńca do pięknej, acz surowej panny. Ale wiersz zarazem kapryśny, półprzytomny; słodkie nic; naszpikowane szkolną erudycją. Zadanie – tak mi się wydaje – leży w zachowaniu całości obrazu (np. pijaństwa – mdłość, jak rzucany na falach; szum w głowie po następnym kieliszku; sufit, który odlatuje w dal), bez utraty lekkomyślnego tonu i zaskakujących idiomów. Nie łatwa sprawa. Miller, na przykład, to Młynarz z Chaucera ‘ Canterbury Tales’. Student, uwodziciel, zbereźnik, który podstępem zdobywa względny mężatki, wprowadzając ją w trwogę bezsensowną opowieścią o nowym Potopie Biblijnym, grożącej im tejże nocy. Ona zgadza się spędzić noc z nim, Noe, w wannie uczepionej jak hamak na sznurach pod sufitem karczmy; i tak dalej . „I było to tak, że potem…” W kontekście angielskim jest to odniesienie tak oczywiste jak „Litwo! Ojczyzno moja!|” (przynajmniej było oczywiste, gdy utwór powstał. Dziś, nie byłbym już tego pewny). Nie do przeniesienia na grunt polski bez przypisów, etc. Stąd konieczność wprowadzenia nowego obrazu-kontekstu, w którym panna może zblednąć o jeszcze jeden odcień bieli. Bajarz ma sens, choć bez Chaucera znika przewrotność i groza. Ćma jest intrygująca. Wolna od kulturowych odniesień i tajemnicza. Dylemat. Pani uwagi o przesyceniu metafory są oczywiście słuszne.

  23. Hanna pisze:

    Na pewno zostawiłabym młynarza (nie bajarza) a nie ćmę. Jest wiele gatunków motyli – rusałka, monarch. Ciągle jednak jeśli piszemy, że np. monarcha coś zrobił, myślimy o królu, nie o motylu, o nazwie “monarch”. Tak samo z rusałką i motylem “rusałką”
    W tłumaczeniu Ewy najbardziej podoba mi się refren – bo jest to obraz zarówno tajemniczy i intrygujący ze względu na młynarza jak i prosty. Ma dobry rytm.
    Zdaję sobie sprawę, że to wszystko jest też kulturowe. Jest to tak, gdyby Polak napisał “gdy Robak opowiadał gościom” – ksiądz Robak, zwykły robak… powiedzmy, że Anglik tego nie zrozumie na poziomie wiedzy o literaturze, ale zrozumie na poziomie artystycznym. A nawet na poziomie wręcz intuicyjnym.
    Czytałam na sieci o millerze z piosenki, jako Arturze Millerze, blada kobieta będąca referencją do Marilyn… ludzie idą bardzo daleko w spekulacjach, “co autor miał na myśli.” Ale czyż nie jest przyjemniej po prostu słuchać tej piosenki i czuć?

  24. Ewa > Hanna pisze:

    Cóż, Haniu, siebie nie przeskoczę, napisałam, jak umiałam. Zbyszkowi się podobało (nie mam pojęcia, kto to jest, być może, że sam Sajnóg…?!)

    Wszystko to jest bardzo ciekawe wokół (Chaucera znam tylko z filmu Pier Paolo Pasoliniego, zdaje się, że muszę go jednak przeczytać). Natomiast nieciekawie zaczyna się wtedy, gdy się mi zarzuca, czy delikatnie daje do zrozumienia, że rzuciłam się na świętość, czyli na pieśń kultową, która najlepiej brzmi w wersji nie przetłumaczonej. Bardzo to wredne, ograniczające moją wolność. Przypomina zaraz komunistyczne czasy, kiedy słano protesty przeciwko obsadzeniu roli Oleńki takiej, a nie innej aktorki w świętym Sienkiewiczu. Ach, miałam ochotę dowiedzieć się, co tam w tym tekście się dzieje i się po swojemu dowiedziałam. I jest to moje osobiste doświadczenie wewnętrzne. Zachęcam wszystkich, by sobie do woli na swoich blogach i portalach też tłumaczyli. A jak wolą tylko melodię, to niech nie tłumaczą.

  25. Wojtek pisze:

    Droga Ewo!

    Z dużą przyjemnością przeczytałem Twój tekst i wszystkie komentarze. Taksię złożyło, że praktycznie w tym samym czasie postanowiłem zmierzyć się z oryginałem, nie unikając oczywiście wielu niezręczności, raz dlatego, że starałem się kurczowo trzymać rytmu a przede wszystkim dlatego, że jestem kompletnym amatorem.
    Nie znałem bajki o młynarzu :))( natomiast pierwszy wers ostatniej zwrotki to Szekspir
    Pozdrawiam serdecznie!

    Tańczyliśmy fandango
    Robiło mi się słabo
    Kręciliśmy piruety
    Tłum cały czas bił brawo
    Cała sala huczała
    Strop wzbił się aż do nieba
    Stoły tac pełne drinków
    Czyż tego było trzeba?

    A nazajutrz wcześnie rano
    Ktoś łgał nie po kolei
    Jej twarz zaś przybierała
    Coraz bledszy odcień bieli

    Do licha, powiedziała
    Każdy to chyba wie…
    Lecz chciałem rozdać karty
    Aby nie stała się
    Widziałem to dokładnie
    Zamknąwszy nawet oczy
    Nimfą zaklętą w posąg
    Co w otchłań głębi kroczy

    A nazajutrz już na kacu
    Ktoś brednie słodkie mielił
    Jej twarz zaś przybierała
    Coraz bledszy odcień bieli

    Na brzegu jestem, wierzę
    Lecz byliśmy wśród toni
    Więc wzburzyłem się szczerze
    Zwierciadło mając w dłoni
    Pewnie z ciebie syrena
    Ze smutkiem się zaśmiała
    Wiesz, jedną z cór Neptuna
    Przytaknąć mi zechciała

    Ref..

    Muzyka pokarmem miłości
    A uśmiech jest jej księciem
    Ostatni pierwszymi będą
    Część ważnych prawd tkwi w błędzie
    Me usta nasz sen zamknął
    Pojąłem, tak być może
    Popłynęliśmy na dno
    Znajdując tam swe łoże

  26. Wojtek pisze:

    Droga Ewo!

    Z wielką przyjemnością przeczytałem Pani przekład zwłaszcza, że w prawie w tym samym czasie naszła mnie też chęć zmierzenie się z tym tekstem. (Jakiś może listopadowy nastrój?)
    Zdaję sobie sprawę z popełnionych niezręczności, co po części wyniknęło z chęci zachowania rytmu oryginału ale przede wszystkim z tego, że jestem totalnym amatorem w dziedzinie poezji.
    Co do pierwszych strof ostatniej zwrotki, to chyba Szekspir. Natomiast o opowieści o młynarzu dowiedziałem się dopiero z komentarzy.

    Pozdrawiam gorąco!

    Wojtek

    Tańczyliśmy fandango
    Robiło mi się słabo
    Kręciliśmy piruety
    Tłum cały czas bił brawo
    Cała sala huczała
    Strop wzbił się aż do nieba
    Stoły tac pełne drinków
    Czyż tego było trzeba?

    A nazajutrz wcześnie rano
    Ktoś łgał nie po kolei
    Jej twarz zaś przybierała
    Coraz bledszy odcień bieli

    Do licha, powiedziała
    Każdy to chyba wie…
    Lecz chciałem rozdać karty
    Aby nie stała się
    Widziałem to dokładnie
    Zamknąwszy nawet oczy
    Nimfą zaklętą w posąg
    Co w otchłań głębi kroczy

    A nazajutrz już na kacu
    Ktoś farmazony mielił
    Jej twarz zaś przybierała
    Coraz bledszy odcień bieli

    Na brzegu jestem, wierzę
    Lecz byliśmy wśród toni
    Więc wzburzyłem się szczerze
    Zwierciadło mając w dłoni
    Pewnie z ciebie syrena
    Ze smutkiem się zaśmiała
    Wiesz, jedną z cór Neptuna
    Przytaknąć mi zechciała

    Ref..

    Muzyka pokarmem miłości
    A uśmiech jest jej księciem
    Ostatni pierwszymi będą
    Część znanych prawd tkwi w błędzie
    Me usta nasz sen zamknął
    Pojąłem, tak być może
    Popłynęliśmy na dno
    Znajdując tam swe łoże

  27. Ewa > Wojtek pisze:

    Dzięki Wojtku, nie wiedziałam, że to w tej ostatniej zwrotce jest wers z Szekspira. W życiu nie miałam w ręce Szekspira w oryginale. I ta ostatnia zwrotka bardzo prawdopodobna, biorąc pod uwagę komentarz Hani.
    To chyba dobrze, że Internet pozwala wszystko zobaczyć z różnych stron. Najważniejsze w rymowankach, by się nie wysypać i nie dawać rymów gramatycznych. Zawsze w sumie rymy są łatwiejsze, niż wiersz wolny.
    Przepraszam, że komentarz się od razu nie wyświetlił, nie wiem, czemu został przekierowany jako spam, ale tak się zdarza nawet z moimi komentarzami, siła wyższa.
    Tłumaczę teraz Ray Charlesa „Ol’ Man River”. Zapraszam i też gorąco pozdrawiam!

  28. Wojtek pisze:

    Życzę sukcesów, właśnie skończyłem
    Rocket Man Eltona Johna.
    Pozdrawiam i przepraszam, że mój mail, który nie dość, że długi to puściłem go 2x nie wiedząc o filtrze antyspamowym.

    Wojtek

  29. JBP pisze:

    Jeśli muzyka jest mlekiem miłość, graj dalej;
    Daj mi jej ponad miarę, tak, żeby z przesytu,
    Pragnienie straciło wolę życia i tak umarło. ©

    If Music be the food of love play on;
    Give me excess of it, that, surfeiting,
    The appetite may sicken, and so die.

    Twelfth Night, Akt 1, scena 1.

  30. JBP pisze:

    Skoro muzyka to mleko miłości – graj;
    Daj mi jej przesyt tak, żeby z nadmiaru,
    Pragnienie rozchorowało się i umarło. ©

  31. Ewa > Wojtek pisze:

    Jakoś się odbijam od Eltona Johna, nic mu nie ujmując, ale tak jak piłeczka ping- pongowa – nie przenika do mnie. A tłumaczę teraz takie klimaty bluesowe, bo to mi jest potrzebne do mojego „Dziennika”, stąd ta pieśń „Ol ‘Man River”.
    Czy myśmy się Wojtku już tu nie spotkali przy okazji Węgra, Istvana Kantora? Już mi się wszystkie nicki mylą…

  32. Ewa > JBP pisze:

    dzięki Panie Jacku za rozszyfrowanie skąd to jest i podrzucenie wersów z Szekspira. Mam tu tylko tłumaczenie Słomczyńskiego.
    W „Wieczorze Trzech Króli” Książę Orsino prosi o więcej muzyki, by tym nadmiarem mógł pokonać niedosyt miłości do niego hrabiny Olivii. Ale tam muzyka jest pokarmem miłości, jak u Wojtka, a nie mlekiem. Skąd to mleko? Dlatego, że białe? Mąka, teraz mleko. Szczególnie, że narrator jest pijany alkoholem, czymś przeciwnym mleku.

  33. JBP pisze:

    Kaprys: Food – pokarm – mleko – pierś – hrabina.

  34. Ewa > JBP pisze:

    Olivia to przecież Edmund, piersi nie miał.

  35. JBP pisze:

    Jeśli muzyka to mleko miłości
    Wtedy śmiech to jej korona.
    A skoro też tu to jest tam
    Doprawdy kleks biały jest. ©

    PS. Na razie tylko słowa i obraz. Później, przy pianinie, rytm.

    If music be the food of love
    Then laughter is it’s queen
    And likewise if behind is in front
    Then dirt in truth is clean

  36. Ewa > JBP pisze:

    Czy chodzi Panu o „Akademię Pana Kleksa”? Przydałby się tłumaczeniu jakiś wątek rodzimy.
    Komedia Szekspira posłużyła potomnym na mniej kamuflowane wątki homoseksualne. Pan Kleks posądzany jest nie tylko o krypto homoseksualizm, ale i pedofilię. Nie słyszałam, by Keith Reid miał takie ciągoty. Ale, kto wie. Może byłby to klucz do jego wszystkich, niezrozumiałych tekstów. Bardzo lubię pederastów, niejednokrotnie o tym na blogu pisałam.

  37. JBP pisze:

    Nie wiedziałem o Panu Kleksie. Dziękuję. Zafrapowało mnie to „to z tyłu” = „temu z przodu”. Reszta to obraz : Brud- kleks; Clean – biały

  38. hreben 81.219.6.221 hreben@wp.pl pisze:

    Wiem, że to irracjonalne, ale zawsze jakoś podskórnie kojarzyłem ten tekst z … Marlin Monroe. No, w końcu jest to taki swobodny strumień świadomości, to czemu nie? Co Pani na takie dictum?

  39. Ewa > hreben pisze:

    Nic na to dictum. Jeśli Pan/Pani ma jakieś dowody na powiązania aktorki z zespołem, jakieś wydarzenia, to proszę to napisać tutaj. Jeśli to jest fantazja, jakieś osobiste doświadczenie (np. usłyszenie po raz pierwszy pieśni w trakcie, gdy w telewizji szło „Pół żartem pół serio” to chyba nie ma sensu tego ogłaszać światu.
    A tak na marginesie: nudzi się Pan/Pani? Są jeszcze inne blogi do niszczenia.

  40. hreben 77.253.68.244 jamar59@o2.pl pisze:

    Pani [H]Ewo [z Kunowa?]: żeby coś niszczyć, to owe “coś” musi być coś warte. Proszę się więc nie obawiać: na pewno temu blogowi [sic] nie zaszkodzę. Tak poza marginesem: jeżeli nie potrafi Pani [:)] zaakceptować czyjejś opinii w swoim ogródku Towarzystwa Wzajemnej Adoracji, to trzeba było pisać na papierze, np.toaletowym. Wtedy ten BLOG [:)] miałby sens.
    Pozdrawiam i życzę dalszych wypocin.

  41. Ewa > herben pisze:

    Ale to głupie, co Pan napisał. Na papierze toaletowym? To już takie wyświechtane. Jeżeli zawdzięczam wizytę po tylu miesiącach ostatnią działalnością Hortensji na portalu Liternet.pl, to proszę się nie pieklić, to mam nadzieję epizodyczne spowodowane moją nieobecnością na blogu. Marnuje się tam komentując małe miernoty poetyckie, podczas gdy może komentować miernoty uznane i nagradzane państwowymi nagrodami. W sumie, to wszystko jedno., tylko te ostanie nie przesiadują na portalach literackich, ale na Facebooku.

  42. Hortensja > Ewa pisze:

    Nie wiem Ewo, czy to przeze mnie, zalogowałam się nareszcie bez problemu na portal Liternet. pl, ale, tak jak piszesz, „marnuję się” nikt mnie tam właściwie nie słucha, nie odpowiada na pytania, nie potrafię nawiązać żadnego dialogu. Jak tylko coś napiszę natychmiast pojawia się demonstracyjny korowód wklejek afirmujących tekst bez żadnych uwag.
    Czekam, aż zaczniesz aktualizować blog, bo akurat mam więcej czasu latem.

  43. Ewa > Hortensja pisze:

    No właśnie, a tutaj mi ten głupi herben zarzuca TWA! Słowa, słowa, słowa (dobre!)
    Hortensjo, ślę Różyckiego, tylko na razie muszę ukończyć dziennik czeski.
    Wszyscy aspirują do NIKE. Nie ma się co dziwić, że walczą jak ci gestapowcy, o których pisałaś. Wersal jak trzeba, chamstwo jak nie trzeba. Arystokrata ducha, prawdziwy poeta, nigdy nie poniży się do chamskiego komentarza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *