WIERSZE WOJENNE ***(c.d.)

EROTYK DLA WANDY NIECHCIAŁY

powiem ci tylko, choć nie muszę…
Nie… Muszę, chociaż nie powinnam.
Zegar cieknie, ja staję. Inna
strategia nocna jest poduszek,
gdy powściągliwość impet brata:
gorączka, to jeszcze nie dramat
dziecięcej wojny w nocy mroku.
Rozerwiesz pierze… spokój. Spokój
ze śmiechem. Skrajność da ci samą
czas na paluszkach. Sza, paluszek
na ustach. Udław się. Zaduszę
poduszką, kiedy będzie rano.
Wyfrunie pierze nocnym ptakiem,
zostaniesz wtedy w łóżku Wando,
wykwintem smaku i niesmakiem.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2010, Nie daję ci czytać moich wierszy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

14 odpowiedzi na WIERSZE WOJENNE ***(c.d.)

  1. Wanda Niechciała pisze:

    Jestem Ewo wzruszona! Dziękuję!
    Tylko wiesz, ja za dużych doświadczeń homoseksualnych nie mam, nie wiem, czy sprostałam…Chyba, że to, jak piszesz, stan wojenny. Wtedy podobno normą były różne namiastki, czekoladopodobne i braki.

  2. Ewa pisze:

    Wando wybacz, ale ja musiałam przejść przez pewne doświadczenie homoseksualne z Tobą, ponieważ nie przeszłam niczego podobnego w młodości, jak inni przez odrę. Nie miałam siostry i uwierz, żadnych możliwości.
    A nie potrafię się kochać z kimś nieznajomym. Więc wybór padł na Ciebie.
    Potrzebne mi jest do zrozumienia rozdziału „Literatura homopolityczna” w „Polityce Literatury” wydanej przez KP. Rozdział ten ma cztery artykuły: jeden Kingi Dunin, jeden Krzysztofa Tomasika i dwa Błażeja Warkockiego.
    Nie wiedziałam do tej pory, że homoseksualizm jest lewicowy. Jestem po zobaczeniu na YouTube całego filmu biograficznego „Wilde” ze wspaniałym Stephenem Fryem w roli Oscara Wilde i tam wręcz przeciwnie, homoseksualizm to rzecz arystokracji. Więc to doświadczenie poetyckie z Tobą było po to, by coś wyjaśnić.
    Ślę Ci skany.

  3. Wanda Niechciała pisze:

    Teksty, które mi przysłałaś dość przerażające, doczytałam jeszcze na witrynie KP. I bardzo ważna według mnie
    rozmowa ze Sławomirem Sierakowskim „Miłość trwa trzy lata”, podlinkowana w artykule Błażeja Warkockiego „ Poetyka i polityka współczesnej poezji gejowskiej”:
    http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,3204878.html
    Sam tytuł jest oburzający.
    Nie wiadomo, po co drukuje się wynurzenia kogoś, kto nie ma pojęcia, o czym mówi i arbitralnie zabiera głos. Są ludzie, którzy nigdy nie kochali i nigdy głębszego uczucia nie doświadczą i widocznie do nich należy Sławomir Sierakowski. Tak, jakby niewidomy dawał wykład o malarstwie. Pewni ludzie rodzą się z kalectwem i przecież nie mają obowiązku udawać, że coś mają, skoro nie mają. To, że tam padają różne sławne nazwiska, niczego do sprawy nie wnosi.
    Jak widać, redaktor naczelny Sławomir Sierakowski zna się na polityce, niech w tych sprawach zabiera głos. Jeśli polityk uwodzi, to sprawa polityki. Ale to nie ma absolutnie nic wspólnego z grą miłosną.
    Podobnie jest w tych artykułach w książce. Zarzucają prawicy, a popełniają ten sam błąd.
    Jak sekta religijna młotkują, że wszystko jest polityczne, nawet ludzka intymność, to przecież takich nie przegadasz, jak Świadków Jehowy. Z takimi poglądami nie można nic zrobić. Przecież to nieprawda.

  4. Ewa pisze:

    To chyba jest sedno tej łopatologii. To, że jest obyczajowość bardziej swobodna, nie znaczy wcale, że ludzie mniej cierpią, mniej się zakochują i są jako gatunek zupełnie inni od swoich przodków. Myślę, że jest odwrotnie. Szczerość międzyludzka i prostota nie obwarowana konwenansem pozwala na rozkwit uczuć wyższych. Przykładem może być np. dyskusja na NS, o której dowiedziałam się okrężnie dzięki „Polityce Literatury”, że tam na forum nieszuflady rozpętała się dyskusja na temat właśnie tutaj drukowanego eseju pióra Elizy Szybowicz „Comme il faut 2. O prozie i Paszporcie Jacka Dehnela”. Podobno nieszufladowcy naobrażali autorkę niewybrednymi epitetami, broniąc jak lwy swojego przyjaciela Jacka Dehnela. Czy nie jest to ewidentny dowód na to, że miłość do Pana Jacka trwa tak długo, jak on tam przebywa, chyba już z pięć lat? I że za każdym razem jego portalowi przyjaciele nie opuszczają, stoją murem za nim? Nie zawodzą nigdy, nie odkochują się?
    Moje spółki sieciowe nie trwały nigdy nie więcej niż rok, zawsze trafiałam na osobowości typu Sławomir Sierakowski, nie, gorzej, on tam mówi o jakiś mitycznych trzech latach. Tak Wando, jak piszesz, to kwestia tylko człowieka. I mit, że homoseksualiści nie kochają. W filmie „Wilde” wszystkie chłopaki kochają go do końca, nawet żona go nie opuszcza. A przecież to autobiografia udokumentowana. Jaka tam polityka. Co za nonsens łączyć to wszystko, niepojęte.

  5. Rysiek listonosz pisze:

    Z dzisiejszej notki na GW o Krzysztofie Piesiewiczu wynika, że nie jest możliwe łączenie życia prywatnego z polityką. Równocześnie czytam, że ujawniono po śmierci J. D. Salingera strzeżone tajemnice jego życia płciowego, gdzie niejednokrotnie różnica wieku jego partnerek wynosiła 50 lat. Ale on zrezygnował zupełnie z życia społecznego, zaszył się na prowincji i obwarował. Na przykładzie Piesiewicza widać, że trzeba coś w życiu wybrać. I wybrał, i nie wiadomo, po co partie polityczne walczą, by był w dalszym ciągu politykiem.
    I chyba KP dąży właśnie do tego, by w Polce zaistniał fenomen aktywności na każdym polu. Sztuki i Polityki równocześnie. Chyba, że sztukę sprowadzi się do takiego, jak u Roosevelta, malowania akwarel po pracy.
    Bo przecież z analizowanych tam dzieł literackich w „Polityce literatury” nic nie wynika. Jakieś wskazówki o istotnych przemianach dają dzieła epokowe, wielkie. Słaba literatura nie mówi nic.

  6. Ewa Bieńczycka pisze:

    No właśnie. Błażej Warkocki wyciąga na dodatek z powieści sezonowych, takich, jakie każda literacka dekada emituje mnóstwo i z nich dopiero odsiewane są utwory znaczące – wnioski fundamentalne. Jak fundamentalista. Kiedy Susan Sontag pisała esej „Przeciw interpretacji”, to protestowała przeciwko zbyt nachalnemu imputowaniu arcydziełom rzeczy, których autor nie miał na mysi. Tutaj zachodzi coś gorszego : wszystko co się bierze do analizy, dostaje pieczątkę partyjną. Czytałam większość tych książek o których Krzysztof Tomasik i Błażej Warkocki piszą. „Ja czyli 66 moich miłości” Bartosza Żurawieckiego jest sensacyjnym katalogiem różnorakich intymności świadczonych przez internetowego bywalca gejowskich portali. Książka pisana jak leci, bez żadnego wyboru, nastawiona na sensację i pikanterię, takich pół pornograficznych opowiadań przy nawet niewielkich umiejętnościach pisarskich można produkować tony. I jeśli jednym z klientów bohatera jest biskup i scena w pałacu biskupim, to już książka jest polityczna. Co za bzdury. „Dekameron” nie jest polityczny, kategoria „polityczny” traci zupełnie na znaczeniu przy takich badaniach. Podobnie „Darkroom” Pasewicza. Jeśli śmierć zdarza się na paradzie gejowskiej, to już krytyka stosunków społecznych. W ten sposób można też po radiomaryjnemu: jak seks, to można się wszędzie doszukać tylko świństwa i pornografii. Czy nawet „Rudol”, pisany młodopolskim językiem i zwalczanym przecież modernistycznym sposobem przedstawiania, też do jednego wora. Jeśli Eliza Szybowicz zarzuca „Lali” Jacka Dehnela wielkie „nic”, to to też jest zarzut partyjny, a nie artystyczny. Już nie chce mi się tego wszystkiego analizować, to taka strata czasu. Po prostu słabe są książki i słabi są ci, którzy je analizują. Płytko, na poziomie pism kolorowych, a nie aparatem głębszych przemyśleń. W sumie, to wszystko pasuje do siebie: Zygmunt, Miller, Grzela, Pasewicz, Sieniewicz, Filipiak. I Witkowski, najlepszy z nich wszystkich.

  7. Wanda Niechciała pisze:

    „feminizm, mniejszości seksualne, konsumpcjonizm, , traumatologia rodzinna”
    To wszystko są sprawy naukowców, a nie artystów. Szkoda, że KP nie przypomina, na czym polegało w starożytności kultywowanie sztuki życia i jaką role odgrywała w tym erotyka. Czemu w tych pismach krytycznych nie ma nigdzie żadnego punktu odniesienia właśnie do życia, a nie do prawa. Miłość chłopców u Greków to rzecz etyki, a nie nakazu zewnętrznego państwa. Kultywowanie wstrzemięźliwości i powściągliwości, szacunku dla partnerów, dążenie do miłości duchowej, to wszystko zabezpieczało przed barbarzyństwem i było opisywane w ich literaturze. Ale jeśli KP likwiduje programowo duchowość, to o czym tu mówić. Mimo zapewnień Igora Stokfiszewskiego, nie można homoseksualizmu dzisiejszego traktować w sensie greckim, bo to w praktyce jedynie jest sposobem na życie: po co zakładać rodzinę, skoro można potrzebę seksualną zaspokajać w prostszy sposób. Coś się obala, a w zamian proponuje się jeszcze większą niewolę: poddanie jakiejś upiornej, zewnętrznej doktrynie.

  8. Ewa pisze:

    Tam się likwiduje nie tylko duchowość, ale prawdę (jest tyle „prawd”, ilu ludzi), i wszystkie zdobycze artystyczne modernizmu pod pozorem wprowadzenia nowoczesnego ładu cywilizacyjnego.
    W filmie „Wilde” właśnie chłopcy kochają Oscara na sposób grecki, on jest dla nich mistrzem.
    Nastąpiła mała podmiana. Mistrz stał się „Przewodnikiem Krytyki Politycznej. Taką rolę najprawdopodobniej pełni dzisiaj dla artystów KP.
    To wkleję taki fragment z Michela Foucault, z „Historii seksualności”:

    „(…)W sztuce uwodzenia powinnością miłośnika były zaloty; i jeśli nawet żądano odeń, by zachował panowanie nad sobą, wiedziano dobrze, że nieprzezwyciężona siła miłości może go ponieść wbrew woli. Trwały punkt oporu stanowił honor chłopca, jego godność, rozumny upór, który pozwalał mu na odmowę. Jednak od chwili, gdy Eros kieruje ku prawdzie, lepszym przewodnikiem okaże się bardziej zaawansowany na drodze miłości, bardziej zakochany w prawdzie, i on to chronić będzie partnera od nurzania się w niskich rozkoszach. Mędrszy w miłości stanie się również nauczycielem prawdy: jego rolą będzie nauczać ukochanego, jak zatryumfować nad żądzami i stać się „silniejszym od siebie”. W miłosnej relacji — jest to konsekwencja stosunku do prawdy, który odtąd wyznacza jej strukturę — pojawia się nowa osoba: zajmująca miejsce zakochanego osoba nauczyciela, który dzięki całkowitemu panowaniu, jakie nad sobą sprawuje, odwraca sens gry, zmienia role, ustanawia zasadę wyrzeczenia się aphrodisiai staje się, dla wszystkich młodzieńców złaknionych prawdy, przedmiotem miłości.(…)”

  9. WS pisze:

    Ewo, czy byłaś już na stronie literaturajestsexy?
    W NS entuzjazm i zachwyt.

  10. Ewa pisze:

    Nie, nie byłam tam. Myślę, że jak w miłości, potrzebna jest jednak symetria. Wątpię, by twórcy tego portalu odwiedzali moją stronę, dlaczego więc ja miałabym to robić? Sieć robi się coraz bardziej ciekawa i różnorodna, trudno zwabić tak łatwo do siebie. A przecież nie sposób czytać wszystkiego. A głosy aprobujące na NS raczej zniechęcają mnie, ponieważ gust literacki wypowiadających się tam osób znam i on nie pokrywa się z moim. Dopóki witryny literackie nie będą polemiczne i dialogowe, to trudno traktować je jak ucztę duchową, czy intelektualną, napisano przecież już tyle wybornych rzeczy, więc nie mogą konkurować. Ale na taką, potrzebną Sieci rolę, też są zazwyczaj za słabi.

  11. WS pisze:

    To nie witryna. To przedsiębiorstwo. Można zostać poetą za jedyne 500 zł.

  12. Ewa pisze:

    Pewnie tam kiedyś wpadnę, bo jak piszę o najnowszych książkach, to przeczesuję Sieć i natrafiam na teksty Jakuba Winiarskiego. W czwartek będziemy z Wandą omawiać najnowszy tomik Krystyny Miłobędzkiej i być może tam coś o niej jest, jakiś wywiad. To wtedy sprawdzę, czy to jest tak, jak sugerujesz, przedsięwzięcie biznesowe, czy tylko uczciwe postawienie sprawy. Uważam, że słusznie wprowadza opłaty. Też chciałabym, by mi ktoś płacił za przeczytanie pewnych polskich książek, bo przyjemność żadna, a szkody na mózgu duże. By płacił tak, jak kopalnie tu na Śląsku płacą za szkody górnicze. Ale mi nikt płacić nie chce.
    Mam na pasku portal niedoczytania i tam regularnie chodzę, ale z coraz większą irytacją. To, co właśnie przeczytałam na niedoczytaniach w komentarzach Marka Trojanowskiego o tym portalu jest bardzo trafne. Od dawna już nie dotykam pewnych tam wątków, „snów”, „recenzji” i „rozmów przy stoliku”. Marek napisał tam dlaczego tak jest i ja się z nim zgadzam.
    Więc już trzeba ostrożnie z portalami, czasu mało, a „chomikuj” daje takie niesłychane bogactwo tekstów, że żal czytać byle co.

  13. Ewa pisze:

    WS, widzisz, my sobie tutaj gawędzimy a nasze słowa od razu przekręcają.

    Doktorze Marku Trojanowski! Słowa, które teraz cytujesz na niedoczytaniach nie są moje, tylko WS, na tej witrynie Jakuba Winiarskiego nigdy nie byłam i jak mnie zupełnie chcesz przemilczać to przemilczaj, ale złośliwie mnie nie przekręcaj. I poproś redaktora naczelnego niedoczytania, Leszka Onaka, by Ci poprawił orta. Chart przez „ch”. Ja jestem tylko malarką i ja mogę robić błędy, mnie wolno, bo ja nie jestem wykształcona. Doktorowi nauk humanistycznych nie.

  14. Ewa pisze:

    Właśnie widzę, ze na niedosczytaniach jest taki komentarz:

    chodziło o ha!artów – oczywiście a nie “hartów”

    marek trojanowski | 2 luty, 2010, 22:36

    ale nie sprostował mojej cytowanej tam wypowiedzi. Nie wypowiedziałam się o kolejnej inicjatywie sieciowej Jakuba Winiarskiego w ten sposób, bo jej nie znam. Tak samo jak Markowi, zależy mi, by literatura w Sieci była na poziomie, by była od papierowych wypowiedzi lepsza, bo gorąca, bo nie oziębiona kalkulacją, bo spontaniczna. Jednak nikt nie przestrzega zasady czystości wypowiedzi głosów w dyskusji. Ja na niedoczytaniach jestem uznana za grafomankę, nikt tam za mną się nie ujął nie obronił i nie mogę zabierać głosu tam gdzie mnie nie chcą i mnie nie lubią. Podobnie było na nieszufladzie, gdzie nie doczekam się ani jednego nigdy głosu obrończego i wspierającego. Jeśli w tej chwili na niedoczytaniach jest stan taki, jaki został celnie opisany w ostatniej dyskusji pod wątkiem „I edycja Konkursu Serwisu Niedoczytania.pl na felieton literacko-kulturalny “Przepraszam, mam katar”, to jest to wina tylko selekcji negatywnej redaktorów niedoczytania. Wyboru zawsze gorszego, zawsze asekuracyjnego i tchórzliwego. Pisze się tam po to, by nic nie napisać, wypełnia się rubryki pakułami. Ponieważ, jak czytam, nikt za to nie płaci, pisze się „po godzinach”, to ta pasja docelowa służy złej sprawie – by Sieć zapełnić właśnie takim nikomu nie potrzebnym śmieciem. Pisząc o „Wrońcu”, bardzo chciałam przeciwstawić się na moim blogu głosowi innego pokolenia, ponieważ właśnie o tej książce na niedoczytaniach było dużo. I się nie dało. Podobnie było z innymi utworami, o których tu pisałam.
    Wielka szkoda, że to wszystko tak się marnuje. Bo energię i czas, który trzeba wydatkować na to, czy się coś powie, czy tylko uda, że się powiedziało, jest taka sama. Nerwica trawiąca niedoczytania szkodzi, bo redaktor naczelny jest w moim odbiorze bardzo wartościowy. I cały portal piękny i klarowny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *