Przegląd galerii śląskich luty 2009

Gliwice

Galeria ZPAP „po schodach”
Jacek Joostberens „Siły Grawitacji”
Absolwent katowickiej ASP, pracownik dydaktyczny Politechniki Śląskiej, artysta roczników siedemdziesiąt  przedstawił wielkoformatowe obrazy malowane impulsywnie i gorąco. Fotograficzne „dekonstrukcje” scen rodzajowych, malowanych czystymi kolorami, w przewadze szarości kontrastowanej mocno dominantą czystego koloru są pełne wpływów minionych „dzikich”, „Grupy Ładnie” i współczesnych literackich poszukiwań. Patrząc na takie wielkoformatowe przedsięwzięcia zastanawiam się nad czasem, który nadchodzi, nad głodem obrazów, nad trafnością wprowadzenia nowego języka malarskiego w nowym tysiącleciu.
Jak młode pokolenie wykorzysta dobrodziejstwa techniczne, dostępność środków wyrazu, wymianę doświadczeń artystów bez realnych i wirtualnych granic, co wreszcie w dobie ateistycznych i lewicujących prądów młodych artystów przeważy? W pracach chorzowskiego malarza pojawia się człowiek, jako najważniejszy punkt i odnośnik w obrazowanym świecie.

Klub „Perełka”
Wystawą Okręgową naszego Związku w obecności władz związkowych z Warszawy otworzono nową siedzibę w pięknych salach odremontowanej „Perełki”. Klub „Perełka” zawsze kojarzył się z poetami i poezją, jeszcze niedawno dokumentowane były na internetowej witrynie Gil Gillinga perełkowe konkursy poetyckie.
Dzisiaj miejski klub przechodzi w ręce artystów wizualnych.
W wystawie wzięło udział 38 artystów plastyków różnych dyscyplin sztuki. Ponieważ też brałam w niej udział i nie wypada mi jej komentować, pragnę z tego miejsca jedynie podziękować moim koleżankom i kolegom za wieszanie i trud rozmieszczania na ścianach prac tak różnorodnych w wielkości i formie.
Koleżanki i koledzy, którzy wzięli udział w wystawie, to:
Bogdan Bartoszek, Natalia Bąba-Ciosek, Maria Bereźnicka-Przyłęcka, Ewa Bieńczycka, Marian Bietkowski, Czesław Fiołek, Izabela Gąsiecka, Ryszard Grach, Mirosław Goliszewski, Małgorzata Handermander-Lewicka, Jacek Joostberens, Barbara Jonderko-Jagła, Anna Kacperska, Maria Konopacka, Piotr Kozłowski, Jan Lessaer, Marta Meinhardt-Gawrońska, Halina Nieświatowska, Magdalena Nowacka, Ewa Pańczyk-Hałubiec, Teresa Pawłowska, Tadeusz Pfutzner, Teresa Rawło-Strządała, Georgij Safronow, Agnieszka Sukiennik, Adam Styrylski, Szołtysek Kazimierz, Helena Szuba, Józef Szuba, Katarzyna Szymczyk, Anna Śmieszek, Jacek Ukleja, Janina Walas, Lidia Wąsat, Mirosław Wszołek, Anna Wysocka, Anna Zawisza-Kubicka, Anna Zdrzyłowska.

Katowice

Galeria „Na żywo” pokazała tym razem malarstwo Zofii Łabuś, malarki średniego pokolenia, absolwentki Cieszyńskiej fili UŚ. Autorka pokazuje akty kobiece w szczerym zapamiętaniu, bez koniecznego w wypadku takiej konwencji spojrzenia na zagadnienie z ironią dowcipnego dystansu. Niestety kosmiczność przedstawionych wizerunków ludzi jak i elementów ze świata roślinnego pozbawiona jest wdzięku, lekkości i czegokolwiek, co artystka mogłaby dać, litując się nad w końcu bardzo pokaźnym odbiorcą tej Galerii. Jest bardzo ziemska i nieudolna. Malarstwo to dowodzi więc, że gatunek ludzki jest w ciągłym procesie ewolucji, jeszcze w drodze i jest niedoskonały.

Rondo Sztuki
Janusz Karbowniczek “Rozmowa”
Malarz średniego pokolenia, absolwent i profesor katowickiej ASP pokazał od swojej niedawnej wystawy w Górnośląskim Centrum Kultury (pisałam o tym tutaj) więcej i żywiej, przede wszystkim, jako malarz. Janusz maluje od lat to samo i robi to bardzo dobrze. Kiedy spotykam się z jego nerwową kreską zawsze mam to samo poczucie spokoju. Nie wiem na czym to polega, ale harmonia wewnętrzna tych prac jest ukryta i skomplikowana. Artysta stara się malować lapidarnie, ascetycznie, kasując do minimum paletę, zawężając ją do nieprzyzwoicie skromnej liczby trzech, czterech kolorów zaledwie. Jest to często szarość i błękit bardzo poszukany i charakterystyczny, przetykany gdzieniegdzie dominantą czystego koloru. Wszystko niedbale ocieka, zadrapania są byle jakie, niedbale rzucony bazgroł, rozdrażnienie i agresja – a jednak wszystko trzyma sie kupy, przemawia i jest żywe. Czasami dorzuca bardzo lakonicznie, po dziecięcemu wyrazy, całe zdania, znaczące bądź nie, będące szyfrem, ironią lub kompozycyjnym elementem jedynie. Oczywiście, jako malarka, wolę malarstwo, wolę kolor i mimo, że w tej wystawie Karbowniczka przeważają utwory czarnobiałe i doświadczenia wyłącznie równowagi czerni i bieli, to jednak te malarskie wolę.
Jest jeszcze ściana „dziennika”, gdzie każde pole przyporządkowane jest chronologicznie, od lat osiemdziesiątych, po rok ubiegły. Ten fałszywy dziennik, jakby naigrawający się, ironiczny zapis imienin, anonimowych zdarzeń, graficzna imitacja upływu życia, jest też równocześnie bardzo prawdziwym świadectwem egzystencji, w której właściwie prócz codzienności nic się nie wydarza, a jednak żyjemy, pulsujemy jako organizmy i ten zapis, ta graficzna rozmowa, ten wizualny język Janusza Karbowniczka jest trafny, znaleziony i komunikatywny.
W komentarzu słownym do wystawy artysta kokieteryjnie wskazuje na rolę odbiorcy w stwarzaniu dzieła. Nie uważam, by ten filozoficzny dodatek był tej wystawie potrzebny. Autor konwencjonalnie prezentuje skończone prace, które nie zmieniają się w oku odbiorcy, mimo podsuniętej przez autora ideologii.

Bytom

Kronika
Piekło rzeczy
Warto zobaczyć tę wystawę i jest to niewątpliwie najważniejsze wydarzenie artystyczne na Śląsku tego miesiąca. Kronika ma coraz lepsze prezentacje i awangardowy nurt dzisiejszej sztuki prezentuje naprawdę rozważnie i wszelkie eksperymenty artystyczne, przecież tak różne jakościowo, są w tym miejscu jednak wyselekcjonowane.
„Piekło rzeczy” jest wystawą poprzedzoną bardzo dużym wstępem filozoficznym, który tu pominę, gdyż artyści jak zwykle histerycznie i nadmiarowo powołują się na wszystkich modnych myślicieli (Julię Kristevę), dochodząc nawet do takiego absurdu, że Bytom jest miejscem magicznym, niepowtarzalnym i jedynym na świecie. Być może patriotyzm lokalny i wdzięczność za warsztaty, poprzedzające wystawę, sponsoring miasta usprawiedliwiają to nadużycie. Nie oszukujmy się też, co do wielkości tej wystawy. Ani nie jest odkrywcza, ani niepowtarzalna. Tego typu wystaw na całym świecie powstają tysiące zagospodarowując różnorakich artystów, tych z wykształceniem plastycznym i bez. Tematyka też jest już ograna. Nie o to chodzi. Kronika przełamuje śląski monopol na konserwatywną nudę i ten oddech bardzo jest nam tutaj potrzebny. Szczególnie, że wystawy są zawsze inteligentne i naprawdę światowe.
Galeria natomiast postarała się o wydanie mapki wystawy, bardzo staranną ekspozycję przedmiotów biorących udział w projekcie. Przedmioty wydają dźwięki (odkurzacz), są „podrasowane”, czyli poddane pewnym dowcipnym modyfikacjom, które podpowiadają i poniekąd zmuszają odbiorcę do innego spojrzenia na przedmioty niż to czynimy na co dzień używając ich mechanicznie, bez większego zainteresowania. Ten duchampowski manewr na przedmiocie daje jednak zupełnie inne – niż wedle intencji Marcela Duchampa – przesłanie. Ready made jest tutaj bardziej swojskie, prostackie i ordynarne w swoim znaczeniu pospolitości. Przedmiot wręcz krzyczy i jęczy, jest przez człowieka nieszanowany i niszczony. I to nie przez artystę, artysta nie deformuje, dekonstruując go jedynie, staje w jego obronie pokazując jego zniszczenie i rozkład. Każdy autor biorący w wystawie ma o swoim przedmiocie swoją opowieść i swój filozoficzny powód umieszczenia go tutaj. Wymaga to wielogodzinnych kontemplacji, gdyż jest to nie tylko wystawa zbiorowa przedmiotów, ale artystów o znaczącym dorobku, więc i spotkanie ze sławami.
W „Piekle rzeczy” wzięli udział: Anna Bergmark, Agata Biskup, Karolina Brzuzan, Jiři Černicky, Katarzyna Czeczot, Przemysław Czepurko, Roman Dziadkiewicz, Framework (Resonance 104.4 fm), Johan Grzinich, Łukasz Jastrubczak, Joanna Kawicka, Tomasz Kowalski, Jarosław Kozłowski, Patrick McGinley, Mikropaństwo, Ronald Moran, Pavel Mrkus, Bartosz Mucha, Wilhelm Sasnal, Łukasz Skąpski, Dominika Skutnik, Grzegorz Sztwiertnia, Andreas Widmer, Zorka Wollny.

Wspaniałe są filmy na piętrze, filmy genialne, kino niszowe czeskie, jugosłowiańskie, węgierskie, rumuńskie
Kuratorzy ten pokaz zatytułowali „Przyjdę ostatni, zacznę z tobą”. Mają być komentarzem do Bytomia, do miejsca, do kamienicy zapraszającej gości z całego świata na stwarzanie „Piekła rzeczy”.
Pokaz stara się umiejscowić historycznie i egzystencjalnie Bytom. Akcja filmów toczy się w Bloku Wschodnim.
Znane mi były tylko dwa filmy Béli Tarra (Węgry) „Potępienie” i „Harmonie Werckmeistera”.
Nie wiem, czy te, pokazywane w Bytomiu, są polskiemu widzowi dostępne, czy funkcjonują w obiegu, zapomniane i zepchnięte w filmowy niebyt.
Podaję listę filmów, które wraz z Kroniką polecam: Nikola Tanhofer (Chorwacja) „H-8”: Dusan Makavejev  (Jugosławia) „Człowiek nie jest ptakiem”; Jan Němec (Czechosłowacja) „O uroczystości i gościach”; Živojin Pavlović ( Jugosławia), Przebudzenie szczurów; Dusan Makavejev  (Jugosławia) „Sprawa miłosna albo tragedia telefonistki”;  Lucian Pintilie ( Rumunia) „Rekonstrukcja”.

BWA

ILEBILAND — Brygida Wróbel-Kulik
Instalacje Brygidy Wróbel, mojej koleżanki licealnej, absolwentki ASP Krakowa i Düsseldorfu wypełniły po brzegi ogromne sale BWA. Artystka średniego pokolenia, wymieniana jako grafik dawno przekroczyła warsztatowość, stała się osobowością artystyczną w świecie międzynarodowych wystaw, kuratorów, wykładów i feministycznych akcji. Jest angażowaną w dzisiejszy ruch wystawienniczy międzynarodową artystką.
Czytam w pięknie wydanym katalogu z trwającej wystawy w BWA teksty Tadeusza Sławka i Romana Lewandowskiego kreujące artystkę na bardzo wybitną postać w swojej dziedzinie odkrywania indywidualnych i niepowtarzalnych światów przy pomocy fikcyjnych map.
Każdy dzisiejszy artysta stwarza swoje uniwersum tak, jak uważa, ma wolość artystyczną i swój potencjał twórczy, by go stwarzać. Nie chcę wartościować dokonań artystki ani nawet komentować, jako odbiorca teatru obiektów, które na wystawie zaprezentowała. Doceniam ogromny wkład pracy, drobiazgowe przemyślenia i koncepcję. Natomiast ideologia stwarzana na potrzeby tej wystawy jest nieporozumieniem. Czego bowiem nie ma w eseju Romana Lewandowskiego! Są niemal wszystkie nazwiska sławne, pojawił się i Rilke i Orwell, i Herbert, Oppenheim, Chomsky, Awerroes, Boltański, Cornell, Malewicz, Ad Reinhardt, Johns, Magritte, Wittgenstein, Borges, Baudillard, Foucault, Dürer, Kent. Krytyczki niemieckie do kompletu dorzucają jeszcze Lyotarda, Freuda i Kossutha.
Tak jak postmodernistyczny reżyser Peter Greenaway na podstawie własnych rysunków nakręcił filmy „Tulse Luper Suitcases” i  „Pillow Book” opowiadające i fikcyjnych miejscach, tak Brygida Wróbel wędruje swoimi artefaktami po ścianach galerii. To rozbija znaczeniowo prawdziwe mapy, tnie globusy, okleja je nowymi lądami, bawi się formą, kolorem, plamą, konwencją, cytatami. Słowem – demonstruje swój świat lekko i z wdziękiem, ironicznie inkrustując to złotem, wstawkami metalowymi, kreśli niezrozumiałe mandale, gmatwa, celowo zaciera ślady. I jest w tym wszystkim uciekanie i pojawianie, kłamstwo autobiograficzne, mistyfikacja, hochsztaplerka i ułuda. I nic w tym złego, jeśli się traktuje sztukę, jako sztukę zaistnienia w prawdziwych galeriach. A nie jest to sztuka ani prosta, ani łatwa.

BWA

Przypadkowe przyjemności część 1 – Konceptualne przyjemności
To wystawa za ścianą oddzielająca instalacje Brygidy Wróbel – Kulik. Zbiorowa wystawa konceptualna, ma za patrona Rolanda Barthesa  i jego słynny esej „Przyjemność tekstu”, który Grzegorz Sztwiertnia przeczytał zaraz po spolszczeniu w 1997 i w dziesięć lat później nakręcił video o bibliotekarzu, który ten tekst recytuje. Być może jest to i nawet ironiczny stosunek artysty do dzisiejszego czytelnictwa, ale na pewno nie jest ilustracją książki Barthesa, jedynie konceptualnym obiektem zastępczym, bardzo zresztą śmiesznym. „Erotyczny” wymiar mają wszystkie utwory pozostałych konceptualistów biorących udział w projekcie.
Papierowe, ponakłuwane rulony młodej artystki Erwiny Ziomkowskiej, przewrotne filmy „haiku” Łukasza Skąpskiego, fotografie Nicolasa Grospierra z cyklu Ambasada – pytania o manipulacje nie tylko polityczne i historyczne – Michała Gayera twórcy gumowej maszyny do pisania i „nowych” przedmiotów – wszystkie te symboliczne i metaforyczne obiekty mają jeszcze inne zupełnie znaczenia, które w odbiorcy o różnym ilorazie inteligencji otwierają za każdym razem inne przestrzenie mózgowe. Sądząc po pustce sal wystawowych niewielu odbiorców w te lutowe dni zażywało tego typu przypadkowych przyjemności konceptualnych.

Biblioteka Śląska
“Śląska Fotografia Prasowa”. Zwracam uwagę na ten konkursowy pokaz fotografii w holu biblioteki ze względu na zakwalifikowanie się wśród 272 prac 47 twórców naszego związkowego fotografa, Antoniego Witwickiego, który nadesłał właśnie prace fotograficzne robione w naszej galerii związkowej „Po schodach” z ubiegłorocznej miejskiej imprezy „Gliwickiej nocy w galeriach i pracowniach”.

Muzeum Śląskie.
Nowa siedziba Muzeum Śląskiego w dalszym ciągu jest dopiero w planie. Lutową piękną zimę przedstawiam fotograficznie w scenerii miejsca, na którym Muzeum ma być zbudowane.

fot. E. Bieńczycka

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2009, Przegląd galerii śląskich. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź do Przegląd galerii śląskich luty 2009

  1. Homepage pisze:

    The best and clear News is very much imptortant to us. 294936

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *