O dominacji pisał w młodzieńczych felietonach Witold Gombrowicz, których gazety międzywojenne nie chciały drukować.
Również Witkacy. Słynna „Hodowla przyjemniaczków” całe szczęście znajduje się w zbiorze „Niemytych Dusz”.
Temat dominacji czasów w których żyjemy, wstydliwej zawsze społecznie, chyba najśmieszniej genialne oddał w dzisiaj pokazanym, nieocenzurowanym „Misiu” Stanisław Bareja.
Dominacja jest palącym tematem naszego bytowania, może tak palącym, jakim za czasów de Sade’a był seks.
Katalog wszystkich zboczeń sporządzony w “120 dniach Sodomy” z poznawczego punktu widzenia nie ma dzisiaj widocznie dużego znaczenia. Przemysł pornograficzny każdej gradacji udostępnia go każdemu.
O wiele potrzebniejsze zdają się katalogi nadużyć psychicznych na naszym bliźnim niż cielesnych, skoro pojawiają się opasłe dzieła naukowe, delikatnie podpowiadające (z góry jednak lojalnie uprzedzające, że jest to niemożliwe), jak się bronić.
Wydana właśnie „Retoryka dominacji” Jacka Wasilewskiego, trzydziestoletniego naukowca wsparta jest pochwałami sławnych nazwisk.
Zawiera chyba wszystkie warianty lisich wybiegów niewolenia drugiego człowieka.
Internauta zagrożony nieustannie zwabieniem na internetowe forum, całe szczęście obszerne opisy pułapek ze strony gestu, dotyku, spojrzeń, mowy ciała i intencji głosu, z ulgą może pominąć. Tak samo sfera seksualna, bogato ilustrowana rycinami seksu zbiorowego świątyni Khadżuraho, nie jest internaucie przydatna. Cały rozdział ról społecznych od relacji rodziców, nauczycieli, zawodów sprawujących władzę i pilnujących porządku w państwie, może też sobie podarować.
Może nawet przeoczyć przesłanie książki, że upiór dominacji jest użyteczny w wypadku stanowienia nad człowiekiem opieki i jest rzekomo kulturotwórczy.
Ale nie sposób pominąć ogromnego rozdziału „Poziom języka”, gdzie wszelkie warianty gnębienia, pomniejszania, przemilczania, mówienia ponad, poniżania, odbierania wiary w siebie wraz z gotowymi już inwektywami, trzeba koniecznie wykuć na blachę.
Skoro dowiadujemy się z książki, że demokratyczne obcowanie z drugim człowiekiem na zasadzie równości chociażby na czas dialogu internetowego jest nierealne, a mityczne, twórcze fuzje pokrewnych osobowości można w bajki włożyć, pozostaje jedynie ratuj się kto może. Bez tego ani rusz w świecie Internetu. Subtelne opisy arcydzieł światowej literatury są zbyt delikatne.
Chociażby ten, cytowany w książce fragment „Płaszcza” Gogola:
Z daleka ujrzawszy naczelnika porzucali robotę i stojąc na baczność czekali, aż przejdzie przez pokój. Normalnie jego rozmowa z podwładnymi była nacechowana surowością i składała się bodaj z trzech zdań: Jak pan śmie? Czy pan wie, z kim pan mówi? Czy pan rozumie, kto przed panem stoi?