Dawid Kornaga „Rzęsy na opak”

Nie wiem w końcu, do czego doszedł tegoroczny Czerwony Październik, który gorącą, przedwyborczą falą przetoczył się przez ośrodki kulturalne polskich miast.
Panele, dyskusje, festiwale literatury zaangażowanej z udziałem najsławniejszych nazwisk wszelkich politycznych orientacji nie zmieniły odbioru ciągle wydawanych powieści o lewicowych przesłaniach.
Nawet wydana „Estetyka, jako polityka” Jacques’a Ranciere’a, która doczekała się nieprawdopodobnej liczby komentatorów na lewicowych portalach internetowych, ani na jotę nie skomentowała sytuacji młodej literatury.

Bezradność, jaką odczuwa czytelnik sięgając po następne utwory ubiegłorocznych debiutantów jest więc równie wyemancypowana, jak ta według Ranciere’a – Sztuka.

Jacques Rancier, nieznośnie w Polsce interpretowany, wyraźnie mówi:
W tym właśnie sensie twierdziłem pod koniec Les mots de lhistoire, że aby pomyśleć i napisać demokratyczną historię należy raczej zwrócić się w kierunku Virginii Woolf, a nie Emila Zoli. Nie oznacza to wcale, że Virginia Woolf pisała dobre powieści społeczne. Oznacza to, że jej sposób pracy nad zbieganiem się i rozciąganiem czasowości [temporalities], nad ich współwystępowaniem oraz dystansem, jej sposób umieszczania wydarzeń na najbardziej drobiazgowym poziomie, wszystko to tworzy siatkę, która umożliwia skuteczniejsze przemyślenie form sporu politycznego niż wszystkie formy “epiki społecznej”

Nie znaczy, że nie posiadając ogromnego talentu Virginii Woolf, nie można pisać.
Znaczy, że temat lewicowy, ludyczny – realistyczny opis losów „skrzywdzonych i poniżonych” jest dla artysty ogromnym wyzwaniem, szalenie trudnym i wymagającym niesłychanie dobrze opanowanego nie tyle rzemiosła artystycznego, co artyzmu, czyli perfekcyjnym operowaniem środków wyrazu.

Wołanie o sztukę nie jest ani wołaniem przesadzonym, ani roszczeniowym.
Nie da się po prostu czytać tekstów nadających się – jeśli są to rzeczy prawdopodobne dokumentalnie – na materiały metodyczne różnorakich ośrodków pomocy społecznej, wszelkich Mopsów i poradni AA.
Nie da się oglądać filmów opartych na schemacie proletariackiej krzywdy spowodowanej kapitalistycznym wyzyskiem.

Widz, czytelnik, kurczy się ze wstydu, że serwuje mu się tak tanie sentymentalne chwyty i się jego smaku nie docenia.
Nie może proletariat pisać dla proletariatu, ponieważ proletariat nie czyta i nie ogląda. Dla kogo więc są produkcje artystyczne pisane z pozycji nieprzetworzonego artystycznie proletariusza?

Stendhal pisząc o miłości, napisał taki aforyzm: Miłość, to coś, co przydarza się służącym, które potem trzeba wyrzucać z domu”.
Jeśli utwór literacki zostaje popełniony w ramach tak pojętych motywacji, trudno dbać o jego losy. Artystyczny bękart to utwór z nieprawego łoża artystycznej motywacji. Przy pewnej predyspozycji mentalnej, można płodzić co roku: „co rok to prorok”.

O czym jest kolejna książka Dawida Kornagi?
Jest to sprawnie napisana historia opowiedziana przez główną bohaterkę, dwunastoletnią Olę. Ola nie jest andersenowską dziewczynką z zapałkami, nie jest też dziewczynką posiadającą jakąkolwiek osobowość. Jest wyrojonym miejskim tworem głupich rodziców, którzy nie daliby sobie rady w żadnym ustroju i w żadnej państwowości ani wspólnocie. Jest owocem rodzinki, która pazernie robi piąte dziecko by pozyskać becikowe, a zapijaczona głowa rodziny zaprzedaje się mafii, by „zrobić dobrze” pazernemu księdzu, o nazwisku Sopel (urobionemu jak u Dostojewskiego z cech charakteru).

Przy tak mizernym materiale, jaki Kornaga zgromadził by się z czytelnikiem dzielić, mógł jedynie albo pójść w absolutne przyczernienie opowiedzianej sytuacji patologicznej, wydobywając kwintesencję piekła, w którym tkwią nieświadomi swojej absurdalnej sytuacji bohaterowie; albo zdystansować się tak daleko do tej miejskiej przeciętności, by ich odrealnienie stanowiło jakieś memento mori dla moralnego proroctwa.

Niestety, czytamy powieść nieprzeznaczoną dla młodzieży, a jednak niewykraczającą poza możliwość percepcji tego niedojrzałego wieku.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na Dawid Kornaga „Rzęsy na opak”

  1. Rysiek listonosz pisze:

    19 października 09:53, przez Rysiek listonosz
    Na tym przejściowym blogu przez moment byłem administratorem. Widzę, że znowu niepochlebna recenzja.
    Czy ja za to też będę odpowiadał?
    I który pisarz z pretensjami do Ciebie pisał? Możesz ujawnić?

  2. Ewa pisze:

    19 października 10:12, przez Ewa
    Tak, blog wariował, nie mogłam sobie z nim poradzić, a to podobno był typ bloga profesjonalnego, ostatni krzyk mody, nowej generacji. I wszystkie instrukcje po angielsku i jakieś niesłychanie wnikliwe statystyki. Ale nie potrafiłam tego opanować. Reaktywacja i powrót do upadłego bloga kosztowała powtórne wklejenie obrazków, wyzerowany licznik i brak dostępu do jakichkolwiek statystyk.
    Więc nie wiem, czy ten Pisarz (wolałabym nie pisać nazwiska), mnie kiedykolwiek tu czytał. Najprawdopodobniej natknął się przypadkowo w wyszukiwarce, szukając swojego nazwiska. Zresztą, nie omieszkał mi zrobić tej uwagi, że mojego bloga nie czyta. To, że nagminnie piszę błędy w nazwiskach, prawdopodobnie ratuje mnie przed skopaniem.

    A jeszcze dziwny i tajemniczy wypadek, odnośnie tego Pisarza: po dniu, w którym dostałam nocny list z pretensją od niego, byłam w bibliotece i przyniosłam do domu właśnie wydaną jego najnowszą powieść, by o niej na moim blogu napisać.
    Nie wiem, czy to metafizyka, czy Pisarz może mieć połączenie komputerowe z biblioteką i śledzić swoich czytelników?

    Nieprawdopodobne!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *