William Blake „Cztery Zoa”

Przedśmiertne spolszczenie Macieja Słomczyńskiego niedawno wydane przez “Zieloną Sowę” czyta się najlepiej bez zrozumienia, dla samej przyjemności wtulania się w krystaliczny tekst.
Mimo łańcuchów, mroku, krwi i bijatyk na skalę nieprawdopodobną (liczba demonów jest o wiele większa niż ta, którą Jezus w Ewangelii wciela w świnie), aura tekstów Blake, jak i jego malarstwa, jest zawsze świetlista.

Gdy oglądałam tego lata w oryginalne maleńkie, czułe ryciny, ledwo podbarwione pastelowymi kolorami, uderzała sprzeczność wielkiego zdecydowania artystycznej siły przekazu z eterycznym efektem.

Pisany trzynaście lat sen poety, rozpisany na dziewięć nocy, jest skomplikowanym traktatem filozoficznym z centralnym tematem kuszenia i upadku świata, w którym uczestniczy cały panteon stworzonych przez pisarza demonów, duchów i bogów.
William Blake, który nic innego w życiu nie robił, tylko pisał, rytował i malował(podobnie jak Borges, mówiący o szkole jak najgorzej: „zakończyłem edukację, bo rodzice posłali mnie do szkoły”), błogosławił rodziców, którzy mu jej oszczędzili.

Alienacja społeczna, wynikła z odrzucenia londyńskiego salonu artystów, ochroniła go od uniformizmu i urzędowego, abstrakcyjnego istnienia. Uznany za wariata i szaleńca, konsekwentnie kontynuował dzieło do końca życia w logice i dyscyplinie twórczej.

Toteż jak nam rozumieć Blake, nam, zniszczonym, zdegradowanym, wyobcowanym ze świata ducha? Nam w świecie niemożliwym dla istnienia wrażliwości Blake, który już w cyrklu Newtona upatrywał wielkie, naukowe zagrożenie dla świata? Nam, gdy już wszystko jest rozstrzępione, podzielone, wyalienowane, przebywające poza boską emanacją?

Co dzisiaj nam Blake scali? Jak Zaślubi Niebo z Piekłem, świadomość z podświadomością, przekona do priorytetu wyobraźni nad rozumem?

Aktowi twórczego stwarzania artyście podlega też czas, który ma wykres koła. Optymizm nocy dziewiątej, pokonanie śmierci, która jest zarazem wielkim dobrodziejstwem:
Jak to się stało, że szliśmy przez ogień i nas nie zniszczył?/ Jak to się stało, że wszystko znów jest jak w czasach minionych?
Wszystko wraca do prapoczątku:
W Raju Niewiasty śpią zimą w miękkich jedwabnych osłonach/ Utkanych własnymi dłońmi,/ by skryły je w mrocznym grobie;/ Lecz nieśmiertelni mężowie zmartwychwstają w ich śmierci;/ Radośnie giną, by wiosną odżyć z muzyką i pieśnią.

Dzisiejsza literatura i kino s.f. od Tolkiena, C.S. Lewisa i Matrixa, nie potrafią pozbyć się martwoty i popiołu, czego ezoteryczne i gnostyckie wątki u Blake nie posiadają.

William Blake tak pisał o wpływach: Pisma Swedenborga są więc powtórzeniem wszystkich powierzchownych opinii, oraz analizą niektórych bardziej głębokich – niczym więcej. Weźmy pod uwagę następny prosty fakt: każdy człowiek, o pewnych uzdolnieniach, może z pism Paracelsusa, albo Jakuba Boehme utworzyć dziesięć tysięcy tomów takiej samej wartości jak pism Swedenborga, a z Dantego czy Szekspira nieskończoną ich ilość. Lecz kiedy ktoś potrafi tego dokonać, nie mówimy, że wie więcej od swojego mistrza, bo tylko trzyma świecę w świetle słońca.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *