Poraża blogerów, którzy chcą mieć blog, ale jeszcze nie są zdecydowani, co do jego pojemności. Zachwyca ich każda wzniosła idea i kochają się w świecie zewnętrznym, w zbiorze wartości, które przeczuwają, że gdzieś są. Nie należy tego zjawiska mylić z staroświeckim uzdrawiaczem świata.
Dzisiejszy bloger żyjący w przestrzeni wirtualnej, więc niemającej nic wspólnego z utraconą już ludzką normą, ma o wiele większe możliwości realizacji tej niemożliwej do zrealizowania idei, bowiem w sieci wszystko da się przeprowadzić.
A więc będą to blogi o charakterze bardzo sformalizowanym, schematycznym i pedantycznym. Szaleńcy czystości języka i gramatyki, znający zagrożenia i zamachy na język polski, będą go ratować.
Blogerzy własną chorobą, czyli wewnętrznością próbują uzdrowić zewnętrzność, czyli np. Polskę mówiącą i piszącą źle po polsku, są w sytuacji niemożliwej, gdyż wszystko już zostało zakwestionowane i zrelatywizowane. Wirtualność jest już w zupełnie innej przestrzeni dziejowej, gdzie nic się właściwie nie liczy.
Dewaluacji uległy ubiegłowieczne idee, rozkładowi wszelkie tabu i porządkujące wierzenia. Bezbronność bez ogólnego wsparcia staje się samowolą i wiarą bez pokrycia.
Wtedy trzeba sobie radzić, stwarzając własną ogólność idealną, której już nie ma, która się zdegradowała i wierzyć niepokojąco w coś, co nie ma jeszcze konkretnego kształtu.
Wielką pokusą też zdają się wszelkie ideologie, w które młody bloger wpada w poszukiwaniu ładu swojego bloga i odnajdując go, z rozkoszą uprawia i z olśnieniem kultywuje, wspierając ciemne zazwyczaj siły polityczne, które nim inteligentnie manipulują.
Również blogi artystyczne, polegające na kolekcjonerstwie, np., jakiegoś koloru czy dewiacji erotycznej, w poszukiwaniu sensu bezsensu, potrafią latami tkwić z równym entuzjazmem przy tej robocie.
Porządkowanie, klasyfikowanie, zbieractwo, wreszcie strach przed utratą wypracowanego w ten sposób ładu, zabija wszelką spontaniczność i nieprzewidywalność – tak niezbędnych elementów w procesie twórczym.
Upadek mitów bądź potrzeba przeżycia w swojej zazwyczaj wyjałowionej, komputerowo – blogowej (też osiedlowej) egzystencji w sposób bohaterski, stwarza tęsknotę za przygodą, niespełnialnej w sztywnym gorsecie własnych założeń formalnych.
Choroba niebezpieczna, gdyż oparta niejednokrotnie na moralizatorstwie i ogólnie przyjętych szlachetnych normach daje złudzenie zdrowia.
A przecież w sieci nawet ewidentne wartości stają się natychmiast swoimi przeciwnościami.
Dopóki wolność blogowa będzie utrzymana, dopóty blog nie będzie chorował i nie umrze. Nie umrze chorobą na śmierć.
18 października 00:04, przez Ania
Dużo będzie tych chorób?
18 października 00:09, przez Ewa
Napisałam 8 odcinków. Chciałam bardzo skrótowo.
Tak przeplatam z innymi notkami, ale może jeszcze dodam, bo materiału mam więcej. Np. choroba bycia za wszeklką cenę blogerem…