Sztuka stanu wojennego odchodzi od indywidualizmu i staje się sztuką dla dobra narodowego.
Pokusić się o analizę tego zjawiska byłoby samobójstwem literackim, poprzestanę jedynie na wspominkach, gdyż utraciłam pewność siebie po wpisie polskiego pisarza Jakuba Żulczyka na „kumplach”, jakoby niezrealizowani pięćdziesięcioletni malarze okupywali ubikacje krakowskich modnych knajp w celach pozyskania nienależnego im (pewnie za karę za niezrealizowanie), młodego materiału seksualnego.
Nie było łatwo dostać się do tajnej opozycji stanu wojennego, podobnie jak do podziemnych organizacji II wojny czy wcześniejszych z okresu zaborów.
Telefon organizatora pozyskałam bez problemu w Krakowskim Klubie Inteligencji Katolickiej, gdyż nikt w moim mieście nie chciał mi niczego udostępnić.
Wymieniam tu nazwisko plastyka, Mariana Warzechy w dowód jedynie wdzięczności, gdyż mimo, że był spłoszony w słuchawce, w końcu powiedział, w którym miejscu odbywają się tajne zebrania i informacji udzielił.
Jak się okazało, tajność była dużą nadinterpretacją problemu, i jeśli aktorka Halina Mikołajska w Warszawie przepłaciła zabawę w konspirację życiem, to myślę, że tutaj miało to jednak bardziej wymiar jedynie zabawy.
Zjechałam na to zebranie, gdzie trwała dyskusja o sztuce, którą wsparł delikatnym głosem kompletnie ubrany filigranowy Jerzy Bereś. Nawet ja, pokonując onieśmielenie, wygłosiłam jakąś kwestię wiedząc, że jest to ofiara dla ojczyzny w niebezpieczeństwie. Państwo Warzechowie byli wzruszeni moim poświęceniem i przyjazdem z odległego miasta, zawieźli mnie na dworzec własnym samochodem nie bacząc na reglamentację benzyny i ofiarowując tajny telefon do Sławnego Profesora z ich rekomendacją, który analogiczne spotkania w moim mieście prowadził.
Toteż nieufny głos Sławnego Profesora Akademii Sztuk Pięknych mojego miasta polecił mi się stawić następnego dnia w naszej katedrze, gdzie będzie otwierał wystawę malarską. Długo po podejściu do niego i przedstawieniu się, czekałam, aż oderwie się od pracy dla dobra narodu i powróci do mnie, udzielając mi wreszcie tajnej informacji. Nie doczekałam się i wyszłam, nie wiem do dzisiaj, czy takie zebrania rzeczywiście miały miejsce, czy były jedynie kolejną patriotyczną fikcją.
Natomiast zostałam wmanewrowana w stratę czasu na celebrę wystaw w Seminariom Duchownym i dowiedziałam się przynajmniej, dlaczego moje dłonie chętne do konspiracyjnej pracy są zbędne.
Tajność polegała na nieprawdopodobnej ilości ludzi opozycji, ubranych tak, jak zazwyczaj ubierają się goście na Chrzest lub Pierwszą Komunię. Stoły uginały się od wielkiej ilości przeróżnego jadła, którego dawno nie oglądałam, gdyż nawet kartek nigdy nie udawało nam się wykupić.
Potem już “Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej” umożliwiały spotkania w kościołach z wielkimi ludźmi. Chciałam bardzo zobaczyć poetę księdza Jana Twardowskiego. Zobaczyłam wtedy wielu ludzi dawno nie widzianych, wycałowałam się nawet z Basią, koleżanką z liceum.
Ale poeta nie przybył. Po godzinie stania z zakrystii wyszedł ksiądz informując dość obojętnie, że nie przybędzie, gdyż właśnie powiadomił, że nie przybędzie.
Chodziłam na różnorakie wystawy, nigdy nie podejmując sama tematyki sakralnej jako tematu mnie zawsze przerastającego technicznie i duchowo, czym całkowicie odcięłam się od możliwości wystawiania.
Nie mieli ich moi koledzy i koleżanki, ze zdumieniem obserwowałam tak szybką woltę tematyczną i formalną.
Czytam Mieczysława Porębskiego” Krytycy i Sztuka”.
Z żalem donosi o okropnej architekturze, która za przyzwoleniem publicznym powstała, jako trwały, kompromitujący ślad tego okresu.
Przytacza barwnie dalszy ciąg wydarzeń krakowskich, których już nie dane było mi doświadczać:
T. K: – Byli też ludzie, którzy ani nie chcieli współpracować dalej z władzą, ani nie potrafili się zmieścić w ramach wyznaczanych przez nowego, kościelnego mecenasa. A w “kruchcie” zdarzały się nieporozumienia i konflikty. Pamiętam awanturę wywołaną przez fotografie z pokazu Jerzego Beresia powieszone w sali na Augustiańskiej, w siedzibie Papieskiej Akademii Teologicznej, gdzie się zbierało konwersatorium “Sztuka Religia Nauka” animowane przez Mariana Warzechę. Ks. Życiński, obecny arcybiskup lubelski, bardzo ostro wtedy zaprotestował; obnażony Bereś przekroczył jednak granice jego tolerancji… Także wystawa grupy Wprost i jej młodych kontynuatorów, umieszczona w krużgankach krakowskiego klasztoru Dominikanów, wywołała kontrowersje; przeorowi nie podobał się obraz Zbyluta Grzywacza, gdzie realistyczne przedstawienie prostytutki pod latarnią nakłada się na motyw Magdaleny pod krzyżem, Andrzej Kłoczowski musiał dzieła bronić. Nawet obraz Tadeusza Boruty został kiedyś zaatakowany – fizycznie! – przez staruszkę, którą zgorszyły gołe męskie pośladki…