Dawno nie czułam się tak dobrze, czytając polską poezję współczesną.
Przyznam się, a na własnym blogu mogę się przyznać do wszystkiego, że nie czułam się tak nigdy.
„Wgryzać się w myśli tkankę i sok z niej wyciskać” poezji, którą się właśnie pisze w czasie mojego przebywania na tym świecie, to praca herkulesowa, ponad siły, męcząca i niewiele dająca.
Ani mi tego z ust nie wyjął, ani z duszy, ani z mózgu, ani z doświadczenia.
Nie jest to też akt estetyczny, majstersztyk artyzmu.
Miłosz po prostu nareszcie dał mi to, czego najbardziej teraz potrzebuję: wiary, że drugi, odrębny człowiek jest w stanie swobodnie, rozluźniony, zwrócić się do drugiego człowieka mówiąc mu rzeczy ważne. Bez autokreacji, kokieterii, pouczania, uwodzenia, właściwie bez poezji, zmuszania do oddania czasu na deszyfrację jego szyfrów. Miłosz mówi.
A mówi rzeczy, które chcę usłyszeć.
Dziewięćdziesięcioletni człowiek podpisuje swoje wiersze na wieczorze autorskim i ma satysfakcję. Oto ja tutaj siedzę, a wy:
Więc jednak przetrzymałem was, moi wrogowie! /Wasze nazwiska mech teraz porasta.
Jego ciało się rozlatuje.
Najczulsze narządy i przyrządy odmawiają posłuszeństwa.
A jednak przeźroczysta i czysta istota słów poety w dalszym ciągu tkwi gdzieś w przestrzeni, skierowana do mnie a nie do mnie, ani do Boga, ani do demona.
W poprzednim tomiku „To”, był żal, że w konsekwencji wygrane życie się kończy.
Tu jest mimo całej grozy człowieka z wydanym już wyrokiem śmierci zaciekawienie następnym etapem wędrówki.
I mimo kluczenia po wspomnieniach, czepiania się miłości (hołd dla zmarłej, ostatniej żony w wierszu “Orfeusz i Eurydyka”), jest jakaś mimo wszystko ulga.
Bez prostackich projektów wolności, religijnych ułatwień, wspólnota i przynależność daje nareszcie wypełnienie ziemskiej samotności:
Teraz, w starości, jestem przed świadkami,/ Którzy dla żywych są już niewidzialni.
Miłosz mówi.
Słowa są świetliste i żywe, mimo, że mówi w świecie strasznym.
Mówi, chociaż wie, że mówić nie powinien. Jedynie ta kontrowersja jest usprawiedliwieniem mówienia:
Wstydzę się układać wiersze
zajęcie nieskromne
schlebiać czytelnikowi
aż powie to dobry wiersz.Wolałbym przemówić
innymi słowami
tak żeby nikt przytomny
nie życzył sobie mnie słyszeć.