Michel Houellebecq “Możliwość wyspy”

Pytanie o jej możliwość, czyli o miłość międzyludzką w sensie platońskim – przebywania i przyciągania dwojga ludzi – przewija się przez całą, obszerną powieść, smutno zakończoną zmarnowaniem.

Początkowe wcielenie Daniela, czyli mieszkańca naszych czasów, zdaje sobie sprawę z tego zmarnowania, ale ułomność nie posiadania siły przeciwstawienia się, a może i niemożności, gna go, jak całą cywilizację, na zatracenie.

Najprawdopodobniej Houellebecq wrzucił do książki wszystkie niepokoje dręczące dzisiaj naukowców, duchownych i ekologów.
Czego tam nie ma!

Alienacja i samotność, kult młodości, seks bez ograniczeń, brak potrzeby posiadania potomstwa, zanik miłości, zanik religii tradycyjnej – czyli ciało, jako jedyny relikt gatunku ludzkiego.

Dzięki metodzie twórczej – kontynuowanej we wszystkich wcześniejszych powieściach – Houellebecq swoje powiastki filozoficzne pozornie popularyzuje i czyni je – dzięki cynicznym przerysowaniom bohatera – bliskimi.
Jesteśmy dopuszczeni do oglądu i bardzo trudno, mimo okropnego charakteru narratora, nie przyznać mu racji.
Jest tam jakaś zawsze bezradność czynów, jakaś pułapka nie do przekroczenia i melancholia uległości.

Pisarz pyta o sukces, o powodzenie:
Co by było, gdybyśmy zostali uwolnieni od zdobywania, gdyby los nam pomógł w trudzie doskonalenia, dał talent w młodym wieku, pieniądze i pozycję społeczną?

Satyryk Daniel mając trzydzieści lat ma wszystko, ma nawet po pierwszym nieudanym związku żonę, którą kocha i pożąda.
Ale mechanizm nienasycenia wzrasta w miarę zewnętrznej sytości, bogactwa i łatwego, przyjemnego życia.
I tu następuje drobiazgowa analiza zagrożeń, coraz bardziej widocznych, a których bohater nie jest w stanie pokonać, niesiony falą cywilizacyjnych przemian.

Ironia, to styl Houellebecqa.

Wchodzimy w świat show biznesu z trafnym wypunktowaniem priorytetów, mechanizmów budowania struktury dzisiejszej rozrywki, z całą bezwzględnością, drapieżnością tego najważniejszego i jedynego dostarczyciela przeżyć.

Głównym problemem jest libido, którego nasycanie, podtrzymywanie, zanik, to najważniejsze, życiowe priorytety.
Toteż, gdy żona Daniela musi odejść „w sposób cywilizowany” z powodu starzenia się jej ciała, które nie uaktywnia seksualności, Daniel „zakochuje” się.
I to jest pretekst do pokazania terminowania nastolatek w sztuce miłości, najpewniej na planie filmów pornograficznych, gdzie zdobywają odpowiednie, perfekcyjne wiadomości w technice dawania mężczyźnie rozkoszy.
Czasy pedofilii jako normy obyczajowej, czyli użytkowania dzieci autystycznych, trudno wykrywalnej przez prawo, staje się zwyczajem nie wartym nawet zdziwienia.
Zdziwieniem jest pytanie o monogamię, nie wypada pytać o wierność :

Dla Esther, jak dla wszystkich młodych dziewczyn z jej pokolenia, seks był tylko przyjemną rozrywką, grą uwodzenia i erotyzmu, która nie niosła za sobą żadnego zaangażowania emocjonalnego, bez wątpienia miłość, podobnie jak litość u Nietzschego, była jedynie fikcją wymyśloną przez słabych, by obwiniać silnych i wytyczyć granice ich naturalnej wolności i okrucieństwu.
Kobiety były słabe, szczególnie w okresie połogu, u swoich początków potrzebowały więc opieki mocnego protektora i w tym celu wymyśliły miłość, ale teraz urosły w siłę, były niezależne i wolne, toteż odmawiały zarówno wzbudzania, jak doświadczania uczucia, które nie miało już żadnego konkretnego uzasadnienia.
Istniejący od wieków męski projekt, doskonale wyrażony w naszych czasach przez filmy pornograficzne, polegający na odarciu seksualności z jakichkolwiek uczuciowych skojarzeń, by sprowadzić ją do płaszczyzny czystej rozrywki, w końcu, w tym pokoleniu, został zrealizowany.”

Starzejący się Daniel nie pyta o partnerów swojej kochanki, pogrążony w starożytnym piekle zazdrości i wszystkich uczuciach, które wbrew modyfikacjom i ułatwieniom, są odwieczne i takie same, jakie dręczyły bohaterów starożytnych tragedii.
Ale moda na Greków jest estetyczna:

W gruncie rzeczy nawiązywałem do Greków. Na starość zawsze nawiązujemy do Greków.

Pozbycie się problemów starości przyspiesza nadejście nowej religii:

Jednak brzydkie, niszczejące ciała starców były już obiektem jednogłośnego obrzydzenia i bez wątpienia upalne lato 2003, szczególnie mordercze we Francji, po raz pierwszy obudziło świadomość tego zjawiska.
“Manifa starców – brzmiał nagłówek “Liberation” nazajutrz, kiedy poznano pierwsze liczby – ponad dziesięć tysięcy osób w ciągu dwóch tygodni zmarło w całym kraju; niektóre zmarły samotnie w swoich mieszkaniach, inne w szpitalach bądź w domach starców, ale wszystkie, gdziekolwiek by były, umarły z braku troski.
W kolejnych tygodniach ta sama gazeta opublikowała serię przerażających reportaży, ilustrowanych fotografiami rodem z obozów koncentracyjnych, przedstawiającymi agonię starców ściśniętych we wspólnych salach, leżących nago na łóżkach, w pieluchach, jęczących na próżno przez cały dzień, by ktoś przyszedł ich obmyć lub podać im szklankę wody; opisywano środowisko pielęgniarek, które nie mogą dołączyć do swoich rodzin na wakacjach, gdyż są zajęte zbieraniem trupów, by zrobić miejsce dla nowo przybyłych. “Sceny niegodne nowoczesnego kraju”, pisał dziennikarz, nie zdając sobie sprawy, że, wręcz przeciwnie, były one dowodem na to, że Francja staje się krajem na wskroś nowoczesnym, że jedynie kraj na wskroś nowoczesny może traktować starców jak zwykłe odpady i że taka pogarda dla przodków byłaby nie do pomyślenia w Afryce czy w tradycyjnym państwie azjatyckim.”
Słuszne oburzenie, jakie wywołały te zdjęcia, szybko zostało zapomniane i postęp eutanazji wymuszanej – bądź coraz częściej dobrowolnie wybieranej – miał w kolejnych dziesięcioleciach rozwiązać problem.

Daniel nie jest wprawdzie Travoltą, ale jego prestiż, sława oraz pieniądze, są wystarczające, by stać się VIP-em, łakomym kąskiem sekty Elohimitów, religii rozrastającej się, obiecującej (wiarygodnie) nieśmiertelność.
To też pisarzowi posłuży jako pretekst do opisu kościoła przyszłości, skupiającej wszystkie widoczne wady znanych przywódców i ruchów religijnych w scenerii plastikowej roślinności, nowoczesnej architektury, lubieżności guru wraz z obsługą pierwszorzędnych narzeczonych kacyka, przy jednoczesnej ascezie zdrowej ekologicznie żywności i zadbaniem o ciało, czyli wyśmianie wszystkich współczesnych „pozytywnych” nurtów świata sytych.

Mimo technologii, mimo ułatwień, smak obniża się na wszystkich polach, nie tylko stołu, restauracji, orgii seksualnych, utworów muzycznych:

Zatrzymałem się w “Tap Tap Tapas” i zamówiłem jakieś obrzydliwe kiełbaski pływające w potwornie tłustym sosie, do których wypiłem kilka piw; czułem, jak mój żołądek się wzdyma, napełniając się gównem, i przyszła mi do głowy myśl, żeby świadomie przyspieszyć proces destrukcji, zestarzeć się, stać się odpychającym i grubym, by raz na zawsze poczuć się niegodnym ciała Esther.
W chwili gdy napocząłem moje czwarte mahou, w radiu rozbrzmiała piosenka, nie znałem wykonawcy, ale nie był to David Bisbal, raczej zwykłe latino, z próbami wokalizy, które młodym Hiszpankom wydawały się teraz śmieszne, krótko mówiąc, był to raczej piosenkarz dla gospodyń domowych niż dla młodych lasek…

Ludzkość na oczach poszczególnych Danieli osuwa się i degraduje nie w barbarzyństwo, a w jakąś martwotę i pustkę:

Natknąwszy się przez przypadek na audycję kulturalną w hiszpańskiej telewizji (to było coś więcej niż przypadek, to był cud, ponieważ audycje kulturalne są w hiszpańskiej telewizji niezwykle rzadkie, Hiszpanie absolutnie nie lubią audycji kulturalnych ani w ogóle kultury, to dziedzina, która jest im głęboko obca, czasami człowiek ma wrażenie, że kiedy mówi o kulturze, osobiście ich uraża), dowiedziałem się, że ostatnie słowa Immanuela Kanta na łożu śmierci brzmiały: “Wystarczy”.

Jedynie pies Foks jest reliktem miłości bezwarunkowej i dla bohatera ostatnia deską uczuciowego ratunku.
Daniel nigdy by nie dopuściły do powtórnego ojcostwa po samobójczej śmierci syna, którego i tak nie żałował. Nigdy by z żadnym „dupkiem” pod jednym dachem nie mieszkał:
…przede wszystkim zaś musieli opiekować się dziećmi, niczym śmiertelnymi wrogami mieszkającymi w tym samym domu, musieli je dopieszczać, karmić, martwić się ich chorobami, zapewnić środki na ich edukację oraz przyjemności, a w przeciwieństwie do tego, co dzieje się u zwierząt, nie trwa to tylko przez jeden sezon, na zawsze już pozostają niewolnikami własnego potomstwa, dla nich czas radości kończy się na dobre, potem będą już tylko zmagać się z bólem i wzrastającymi kłopotami zdrowotnymi, aż do czasu, kiedy nie będą już się nadawać do niczego, i ostatecznie zostaną potraktowani jak odpadki, niepotrzebni i zawadzający starcy.
Dzieci w odpowiedzi za nic nie będą im wdzięczne, wręcz przeciwnie, ich wysiłki, jakkolwiek usilne, nigdy nie będą uznane za wystarczające; z tej prostej przyczyny, że są rodzicami, zawsze będą uznani za winnych. Z tego cierpiętniczego, wypełnionego wstydem życia, zostanie bezwzględnie wygnana wszelka radość. Jeżeli tylko zapragną zbliżyć się do młodych ciał, będą prześladowani, odrzuceni, okryci śmiesznością i hańbą, a w naszych czasach coraz częściej skazani na więzienie.
Cielesność młodych, z pewnością najbardziej godna pożądania ze wszystkiego, co świat mógł zaoferować, była zarezerwowana wyłącznie dla młodych, przeznaczeniem starych było pracować i cierpieć.
Taki był prawdziwy sens między pokoleniowej solidarności: zasadzał się po prostu na holokauście każdej kolejnej generacji na rzecz tej, która miała ją zastąpić, holokauście okrutnym, rozciągniętym w czasie, nie przynoszącym żadnego pocieszenia, żadnej otuchy, żadnego wynagrodzenia, zarówno materialnego, jak uczuciowego.

Wizja pisarza właściwie nie różni się wiele od tego co widzimy, obserwujemy, co prasa i TV donosi jako sensacje nawet z polskiego podwórka.
Poprzez zamienienie jej na normę, otrzymujemy bardzo wiarygodną i przerażająca diagnozę.
Podczas, gdy w papce codziennych newsów dostajemy materię dla naszych “świętych oburzeń”, w świecie Houellebecqa nie ma już oburzających się.

Bohater żyje, ale jego próby zmiany nigdy nie przyniosły i nie przynoszą żadnych efektów.
Kobieta nie odpowie na maile, na listy, a pałętającego się wokół domu adoratora przegoni z całą racjonalną bezwzględnością.
Rozczaruje się jego starczym niesprostaniem i po prostu wymieni partnera.
Płatna miłość nie uwzględni w żadnym cenniku jego trudności, a seksualne nienasycenie będzie wzrastać w miarę starzenia i jego męka nie skończy się nigdy.
Będzie dotyczyło to też przeterminowanych kobiet, które jako gatunek będący w rui przez okrągły rok, dba o swój wygląd jedynie by podobać się płci przeciwnej i tylko w celach seksualnych.
Gdy ta zasadność ustaje, widok ich jest przerażający.

Houellebecq nie jest prorokiem Jonaszem ostrzegającym Niniwę. Ot, tak sobie pisze.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *