Tak, jak w latach siedemdziesiątych Polskie Kino Moralnego Niepokoju miało przynajmniej wpływ na utwory, kręcone przecież przeciw układowi, którego ich autorzy poniekąd byli sprawcami, tak teraz Widz Moralnego Niepokoju może tylko westchnąć. Może bezwolnie siedzieć przed ekranem i zdumiewać się nad dzisiejszym etycznym przesłaniem kręconych w ostatnich latach i nagradzanych polskich filmów.
Debiut Izabeli Szylko, scenariuszowy i reżyserski, czyli w pełni autorski film, nie powstał, jak zapewniają liczne informacje dołączone do filmu, by uczcić nim sławną i popularną aktorkę Alinę Janowską u schyłku jej życia. Izabela Szylko w wywiadzie mówi tylko, że po prostu Alina Janowska tę pierwszoplanową rolę przyjęła. Wsparła swoją decyzję wypowiedzią o chęci zademonstrowania przed polskim odbiorcą uczuć pozytywnych i wzajemnej życzliwości międzyludzkiej, które to zapomniane już cechy narodowe winne być przypomniane dzisiaj, w czasach społecznej znieczulicy i artystycznie wyartykułowane.
Jedyną, jaką znalazłam w Sieci recenzję, która mogłaby ewentualnie zweryfikować afirmujące slogany reklamowe dołączone do tego zdumiewającego filmu, nominowanego przecież do nagrody Złotej Kaczki w Gdyni, to wypowiedź Bartosza Żurawieckiego, który w wykreowanym w filmie godnym i szlachetnym wizerunku Starszej Pani o przedwojennych manierach doszukał się słusznych obrzydliwości. Zarówno w jej stosunku do emigrantów w pierwszych scenach filmu, jak i do wyemancypowanych kobiet, czy w braku samokrytycyzmu do grzechów młodości. Żurawiecki potępia w nim też schematyczność wizerunku ułana, który idzie na wojnę po śmierć, a kobieta z wyższych sfer, dziedzicznie uwikłana w nałóg gry bogaczy, ruletki, trwa na swoim arystokratycznym posterunku wbrew upływowi czasu, wbrew zmianie obyczajowości w przeżytej też epoce komunizmu z jej urawniłowką.
Ale mnie, patrzącą na tę filmową efemerydę, bezradnie nie wiedzącą, co zrobić ze swoim moralnym niepokojem, uderza wysyp takich właśnie zadufanych, zakłamanych i anachronicznych filmów, jak „Katyń” Andrzeja Wajdy czy również obsypany nagrodami „Rewers”, gdzie zmarnowanie sobie i innym życia (w „Rewersie” nawet i pozbawienie) dla „wyższych spraw” jest gloryfikowane.
Jeśli Fiodor Dostojewski mógł na bulwarowej sensacji zabicia staruszki budować systemy filozoficzne, a poruszony tam problem usunięcia złego i niepotrzebnego człowieka w dalszym ciągu jest aktualny, co i rusz wypływa np. przy debatach o eutanazji, w Polsce rozmawiamy w dalszym ciągu na poziomie serialowej plotki i płytkiej fabuły.
Jednak anons do filmu zapowiada tam jakieś jeszcze ambitniejsze problemy i jeśli faktycznie kuriozalnie będziemy doszukiwać się u autorki inspiracji w „Damie pikowej” to trzeba przede wszystkim podkreślić przewrotność słynnego opowiadania Aleksandra Puszkina, gdzie tytułowa dama jest ewidentnie złą, nieżyczliwą i złośliwą kobietą. Tutaj mamy sympatyczną, baśniową kobietę, disneyowską wróżkę o śnieżnobiałych włosach, która ostatnie chwile swojego życia pragnie oddać szerzeniu dobra w swoim najbliższym otoczeniu, a jeśli ktoś się nawinie z dalszego życiowego planu, np. kumpel z ruletki, to też skorzysta. Dostanie w prezencie pokaźną kwotę pieniędzy przypadkowy świadek jej notorycznego przepuszczania emerytury przez biskie jej mieszkaniu kasyno gry. Otrzyma od tej wypielęgnowanej, zawsze zapiętej na ostatni guzik Starszej Pani wątpliwą edukację dziewczynka, którą się zajmuje odpłatnie w przerwach jej wiszenia na podwórkowym trzepaku.
Bohaterowie filmu przede wszystkim nie oczekują od życia za dużo, bo i autorka filmu stara się też i widza nie przemęczyć zbytnim ciężarem problemów. Sędziwy sąsiad głównej bohaterki więc rad będzie z sekundowania mu w jego zdziecinnieniu i pozie lowelasa, dziewczynka chętnie zainteresuje się nieciekawą i skłamaną opowieścią staruszki, zamiast ślęczeć przy bardziej skomplikowanych programach edukacyjnych, sama główna bohaterka, puszkinowska Dama, chętnie usprawiedliwi w swoim sumieniu młodzieńcze świństwo, jakiego dopuściła się na swojej rówieśnicy, kilkunastoletniej, niewinnej, służącej w swoim rodzinnym domu siedemdziesiąt lat wcześniej.
Kino europejskie, np. Michael Haneke w obrazie „Ukryte” robi z takiego „grzeszku” od razu temat na cały film, pełen pytań i metafizycznych zagadek. Tam mały chłopak wydaje algierskiego przyjaciela w podobnej jak ta tutaj, błahej sprawie powodując się egoizmem i okrucieństwem. Natomiast Izabella Szylko fakt oskarżenia o kradzież pieniędzy swojego chlebodawcy przez niewinną dziewczynkę, którą traktował „jak córkę”, a które to pieniądze zostały przepuszczone przez lekkomyślną pannę w grze w ruletkę, jego wagi, zadaje się zupełnie nie dostrzegać. Natomiast cały ciężar etyczny problemu nie wiadomo dlaczego zostaje skierowany na naszyjnik, który jako obiekt czci i jakiejś niepojętej podmianie obiektu zastępczego staje się nagle godnym najwyższego starania. Kosztem nerwów, uwikłaniem w tym upadającego sklepu z antykami na ekranie odgrywana jest zacięta walka o odzyskanie utraconej przedwojennej pamiątki.
Niepojęta końcowa scena, która triumfalnie zamyka film kadrem wiszącego na trupie staruszki nic nie znaczącego i nikomu niepotrzebnego naszyjnika ma stworzyć jakiś nowy kult przedmiotu, nie wiadomo nawet, dlaczego nie o charakterze religijnym.
Wskrzeszanie i nobilitowanie najgorszych przejawów przedwojennego życia, wszelkich zniekształceń życia obyczajowego, powstałych wtedy niegustownych przedmiotów, podczas gdy przecież czas okresu międzywojennego niepodległej Polski obfitował we wspaniale osiągnięcia na polu techniki i sztuki, obserwujemy od dłuższego czasu w pracy wydawniczej literatów i ekranizowanych utworów literackich. Kicz pocztówek, sentymentalny kicz przedwojennego romansu i detektywistycznych utworów groszowych wydawnictw, zdawało się raz na zawsze wyśmiany i zdemaskowany, dzisiaj, jak nie dobity osikowym kołkiem wampir wstaje z najciemniejszych mroków polskiej głupoty i zacofania. Reaktywowany i odświeżany, jak za czasów faszystowskich Niemiec regionalne pamiątki, pozornie dla zabawy czy sentymentu, spełniły swoją magiczną rolę.
Jest tak samo złowróżebny jak całe zjawisko, podobne temu, które Herman Broch opisał i oskarżał w oparciu o nie okres poprzedzający powstanie faszystowskich Niemiec.
film płytki, powiela nie wiadomo, dlaczego schemat strawy dla mas, komunistycznych Matysiaków, potem Złotopolskich. Tak naprawdę, to dzięki aktorom popularnym w czasach PRL-u – Alinie Janowskiej i Wojciechowi Siemionowi, jak mówi reżyserka w wywiadzie, faktycznie chce ugrać jakąś większą ilość widzów wychodząc ze złudnego założenia, że tabun ludzi po pięćdziesiątce nic innego nie łaknie. Bo, jak czytam, to nawet na tolerancyjnym filmwebie o tym filmie piszą źle. Więc może niepotrzebnie o tym tu piszesz i niepotrzebnie tak źle. Film, jak film, fakt, że nie wiadomo, dlaczego kręcony za publiczne pieniądze. I zastanawiające, że tam wszyscy równo źle grają, ciekawe, czy to wina reżyserki i scenarzystki, tych fatalnych dialogów, których nie da się normalnie wypowiadać, czy aktorów, którzy byli przereklamowani, którzy grali zawsze schematycznie, topornie i bez wdzięku.
Zdecydowanie jeden z najlepszych filmow jakie widzialem w zyciu razem z Pora Umierac. Zdecydowanie rowniez zasluguje na najwyzsze nagrody, nie mowiac juz o slynnym podrzednym, glupawym Oskarze. Milo zauwazyc ze nie wszystko w tym kraju jest chore, sprzedajne i obrzydliwe i ze jest paru ludzi ktorzy nie chca robic chlamu dla kasy i kiepskich wypocin jak np. Wajda. Gratulacje i dziekuje bardzo za stworzenie tego wspanialego dziela.
Według mnie zdecydowanie „Pora umierać” lepsze, bo przynajmniej pokazano jak tam w Laskach wygląda dom starców. Byłam tylko w jednym domu starców, u Helclów w Krakowie i doceniłam wartość dokumentalną filmu, przesłanie, że człowiek do końca potrzebuje być człowiekiem, a nie rośliną. W domach starców odbywa się z premedytacją przyspieszony proces zasuszania staruszków, jak rośliny w zielniku.
Ale ja staram się na blogu pisać o wartościach artystycznych. Ani jeden z wymienionych przez Pana filmów ich nie posiada. Jednak bardzo się cieszę, że Pan wpisał swoje odmienne zdanie, szkoda, że Pańska aprobata tak mało umotywowana. Ale w końcu mój blog to nie Filmweb. Wielkie dzięki za wizytę.