– Jak się czuje Podzwon?
– Zniosłem go rano w torbie z IKEI i nawet zrobił kupę. Nie chciał zjeść kawałka kiełbasy z pastylką, zacisnął zęby, ale po spacerze zjadł. I merda ogonem nawet. Szczeka jakiś pies u ciebie?
– Nie, to u ciebie szczeka. Pewnie za oknem.
– Nie, u mnie za oknem nie szczeka. Słyszę w słuchawce, że szczeka.
– To u ciebie. Zobacz, może to Podzwon w drugim pokoju.
– Nie, to nie Podzwon, to głos szczeniaka. Przecież wiem, jak szczeka Podzwon.
– Ale idź i zobacz, może to Podzwon.
– Tak, to Podzwon szczekał. Takim zmienionym głosem. Leży w przedpokoju… on chyba umiera…Pewnie się męczy… A ta cipa powiedziała, żeby z nim przyjść za tydzień… to te pastylki go wykończyły… Żeby nie wiedziała, w jakim jest stanie… Ale z niej weterynarz!… Serce powiększone… Przecież on się dusi… Musi strasznie cierpieć…
– (z płaczem) on umiera…
– to go gładź… całe szczęście, że mnie tam nie ma…
– on już jest gdzieś indziej… on na mnie nie reaguje… wylatuje mu woda z pyska…on cierpi… mogła go przecież uśpić, by tak nie cierpiał… co ja mam zrobić… co ja mam zrobić…
– to może wyjdź… Podobno zwierzęta idą w las umierać w samotności…
– No wiesz!… Mam go samego zostawić!… Co ja mam zrobić…
– mój ojciec był w agonii 12 godzin, przyjechało pogotowie, odjechało i nic…
– to może trwać kilka godzin… przecież go nie dobiję… Jak mam dobić… Czym? – On cierpi… Zadzwonię do niej, niech przyjedzie, niech da mu zastrzyk, nie, nie mam jej telefonu…niedziela… nie wiem, nie znam nazwiska… to weterynarz na naszym osiedlu…oni to robią specjalnie, by mieć kasę, przecież widziała w jakim jest stanie… co ja mam robić, on cierpi… zadzwonię do ciebie potem…
– Podzwon nie żyje (z płaczem), to trwało dwie godziny…
Przykro i smutno. Kondolencje. Można składać kondolencje po psie? Tak, chyba jednak można.
Jak najbardziej Marcinie można po psie. Dziękuję.
[‘]
(‘)
dziękuję Panie Robercie i Tomaszu za kondolencje. Pies był ze schroniska przyniesiony jako szczeniak, jeden z pięciu, bo oddano sukę z całym miotem, szesnaście lat temu. Młodszy syn miał wtedy czternaście lat i był po lekturze „Braci Karamazow”. Stąd imię Podzwon, wymyślone przez Aleksandra Wata.
(…)Anna Fiodorowna, ale gdy ktokolwiek choćby najmniejszym nieostrożnym słówkiem przypadkowo wspominał o Dardaniełowie w obecności Koli, czerwieniła się jak róża. Kola zaś w takich chwilach albo patrzał posępnie w okno, albo oglądał czubki swoich butów, albo wściekle gwizdał na Podzwona, dużego i kosmatego kundla, którego miał już miesiąc nie wiadomo skąd i trzymał w mieszkaniu nie wiadomo dlaczego w sekrecie przed kolegami. Tyranizował biednego psa straszliwie, tresował i uczył rozmaitych sztuczek i figlów i w końcu tak go do siebie przywiązał, że kundel wył rozpaczliwie, gdy Kola wychodził z domu; gdy zaś wracał, pies skomlał z zachwytu, skakał, służył, kładł się na grzbiecie udając nieżywego itd., słowem, wszystkie sztuczki, których go wyuczono, pokazywał sam, bez żadnej zachęty, z popędu swego wdzięcznego serca i gorących uczuć.(…)”
Fiodor Dostojewski „Bracia Karamazow” fragment w tłumaczeniu Aleksandra Wata.