Właśnie wydana książka „Matisse i Picasso” Jacka Flama – sugerująca symetrie dwóch nakładających się czasowo aktywności malarskich ubiegłego wieku we Francji – prowokuje do przekłamań.
„Tygodnik Powszechny” posuwa się nawet do wartościowania religijnego, od czego na całe szczęście książka jest wolna.
Andre Malraux wielokrotnie pyta w rozmowach z Picassem o sacrum, ale to jest pytanie w powietrze, w pustkę.
Obaj artyści sztuki nowoczesnej – i Picasso, i Matisse – są zgodni, że, jak powiedział Matisse w 1954 roku: artysta nie można „zaczynać od próżni”. Jeśli chodzi o tak zwanych malarzy abstrakcyjnych dnia dzisiejszego, wydaje mi się, że zbyt wielu z nich zaczyna od pustki. Brak im siły, inspiracji, uczucia, bronią swego nie istniejącego punktu widzenia: naśladują abstrakcję”.
Dla Picassa i Matisse’a jeszcze strach przed pustką każe im kurczowo trzymać się realności. Ale nie jest to sacrum.
Mimo, że rozpoczynając tuż przed śmiercią upragnione prace ścienne („w raju bym malował tylko freski”- powie rozmarzony Matisse) w kaplicy w Vence, pełne światła i jasności, oboje zdają sobie sprawę ze swojego braku religijności.
Matisse z oburzeniem wypowie się o decyzji partyjnej Picassa:
Stalin – Picasso – pisał Matisse – to rzeczywiście głupota. Takie rzeczy się dzieją, gdy chcesz coś zrobić, nie rozumiejąc niczego i nie mając nic do powiedzenia.
O przyjęciu zlecenia ściśle religijnego tak pisze Jack Flam:
Podobnie Picasso uważał pracę Matiss’a nad kaplica w Vence za nadzwyczaj irytującą. Ponieważ Matisse nie był religijny, Picasso był zdania, że nie powinien przyjmować zamówienia na projekt o tematyce sakralnej i nieustannie beształ go z tego powodu. Raz w 1949 roku, powiedział nawet Lidii, że jego zdaniem fakt przyjęcia tego zamówienia kaplicy był formą „kurestwa”. Replika Matisse’a nadeszła parę miesięcy później, w wywiadzie radiowym, w trakcie którego powiedział: cała sztuka warta tej nazwy to sztuka religijna – i potępił rodzaj anegdotycznej „dokumentacji sztuki” proponowanej przez komunistów.
Mój dziadek, przedwojenny właściciel dobrze prosperującej firmy budowlanej, absolwent wydziału architektury Politechniki Lwowskiej nie odnalazł się już w nowej Polsce. Jako zmarginalizowany i zdegradowany kosztorysant biurowy, niezbyt gorliwy katolik przed wojną, cały okres stalinowski chodził do kościoła. Już nie zobaczył wnuka. Na jego pogrzeb w 1949 roku mama przyszła w zaawansowanej ciąży.
Pierwszy rok studiów artystycznych lat siedemdziesiątych skupił uzdolnioną młodzież hodowaną w przestrzeni, gdzie inteligencja polska została albo wymordowana, albo nie powróciła z uchodźctwa. Jej pustka wewnętrzna, pracowicie wyczyszczona przez szkołę i rodziców, czekała na umeblowanie.
Nie miałam nawet dostępu do biblioteki dziadka, dopiero roczniki pism artystycznych przysypane węglem, odzyskałam po studiach.
Udało mi się natomiast dostać ze studenckiego biura podróży “Almatur” na wycieczkę do Moskwy, gdzie urwawszy się z programowego zwiedzania, pojechałam metrem do Muzeum Puszkina.
Wyjątkowo piękna kolekcja okresu błękitnego i różowego nagich kobiet Picassa przetykana była ogromnymi płótnami czystych, wspaniałych aktów Matissa.
Ale to było już na trzecim roku. Na pierwszym malowaliśmy nagą modelkę i rozważaliśmy w pracowni, co by było, gdyby zniekształcone twórczo modelki wyszły nagle z naszych obrazów.
Czy wierzy pan w Boga?- spytano Matisse’a. „Czy wierzę w Boga? Tak, gdy pracuję”.
Podobno Picasso oglądając białą, wykafelkowaną kaplicę ukończoną przez Matisse’a powiedział, że wygląda jak łazienka. Jednak stacje “Drogi Krzyżowej” nawiązują bezpośrednio do brutalnego stylu Picassa.
To oni dali początek duchowym poszukiwaniom Malewicza i Kandinsky’ego.
Jack Flam dowodzi, że jeśli wzorowali się na kimś, to jedynie były to wzajemne podglądania, fascynacje i inspiracje, polegające na zazdrości, rywalizacji.
Drażliwej, a jednak głębokiej przyjaźni, dla każdego wzajemne opinie były niesłychanie ważne i niesłychanie bolesne.
Dla mojego pokolenia modernistyczne legendy poszukiwań koloru tak genialnego, jak fowistyczne rozwiązania i tak trafnego, jak u Picassa, nie miały już jakiegokolwiek znaczenia. Wprawdzie nasi profesorowie wywodzili się z przedwojennego koloryzmu, ale nie mieli już nic do powiedzenia.
Andre Malraux dojdzie do wniosku w roważaniach nad swoim Muzeum Wyobraźni:
Powołaniem sztuki współczesnej jest wyzwolenie instynktu, jak Matisse definiował Maneta: sztuka ta odrzuci okowy prawdopodobieństwa, na które wyrzekał Gauguin.
Nadchodzącym prawdopodobieństwem w Polsce – mimo sakralizowania Picassa w panującej religii materializmu socjalistycznego – stał się nie tylko brak matissowskigo sacrum, ale i picassowskiego profanum.