BLOGI XXI (choroba dobrej woli)

Schopenhauer ma pewność, że człowiek jest

zły z natury. Gdyby było inaczej, gdybyśmy byli z gruntu uczciwi, wówczas w każdej dyskusji zabiegalibyśmy tylko o osiągnięcie prawdy, bez względu na jej zgodność z naszym wcześniejszym poglądem, czy też poglądem przeciwnika; nie miałyby one znaczenia lub byłyby całkowicie drugoplanowe.

Tak więc biorąc pod uwagę autorytet mędrca, a także pierwotną tezę tego cyklu o pochodzeniu blogów, czyli wyłonieniu się ich z wód nihilizmu, pozostaje jedynie przeanalizować sposób komentowania blogowych wypowiedzi i ich motywacji.

Choroba dobrej woli komentatorów polega na braku jakiejkolwiek ciekawości drugiego człowieka, jego świata i jego poglądów.
Kiedy pragnie zademonstrować swój komentarz, niejednokrotnie, dla uśpienia czujności właściciela bloga, nawet zawiera jakieś pokrętne pochlebstwo. Ortega y Gasset przytacza taki sposób chwalenia w eseju o Velázquezie:

Odtąd aż do śmierci niezliczony legion zazdrośników szturmował sławę Velazqueza. Nie pozwalali oni sobie na ataki gwałtowne, gdyż król ochraniał malarza, którego nie tylko podziwiał, ale też darzył szczerą przyjaźnią. Strategia zawiści polegała na osłabianiu owego rozgłosu. Zastosowano dwie odwieczne metody. Widząc, że każdy portret Velazqueza z jego pierwszego okresu jest lepszy od poprzedniego i pozostawia daleko w tyle wszystkie inne, jakie wtedy powstawały, zawistnicy głoszą, że umie malować tylko portrety. Jest to znany sposób pomniejszenia sławy człowieka utalentowanego. Odwraca się uwagę ludzi od tego, co wspaniale robi, i zwraca na to, czego nie robi, dając do zrozumienia, że nie robi, bo nie umie.

Niestety, są blogi, których nikt nie osłania, a tym bardziej król i jeśli zdarzy się już jakiś dyskutant, wykazuje demonstracyjnie złą wolę.
Machiavelli radzi napaść w komentarzu natychmiast na wstępie, bezczelnie właściciela bloga zrugać, gdyż w przeciwnym razie zostanie się samemu napadniętym.
Oczywiście materia sporu jest absolutnie bez znaczenia, gdyż nikogo nie obchodzi to, o czym się pisze.
Dlatego można dzięki zręczności i biegłości w słowie pisanym podważyć, udowodnić i ośmieszyć właściwie wszystko, zależnie od potrzeby. Nawet przy ewidentnych faktach historycznych czy ustalonych regułach w jakiejś dziedzinie, postmodernistyczna ironia wytrąci z ręki każdy argument.

Metod jest zresztą bez liku. Można zakwestionować albo tezę wątku, albo skutki tej tezy. Oczywiście, najlepiej, godząc się pierwotnie na jedną z tych możliwości na końcu totalnie zakwestionować wszystko.
Na drodze dyskusji, napotkawszy ewidentnie słuszne argumenty – w pokrętny sposób, a w ostateczności wmawiając przeciwnikowi, że źle je sformułował trzeba je bezwzględnie obalić.
Absolutnie nie wolno się godzić na żadne ustępstwa. Nadaje się tutaj metoda lekceważenia, w stylu zdumienia nad mądrością dyskutanta, przerastająca własną percepcję, co od razu sieje w przyglądającym się dyskusji duże wątpliwości, co do autentycznej wiedzy ośmieszonego.

Warto też odnotować sposób podlizywania się argumentami, iść równo eskalując w coraz to bardziej ryzykownych wypowiedziach, by nagłym zwrotem wszystko zakwestionować.
Ta lisia i przebiegła taktyka maskowania może być wzbogacona podmianą znaczeń, które tylko w części znaczą to, co znaczą, a zazwyczaj znaczą zupełnie coś innego.
Jeśli nie ma się za wiele czasu, by sterczeć przy komputerze, najlepiej jak najszybciej doprowadzić dyskutanta do szału, a ten w amoku pozwoli ze sobą zrobić wszystko. Można wtedy szybko podmienić swoje argumenty z argumentami przeciwnika i wmówić mu, że to on obstawał przy tych, które do tej pory zwalczał.
Dla wywołania jeszcze większej złości najlepiej odejść bardzo daleko od przedmiotu sporu, wchodząc na tereny osobiste a nawet intymne, niekoniecznie prawdziwe.
Wszelki blef, pomówienie mile widziane. Warto znać jakiś kompromitujący szczegół z życia napastowanego, by robiąc w pewnym momencie nieznaczną aluzję, pozbawić go wiary w człowieka.

Oczywiście, najlepiej nie dyskutować z osobnikiem próżnym, nadętym pychą, dla którego honor wygranej jest najważniejszy, bez względu jakiej sprawy broni, lub jaką zwalcza.
Ale przecież i ten argument należy do sofistycznych gier zniewolonych znanym zrzędzeniem „a nie mówiłam”…

Dopóki wolność blogowa będzie utrzymana, dopóty blog nie będzie chorował i nie umrze. Nie umrze chorobą na śmierć.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2007. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na BLOGI XXI (choroba dobrej woli)

  1. Przechodzień pisze:

    16 listopada 17:07, przez Przechodzień
    Dla takich komentatorów powinna być strona pod tytułem:
    “Tych klientów nie obsługujemy”
    z nickiem, jeszcze lepiej z nazwiskiem i miejscem zamieszkania, no i oczywiście ze zdjęciem.
    Rzecz jasna jest więcej sposobów okazania złej woli. Na przykład metoda “nasram ci na wycieraczkę.”
    Pamiętam na liternackiej wchodził w ożywioną i stojącą na przyzwoitym poziomie dyskusję pewien poeta z Łodzi i wpisywał jedno zdanie, zupełnie od rzeczy, za to z wszelkimi możliwymi błędami i bez polskich znaków.
    Bardzo częstą metodą, generowaną przez zawiść, jest brutalna zmiana tematu na własny, najlepiej zupełnie banalny i banalizujący i przekierowanie całej uwagi na siebie. Dzieje się tak zazwyczaj gdy tzw. wiądący tekst napisany zręcznie i z polotem.
    Najczęstszym jednak objawem złej woli jest powstrzymanie się od jakiegokolwiek komentarza. (Metoda “zimny wychów”)

  2. Ewa pisze:

    17 listopada 00:37, przez Ewa
    Wiesz, teraz codziennie czytam „Rynsztok” i bardzo podoba mi się podoba.
    Nawet chciałam się zarejestrować, to podobno taki salon odrzuconych z Nieszuflady, jak salon impresjonistów w dziewiętnastym wieku.
    Ale skąd można wiedzieć, kto jest pod nickami? Przecież można pisać na różne sposoby, a nie chodzi o blogi tylko o ludzi.

    Teraz, jak czytam – już niedługo festiwal blogów we Wrocławiu. A więc blogi jako finalny produkt, nie jako narzędzie. Więc nie da się bywać, tylko być. Miejscem twórczości staje się kuchnia, a nie pracownia.

  3. Myszka pisze:

    17 listopada 01:01, przez Myszka
    Jest taki portal od września
    „socjologia w internecie”:
    http://klimowicz.blox.pl/html/1310721,262146,21.html?359390

    Polecam!

  4. Ania pisze:

    17 listopada 01:30, przez Ania
    Czytam ten blog Marty Klimowicz.
    To jest bardzo socjologiczne, zgodnie z nazwą. Nie przeczytałem jeszcze całego, ale słowa o sztuce tam nie ma.
    Szkoda, że sieciowe miejsca od razu zapychane są ogromną literaturą na temat czegoś, co przecież dopiero się na naszych oczach staje i nie wiadomo, do czego prowadzi.
    Ważne, by było to wszystko obserwowane przez naukowców, ale przecież tak dużo informacji nas bezpośrednio nie dotyczy.

    Ale bardzo cenne są tam tłumaczenia zagranicznych artykułów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *