Przepełnione zdobyczami techniki, filmikami z YouTube, złożone ze zdjęć, sieciowe blogi cierpią na brak witaminy autora, jego osobowości i zamieniają go w cywilizacyjną maszynę.
Bloger oddziela się nie tylko od własnego świata kreowanego na blogu – stwarza coś, co tak na prawdę nie istnieje.
Nadmiar powstały z łatwości kompilacji przeróżnych zdobyczy technicznych, jego niekonieczność, nie wnoszenie niczego w człowieczym wzrastaniu, niejednokrotnie prowadzi do olśniewających wyników.
Pedantyczność tej roboty zaspokaja pozornie ludzką, plotkarską ciekawość: jak i gdzie artystyczne koterie się bawią, bądź jak bawi się rodzina blogera. Ten administracyjny, systematyczny ton pełen jest zazwyczaj poczucia godności w sprawności żmudnego zagospodarowywania blogowej przestrzeni, gdzie nie ma miejsca już na żadną ideę i żadne uczucie. Konsekwentna myśl sprawnego architekta mnoży sieciowe światy bez możliwości zaistnienia człowieka. Zamieniony w ten sposób w maszynę bloger, niemający nic wspólnego z szeroko pojętą kulturą, mimo, że niejednokrotnie w tej kategorii blog funkcjonuje, ma zazwyczaj sieciowe powodzenie w wodach podobnych sobie instytucji, których spotkania polegają na oddawaniu sobie szacunku i formalnych komunikatach.
Przypisać można do tej kategorii niezliczoną liczbę blogów politycznych, sztywnych i zimnych, tkwiących po uszy w nierealnym, doraźnym świecie ujawnionym hiperrealistycznie dzięki cudownej sprawności środków przekazu.
Ten typ choroby najbardziej chyba zagrażający sieciowym twórcom blogów, dzięki dostępności, pospolitości tego typu sieciowego przebywania, otwiera się na pokusę bycia kimś innym, niż można być.
Z szarego, nieświadomego swoich niewielkich wrodzonych darów wyrasta bloger całą gębą, próbujący tym sposobem wymknąć się czasowi i pospolitości.
Do tej kategorii należą też porażeni manią pisania sieciowicze, którzy w miarę uzależnienia popadają w ten najtwardszy narkotyk.
Żadna epoka nie oferowała takiej cywilizacyjnej łatwości zaświadczania pismem swojego życia w sposób tak niesłychanie dostępny.
Blogerzy, zaniedbując swoje rodziny i obowiązki dnia, oddają się bez pamięci sztywnemu nakazowi wewnętrznemu, obsługują niezliczoną liczbę sieciowych forów swoich i cudzych blogów.
Choroba raczej nieuleczalna, nierokująca wyzdrowienia. Technika oferując coraz doskonalsze formy bywania w wirtualnym świecie nie jest już władna uniemożliwić pozostania w nim na zawsze.
Dopóki wolność blogowa będzie utrzymana, dopóty blog nie będzie chorował i nie umrze. Nie umrze chorobą na śmierć.
28 października 00:35, przez Winston Churchill
Nigdy tak wielu nie zadzięczało tak wiele tak nielicznym?
28 października 00:49, przez Ania
Chyba odwrotnie…
28 października 05:47, przez Maciek
Te odcinki o blogach to pod wpływem filozofów? Których?
28 października 06:00, przez Ewa
Tak. Pod wpływem „Filozofii ekspresji” Giorgio Colli’ego.
Ale bezpośrednio, to po przeczytaniu powieści „Przeklęta pierwsza linijka” Jeana – Marie Laclavetine’a.