XXXVI AKTÓW (XII)

AKT XII

Dobre godziny to te, kiedy
cień aksamitny kładzie niebyt,
kiedy się lato ciałem staje
wtulonym w wieczór skóry szalem;
tak trudno istnieć dla istnienia
tego wieczoru i w nim cienia,
rozgrzanych drobin ciała w matni,
promieni dobrych i ostatnich,
tańczących po powierzchni chcenia,
przekonań, że już głębi nie ma,
że nic nie boli już do końca
upływu lata, lat, trująca
już postać z czasu nie wyrośnie,
nie spotkam jej, miną mnie goście
nie zapraszani, których ciała
powidok słońca zmieni w banał.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2010, Nie daję ci czytać moich wierszy i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

19 odpowiedzi na XXXVI AKTÓW (XII)

  1. Marcin pisze:

    Cieszę się, że piszesz ostatnio tak dużo wierszy. Mnie też coś na poezję wzięło. Nie pisałem prawie osiem lat, a tu nagle jakby worek się rozwiązał. Chciałem dołączyć komentarz na TRUMLU, ale widzę, że tam spore zapóźnienia względem Twojego bloga.

    W Twoich wierszach jest jakiś taki aksamitny dystans do bałaganu świata, który nie powoduje chłodu, ale jest jak długi, głęboki i spokojny oddech. Tak, spokojny pomimo tętniącego gdzieś pod nim bólu.
    Twoje lato jest buddyjskie, a podmiot choć skarży się, że trudno mu się w nim zanurzyć, jednak to robi poprzez to właśnie oddalenie budowane stylem. Zresztą może bardziej czuje to czytelnik niż sam podmiot.

  2. Ewa pisze:

    To miłe, Marcinie, co piszesz, ale po tych trumlowych komentarzach – gdzie słowo zupełnie przestało cokolwiek znaczyć i każda aprobata w takim akompaniamencie ochów i achów brzmi fałszywie – bardzo trudno przyjąć jakąkolwiek ocenę za pisaną w wyniku przeczytania wiersza.
    Tam ma portalu TRUML jest np. taki jeden rekordzista, którego można łatwo podliczyć sumując minuty wklejania przez niego komentarzy, których czas na nie wydatkowany nie przekracza czasu ich napisania, więc o czytaniu tego, co zaopiniował zawsze pozytywnie, mowy nie ma. Ciekawe, że TRUML takich fuszerów nie banuje, skoro zdecydował się na selekcję i eksterminację niesfornych użytkowników.
    Dlatego tam nie wklejam, bo nie chcę przysparzać dodatkowej pracy moim dyżurnym przyjaciołom, którzy poczuwają się do pewnych obowiązków, jak rodzice chrzestni, nieopatrznie raz godzący się na gest wobec jakiegoś obcego dziecka, wręczają mu na każde kolejne urodziny pięćdziesiąt złotych.

    A Twoja „Litania agnostyka”, opublikowana na TRUMLU, według mnie, ma za dużo przymiotników. Zgadzam się z przesłaniem wiersza, że lepiej w życiu ryzykować i coś przeżyć, niż asekurancko przeczekiwać.
    Jednak teologiczny wydźwięk tego elegijnego wiersza jest dość schematyczny, przepełniony bojaźnią i drżeniem wobec Nieznanego, a nie wobec egzystencji. Ja piszę staroświeckie wiersze zgodnie z moją metryką, ale Ty przynależysz pokoleniu, które, jak napisał Sławomir Sierakowski, wierzy, że miłość trwa trzy miesiące jedynie, bo jest efektem reakcji chemicznych w mózgu, już nie mówiąc o wierze w Absolut. Więc to nawet nie agnostyczna litania, a raczej fundamentalna, tomistyczna.

  3. Rysiek listonosz pisze:

    Ciekawa i zastanawiająca jest ta scena na poetyckich portalach literackich teraz, kiedy dwa opozycyjne z założenia portale – nieszuflada i rynsztok wymieszawszy się dokumentnie poetami, którzy muszą zaistnieć wszędzie, przycichły i opustoszały, jak plaże po sezonie, a powstały na to miejsce dwie prężne opozycje portalowe – Liternet i Truml. I z początku panowała zasada na Liternecie mnożenia avatarów, by móc pozytywnie skomentować wiersze i mnogością komentarzy je dowartościować. Truml wybrał sposób praktykowany od lat na blogaskach – komentatorskiej falangi, która kupą komentuje pozytywnie wszystkich sprawiedliwie, co z boku dla nie zorientowanego czytelnika przynosi nawet pozór fermentu i zainteresowania. Ponieważ jednak w dalszym ciągu nie jest to na dłuższą metę możliwe, bo komentarze pisane z rewanżowego obowiązku są nudne, TRUML atakuje w tej chwili Liternet, przechodząc na nowe pola żerowania i jak stonka ziemniaczana, obsiada wiersze swoich znajomych z Trumla. Być może, jako bitwy poetyckie i zdobywanie kolejnych przyczółków, sprawa, przecież bardzo absorbująca wszystkich, bo czytanie pustych wierszy to też praca, same się nie przeczytają –byłyby ciekawe.
    Ale z powodu ogromnej ilości skupionej nagle na Liternecie poetów powstaje raczej efekt taki, jak na polskich drogach powrót samochodów wiozących ludzi z oglądania w tym roku widowiska „Bitwy pod Grunwaldem”, gdzie piekło spektaklu przegrzanych upałem aktorów przeniosło się na widzów.

  4. Ewa pisze:

    wygląda na to, że poetów najmniej obchodzą wiersze. Wręcz ich nie znoszą, jak każdy, kto pracuje przy taśmie pakowacza czekoladek i już nawet na drugi dzień, po wstępnym obżarstwie, nie bierze ich do ust. Wie o tym każdy właściciel fabryki i nie musi wprowadzać żadnych zakazów.

  5. Marcin pisze:

    Tak, wiem, że “Litania…” jest odrobinę przegadana i zdawałem sobie sprawę z tego, wklejając ją na Trumlu. Dobrze, że ktoś to zauważył, co świadczy chyba, że nie uprawia się tam wyłącznie wzajemnej adoracji. Choć zgoda, że pewna koteryjność i – jak to nazywasz – falangi to zjawisko częste i powszechne na portalach artystycznych. Na tej samej zasadzie działały (i nadal działają) grupy literackie skupione wokół pewnych środowisk czy pism.

    Ja też kiedyś pisywałem wiersze zrytmizowane, ale porzuciłem to, bo wydawało mi się zbyt archaiczne w stosunku do tematów, jakie chciałem poruszać. Poza tym mam pewną, stosunkowo już nieźle okiełznaną, ale jednak wciąż groźną, skłonność do językowej barokowości, która w wierszach rytmicznych i rymowanych dawała okropne efekty.

    A co do funkcjonowania na Trumlu czy innych portalach, to myślę, że w gruncie rzeczy najważniejsze jest samo publikowanie i docieranie do potencjalnie jak największej liczby czytelników. Cała reszta jest jedynie – jak piszesz – ciałami, które powidok słońca zmienia w banał.

  6. Ewa pisze:

    Nie napisałam, że „Litania” jest przegadana, napisałam tylko, że ma za dużo przymiotników i to jest uwaga formalna, a nie znaczeniowa. Zresztą widzę, że dał tam Ci komentarz Andrzej Talarek, który podobnie jak ja, odczuł wręcz niedomówienie. Bo nie wiadomo, czy to przekomarzanie się z Bogiem jest na serio w czasach tak ateistycznych, jak nasze.
    A tak na marginesie, to negatywne komentarze natychmiast diagnozują poziom infantylizacji poety. Ja tam na TRUMLU się wysiliłam, by coś zrozumieć z wiersza Maksa Paina, a on od razu, że to zemsta. Podobnie Ty z tymi rymami. Ja piszę rymowane wyłącznie z panicznego strachu, bo boję się, że w tym nadmiarze słów do wyboru wybiorę nie te, które mam wybrać. Nie jest to żadna ani wyższość, ani niższość, ale awansem jestem natychmiast ukarana i zdiagnozowana jako grafomanka i nie mam szans na zakwalifikowanie się do żadnego konkursu poetyckiego. Moje uwięzienie w rymie nie jest moim wyborem. Jestem tym zdeterminowana i nic na to nie poradzę. Z drugiej strony nie widzę powodu dyskryminowania utworów rymowanych, bo poezja jest jedna i stare utwory musiały by stracić rację bytu, a tak nie jest.

  7. Marcin pisze:

    Ale ja wcale nie dyskryminuję poezji rymowanej. Ja tylko przedstawiam swoje z nią trudności. Ty się w karbach formalnych dobrze czujesz i to jest w porządku. Moje przekomarzanie się z Bogiem w ateistycznych czasach jest jak najbardziej serio. To niedomówienie, na które Ty i Talarek zwracacie uwagę, jest znakiem czasu. Ono nie jest obecne w wierszu, tylko w czytającym przez te czasy ukąszonym. Ale jak chcesz podyskutować o moim pisaniu, to może tam na TRUMLU?

  8. Ewa pisze:

    Bardzo Cię Marcinie lubię i nie chcę utracić Twojej aktywności na moim blogu, a jak wpiszę się siedemnastym komentarzem na TRUMLU pod Twoim wierszem „Litania agnostyka”, zniszczę Ci ten bardzo przychylny wierszowi słupek, a po co Ci to, skoro piszesz że powodem Twojego tam publikowania jest: „docieranie do potencjalnie jak największej liczby czytelników”. Do mnie dotarłeś, nie ma obawy, bo ja zawsze czytam w Sieci tych, którzy odwiedzają mój blog.

    Mam zupełnie inne powody literackiego istnienia w Sieci niż Ty, zarówno na blogach literackich, jak i na portalach społecznościowych.
    Jak dotychczas, bezinteresowny kontakt z moim blogiem przejawili do tej pory jedynie ktoś o nicku Jaromir Bury z Bielska Białej, ktoś o inicjałach M.R. z Łodzi i Robert Mrówczyński z Kalisza. Stali współpracownicy bloga, jak Rysiek listonosz, Wanda Niechciała i Przechodzień mają klucze do bloga i mi pomagają w jego prowadzeniu.
    Pozostali wchodzą tutaj nie, by ze mną się spotkać wirtualnie, tylko albo zareklamować siebie albo mi dokopać. Do pierwszej grupy należy Marcin Królik z Mińska Mazowieckiego, Feliks Lokator z Będzina i Naćpana Światem z Warszawy oraz Andrzej Talarek z Mielca. W.S. z okolic Otwocka występowała ukryta pod inicjałami i wchodziła tylko po to, by reklamować jakieś domeny. Do drugiej grupy odwiedzających mnie, dla których jedynym powodem odwiedzin było zdeprecjonowanie mnie i ośmieszenie, zaliczyłabym Jacka Dehnela z Warszawy, Szczepana Kopyta z Poznania, kogoś o nicku Potworny Babus z Warszawy i Sarnatę z Wrocławia. Jest jeszcze osobna kategoria, dla pewnych internautów mój blog służy tylko po to, by dokopać Jackowi Dehnelowi i tu zazwyczaj pod nickiem suggertis, aktywizuje się ktoś z Paryża czy Warszawy.

    Tak ogólnie, to to, co ja tutaj piszę, niewielu obchodzi, więc nie oszukujmy się i nie czerpmy satysfakcji z pozorów, bo jeśli w sztuce prawda nie istnieje, to przynajmniej sztuka służy po to, by to udowodnić, a to już jest bardzo dużo.

  9. Marcin pisze:

    Oj Ewa, skończyłabyś z tą logiką oblężonej twierdzy. Jeśli chodzi o wirtualne spotykanie się z Tobą, czasami mam wrażenie, że sama dodatkowo je utrudniasz m.in tym martyrologicznym dyskursem. Skoro nikogo Twoja twórczość nie obchodzi, to po co ją upubliczniasz? Liczysz, jak Gombrowicz, że znajdzie się choć jeden? Ale wiesz – on poza wybitnym talentem łasy był na dulary z nagród, które ciągle przechodziły mu koło nosa. Ciebie o takie ciągoty raczej nie podejrzewam. Staram się podejmować z Tobą dialog na tyle, na ile potrafię, na ile pozwala mi czas, oczytanie… Reklamuję się? Proszę bardzo, mogę zrezygnować z podawania linku do mojego bloga, jeśliby to miało oczyścić mnie z podejrzeń o koniunkturalizm. Tylko mnie się zawsze wydawało, że Sieć m.in. służy właśnie po to, by budować coś w rodzaju społeczności opartych na podobnych zainteresowaniach.

    Tak, publikuję po to, by mieć czytelników. A czy jest sens publikowania po coś innego? Przecież Ty też chcesz, żeby ktoś Cię czytał i oglądał twoje prace graficzne. Do tego się w gruncie rzeczy ta cała zabawa sprowadza. A że – jak pod którymś z poprzednich wierszy zauważyłaś – w Sieci są mniej więcej ci sami ludzie, którzy tylko przenoszą się z portalu na portal, to akurat zrozumiałe: jest w Polsce pewna grupa osób zainteresowanych, bądź zmuszonych trudnościami w mainstreamie prezentowaniem swoich dokonań wirtualnie. Tyle.
    I nie widzę powodu, byś nie miała psuć mi pochlebnego słupka. Ja się krytyki nie boję. Jeden z najnowszych trumlowych nabytków usunął swój wiersz, który Max Pain zglanował. Ja tak nie robię. Z tymi, którzy mnie krytykują, staram się rozmawiać.
    W “Litanii…” jest subtelne nawiązanie do “Tryptyku rzymskiego” – jakoś nikt dotąd tego nie zauważył. Cały czas czekam, aż ktoś ten wątek podniesie.

  10. Ewa pisze:

    No to akurat na mnie nie licz, bo ja „Tryptyku” nie czytałam i nie przeczytam, bo nie wierzę w Jana Pawła II jako w Poetę, wierzę tylko w to, że był Polakiem. A ja zajmuję się Literaturą, a nie Narodem. Być może, że tam też jest za dużo przymiotników.

    Nie, bardzo się cieszę, że dajesz link i bardzo chętnie linkuję inne blogi literackie i nie masz się co obrażać, że piszę jak jest, skoro napisałeś, że się nie obrażasz. Nie ma co też traktować mnie jak Damę Pikową, która zna tajemnicę wygrania dolarów, bo jej nie znam.

    Ale, cokolwiek o mnie myślisz, smutno mi, że utrwalasz wszystkie schematyczne zarzuty, które już usłyszałam pod adresem mojego bloga, a robię wiele, by je obalić.
    Nieprawdą jest, że moja działalność zmierza do jak największej liczby czytelników. Zadowoliłby mnie jeden wartościowy czytelnik, a nawet i żaden mnie zadowala, bo ja muszę pisać bez względu na odbiór. Mam do powiedzenia pewne rzeczy i to na blogu robię. Nikogo nie traktuję użytkowo i też tak chcę być traktowana. To jest bardzo skromny program artystyczny, nie powinien wzbudzać niczyich rozczarowań. Piszę, że nikogo moja twórczość nie obchodzi, bo jeśli by faktycznie tak było, miałabym już w Sieci jakąś bratnią duszę. Po 10 latach jej nie mam, w każdym razie nikt tu się jeszcze nie odezwał, kto się mną autentycznie ucieszył. Jeśli jest jakiś rezonans pozytywny, to raczej w formie akceptacji, a nie zachwytu.

    Nieprawdą jest, że w Sieci są ludzie spoza oficjalnych publikacji. To, ilu jest po wydanych książkach widać na portalu liternet.pl. Większość tam piszących jest już po debiucie w obiegu oficjalnym i traktuje Sieć do wzmocnienia swojego papierowego wydania, a nie, jak piszesz, jako alternatywną możliwość publikacji.

    TRULM nie jest portalem, o jaki by mi chodziło. Bardzo chcę być wśród ludzi, bo jestem człowiekiem i jak każdy egzemplarz tego gatunku mam wdrukowane potrzeby stadne. Ale nie będę robić tego za wszelką cenę, tak jak nie chodziłam nigdy do sąsiadek na klachy tylko dlatego, bym nie czuła się wykluczoną. Muszę jeszcze mieć wspólną płaszczyznę porozumienia. A na TRUMLU jej nie znalazłam. Nawet, jakbym skomentowała Twój katechetyczny utwór, nikt by nie wiedział, o co mi chodzi, a kocówę, jaką by mi zgotowali Twoi wielbiciele bardzo bym przeżyła, bo jak zauważyłeś, ja jestem bytem cierpiącym.

  11. Marcin pisze:

    No widzisz, ja też jestem bytem cierpiącym i zabolał mnie zarzut o reklamiarski charakter mojej bytności tutaj. Nie obraziłem się, bo gdyby tak było, zamilkłbym. Przepraszam, jeśli powtarzam zarzuty, które już słyszałaś sto razy. Ale jeśli to robię, to – wierz mi lub nie – dlatego, że Cię szanuję, nawet jeśli nie do końca znajdujemy wspólny język. Po co inaczej zawracałbym sobie głowę?

    Zajrzałem na liternet.pl. Ma jedną przewagę nad Trumlem – lepsza szata graficzna i większa funkcjonalność. Poza tym… samo znajomi 🙂 Czytam tam, że u podstaw idei strony leżała konferencja poświęcona literaturze w Sieci z 2002 roku. Pamiętam jej pokłosie na UW, pamiętam, że żywo o tym dyskutowaliśmy. Wtedy też zainteresowałem się Siecią jako miejscem publikacji. Byłem wtedy młodym grafomanem świeżo po nieudanej próbie poetyckiego debiutu (jak obok przychylnej notki dostałem z wydawnictwa kosztorys, to aż kapcie mi spadły) i ujrzałem w Sieci przyszłość. Potem oczywiście musiałem nieco ten entuzjazm zweryfikować.
    Oczywiście, że niektórzy po debiucie podtrzymują za sprawą Sieci swój literacki byt i w tym też nie widzę nic zdrożnego. Rewolucja technologiczna wpłynęła na kształt kultury do tego stopnia, że osmoza realu z wirtualem jest wręcz konieczna, jeśli chcesz do czegoś dojść.

  12. Ewa pisze:

    Nic na to nie poradzę, że ja to tak widzę i może dobrze, że Cię zraziłam, bo właśnie zobaczyłam, że dzisiaj zarejestrowałeś się na liternet pl. a mój blog ma złą sławę i lepiej być w sieci w miejscach indyferentnych.
    To życzę wartościowej wirtualnej osmozy. Jak na razie, robi ją jedynie na tym portalu z entuzjazmem Feliks Lokator prowokując erotyki Szel, ale jeśli nie będziecie mu pomagać, to i on oklapnie.
    Powodzenia!

  13. Marcin pisze:

    I już budujesz mit prześladowczy. Niczym mnie nie zraziłaś. Twój blog ma na liternecie złą sławę? Jezu, co to w ogóle znaczy? Dopóki admin Cię nie zbanuje, masz takie samo prawo tam być jak szel, Feliks, czy Pain. Czy to naprawdę aż takie cholernie ważne kto z kim się kumpluje, a komu szyje buty do trumny? Chodzi o to, żeby Twój przekaz szedł w świat.
    Tak, zarejestrowałem się tam i niewykluczone, że w ogóle przeniosę się z Trumla. Mają lepsze narzędzia i więcej możliwości edycji tekstu. Dobra, sza – jeszcze wyjdzie, że coś reklamuję.

    A co do Karola Wojtyły (vel Andrzej Jawień), to właśnie ta narodowa etykietka źle robi recepcji jego spuścizny. Przymiotników, z tego co zauważyłem, nie nadużywał, ale z pewnością filozoficzny umysł nieco popsuł mu język. To widać wyraźnie w jego dramatach. W poezji, przynajmniej młodzieńczej, znać silne naleciałości młodopolskie. “Tryptyk…” jest bardziej medytacyjny, choć oczywiście z dzisiejszego punktu archaiczny i gdyby nie był papieżem, pewnie posypałyby się krytyczne gromy.

    Jeśli nie chcesz, żebym się tu pojawiał, to mi to po prostu kategorycznie powiedz. I nie baw się w jakieś tam zrażania.

  14. Ewa pisze:

    Nie mogą mnie zbanować na portalu liternet pl ponieważ nigdy tam nie byłam, nie jestem zalogowana i nie zamierzam sie tam logować. Jestem zalogowana tylko na nieszufladzie i na Trumlu, ale ponieważ tam nic nie daję, też chyba nie można mnie zbanować. A tak na marginesie, to jakbyś się mną interesował, to byś wiedział o tym.

    Faktycznie, to, że mam złą sławę w Sieci, to nadinterpretacja. Po prostu nie mam żadnej i z mojej strony to czysta megalomania.

    Nie mogę się interesować twórczością papieża Jana Pawła II, bo on nie był artystą, a ja interesuję się tylko artystami. Uważam, że Ojciec Święty był politykiem. Święty Jan od Krzyża, największy poeta Hiszpanii, był artystą tylko do momentu podjęcia pracy administracyjnej w klasztorach i pisał tam już tylko regulaminy. Nawet, jeśli Karol Wojtyła, który zrobił doktorat z filozofii pracą poświęconą poezji mistycznej Jana od Krzyża, to jako urzędnik Watykanu, już nie był ani mistykiem, ani filozofem, a tym bardziej poetą. A wspomniany przez Ciebie „Tryptyk rzymski” napisał już nie Karol Wojtyła, a Jan Paweł II.

    Marcinie, ja bardzo się cieszę z Twoich odwiedzin na moim blogu. Mi tylko żal, że marnujesz tu swoje lata młode, bo ja jestem wyautowana, a Tobie potrzebny jest Świat. Widzę, że poeta Szczepan Kopyt ani jego fani nie polemizują z przesłaniem Twojej blogowej notki. Widzisz jak im to jest wszystko potrzebne, ten nasz czytelniczy wysiłek. Przyjść i naurągać, postraszyć, owszem, ale, by tak jak z człowiekiem porozmawiać, to już ponad ich siły.

    Właśnie przy sobocie zobaczyłam z mężem film Romana Polańskiego „Autor – widmo” i wiesz, pisarzom do wynajęcia nie jest łatwo w życiu. Więc ceńmy sobie, że nikt nas nie wynajął i możemy na swoich blogach pisać, co nam się żywnie podoba, bo to jest piękne.

  15. Marcin pisze:

    I pod tym podpiszę się obiema rękami. Kopyt jakby chciał, to coś by napisał. Widać nie chciał. Jego prawo. I właśnie o to chodzi. A ja dalej będę robił swoje – czy to na blogu, czy na portalach.

    Ja akurat Wojtyłę mam nieźle opanowanego. I naprawdę sądzę, że “Tryptyku…” nie napisał watykański urzędnik, tylko stary człowiek u kresu życia, który tym poematem chciał swojemu życiu nadać sens, powiedzieć, że było warto. Znałem pewnego księdza, który z kolei znał jego już jako papieża i z tego, co mówił, wynika, że on jednak potrafił oddzielić siebie zarządcę Kościoła od siebie człowieka. Tyle że nie miał czasu na uzewnętrznianie tej drugiej strony.
    A z jego artyzmem jest taki problem jak z artyzmem wszystkich księży. Pamiętasz, mówiliśmy o tym przy okazji antologii zredagowanej przez Dąbrowskiego. Sutanna straszliwie ciąży nad piórem, oddzielenie tego jest praktycznie niemożliwe – nawet jeśli się chce.

    A sława w Sieci… ech, tak naprawdę wszyscy jedziemy na tym samym wózku.

  16. Sarnata pisze:

    Czytam, nie oblegam (ciekawe, acz kontrowersyjne teksty; mistrzowska w przejrzystości szata graficzna – bardzo mi się podoba ta prostota). Ocena intencji komentujących, przynajmniej niektórych – pudło. Proszę odrzucić martyrologiczną interpretację komentarzy – wszystkich. Na litość boską, proszę się uśmiechnąć, choćby na siłę, wbrew śmiertelnej powadze! Warto!
    Milknę.
    Pozdrowienia sierpniowe!
    Persona noon 😉 grata

  17. Ewa > Sarnata pisze:

    Widzi Pan, Pana rzekome sympatyzowanie ze mną kupy się nie trzyma, chociażby to, że Pan występuje pod anonimowym nickiem tak długo i nic z tego nie wynika, a ja jestem w permanentnym zagrożeniu, bo nigdy nie wiem, czy Pan sobie jaja robi, drze koty, mnie podpuszcza, czy to tak na prawdę Pan myśli. Taki np. Jaromir Bury był pod nickiem, ale w mailu mi się przedstawił i ja szanuję nawet i to, że osoby mi sprzyjające nie chcą mnie wesprzeć swoim prawdziwym nazwiskiem, bo może mają jakieś im wiadome powody. Ale zabawa w kotka i myszkę mnie, jak Pan widzi, frustruje bardzo, bo ja swoje lata mam i mnie to już wszystko bardzo zmęczyło. Cały PRL to przecież jeden wielki donos wszelkich anonimów, ja chcę umrzeć w spokoju, a nie być sieciowo rozrywana na strzępy, nie wiadomo przez kogo. To nawet grupy terrorystyczne, podkładające bomby, przyznają się to tych akcji. Nie wiem, czemu służy ta sieciowa przepychanka, czy to jakieś odreagowywanie życia realnego, niespełnionych związków uczuciowych?

    Piszę, jak jest, piszę, bo nareszcie mogę, zdaję sobie sprawę, że raz jest celne, raz nie, ale ten mozół docierania do tego właściwego jest przecież ludzki. Rzutuje się na mnie wszelkie własne kompleksy, przykładem jest przecież moja krótkotrwała kariera na TRUMLU, do którego przystąpiłam z autentyczną nadzieją i moje tam istnienie stało się niemożliwe.
    I jak to teraz wygląda? Lizodupstwo trumlowe atakuje zdrową tkankę liternetu i go niszczy.
    Więc też proszę się mi tu tak nie wazelinować, bo szata graficzna to szablon WordPressu i chyba Pan też mnie tu znowu podpuszcza i niszczy mój blog wzorem tych nieszczęsnych trumlowców. Wazelina to koniec portali, koniec blogów.

    Również Pana pozdrawiam, cóż mi do Pana, oprócz tego, że jest mi żal, że jest Pan z przeciwnego mi świata.

  18. Sarnata do Ewy pisze:

    Pani mnie zna z wirtualii. Pani spodobały się kiedyś moje utwory i nie omieszkała dać temu wyraz; nie postrzegałem tego jako wazeliniarstwa. Myśmy pisali do siebie na maila kilka razy (używałem m. in. adresu podawanego tutaj, imienia i nazwiska). Miły to był kontakt.
    Tutaj nie udało nam się porozumieć (gdybym wiedział, powstrzymałbym się przed wklejkami). Trudno. Może to te ekrany kontrolne, awantury smoleńskie utrudniają komunikację…
    Pamięta Pani?

    “śpi-Ewy”

    kosy tną lody

    marzeń marzann mara-but-

    płonie wśród syren

    Może więc jednak nie należymy do zupełnie innego świata; może istnieją punkty wspólne. Wolę w necie (w miejscach ogólnodostępnych) pisać pod pseudonimem, jeśli istnieje taka możliwość (bez żadnego ketmaństwa). Proszę wybaczyć, jeśli zabolały, elementy psotne w moich komentarzach (nie miały na celu nikogo ranić!); jeśli uważa je Pani za niszczące, proszę bez pardonu skasować. Szata graficzna Pani bloga, nawet krój czcionki bardzo mi się podobają – cóż ja na to poradzę. Chyba nie jest to lizydupstwo, bo pisałem np., że nie odpowiada mi momentami nadmierny krytycyzm (zapewne przez wielu odczuwany jako właściwy). Pisze Pani, co czuje i uważa za słuszne – tyle dobrego z wolności słowa (upadku komuny). Po co miałbym godzić w Pani bloga? W necie sympatyzuję z tym, co wydaje mi się sympatyczne (bo ludzi kryjących się pod nickami nie znam). Czy uwierzy mi Pani? Nie wiem.
    Ukłony (i bez wazeliny, i bez walenia w mordę ukradkiem po wersalsku) pozdrowieńcze

  19. Ewa > Sarnata pisze:

    Panie Tomaszu, proszę się nie gniewać, ale też nie trudno mnie zrozumieć, mnie, kobietę starej daty, dinozaura, dla której wszelkie mistyfikacje są tak bolesne, ale przecież z pokorą przyjmuję wszelkie okaleczenia wynikłe ze zmian tożsamości znamienne dla czasów, które dożyłam.
    Jestem prostą kobietą która chce pisać, publikować i jakoś, nie ukrywam, jeszcze w jakiejś formie (nie mam pojęcia w jakiej) zaistnieć.
    W sumie, to się domyślałam, kim Pan jest i było mi jeszcze bardziej smutno, bo przecież nawiązałam z Panem kontakt, co było nie lada wyczynem, bo napisałam do Pana prywatnie pierwsza w odpowiedzi na ten wiersz publikowany na nieszufladzie pod węgierskim nickiem, był tak przylegający do mojej sytuacji życiowej – leciałam pierwszy raz do Stanów, leciałam taka poraniona po nieudanym moim pierwszym blogu literackim, gdzie wszyscy moi współtwórcy nagle mnie opuścili i do dzisiaj nie wyjaśnili, dlaczego (pewnie się przestraszyli, ha, ha!). Proszę mnie zrozumieć, ja się tak ucieszyłam, że Pan mi odpisał… Przecież ja nic od Pana nie oczekiwałam, nie podrywałam Pana, Pan mnie tylko wsparł tym, że mi odpisał, a potem szukałam Pana innych wierszy i to wszystko, jak to w Sieci, się rozmyło.. Pan, młody chłopak, który się teraz na moim blogu kreuje na starca, który mnie naraża na takie gry nie prowadzące do człowieka, ale do zabawy człowiekiem… Pan się mi pokrzywia tym wiekiem, a ja nigdy nie udawałam, że jestem młoda. Widzi Pan, ja też się w sumie kreuję w sieci na kogoś bez serca, bezkompromisowego, na Margaret Thatcher. Ale nikt nie wie, ile mnie to kosztuje, bo ja atakuję zazwyczaj beton, a ja jestem bardzo delikatna. Siły są przecież nierówne, ja nie pastwię się na poetach nieznanych, wstępujących, ja sprzeciwiam się uznanemu, które już krąży, nie powstrzymam, ale tylko lekko zachwieję w posadach. Przecież ja nic nie mogę i jeśli w wątku np. z Jackiem Dehnelem, który tak szydził ze mnie, jeszcze wchodzi Pan, Panie Tomaszu, Feliks Lokator i ta bibliotekarka, to może dla Was młodych to jest bez znaczenia, a dla mnie już nie, bo jestem ośmieszona wtedy powtórnie. A przecież to wysiłek był dla mnie czytać wiersze Dehnela, który nigdy się nie poniżył do tego, by przeczytać mój wiersz. Wysiłek wielki czytać to wszystko, o czym piszę negatywnie, co autentycznie mnie boli… czego organicznie nie trawię i odrzucam… Ale w jaki sposób mam pokazać mój program, napisać, o co mi chodzi, jak nie na przykładach?
    Wie Pan, ja w Sieci wchodziłam w różne spółki i różne współprace, zdawało się, rokujące długodystansowość, rokujące zbliżone poglądy… Ale nic z tego nie wychodziło… Młodzi ludzie nie będą ryzykować swojej przyszłości, bo liczą cały czas, że jednak oficjalny obieg ich zagospodaruje i pewnie mają rację. Ja ze względu na przeterminowanie na nic nie mogę liczyć, więc pozwalam sobie na bezkompromisowość. Spotkania sieciowe, nawet, jak następują, to wobec sprzecznych interesów zawodowych. Skazana jestem na samotność i tyle.
    Niemniej, bardzo Panu, Panie Tomaszu dziękuję za pomoc przy prowadzeniu bloga, nawet w tej negatywnej formie. Cóż, ja niczego nie mam do zaproponowania…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *