Katowice
Muzeum Śląskie
Warto wpadać do wysmakowanej galerii obrazów epoki przedindustrialnej do Galerii Malarstwa Polskiego 1800 -1939 i wdychać modernistyczne wartości, za każdym razem zobaczy się coś innego. Mimo, że ekspozycja stała, jak anonsuje biuletyn muzealny, to jednak są ciągle miłe niespodzianki. Zostało wyciągnięte z piwnic i powieszone dzieło symboliczne Vlastimila Hofmana „Na nowy żywot”. Na wymianę i wypożyczenie z Muzeum Narodowego w warszawie śląski widz dostał piękny portret Tadeusza Pruszkowskiego „Melancholia” oraz Ludomira Sleńdzińskiego „Autoportret”, malowany na przestrzennej drewnianej desce. Wypożyczony został też wstrząsający obraz Zygmunta Menkesa „Ecce homo”.
2 x Wyczółkowski. To wystawa głównie Leszka Wyczółkowskiego, absolwenta warszawskiej ASP, emigranta lat siedemdziesiątych do Kanady. Jego stryjeczny pradziadek Leon Wyczółkowski reprezentowany jest zaledwie jedną niesłychanie piękną akwarelą i dwoma obrazami olejnymi, oraz kilkoma małymi litografiami i pastelem. Mimo tak szczupłego pokazu swojego kunsztu, w księdze odwiedzin czytam wpisy, że zwiedzający wolą stare niż nowe, mimo, że grafik Leszka Wyczółkowskiego jest bardzo dużo, zajmują resztę obszernych trzech pomieszczeń.
Leszek Wyczółkowski bardzo dobrze charakteryzuje swoją twórczość w powieszonym przed wystawą na ścianie krótkim credo. A więc widz ma tak samo współtworzyć dzieło: fifty-fifty. Przy tak sprawiedliwym podziale nic dziwnego, że leniwy widz nie widzi w podpisanych grafikach złożonych najczęściej z modułu kwadratu podsuwanej przez autora takich emocji, jakie zawiera w tytułach: „Korespondencja”, „Wysiłek”, „Ściśle tajne”, „Awans”, „Niespodzianka”, „Finalista”. Wykonane w szlachetnej technice akwatinty i akwaforty perfekcyjnie zakomponowane, metaforyczne i symboliczne powinowactwa z abstrakcją geometryczną ilustrują konsekwentny i dosadny język wizualny artysty.
Atlas bezdroży – to twórczość malarska Jana Bresińskiego. Artysta pochodzi z Bytomia, ukończył katowicką grafikę. Emigrował do Niemiec w latach osiemdziesiątych.
Zgodnie z tytułem wystawy – ekspozycja ma wyraz apokaliptyczny, językiem abstrakcji i jej bardzo ekspresyjnego koloru pokazuje niepokój wielkich aglomeracji widzianych z lotu ptaka bądź w ich rozkładzie, bądź w metamorfozie kataklizmów i katastrof. Użycie pleksi, deski, grubych impastów, reliefów i wydrapań jeszcze bardziej rzecz dramatyzuje, czyniąc ją jednak wyjątkowo szlachetną, piękną, estetyczną i fascynującą.
Pejzaż z morałem to kilkanaście obrazów Krzysztofa Websa, artysty pokolenia średniego, gliwiczanina, opowiadającego na swych niebywale przeludnionych płótnach anegdoty z życia proletariackich podwórek Górnego Śląska. Wielorakość tematyki w różnorodnych cyklach to przede wszystkim chagallowski wątek codziennego życia familoków w odwiecznym nienaruszeniu. Mimo staroświeckości scenek, ten, kto mieszka na osiedlu obok starej zabudowy od razu zrozumie klimat i intencje artystycznej wizji Krzysztofa Websa.
Retrospektywna wystawa malarstwa i grafiki Jerzego Kołacza, to ogromne płótna mieszkającego w Kanadzie absolwenta warszawskiej ASP, grafika i malarza średniego pokolenia. Bliskie w estetyce niedawno zmarłego Jeana-Michela Folona, grafiki oraz ogromne obrazy olejne w konwencji gorącej abstrakcji stanowią bardzo obszerny materiał na zastanowienie się nad twórczością tego artysty. W poszukiwaniu do niej klucza przeczytałam długi wywiad z artystą w internetowym wydaniu Akcentu i ze słów autora wnioskuję, że jest za awangardą, ale nie tą fałszywą. Wierzy w sztukę, jako w ewolucję, a nie w rewolucję. Sądząc po tak dużym dorobku artysta nie ustaje w poszukiwaniach.
„Life znaczy życie”. 50 lat z fotografią Józefa Ligęzy. To bardzo dużo fotogramów, ponad sto dużych, wywołanych konwencjonalnie, naświetlonych na błonie fotograficznej budowanych według wszelkich zasad kompozycji i praw rządzących fotografią czarno-białą. Wchodząc na wystawę odczuwa się od razu ducha tych lat, w których powstały. Artysta, czy upamiętnia sąsiada, powstańca śląskiego w biednym familoku, czy obyczajowe scenki na ławce fotografowane poklatkowo ze swego okna, zawsze jest rozpoznawalny. Aparat podlega ręce artysty i mimo swojego mechanicznego narzędzia, utrwala subiektywnie czasy mojej młodości, które zachowałam w pamięci zupełnie inaczej. Tytuł wystawy, afirmujący radość przebywania na świecie, estetyzuje go tak bardzo, że chciałoby się tylko powiedzieć, że przedstawiony świat jest jeszcze raz stworzony przez Józefa Ligęzę, by go móc polubić.
Katowice BWA
„Wszystkie kolory są dozwolone pod warunkiem, że nie przeszkadzają w handlu” jest wystawą, którą po wakacjach powinni zobaczyć wszyscy, którzy oddali najpiękniejsze miesiące roku pomocy swoim najbliższym, opiece nad rodzicami czy dziećmi, słowem, nigdzie nie byli i brakuje im energii i koloru.
W sieci wystawa jest zauważona i aprobowana, by się tu nie powielać polecam świetną recenzję z „artPapieru”, również anonsuje ją związkowy „artluk”. Ja po przyjściu do domu poszukałam sobie jeszcze wszystkich biorących w niej udział artystów i na ich stronach domowych zobaczyłam kolejne, rozbudowane dzieła w duchu prezentowanej zbiorowej wystawy w BWA. Po przeczytaniu kilku esejów w katalogu można już śmiało przystąpić do zalecanej tytułem czystej konsumpcji koloru, pomijając właśnie kwestię handlową, lub bardziej dosadnie – pragmatyczną. Tu jest jak w poezji – artysta pobiera z otoczenia przedmioty, które pokazuje nam inaczej i jakkolwiek zinterpretujemy tu ready-made Marcela Duchampa, musimy wziąć poprawkę na upływ czasu, pół wieku niesłychanego rozwoju technologicznego wytwarzania przedmiotów przemysłowych, możliwość łatwego ich multyplikowania, które przy odrobinie nawet dobrej woli ze strony widza, odrywają się nie tylko od pierwotnej funkcji, do jakiej zostały powołane, ale organizują sie od razu w odrębną, nową plastyczną jakość. Dzięki zestawom, jak w muzyce dźwięków, artyści zdumiewająco wprowadzają perfekcyjną harmonię w kakofonię barw, stąd może wystawa złożona z gumek do mazania, myjek do naczyń, słomek do napojów, koszów na śmieci, klamerek do bielizny, segregatorów, jest zupełnie inną w odbiorze podróżą niż męcząca wędrówka po hipermarkecie.
W wystawie udział biorą: Jean-Pierre Bredo (Belgia), Claude Briand-Picard (Francja), Jacob Dahlgren (Szwecja), Tina Haase (Niemcy), Carole Louis (Belgia), Antoine Perrot (Francja), Trevor Richards (Australia), Benjamin Sabatie (Francja), Roman Signer (Szwajcaria), Anu Tuominen (Finlandia), Beat Zoderer (Szwajcaria).
Rondo Sztuki
Magia Grafiki Japońskiej jest wystawą również bardzo energetyzującą, Jeśli ktoś z nas w czasie wakacji nie miał możliwości tworzyć, zobaczenie oryginalnych grafik artystów japońskich z pewnością uzupełniłaby te niepowetowane braki w ubytkach naszej wrażliwości.
Z 64 autorów 123 prac dziewięciu to laureaci Międzynarodowego Triennale Grafiki w Krakowie (Toshihiro Hamano!), a raczej Biennale. Starsi koledzy i koleżanki pamiętają jak w latach siedemdziesiątych zachwycaliśmy się przede wszystkim japońskim sitodrukiem, tak dla nas trudnym w uprawianiu ze względu na brak materiałów. Teraz można zobaczyć najwyborniejsze przykłady tej techniki, oraz wszystkie niemal klasyczne metody powielania. Cokolwiek na ten temat powie w zachwycie Andrzej Wajda, który podjął nad wystawą honorowy patronat, widza z ulicy od razu uderzy egzotyczna inność, wyrafinowanie estetyczne nie mające równych w żadnej chyba plastycznej wspólnocie narodowej. Jest jakiś wspólny duch we wszystkich pracach, czy to będą tematyczne odwołania samurajskie,, czy czysto współczesne migawki ulic metropolii i dzisiejszych ludzi i przedmiotów, metafizyczne abstrakcie, uderzenia kolorem z szlachetnego złota, czy fosforyzujących barwników, zawsze odczuje sie dostojeństwo orientu z jego rasowością, dostojeństwem i ascezą.
Druga wystawa w Rondzie, to “Śląska Rzecz”. Laureaci konkursu mającego na celu pokazanie sukcesów regionalnej przedsiębiorczości prezentują wszystko, co najlepsze wydarzyło się nam w roku ubiegłym w rozwijaniu talentów, wykorzystywaniu wykształcenia i ocalaniu inwencji polskich projektantów. Ponieważ pokazane projekty są przede wszystkim funkcjonalne i wszechstronnie sprawdzone pod względem zasadności ich powstania, ograniczę się tylko do wymienienia laureatów:
Kolekcja ultralekkich wyrobów puchowych – Pracownia Sprzętu Alpinistycznego Małachowski; Kiosk multimedialny Infobox IB 190W- Paweł Balcerzak, Bartosz Dobrowolski, Wawrzyniec Skoczylas, Maciej Sobczak, Michał Stefanowski; Plakat i książka Yane Calovsky, Hristina Ivanoska Oskar Hansen’s Museum of Modern Contemporary Art- Ariane Spanier; System oznakowania wizualnego Międzynarodowego Portu Lotniczego Katowice w Pyrzowicach- Andrzej Sobaś; Dywan „Folk”- Artur Puszkarewicz, Anna Kotowicz; Fotel i stół ogrodowy A01- Przemysław Mitręga, Marcin Błędowski; Automatyczny kocioł retortowy R-Eco Automat MCI, Robert Kopoczek, Janusz Kasza; Zestaw Ametyst – Małgorzata Pękala; Fotel „Only”, Joachim Lesiak; Abażur Alien- Sonia Słaboń; Urządzenie do masażu rehabilitacyjnego UMR- Jerzy Wójcik; Publikacja Archivoom/ Archiboom- Anna Pohl; Interaktywna trójwymiarowa prezentacja multimedialna Sharp Aquos- Rafał Kasza, Piotr Łukasik, Dariusz Malec; Opakowania Dobra kaloria- Maciej Konopka; System identyfikacji wizualnej firmy Login, Piotr Jakoweńko, System identyfikacji wizualnej 2 Business Consulting Group- Mirosław Garbas; Logo galerii Rondo Sztuki- Monika Kłak.
Galeria Altus. W korytarzu katowickiego wieżowca Magdalena Nowacka, członkini naszego Związku prezentuje swoje Malarstwo i grafikę. Ponieważ już pisałam o pracach naszej koleżanki przy okazji Jej wystawy w Związkowej Galerii, sygnalizuję tylko jej katowicki pokaz dla kronikarskiej dokumentacji.
Gliwice
Galeria ZPAP Po schodach
W lipcu można było zobaczyć w naszej związkowej galerii twórczość projektową architekta, Natalii Bąby-Ciosek, pracownika naukowego Wyższej Szkoły Technicznej w Katowicach. Ważne dla naszych obyczajowych przemian, a także wszelkich zmian technologicznych w naszym najbliższym otoczeniu artystka pokazała niekonwencjonalne rozwiązania artystyczne wszelkich problemów dzisiejszej Architektury wnętrz.
Jak widać, lato zdominowali projektanci.
Czesław Fiołek, działacz związkowy, nasz wiceprezes, absolwent wrocławskich Form Przemysłowych w Państwowej Szkole Sztuk Plastycznych, mój młodszy kolega uczelniany, pokazał imponujący dorobek twórczy na retrospektywnej wystawie 30 lat swojej artystycznej działalności. Można jubilatowi tylko pogratulować cierpliwości i talentu w uprawianiu tak niewdzięcznego zawodu jaki przypadł w udziale absolwentom tego kierunku w latach siedemdziesiątych, kiedy jak wiadomo, gospodarka padającego ustroju komunistycznego nie miała litości dla utalentowanych projektantów. Dzisiejsze czasy i dzisiejsze problemy w tym trudnym, bezwzględnie przecież weryfikowanym przez rynek konsumenta fachu, Czesław Fiołek kontynuuje go w swojej pracy pedagogicznej na terenie dwóch wyższych uczelni. W związku z jubileuszem wszyscy składamy jubilatowi dalszych sukcesów.
W lecie galeria gościła dwóch artystów opolskich.
Bogdan Madziewicz, artysta średniego pokolenia jest studentem malarstwa wrocławskiej ASP. Pokazał kilkanaście płócien gorącego malarstwa o dużym wpływie abstrakcji ekspresjonistycznej. Wypowiedz malarza opiera się głównie na bardzo zdecydowanych ingerencjach w płaszczyznę obrazu, zestawień szokujących formą natomiast operując barwami kontrastowymi, przeciwległymi kontrastami z koła barw, uzyskuje paradoksalnie malarską harmonię i efekt estetyczny.
Natomiast równolegle pokazujący swoje rzeźbiarskie prace Jarosław Michał Chyc charakteryzuje się już bardziej subtelnym repertuarem środków, chcąc jakby z natury ciężki metal ueterycznić, co, jak czytam w wypowiedzi autora na stronie domowej, łączy się też z transformacją uczuć na wytwarzane obiekty:
„Prace te przedstawiały moje wyobrażenie walki Dobra ze Złem, Miłość i Prawdę, Ból i Fałsz.
Studiowanie natury człowieka, moje obserwacje i doświadczenia zrodziły kolekcję Aniołów Walecznych oraz Aniołów Upadłych”.
Dużo więc wizerunków bytów subtelnych, dużo dróg i pracy nad materiałem, by ażur połączyć z ciężarem materii, a skrót mentalny tworzył nowe jakości nie tylko w przesyconym intencją artyście, ale i w widzu.
Ewa Bieńczycka