Choroba uczuć, na jaką cierpi bloger dotycząca tych, którzy wybierają samotne sieciowe przebywanie – też jest, zdawałoby się – podyktowana intencją chwalebną i szlachetną.
Deficyt uniwersum, czyli nie łączenie się z powszechnym światem – nawet jak czyni to na płaszczyźnie szeroko pojętej kultury – powoduje następną, duchową pułapkę. Bloger bowiem, ufny w swe siły, zaczyna cały świat brać na swoje barki, usiłując nim się stać, wskutek czego harmonia duchowa zostaje zachwiana.
Tak dzieje się w egzystencjalizmie, w swej krańcowej, ateistycznej postaci, gdzie subiektywizm sieje jedynie pustkę.
Początki choroby są rozkoszne, szczególnie, gdy dotyczą bardzo młodych blogerów zachwyconych wolnością blogową.
Wyruszają więc na swoją przygodę, odważnie zrywając z konwencją.
Jednak bunt taki nie jest kontestacją i niezgodą na świat, ani próbą wyzwolenia się z jego przyciasnych ram.
Samowola polega na zerwaniu ze światem zewnętrznym i posiadaniem niczemu nie przyporządkowanej wolności, z którą nie ma co zrobić.
Panicznie więc bloger zapełnia swój blog wyalienowanymi, niczemu nie służącymi elementami.
Efektem takiej choroby, zapoczątkowanej egocentrycznym chomikowaniem blogowych skarbów, istnemu kolekcjonerstwu i hobbistycznym zapędom jest psucie się i kiszenie blogowych dóbr i ich dziwaczenie.
Uświadomienie sobie tej choroby powoduje okropne cierpienie, podobne do ogłoszenia przez Nietzschego śmierci Boga.
Bloger wie, że jałowienie jego bloga następuje wyraz w wzrostem dbania o niego, a jednoczesnie zawsze pojawia się nawet nie pustka, a nicość. Ta zdumiewająca entropia strwonionej energii blogera napawa go przerażeniem i jeśli nie zdobędzie się na wyraz opisu tego zjawiska, który twórczo literatura, szczególnie romantyczna, obficie dostarczyła, będzie chorował nadal.
Da wyraz, jak w epokach schyłkowych, rafinacji i niesłychanej wirtuozerii swoich blogowych rarytasów, a nihilistyczna nicość, jak rak, będzie trwała i rozrastała się bez opanowania.
Dopóki wolność blogowa będzie utrzymana, dopóty blog nie będzie chorował i nie umrze.
Nie umrze chorobą na śmierć.
21 października 09:24, przez Patryk
Muszę przyznać, że Twoja seria o blogach jest jedną z najciekawszych, jakie przychodzi mi czytać. Z kilkoma rzeczami się nie zgadzam, może nawet z wieloma, ale szalenie interesująco starasz się rozbierać blogi na części pierwsze. Skopiuję sobie to do jednego pliku i chyba będę w przyszłości kontemplował, próbując blogować.
21 października 15:21, przez Ewa
To fajnie Patryku. Jesteś jedyną osobą, która mnie tu na blogu pochwaliła. I teraz znowu. Brawo!