Gliwice
W ubiegłej epoce frekwencja sal koncertowych, teatrów i muzeów gwarantowana była skutkiem zakładowych akcji kulturotwórczych, które iluzję uszlachetniania proletariatu z powodzeniem spełniała. Dzisiaj przedwojenna inteligencja i jej potomkowie, odczuwająca głód i potrzebę spotkań ze sztuką wysoką robi to autentycznej przyjemności, co z napawa optymizmem. Mimo okresu wakacyjnego na brak odbiorców zdarzeń artystycznych śląskiego lata nie można było narzekać.
Wszystkich miłośników sztuki, a zwłaszcza tych, którzy mają nad łóżkiem powieszoną reprodukcję „Śpiącej Wenus” Giorgione, Związek Artystów Plastyków Okręgu Gliwicko – Zabrzańskiego we wrześniu zapewnia autentyczne spotkanie z ukochaną. Organizowana elitarna wycieczka autokarem do Drezna spełni wszelkie, zapowiadane przez Platona w „Fajdrosie” oczekiwania:, kiedy zobaczy twarz jakąś lub postać do bogów podobną, która piękność dobrze naśladuje, to naprzód dreszcz po nim chodzi, coś z owych lęków tam wtedy. A potem patrzy na nią, modląc się oczyma jak przed ołtarzem bóstwa i gdyby się nie bał, że go za kompletnego wariata wezmą, kładłby jak przed posągiem, jak przed bogiem samym, ofiary u stóp kochanka. Zobaczył go, a oto po pierwszym dreszczu odmiana. Pot go oblewa i gorącość go ogarnia niezwyczajna. Bo oto weszły weń przez oczy promienie piękna i rozgrzały w nim soki odżywcze dla piór. A gdy się soki ogrzeją, zaczyna tajać twarda powłoka, w której od dawna zarodki piór zamknięte tkwiły, a kiełkować nie mogły. Kiedy teraz pokarm napływa, zaczynają pęcznieć i od korzonków rosnąć trzony piór po całej duszy, bo cała była niegdyś w piórach.
Tak uskrzydleni, możemy rozpoczynać jesienną śląską artystyczną egzystencję.
Katowice
Warto zajrzeć do ukończonej już kopuły Ronda Sztuki, gdzie na poziomie przystanku tramwajowego można wejść od razu w oszklone sale wypełnione wyborem grafik z tegorocznego Międzynarodowego Triennale Grafiki – Kraków 2007. Za darmo można wysmakować szlachetność klasycznych technik graficznych, druku wklęsłego i wypukłego. Wabią i wyróżniają się unikatowe, ogromne japońskie odbitki na japońskim papierze, barwne linoryty i akwaforty wśród coraz częściej stosowanych technik druku cyfrowego. Wchodząc na piętro, gdzie galeria się kontynuuje, z satysfakcją można oglądać perspektywę przeciętych arteriami, niczym w Paryżu, przebudowanych Katowic. Barman zapewnia, że od września ogromne możliwości pięknego obiektu będą maksymalnie wykorzystane dla wszystkich aktywności sztuki, a ich harmonogram, jak i strona internetowa pojawi się na dniach.
W BWA wystawa fińskich artystów „Pewna Finlandia”. Obszerny katalog opisuje proces ich doboru na wystawę, przybliża historię i kultury tego kraju, (a więc nie tylko nóż – finka i przyjęty przez Polaków z entuzjazmem Aki Kaurismäki ale także ciepli, witalni plastycy).
Esej w katalogu Timo Veliaaka sugeruje, że słynny „Ranny Anioł” Hugo Simberga ma niewątpliwy związek z dzisiejszą wystawą, której symbolizmem jest bezpośrednią spadkobierczynią po wspaniałym fińskim modernizmie.
Ale i bez dodatkowych konotacji i unaukowienia, dla zwyczajnego widza z ulicy wystawa jest naprawdę bardzo pozytywnym, witalnym zjawiskiem. Mimo wyraźnych aluzji i odwołań do ruchów ekologicznych i nostalgii za minionym, z radością można powitać pełne ironii i dowcipu instalacje: buty na wysokich obcasach z bazi, futro z „lisim” kołnierzem z kwitnących traw Ani Rapinoja. Kontrast plastiku i rogu krowiego, to hydrauliczna instalacja Kaisu Koivisto, a Kaija Kiuru zszywa ze skupowanych na bazarach szydełkowych koronek białe, ażurowe namioty. Reima Nurmikko podłącza do respiratorów stado kruków, Elina Lind szyje ubiory dla sprzętów kuchennych, a Jaako Pern buduje alternatywne urbanizacji budowle z wikliny. Optymizmem napawa kolekcja gumek do mazania, zużyte skarpetki i recykling starych futrzanych czapek zamienionych na kule. A więc nie wszystko jeszcze stracone.
W Górnośląskim Centrum Kultury Tomasz Mielech, młody fotografik pokazuje czarnobiałe martwe natury zbudowane ze zderzenia zwykłych przedmiotów z niezwykłymi. Rzeczywiście, tak zdawałoby się oszczędna aranżacja przynosi zamierzony nadmiar – jak donosi słowny komentarz Joanny Mielech – tajemniczości i egzystencjalnego tabu, odbieranego nie tylko zmysłem wzroku.
Nareszcie mogłam zobaczyć Galerię Sektor I przekształconą na „Mechaniczną pomarańczę”. Jak pisze Marta Raczek, “Mechaniczna pomarańcza to trzymiesięczny projekt artystyczny inspirowany motywami z powieści Anthony’ego Burgessa i Stanley‘a Kubricka. Pierwszym etapem projektu jest przekształcenie przez wybranych artystów katowickiej galerii Sektor I w klub zbliżony do estetyki filmu Kubricka. W drugim etapie tak zaprojektowana przestrzeń posłuży do cotygodniowej prezentacji performance’ów, koncertów i spotkań artystów z publicznością. Wszystkie prezentowane działania będą się w mniej lub bardziej jawny sposób odwoływać zarówno do książki jak i do filmu, bazując na zawartych w nich motywach fabularnych, rozwiązaniach narracyjnych, cytatach muzycznych, czy estetyce opisanych i sfilmowanych przestrzeń.
Chyba jednak bardziej powieścią Anthony’ego Burgessa niż filmem Stanley‘a Kubricka. Niewykorzystany rząd wanien z leżącym na każdej mydłem na pewno znajdzie jeszcze zastosowanie, gdyż wielu sławnych artystów w ramach Projektu nawiedzi tę galerię we wrześniu.
W ostatni dzień sierpnia przyjechał Paweł Althamer i nie skorzystał z jej gościny, gdyż akcję plastyczną zaprojektował w plenerze.
I tak owego wieczoru, przy zachodzącym słońcu, za monumentalnym pomnikiem Józefa Piłsudskiego na koniu, odbył się piknik inspirowany obrazem Pietera Bruegela „Kraina pieczonych gołąbków”. Odbył się według wszystkich reguł obowiązujących sztukę współczesną, czyli ich absolutnym brakiem i zaprojektowanym żywiołem. Z podziwem można było obserwować Pawła Althamera, jak do perfekcji opanował sztukę porozumienia z dużą liczbą ludzi, nie nadużywając ich, co w happeningach jest w zwyczaju: wykorzystywanie masochistycznych skłonności tłumu. Na przekór innym artystom w takich wypadkach znęcających się i poniewierających żądnymi udręczenia masami, Paweł Althamer zachował bezwzględną kurtuazję, grzeczność i nienaruszalność godności zgromadzonych.
Po rozdaniu puszek z piwem, wybraniu najtłuściejszych z przybyłych na zaproszenie artysty katowickich kloszardów, położeniu ich pod zainstalowaną platformą identyczną jak stół w sławnym obrazie, zgromadzeni rzucili się na obiecany poczęstunek. Przed drugim etapem ( karmienie pizzą) – zebrany tłum sytych bezrobotnych i głodnych intelektualistów, miłośników sztuki, kuratorów, studentów i zaciekawionych przechodniów – konferował z Artystą na trawniku o tym, co stawało się właśnie, co właśnie przemijało i czym się kończyło.
I to, co wydarzyło się dzięki bardzo sławnemu Artyście, który nawiedził Czarny Śląsk wracając z rodzinnych wakacji, było wszystkim, czym mogło być i czym nie mogło. A więc socjologią, polityką, akcją charytatywną, akcją niemoralną i bardzo moralną oraz humanitarną, aktem twórczym, odtwórczym, destrukcją i budowaniem więzi międzyludzkich, sztuką i antysztuką. Relatywizmem i jednoznacznością. Wspólnotą i podziałem.
Ewa Bieńczycka